Zaplanuj przeżycie | 52 Tygodnie Pozytywności

jak żyć pozytywnie

Było już o planowaniu podróży, teraz czas na coś prostszego (lub trudniejszego, zależy jak do tego podejdziecie). Zainspirowana przeżyciowymi planami Edyty Zając, sama postanowiłam sobie takie stworzyć. Od lipca, a co!

Kiedyś już pisałam jak ważne jest robienie nowych rzeczy. [Kliknijcie sobie w link, a będziecie mieć doskonały kontekst dla tego – dość krótkiego – tekstu.] Wszyscy wiedzą, że trzeba podejmować różnorodne aktywności w związku, żeby nie wiało nudą. Dlaczego więc nie wszyscy wiedzą, że z samej/samemu sobie też trzeba trochę życie urozmaicić? Powodów, dla których warto jest mnóstwo:

  • można złapać trochę oddechu po ciężkim dniu,
  • odnowić kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem (obudzić w sobie radość i ekscytację z powodu odkrywania nowości),
  • odnowić kontakt z naturą,
  • poprawić swoją kondycję fizyczną lub intelektualną (albo i duchową),
  • odkryć coś, co okaże się naszą pasją (albo po prostu będzie nam sprawiać przyjemność),
  • „odkurzyć” coś, co robiło się jako dziecko i przestało się to robić, bo teraz trzeba zachowywać się jak dorosły,
  • albo np. odkryć świetne miejsce z jedzeniem/kawą/piwem/doskonałym widokiem/spotkać doskonałą manikiurzystkę etc., do którego/której będzie się chciało wracać.

Zadanie #21 Stwórz listę przeżyć na lipiec – albo chociaż zaplanuj jedno, które na pewno przeżyjesz

jak żyć pozytywnie

No to mamy oczko! Ktoś z moich Czytelników ma tyle lat? Przyznawać się! 🙂 Co oznacza, że jesteśmy już prawie w połowie drogi! Co z kolei oznacza, że zaraz będzie jesień. Ale spokojnie, jesień też jest fajna. Póki co jednak cieszmy się latem! ❤

Wypisałam dla Was mnóstwo przykładowych przeżyć. To naprawdę nie muszą być nie wiadomo, jakie wyzwania. Warunek dla przeżycia jest taki, że ma ono robić dla Ciebie coś dobrego. Jeśli więc czujesz presję, żeby coś zrobić, to… to się nie kwalifikuje. Zrób coś, na co po prostu masz ochotę. Jak dziecko. Jeśli oznacza to zjedzenie niezdrowych, przesłodzonych lodów, które kojarzą Ci się z dzieciństwem, to je zjedz. 🙂 Jak to się pięknie mówi – nie urodziłaś/nie urodziłeś się tylko po to, żeby chodzić do pracy, płacić rachunki i umrzeć. Nope, nope, nope. Nie czuj się też zobowiązana/zobowiązany, by z mojej listy cokolwiek wybrać. Może Ciebie kręcą zupełnie inne rzeczy. 🙂

Pomysły przeżyć:

  • piknik nad rzeką lub w parku,
  • pomoczenie nóg w wodzie (rzece, oceanie, morzu, strumyku, jeziorze),
  • pedicure i manicure z prawdziwego zdarzenia (w domu albo w salonie),
  • kino pod chmurką/maraton z ulubionymi filmami na deszczowy dzień,
  • wypróbuj jakiś ekologiczny sposób na utrzymanie domu (lub siebie) w czystości (proszek do prania, domowe mydło, sprzątanie z wykorzystaniem sody lub octu),
  • metamorfoza balkonu/parapetu/pokoju/itp.,
  • Twoja własna metamorfoza (może oddasz 25 cm włosów na Fundację Rak’n’Roll?),
  • spacer po lesie,
  • wypróbowanie nowego przepisu z użyciem sezonowych warzyw i owoców (może jagodowe muffinki? albo domowe lody?),
  • nowe pomysły na śniadania (choćby i kupno lepszego, zdrowszego pieczywa),
  • nowe pomysły na kolacje (lato sprzyja sałatkom!),
  • wypróbuj jogę (jest mnóstwo zajęć na świeżym powietrzu!),
  • spróbuj ciekawego drinka skomponowanego pod Twój nastrój albo napij się dobrego piwa,
  • zobacz wschód i zachód słońca nad wodą,
  • posłuchaj ciekawego podcastu,
  • przetestuj aplikacje do ćwiczenia umysłu,
  • przesiądź się na rower,
  • wypróbuj nową knajpę (najlepiej taką, która ma ogródek)
  • idź na degustację wina,
  • odkryj nowe miejsce w swoim mieście.

Wybierz sobie maksymalnie 10, żeby nie przeholować na samym początku. Nawet jedno to już coś. I pamiętaj, że to nie są Twoje obowiązki. To są rzeczy, które chcesz zrobić! Trzymam za Ciebie kciuczki! ❤

Praktykowałyście/praktykowaliście już kiedyś listę przeżyć? Ja sama doskonale wiem, że to bardzo dobrze człowiekowi robi – dlatego robię sobie plany na weekendy, choć czasem rezygnuję z nich, żeby pozwolić sobie na nicnierobienie. Podzielcie się swoimi planami – chętnie się nimi zainspiruję (a może też podpowiecie kolejnym Czytelnikom i Czytelniczkom). 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Zadbaj o związek | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

Zadbaj o związek | 52 Tygodnie Pozytywności

jak stworzyć dobry związek

Jestem ostatnią osobą na świecie, która powie Wam, że stan wolny uniemożliwia automatycznie szczęśliwe życie. Zawsze będę twierdzić, że mój najważniejszy i najtrudniejszy związek, to związek ze mną samą. Jednak nigdy nie powiem, że związki z innymi ludźmi są niepotrzebne. Pustelniczego życia nie rozumiem zupełnie i go sobie nie wyobrażam. Dlatego też obowiązkowo umieszczam taki oto wątek w moim rocznym wyzwaniu.

Aha, i zanim stąd uciekniecie, bo jesteście „samotni” i ten tekst nie jest dla Was – poczekajcie chwilę. Czy związki mogą być tylko romantyczne/seksualne? No chyba nie. 🙂

Gruby temat, ja wiem. Jeden tekst nie wystarczy. Od ponad roku na blogu mam dwa teksty poświęcone podstawowym zasadom tworzenia związków romantycznych – cz. I i cz. II. No ale jak to, w ogóle jak to? Romantyczne i planowanie jakieś w ogóle? Jakieś zasady? Ano tak to. To tylko pozornie tworzy sprzeczność. Jeżeli chcecie stworzyć udany, wieloletni związek, to ten związek nie może się opierać na stereotypach płciowych albo oczekiwaniu, że druga strona wszystkiego się domyśli. Dobry związek, to zrównoważony związek. Taki, który przechodzi przez różne fazy. Owszem, zaczyna od fascynacji i ubóstwiania, ale później w naturalny sposób przechodzi do codzienności, przyjaźni i wspólnego planowania przyszłości.

Kończę w tej chwili czytać „Małe życie” i znalazłam tam fragment, w którym wspominana jest scena ze spektaklu: „SETH: Ale czy nie rozumiesz, Amy? Jesteś w błędzie. Związki nigdy nie dostarczają nam wszystkiego. Dostarczają nam niektórych rzeczy. Masz pełną listę rzeczy, których oczekujesz od drugiej osoby – zgrania seksualnego, powiedzmy, albo dobrej rozmowy, albo wsparcia finansowego, albo odpowiedniego poziomu intelektualnego, albo miłego usposobienia, albo lojalności – i wolno Ci wybrać trzy z tych rzeczy. Trzy i koniec. Może cztery, jeśli masz szczęście (…) Jeśli będziesz się upierała znaleźć wszystko, skończysz z niczym”. Powieść podoba mi się jako całość bardzo, ale z tym fragmentem kompletnie się nie zgadzam. Zaczęłam liczyć i jakimś trafem wyszło mi tego całkiem sporo. Ok, nie można oczekiwać, że istnieje na świecie ktoś, kto spełni wszystkie nasze oczekiwania, bo i my raczej nie spełniamy oczekiwań nikogo innego – a czasem nawet i swoich własnych. Jednak naprawdę da się znaleźć kogoś, czyje wady będziemy w stanie zaakceptować, kto będzie na naszym poziomie intelektualnym, będzie lojalny, pomocny i jaki tam jeszcze jest Wasz wzór. Nie jestem zwolenniczką tego księżniczkowego mitu, ale z jednym się zgadzam – naprawdę, nie decydujcie się na związek z kimś, bo myślicie, że nikogo lepszego nie znajdziecie.

jak stworzyć dobry związek

A teraz do sedna. Poważny związek to nie jest spijanie sobie z dzióbków i nieustanny miłosny haj. Związki naprawdę się robi. Związki to ciężka harówka. Związki to czasami płacz i zgrzytanie zębami. Ale i w związkach działa zasada „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. Związki to akceptacja tego, że ludzie się zmieniają, że ani ja, ani mój partner nie zostaniemy na zawsze w tym samym miejscu. I dobrze. Związki to akceptacja integralności drugiej osoby. A przede wszystkim – związki to nieustająca nauka o samej/samym sobie i o swoim partnerze.

Podstawowe zasady w związku romantycznym:

  • dbajcie o siebie same/samych (zachowajcie przestrzeń dla siebie i pozwólcie ją zachować swojemu partnerowi/partnerce),
  • dbajcie o siebie wzajemnie (celebrujcie wspólny czas),
  • (w miarę) na początku związku ustalcie, jakie są Wasze wizje przyszłości i czy mają jakieś części wspólne, czy za bardzo się nie rozłażą (dzieci, miejsce zamieszkania, typ mieszkania, wychowanie dzieci, religia, spędzanie wolnego czasu, stosunek do podróży, stosunek do pieniędzy itp.),
  • zapomnijcie o stereotypach płciowych (że kobieta jest uległa, że facet nie może płakać, że kobiety są bardziej cierpliwe, że mężczyźni są bardziej inteligentni)
  • nauczcie się rozmawiać, argumentować, nie fochać się, dochodzić do kompromisów,
  • ufajcie sobie i szanujcie się, szanujcie prawo drugiej osoby do mówienia „nie” i nie doszukujcie się w tym nie wiadomo czego,
  • nauczcie się doceniać codzienność i zwyczajność,
  • ale pozwalajcie sobie czasem na wspólne szaleństwa,
  • zadawajcie sobie wzajemnie pytania, interesujcie się sobą,
  • mówcie sobie wzajemnie miłe rzeczy i róbcie dla siebie wzajemnie miłe rzeczy
  • i doceniajcie się wzajemnie.

Związana/związany jesteś nie tylko z małżonkiem – a przyjaźń, a rodzina, to co?

Ostatnio pewna osoba zaskoczyła mnie tym, że nie zgadza się, jakoby między przyjaźnią a związkiem romantycznym jedyną różnicą jest seks. No zaraz, a nie jest? Pomijając związki aseksualne, a jednak romantyczne, czy jakiekolwiek zabawy w nazewnictwo, to przecież tak właśnie jest. Przecież mój Mąż jest moim najlepszym przyjacielem. Ale mam też przyjaciółkę, z którą może nie łączy mnie wspólne mieszkanie, wspólne planowanie życia i płacenie rachunków, ale na poziomie relacji – takiej po prostu relacji emocjonalnej – to czym miałby się różnić mój związek z nim od mojego związku z nią? Chyba zostawię Wam to do przemyślenia.

jak stworzyć dobry związek

W każdym razie w życiu potrzebne są nam także inne związki. Niezależnie od tego, czy macie partnera życiowego, czy nie. Jeśli nie macie – potrzebujecie wsparcia, kogoś do pogadania itd. Jeśli macie – potrzebujecie dystansu. Nie można zamykać się tylko na jedną osobę. Albo tylko na kilka osób i tkwić w mikroklimacie swojej mini-rodziny (rodzice-dzieci). Takie zamykanie się tworzy wyniszczające dla wszystkich relacje bluszczowe. Nie róbcie tego. Dobra, teraz trochę się otworzę i powiem Wam coś bardziej osobistego. Zawsze marzyłam o rodzinnych świętach. Takich rodzinnych z ciociami, wujkami, babciami i całą gromadą ludzi. W mojej rodzinie takie święta skończyły się z różnych powodów, gdy byłam kilkulatką. Teraz może nie jestem zwolenniczką świąt samych w sobie, ale na pewno jestem zwolenniczką rodzinnych zjazdów. I zawsze w swoim życiu będę dążyć do tego, żeby tych ludzi gromadzić, bo to tworzy ciepłe relacje.

Tyle że dla mnie rodzina to nie tylko rodzina „z krwi”. Z niejedną osobą spoza niej mam o wiele bliższe relacje. Może jako jedynaczka po prostu bardzo je sobie cenię, bo to dla mnie taka rodzina z wyboru. A wiadomo, że jak coś jest z wyboru, to nieco inaczej się do tego podchodzi. Dlatego celebrujcie wszystkie swoje związki. Nie tylko rodzinę z krwi lub powinowactwa, ale też te ze swoimi przyjaciółmi. W ostatnich linkach miesiąca dawałam Wam link do wywiadu z WO, w którym padło zdanie, że prawdopodobnie w przyszłości będziemy adoptować swoich przyjaciół. Zachwyca mnie to.

Zadanie #20 Zaplanuj, jak zadbasz w tym tygodniu o swoje związki

I teraz tak – opcji macie do wyboru, do koloru. Co innego dla początkujących, co innego dla starych związkowych wyjadaczy. Na początek proponuję coś, co możecie zrobić w związkach z rodziną lub przyjaciółmi (poza małżonkiem):

  • odezwij się do kogoś, do kogo dawno się nie odzywałaś/odzywałeś, a zależy Ci na tej osobie (to łatwo sprawdzić na czatowych aplikacjach ;)),
  • zaproś swojego przyjaciela/ swoją przyjaciółkę do siebie do domu – na kawę, na wino, na piwo, na kolację (rzadko to robimy, szczególnie w dużych miastach)
  • wyjdźcie razem do kina, do teatru, na spacer,
  • każdego dnia odezwij się do bliskiej Ci osoby,
  • zadzwoń do dziadka/babci/cioci/wujka/siostry/brata,
  • napisz list do ważnej dla Ciebie osoby, która mieszka daleko,
  • zaplanuj sobie to wszystko.

jak stworzyć dobry związek

A teraz coś dla relacji romantycznych:

  • przeczytaj związkową książkę; ja polecam „Gdyby Budda się ożenił” Charlotte Kasl i „Ścieżkę miłości” Don Miguela Ruiza i zastosuj się do nowych dla Ciebie zasad,
  • wypisz sobie dobre rzeczy, które robi dla Ciebie Twój partner/ Twoja partnerka, wybierz jedną i podziękuj mu za nią,
  • zrób coś za swojego partnera/ swoją partnerkę (coś małego, np. wynieś śmieci albo pozmywaj),
  • zrób partnerowi/partnerce niespodziankę i kup mu/jej coś, na co było mu szkoda pieniędzy albo zabierz ją/go do restauracji, do której dawno chciał/chciała iść,
  • przeprowadź poważną rozmowę, którą długo odkładaliście,
  • codziennie okazuj jej/mu czułość – przytulaj, całuj, trzymaj za ręce 🙂
  • zaplanuj to wszystko, ale jeśli przyjdzie Ci do głowy zrobić coś spontanicznie – jak najbardziej, zrób to,
  • obejrzyj sobie ten filmik albo nawet namów partnera do wspólnego go obejrzenia (długi jest, więc zarezerwujcie sobie ten czas):

To co? Robimy? 🙂 A jakie Wy macie sposoby na udane związki? Te romantyczne i te przyjacielskie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności

korzyści z kontaktu z naturą

Opowiem Wam bajkę, jak natura korzystnie wpływa na człowieka. A nie, zaraz, to nie bajka – to gołe fakty. 🙂 Zachęcam Was do samodzielnego researchu po źródłach naukowych – medycznych i psychologicznych – choć moim zdaniem korzyści z przebywania w otoczeniu natury są oczywiste. 🙂

Był już tekst o tym, jak się ukulturalnić, a więc nadszedł czas na tekst o tym, jak się zanurzyć w naturze. Kiedyś na studiach czytałam tekst o tym, jak to mężczyźni są bardziej związani z kulturą, a kobiety z naturą. Nie dajmy się temu! 😀 Korzystajmy ze wszystkich dobrodziejstw naszego świata, niezależnie od płci.

Co daje kontakt z naturą?

Dodaje energii

Podobno nawet jest lepszy niż kawa! 🙂 Nie namawiam Was wcale do rezygnacji z kawy, bo ona również ma swoje zalety, ale spróbujcie przekonać się czy nie ożywi Was mały spacerek po pobliskim parku. Psycholog Richard Ryan przeprowadził kilka eksperymentów, na podstawie których stwierdził, że nawet 20 minut dziennego obcowania z naturą, wpływa na znaczny przypływ witalności.

Uspokaja i odstresowuje

Wystarczy już kilka minut, żeby poczuć odprężenie. Zieleń działa na człowieka niesamowicie uspokajająco. Nie mówiąc już o śpiewie ptaków czy szumie drzew albo wody. Może wydać się Wam to niesamowite, ale przebywanie w otoczeniu przyrody obniża puls, ciśnienie krwi i poziom kortyzolu. No i co, nie warto być eko? 😀

Uszczęśliwia

korzyści z kontaktu z naturą

Nawet krótki spacer, to idealne lekarstwo na zły humor. Ja jestem bardzo zależna od uwarunkowań zewnętrznych. Zła pogoda bardzo obniża mój nastrój i tylko coś ekscytującego może ten nastrój poprawić. Albo czekolada. No ale jak już pogoda jest dobra – nie mówię, że idealna – to z każdą chwilą spędzoną w parku, w lesie albo nad wodą, jestem coraz bardziej zadowolona z życia. Jak za dotknięciem magicznej różdżki!

Prowokuje do ruchu

Nie wiem, jak Wy, ale ja, gdy już wybieram się w miejsce bardziej naturalne niż blokowisko lub centrum miasta, to nagle dostaję powera i wcale nie chcę siedzieć. Chcę iść, i iść, i odkrywać kolejne piękne zakątki. Ale w sumie na mnie piękne miasta też tak działają. Jednak zdecydowanie korzystniejsze dla zdrowia jest spacerowanie wśród drzew. M. in. dlatego, że to…

Natlenia

Wiadomo, że drzewka produkują tlen i filtrują różne paskudztwa z powietrza, a więc, im więcej drzewek, tym fajniejsze powietrze. A jeszcze jak do tego dodacie nadmorskie nasycenie jodem, to macie przecudowne prozdrowotne kombo. A jak się mózg natleni, to lepiej myśli – to już są całkiem konkretne korzyści!

Uzupełnia zapasy witaminy D

korzyści z kontaktu z naturą

Do tego wystarczy 15-20 minut dziennego przebywania na słońcu (oczywiście w sezonie wiosenno-letnim) z odkrytymi dłońmi i twarzą, ale im więcej tym lepiej. He he, ale nie przesadzajcie z tym odsłanianiem, bo jeszcze Was aresztują i będzie na mnie. 😉

Daje poczucie jedności ze światem

Zanim zaczniecie się śmiać, pomyślcie, że przecież wszyscy jesteśmy częścią świata, a styczność z siłą natury uświadamia, jak mali – a jednocześnie jak wielcy – jesteśmy. Warto sobie nad tym podumać. 🙂

Zadanie #19 Poświęć przynajmniej 20 minut dziennie na wybraną formę kontaktu z naturą

A w weekend nawet dłużej. Najbliższy weekend bardzo temu sprzyja. 🙂 Jeśli jeszcze nie macie na niego planów, to może wybierzecie się gdzieś za miasto? Nie musi być daleko. Polska pod tym względem jest cudownym krajem – nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć zachwycającą dziką przyrodę.

Pomysły na kontakt z naturą:

W mieście:

#1 Spacer po pobliskim parku lub/i przycupnięcie na ławce

#2 Piknik w parku i chodzenie boso po trawie (tylko uwaga na kleszcze; podobno nie lubią mięty, może posmarujcie skórę czymś miętowym)

#3 Spacer lub odpoczynek nad wodą, jeśli jakąś macie w okolicy (tak, Wisła się liczy)

#4 Spacer po lesie (nie zaszkodzi przytulić się do drzewa albo zatrzymać się, żeby poobserwować ptaki)

korzyści z kontaktu z naturą

#5 Rośliny doniczkowe w domu lub balkonowy ogródek

Poza miastem:

#6 Wypad nad jezioro lub rzekę – najlepiej do jakiejś agroturystyki

korzyści z kontaktu z naturą

I korzystanie z wszelkich atrakcji – spacerów, rowerów, pływania, jagodo- i grzybobrania 🙂

#7 Wypad na działkę

Niezawodny sposób Polaków na wyciszenie (ale też imprezowanie). Działka za miastem! Fajnie jest i podłubać się w ziemi, i pogrillować (tylko nie używajcie tej syfnej, śmierdzącej podpałki, bardzo Was proszę, oraz postarajcie się używać wielorazowych naczyń i sztućców) czy poogniskować, i pograć w badmintona. A nawet popluskać się z dziećmi w nadmuchiwanym basenie. 🙂

#8 Przejażdżka rowerowa przez okoliczne wsie i małe miejscowości poza Wasze miasto

#9 Spływ kajakowy

Spływ to duże słowo, ale chodzi mi po prostu o wyprawę przy użyciu kajaka. 🙂 Może być łódka, może być rower wodny. Czasami takie atrakcje oferowane są też w dużych miastach, więc rozglądajcie się!

#10 Wyjazd nad morze

Jod, jod i jeszcze raz jod!

#11 Wyprawa w góry

korzyści z kontaktu z naturą

Tak, Bieszczady też mogą być. 🙂

To jakie macie plany na najbliższy weekend? I jakie są Wasze ulubione sposoby na spędzanie czasu na łonie natury? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na gorszą pogodę: 10+ filmów, dzięki którym poczujesz się lepiej

Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności

jak reagować na nieproszone rady

Oj, człowieki lubią decydować o życiu innych człowieków, oj, lubią. „Wspomnisz moje słowa!”, „Zobaczysz, jak będziesz starsza”, „Ani się obejrzysz, a…”, „tak trzeba”, „przecież to nie jest normalne”, „nie wyłamuj się”, „nie wychylaj się”, „miej dzieci wtedy i wtedy”, „tylko studia techniczne i informatyczne mają sens” i takie tam. Znacie to? No ja też. To dziś sobie o tym pogadamy.

Zacznę z grubej rury bardzo ważnym przypomnieniem: nie żyjemy wiecznie. Każdy z nas ma tylko jedno życie o ograniczonej długości, bardzo kruche i ułomne – naprawdę niewiele trzeba, by zostało brutalnie zakończone. Każdy z nas jest odrębnym człowiekiem, mającym swoje własne przekonania, przemyślenia, wartości, charakter, potrzeby, możliwości, marzenia itd. Dlaczego więc mielibyśmy komukolwiek pozwolić maczać w nich palce?

Wczoraj zapytałam swojego Męża, co według niego jest we mnie wyjątkowe – powiedział m. in. to, że nie boję się iść pod prąd albo to, że nie zna nikogo innego, kto podróżowałby w taki sposób jak ja (jak najwięcej chodzenia, cudowny ból stóp, zwiedzanie i wcześniejsze wyszukiwanie najciekawszych knajp). Myślę, że na świecie znalazłyby się takie osoby, ale widocznie po prostu nie jest nas tak dużo. Jeżeli ja nie widzę powodu, żebym musiała jeździć na wspaniałe wakacje all-inclusive, żeby leżeć do góry brzuchem, to znaczy, że znajdzie się jeszcze parę osób, które wolałyby się sobie poszwendać i grubą kasę wydać np. tylko na żarcie. Ważne, żebyście wiedziały/wiedzieli, czego w ogóle chcecie – w kwestii podróży, pracy, rodziny, organizacji wesela, religii, miejsca zamieszkania, sposobu życia itd.

A propos podróży, przypomniała mi się sytuacja, gdy ktoś zapytał mnie, co robiliśmy z Olkiem w Londynie. Jako że pierwszego dnia naszego pobytu padało, postanowiliśmy pozwiedzać londyńskie muzea (cudne zresztą, możecie o nich poczytać tutaj). W związku z tym swoją opowieść zaczęłam właśnie od tego, chronologicznie i nagle usłyszałam „to wy tam pojechaliście do muzeów?” z taką oceną w głosie, przyganą, szokiem, sama nie wiem czym, ale nie było to przyjemne, bo prowokowało do tłumaczenia się. A więc tak. Jeżeli w mieście, do którego jadę są wspaniałe muzea, to owszem, zwiedzam je. Widocznie jestem jakąś kulturową wariatką. 😉 I milionowy raz powiem to na blogu: do Berlina i Londynu wróciłabym dla samych muzeów. Bo JA tak właśnie lubię podróżować.

Pamiętaj: tylko TY wiesz, co dla ciebie dobre. Tylko TY znasz swoje wartości i wiesz, jak chcesz żyć, gdzie chcesz żyć, jak się odżywiać i na kogo głosować w wyborach. Nie daj sobie wciskać kitu, że ktoś wie lepiej od Ciebie, bo jest doświadczony, starszy czy jakim tam jeszcze innym „autorytetem” jest. Nie chodzi o to, że ja nie uznaję autorytetów. Moje autorytety to ludzie, którzy nie mówią mi, jak mam żyć, tylko swoim przykładem pokazują, że można inaczej. Bo np. jak ktoś starszy i podobno mądrzejszy mówi mi, że przez ludzi takich jak ja, którzy głosowali na niszową partię, inna partia przegrała, to mi ręce opadają. Rozumiecie, jakaś partia przegrała, bo ja głosowałam na inną. Nie np. dlatego że połowa Polaków nie pofatygowała się do urn. Żeby było śmieszniej, ta osoba do nich należała. Także tego.

jak reagować na nieproszone rady

Dobra, dosyć tych wstępów i tak już wiecie, o co mi chodzi 🙂

Zadanie #18 Przestań pozwalać innym ludziom decydować o swoim życiu i zacznij w końcu żyć po swojemu

W sytuacji, gdy ktoś nie proszony zaczyna udzielać Ci rad, masz dwie możliwości: albo mówisz „mhm, mhm”, a potem robisz swoje, albo – w wersji odważnej – mówisz, że tak nie zrobisz i tłumaczysz dlaczego. Przy drugiej opcji istnieje niebezpieczeństwo, że ten ktoś Cię nie zrozumie, bo a) nie chce Cię zrozumieć – tak jest zatwardziały w swoim poglądzie na (Twoje) życie lub b) nie potrafi Cię zrozumieć, bo nie ma odpowiednich informacji. Muszę przyznać, że sama akurat zauważyłam, że mimo wszystko część tych zatwardziałych mięknie, gdy widzi, że wychodzi mi mój sposób na życie i że jestem szczęśliwa.

Nie ukrywam, że jestem zwolenniczką drugiej możliwości. Lubię być szczera wobec siebie i innych ludzi. Nie lubię niczego zamiatać pod dywan, bo wtedy gromadzi się tam całkiem spora kupka, którą w końcu i tak będzie trzeba posprzątać. Poza tym chcę zmieniać świat i jeżeli nie będę otwarcie mówiła o tym, że można inaczej, że są różne sposoby na życie, to odcięłabym główną drogę ku tej zmianie. Oczywiście jest ten minus, że konfrontacja staje się nieunikniona. Ja jednak nie boję się dyskusji. Jeśli Ty masz z tym problem i wolisz „mieć spokój”, to spróbuj najpierw pierwszej opcji. Może z czasem przekonasz się do drugiej. Z doświadczenia wiem, że robienie rzeczy dla świętego spokoju, kończy się ogromną frustracją i pozwoleniem innym na wejście Ci na głowę – jednak to moje doświadczenie i nie każdy musi podzielać ten pogląd. 🙂

Końcówkując już – wszyscy mają pomysł na to, jak powinno wyglądać Twoje życie, ale pamiętaj o tym, że masz je jedno i nie daj się wmanewrować w coś, co później uznasz za stratę czasu. A jeśli tylko masz takie przeczucie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie. Działaj w zgodzie ze sobą, a wszystko się ułoży. Naprawdę 🙂

A może macie jakieś swoje pomysły na radzenie sobie z nieproszonymi radami, które świetnie się sprawdzają?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności

jak zaakceptować swoje ciało

Tak, swoje, właśnie swoje. Nie Beyonce, nie Shakiry, nie Jessiki Alby. Masz jedno życie, jedno ciało i jedno zdrowie. Szanuj je.

Z całą pewnością ten tekst i ten tydzień dedykuję kobietom. Może to stereotyp, ale wydaje mi się, że Panowie w większości jednak trochę mniej przejmują się swoim wyglądem. Jestem pewna, że są i tacy, dla których jest on bardzo ważny, ale mam wrażenie, że w naszej kulturze to oni są pod tym względem dyskryminowani – no bo co z nich za baby, że chcą dobrze wyglądać. Ja bardzo kibicuję niestereotypowemu myśleniu, więc, Panowie, dbajcie o siebie i nie dajcie sobie wmówić, że to niemęskie. Jeszcze tego brakowało, żeby pokolenie Januszy, których dbałość o jakość swojego życia, decydowało o tym, co jest dla Was dobre! Koniec dygresji. Tekst dedykuję kobietom, bo łatwiej mi z nimi empatyzować, bo wiem, w co w nas próbuje wtłoczyć medialna sieczka i wiem, jak trudno w tym wszystkim się odnaleźć i dać sobie prawo do akceptacji swojego ciała.

Beyonce nie urodziła się Beyonce

Lubimy patrzeć na gwiazdy i im zazdrościć, oj lubimy. Jasne, Beyonce ma talent, ale i nad swoim głosem musi pracować. Nie mówiąc już o układach choreograficznych, które musi opanowywać do perfekcji do swoich teledysków i koncertów. Ale o ciele miało być. Wydaje nam się, że ona ma takie idealne ciało naturalnie. A prawda jest taka, że naturalnie to ona ma pewien typ figury. Nad całą resztą musi ostro pracować. Kiedyś czytałam o tym, jak to przed koncertami ćwiczy po 5 godzin dziennie. Nie wiem, na ile jest to prawdziwe, ale na pewno prawdziwe jest to, że przeciętna zjadaczka chleba nie ma tyle czasu na pracę nad swoim ciałem. Nie wiem też, ile Beyonce je, ale wiem, ile jadła Cassey Ho z Blogilates przed jakimś konkursem fit modelek. 1000 kalorii. Sama po latach przyznała, że było to głupie.

Nie mogłam się oprzeć i zamieszczam tu jej cudny teledysk z utworem, do którego tekst napisała Sia. Bardzo a propos.

Cellulit jest normalny

Kiedy usiadłam do pisania tego tekstu, próbowałam znaleźć jakieś źródło w internecie, do którego mogłabym się odwołać pisząc o cellulicie. I czego się dowiedziałam? Że cellulit to „problem”, „defekt kosmetyczny” i generalnie powinnam się go pozbyć. Co za bzdura. Dwa lata temu, gdy byłam w najlepszej formie w całym swoim życiu, ciągle miałam cellulit! Mniejszy, fakt, bo zdrowe odżywianie, szczotkowanie na sucho i ruch go redukują, ale nadal był. Poszukując dalej na szczęście znalazłam wyjaśnienie: „Cellulit zaś tak naprawdę jest po części (?) naturalnym efektem budowy tkanki łącznej (pytajnik i podkreślenie – moje) i redukuje się go głównie ze względów estetycznych (…)”. Jak pisałam – można go ograniczyć, owszem, ale nie jest to proste. W kobiecym ciele włókna kolagenowe układają się w taki sposób, że po prostu jest to widoczne. Podobno ma go 90 proc. kobiet, co sprawia, że chyba można go uznać za normalny, nie? Ale pomyślcie, jaka to by była strata dla wielkich koncernów kosmetycznych, które oferują kremy mające rzekomo go zmniejszać, gdyby kobiety pogodziły się ze swoim naturalnym wyglądem. Światem rządzi pieniądz, pamiętajcie o tym.

Włosy na kobiecym ciele są NORMALNE

Wiecie, że golenie się przez kobiety jest całkiem nowym wymysłem? Kobiety starsze ode mnie o mniej więcej 50 lat wcale tego nie robiły. No, może niektóre, ale na pewno nie było to powszechne. I mówię tu o nogach. Tzw. „okolic bikini” czy pach nie goliło się jeszcze w latach 80. (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Nie chcę być hipokrytką – sama lubię mieć ogolone nogi i ogólnie uważam, że jest to estetyczne. Nie zmienia to faktu, że jeżeli nie będę miała na to czasu, to będę miała te nogi nieogolone. I nikt mnie nie będzie wyzywał z tego powodu od babochłopów, bo ja się bezwłosa nie urodziłam. Podobnie jak każda inna kobieta, która chodzi po tej planecie. No dobra, Azjatki z pewnością mają mniej włosów, bo takie mają przystosowanie ewolucyjne, ale Panowie Azjaci też. To pewnie Azjaci są kobietami? Same widzicie absurd tego rozumowania 🙂

Masz prawo mieć swoje priorytety

I masz prawo nie mieć czasu na to, żeby ogolić nogi. I dobrze, olej to. Czasem są ważniejsze sprawy niż ogolone nogi i super ekstra wypięty tyłek. Weź załóż kieckę i się nie przejmuj, kobieto. A jak masz problem, że masz kilkumilimetrowe odrosty włosków na nogach, to załóż długą kieckę. Albo miej w nosie. Czas, by mężczyźni zrozumieli, że nieskazitelny wygląd nie jest priorytetem każdej kobiety.

Nie musisz być taka, jak inne

jak zaakceptować swoje ciało

Jesteśmy różne. I różni. I dlatego świat jest piękny. Słyszałaś, że zakochujemy się właśnie w defektach, a nie w perfekcji? Bo perfekcja jest nudna. A jeśli chcesz się doskonalić – niezależnie od tego, w jakim zakresie, to nigdy nie porównuj się do innych. I jeśli chcesz z kimś konkurować, to zawsze ze sobą z wczoraj.

Nie jesteś ozdobą świata, którym rządzą mężczyźni

I nie bądź nią. Jesteś kimś o wiele, wiele cenniejszym. Jesteś niepowtarzalnym człowiekiem. Nie musisz zawsze nosić głębokich dekoltów i obcisłych sukienek. Możesz założyć dres, jeśli czujesz się w nim dobrze. To Ty decydujesz. Maluj się – jeśli czujesz się wtedy lepiej – albo nie – jeśli nie lubisz. Jeśli chciałabyś, ale nie umiesz, to włącz YouTube albo poradź się koleżanki. Ty decydujesz.

A na koniec:

Nie musisz chcieć być idealna

Ale musisz być przygotowana na to, że innym może się to nie podobać. Ja np. przyznaję otwarcie: nie lubię być ściśnięta w pół na małym siedzeniu w metrze, bo siedzi obok mnie ktoś, komu jedno siedzenie nie wystarczy. Ale również nie lubię, jak jakiś chłop rozwala nogi i łokcie, i też jestem ściśnięta. Lepiej więc nie doprowadzać się do takiego stanu – to jest też dla Waszego zdrowia, ja nie mówię tego ze złośliwości, bo ostatecznie jak mi nie pasuje jakieś miejsce to zawsze mogę się przesiąść albo po prostu wstać. Czasami ktoś nie może schudnąć. Lajf. Ale generalnie, jeśli Wam z tym dobrze i jeśli czujecie się zdrowo, to wszystko jest w porządku 🙂

Zadanie #17 Doceń swoje ciało

Na początek małe wyjaśnienie – ten wstęp to nie jest żadne przyzwolenie na żarcie byle czego w nie wiadomo jakich ilościach i totalny brak ruchu. Nie. Pamiętaj, że Twoje ciało, to nie jest śmietnik. Twoje ciało to jest dom, w którym mieszka Twoja wspaniała osobowość, a o dom trzeba dbać. Założę się, że chcesz być sprawna na starość. Ja na przykład chcę. Dlatego zawsze staram się – choć, przyznaję, że nie zawsze się to udaje – jeść zdrowo i zapewniać sobie optymalną dawkę ruchu. Widzę starszych ludzi, którzy podobno żyli w takich wspaniałych, zdrowych czasach, jedli to i tamto i „jakoś żyli”. Widzę to, w jakim są teraz „zdrowiu”. I mnie to „jakoś” nie przekonuje. Bo ja nie chcę żyć „jakoś”. Nie wyobrażam sobie, że nagle będę miała te 60 lat i nie dam rady robić tego, co chcę robić. Wolę do tego „jakoś” dodać końcóweczkę „-ć” i brać przykład z inspirujących starszych osób (już nie raz wspominałam tutaj Antoniego Huczyńskiego i Tao Porchon-Lynch). Proponuję więc następujące kroki do okazania miłości swojemu ciału:

#1 Bezwarunkowo zaakceptuj swoje ciało takim, jakie jest teraz

Wiem, że to trudne. Ale – jak pisałam na początku – to jedyne ciało jakie masz, więc traktuj je z szacunkiem, na jaki zasługuje.

#2 Pomyśl, co możesz dla niego zrobić, żeby jeszcze lepiej dla Ciebie pracowało

Przykłady: pić dziennie 2 szklanki wody więcej, zacząć codziennie ćwiczyć po 30 minut, raz w tygodniu wyjść na basen albo na rower, chodzić na spacery, wchodzić po schodach zamiast wjeżdżać windą czy ruchomymi schodami, medytować 10 minut dziennie albo znaleźć inny sposób na odstresowanie.

#3 Przejrzyj swoją szafę krytycznym okiem

I wcale nie chodzi o to, żebyś zostawiła tam tylko to, co jest modne, eleganckie itd., ale o to, żeby TOBIE podobały się ubrania, które w niej są i żeby TOBIE odpowiadało to, jak w nich wyglądasz. Jeśli będziesz się czuć dobrze w swoich ciuchach – to będzie widać. 🙂 Nieważne czy wybierzesz sukienkę i szpilki, czy dresy i sportowe buty.

#4 Pomyśl o indywidualnych kwestiach, które pomogą Ci czuć się lepiej w swoim ciele

Powtarzam, każda z tych rzeczy dotyczy TYLKO Ciebie, więc jeśli nie odczuwasz potrzeby się nią zajmować, to tego nie rób. Przykłady? Ja np. od razu lepiej się czuję, gdy mam pomalowane paznokcie. Lubię też czuć się wypielęgnowana (balsamami, kremami, olejami). Zastanów się, czego Tobie brakuje.

#5 Zaakceptuj to, co naturalne

jak zaakceptować swoje ciało

Natomiast nigdy nie walcz za wszelką cenę z takimi rzeczami jak zmarszczki, cellulit, blizny, pociążowe rozstępy czy kształt i wielkość Twoich piersi. Te wszystkie „rzeczy” składają się na Ciebie i są naturalne dla kobiety (albo dla człowieka w ogóle – jak zmarszczki czy blizny). Nigdy się ich nie wstydź. Nie wstydź się założyć krótkich spodenek, gdy jest upał, z obawy, że kogoś swoim cellulitem urazisz. Nie wstydź się, że nie masz idealnie okrągłego i tak dużego biustu, jak ma Twoja koleżanka. A może ona zazdrości Ci Twoich długich nóg albo pięknego uśmiechu? Albo łatwości nawiązywania kontaktów? Każda z nas ma w sobie coś pięknego – nie róbmy z siebie chodzących kalk.

Jestem przekonana, że nie wyczerpałam tematu i że na ten temat mogłabym założyć całego bloga. Dlatego jeśli chcecie coś dodać do tego, co napisałam – walcie śmiało. 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności

robienie zakupow nie jest takie zle

Znacie uczucie chęci posiadania czegoś, któremu jednocześnie towarzyszy moralizatorski głosik z tyłu głowy: nie kupuj tego, to ci wcale nie jest potrzebne albo zastanów się i wróć do tego później? No więc ja je znam i nie wierzę w to, że jestem w tym osamotniona. I temu właśnie poświęcam ten tydzień.

Po ostatnim moim tekście na pewno już zorientowałyście/zorientowaliście się, że czasami mam mętlik w głowie związany z różnymi hasełkami motywacyjnymi i innymi poradami, jak tu lepiej żyć. Sprawa z kupowaniem sobie rzeczy jest u mnie podobna. Bo z jednej strony mamy np. hasło ciesz się z małych rzeczy, a z drugiej rzeczy nie przynoszą szczęścia – szczęście przynoszą chwile. Do materializmu mi daleko, nie uważam, że marka sama w sobie coś znaczy (no chyba że jest sprawdzona, jak w przypadku butów sportowych), nie mam parcia na gromadzenie rzeczy, ani podążanie za modami, ale wydaje mi się, że właśnie czasem przeginam w drugą stronę i trochę się umartwiam. Może nie po całości, ale jednak trochę.

Zapominam o zasadzie złotego środka

Ok, nie wszystko muszę mieć. Są rzeczy, których naprawdę potrzebuję i są takie, które są zbytkiem. Czasami jednak nie jestem pewna do której szufladki w swojej głowie upchnąć daną rzecz i gdzieś tam się z nią bujam dobre parę miesięcy, zanim zdecyduję, że skoro nie wychodzi mi to z głowy, to przydałoby się to mieć. Wydaje mi się, że utknęłam w pułapce odkładania zakupów na później. Lubię podejmować rozsądne decyzje – także zakupowe – i bywa, że to mnie mocno ogranicza. Bo dlaczego niby od czasu do czasu nie pozwolić sobie na małą przyjemność wynikającą z kupienia czegoś? Zwłaszcza, że uświadomiłam sobie, że minimalistką też nie jestem – lubię mieć w domu przytulnie, lubię mieć coś na ścianie, ramki ze zdjęciami na półkach, pierdółkę, którą zrobił mi mój mąż na walentynki, gdy jeszcze moim mężem nie był, a na lodówce przypominające miłe chwile magnesy.

robienie zakupow nie jest takie zle

Magiczny moment, kiedy mogę zdecydować się na zakup

No właśnie – kiedy on następuje? Czasem zdarza mi się natrafić na tekst dotyczący właśnie rozsądnych zakupów i znajduję tam radę w stylu: zanim coś kupisz, odłóż to na jakiś czas i jeśli o tym nie zapomnisz, to znaczy, że tego potrzebujesz/ warto to kupić. Tylko co to znaczy jakiś czas? U mnie jakiś czas potrafi wydłużyć się do nieskończoności. I jeśli też tak masz, zadanie (ło matko, już szesnaste!) na dziś jest dla Ciebie:

Zadanie #16 Kup TO w końcu

Skoro mamy cieszyć się z małych rzeczy, nie możemy non stop się ograniczać i umartwiać, i myśleć, że przecież mogłabym to odłożyć na coś fajniejszego, większego, droższego, czarną godzinę, przyszłość dzieci. Jeśli bardzo chcesz oszczędzać, rób to z głową (do tego zapewne jeszcze wrócę), zaplanuj domowy budżet, przelewaj co miesiąc konkretną kwotę na konto oszczędnościowe albo postanów sobie, że zawsze będziesz przelewać tam też zwrot podatku. Nie odmawiaj sobie każdej przyjemności. Nie odmawiaj sobie zakupu różowej torebki, która chodzi za Tobą od roku albo nowego komputera, bo stary przecież jeszcze zipie – to nic, że ma już 10 lat. Trzeba trochę pożyć.

Czasami to nasze odkładanie zakupów jest całkiem absurdalne. W moim przypadku na przykład. Wiecie czego nie mam w domu? Wazonu. Od roku chodzi za mną wazon do kwiatów, a teraz jego brak boli mnie szczególnie, bo ten bez i konwalie tak cudnie pachną, a ja mogę je wąchać co najwyżej na spacerze. Więc kupię sobie ten głupi wazon, mimo że mogłabym wziąć „kryształowy” po pradziadkach. Nie lubię „kryształów” i nie będę się umartwiać. Kupię sobie prosty wazon, a później włożę do niego kwiaty. I jestem pewna, że po roku zdecydowanie sprawi mi to radość. 🙂

robienie zakupow nie jest takie zle

Oczywiście jest milion powodów, dla których sobie czegoś nie kupujesz – to nie muszą być finanse. Może uważasz, że coś Ci nie przystoi albo że za odważne, albo że to zbytek, albo najpierw musisz schudnąć. Nie namawiam Cię, żebyś spełniał/spełniała każdą swoją zachciankę. Pamiętaj jednak, że życie masz jedno, a jego długość jest ograniczona. Na tyle, żeby uświadomić sobie, że te wszystkie argumenty tracą przy tym jakiekolwiek znaczenie. Dopóki bezpośrednio nie masz negatywnego wpływu na życie innych ludzi – nie przejmuj się tym, co o Tobie powiedzą, jeśli coś sobie kupisz. A nade wszystko pamiętaj, że piękne chwile przynoszą największe szczęście, ale czasem miło jest sobie kupić po prostu jakąś rzecz. To wcale nie musi się wykluczać.

Myślę, że dopiero takie podejście może być nazywane rozsądnym i umiarkowanym – minimalistyczne i materialistyczne podejścia do tematu, to zawsze będą ekstrema. Jeśli któreś z nich Cię uszczęśliwia, nie mam z tym żadnego problemu, bo nikt nie powinien mieć. Jednak nie rób nic na siłę i nie goń za trendami, które nijak nie pasują do Twojego życia, bo może Cię to unieszczęśliwić.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Macie podobny kłopot? A może w jakiś ciekawy sposób sobie z nim poradziłyście/poradziliście? Dajcie znać 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności

jak stawiać ludziom granice

Warto pomagać innym ludziom. Warto utrzymywać kontakty z bliskimi ludźmi. Jednak wszystko ma swoje granice, o których warto pamiętać dla własnego dobra.

Gdybym chciała ten tekst koniecznie zatytułować pozytywnie (bez niesławnego „nie”), tytuł musiałby brzmieć „szanuj siebie”. Tylko że wtedy napisałabym tak długi tekst, że nie chciałoby się Wam go czytać. A prawda jest taka, że jeśli przyjrzycie się moim tekstom z tego cyklu, zauważycie, że one wszystkie składają się na szacunek do siebie i innych ludzi. Dziś zawężam pole manewru do konkretnego aspektu szacunku do siebie, a nawet do konkretnego przejawu asertywności.

To jest coś, z czym sama ciągle się zmagam, bo wiem, że jeśli jakoś się z tym nie ogarnę, to będę wiecznie wykończona. Nie tylko fizycznie, ale – może nawet przede wszystkim – psychicznie. Wiem, że czytają mnie głównie kobiety i jestem pewna, że przynajmniej część z Was boryka się z podobnym problemem – z problemem dogodzenia wszystkim i utrzymywania relacji ze wszystkimi za wszelką cenę. Z tą drugą częścią sama już całkiem nieźle sobie poradziłam i odsyłam Was tu do tekstów o radzeniu sobie z negatywnymi ludźmi i o wybaczaniu.

Twoje sprawy są zawsze bardziej istotne niż moje

Natomiast wciąż kuleje u mnie chęć uszczęśliwienia wszystkich i pomagania im we wszystkim. Takiego ratowania świata. Część z Was powie, że to jest zaleta. Oczywiście, że jest – w oczach innych ludzi, bo robimy dla nich coś dobrego i we własnych – z tego samego powodu. Fajnie by było jednak jakoś połączyć to z asertywnością, żeby nie paść ofiarą tejże zalety. Ja na przykład zawsze wszystkich muszę wysłuchać (nawet jeśli nie mam czasu, bo mam na głowie mnóstwo własnych spraw, ale można mi wmówić, że przecież moje są mniej ważne), pilnować utrzymywania relacji (choć z niektórych po pewnym czasie rezygnuję, jeśli widzę, że po drugiej stronie nie ma ani grama chęci ani starań), wszystkich zawsze odwiedzać, wyręczać i o wszystkim pamiętać. Jest to wykańczające, ale jeśli tego wszystkiego nie robię, to pojawia się u mnie myśl, że ze mnie chyba jest zła córka, zła żona, zła siostrzenica, przyjaciółka, wnuczka. Gdybym miała dzieci to pewnie pojawiłaby się tu opcja „zła matka”.

Dlaczego tak jest?

jak stawiać ludziom granice

Trochę się tu przed Wami otwieram, ale robię to po to, żebyście wiedziały (wiedzieli? są tu mężczyźni, którzy tak się przejmują?:)), że nawet uśmiechnięte, szczęśliwe i pozytywne kobiety mają tego typu dylematy. Na szczęście mam przynajmniej świadomość, że to w dużej mierze wina naszej kultury, w której wciąż wychowuje się „grzeczne dziewczynki” i „małych bohaterów/łobuziaków”. Całe moje szczęście, że moja mama nie brała w tym udziału i udało się jej przynajmniej w pewnej mierze uchronić mnie przed zgubnym wpływem tego rodzaju stereotypów.

No dobrze, skoro już tutaj wyłożyłam problem i jego prawdopodobną przyczynę, to może zastanowimy się, co by tu zaradzić? 🙂

Zadanie #15 Przestań ratować świat. Albo przynajmniej zacznij od siebie

#1 Uświadom sobie, że nie musisz

Po pierwsze i najważniejsze: nic nie musisz. Jesteś wolnym człowiekiem i wszystkie decyzje, które podejmujesz, podejmujesz z własnej woli. Nikt nie może Cię do niczego zmusić. Nie masz wobec nikogo żadnych obowiązków (no, poza swoimi dziećmi, bo są od Ciebie zależne oraz Twoim pracodawcą i kimkolwiek, z kim podpisałaś/podpisałeś jakąś umowę).

#2 Pomyśl, co najgorszego może się stać, jeśli…

To działa zawsze. W przypadku każdego stresu. Pomyśl sobie, co się stanie, jeśli np. nie odpiszesz komuś natychmiast, jeśli oddzwonisz, gdy skończysz swoje zajęcia, jeśli nie zrobisz czegoś, co jest niezgodne z Twoimi przekonaniami itd.

#3 Oswój się z tą myślą

Wyobraź sobie tę najgorszą możliwą sytuację. Wczuj się w to. A potem przemyśl, na ile prawdopodobne jest, że to się wydarzy. Czy Twoja przyjaciółka już więcej się do Ciebie nie odezwie, jeśli nie przez godzinę nie odbierasz telefonu? Nie sądzę. Myślę raczej, że zrozumie, że też masz prawo być zajęta.

#4 Zacznij testować

Po prostu to wypróbuj. Kontynuując przykład – nie odbieraj telefonu (a nawet po prostu go wycisz!), gdy pracujesz, ćwiczysz albo kiedy się relaksujesz. Masz do tego prawo.  Później oddzwoń i sprawdź, co się stanie. Ja zamierzam na ten tydzień na czas pracy i relaksu ustawić telefon tak, żeby przepuszczał tylko połączenia od mojego Męża. Przez godzinę czy dwie świat się nikomu nie zawali beze mnie. Nie raz zdarzyło mi się, że ktoś czegoś ode mnie chciał, a ja tego nie zauważyłam i gdy później pytałam, okazywało się, ze już sobie świetnie poradził. 🙂 Naprawdę – dorośli ludzie radzą sobie bez Ciebie.

#5 Wyprowadź z błędu

jak stawiać ludziom granice

Jeśli ktoś bardzo przyzwyczaił się do tego, że jesteś na każde jego zawołanie i to NATYCHMIAST. To jest problem z obecnymi czasami – zawsze jesteśmy online, zawsze pod telefonem. Trudniej o zachowanie higieny psychicznej, niż kiedyś. Ale da się. Powiedz, że masz prawo mieć czas dla siebie. Tak, jak Ty respektujesz prawo tej osoby do czasu dla siebie. Tylko je respektuj!

#6 Poproś o drobną przysługę

To niezawodny sposób mojej mamy. Jeśli czujesz, że ktoś zaczyna wchodzić Ci na głowę, spróbuj jego o coś poprosić. A jeśli się nie wywiąże i będzie marudzić, że nie ma czasu, no to chyba sama/sam widzisz, co się dzieje. Doskonale wiesz, że i Ty masz swoje obowiązki, a jednak temu komuś pomagasz. On/ona nie pomaga Tobie w drobnej sprawie, bo „nie ma czasu”? No to sorry, ale co to za relacja?

#7 Pilnuj się

Jeśli kiedykolwiek złapiesz się na myśleniu, że koniecznie i natychmiast musisz coś dla kogoś zrobić, pomyśl sobie, czy dana osoba zrobiłaby dla Ciebie to samo. Jeśli nie – ona też może poczekać/zrozumieć.

#8 Pamiętaj, że aby komuś pomóc, musisz najpierw zadbać o siebie

Na każdym przedstawieniu zasad bezpieczeństwa w samolocie stewardessy i stewardzi mówią o tym, że jeśli wypadną maski tlenowe, to najpierw trzeba ją nałożyć sobie, a dopiero później swojemu dziecku. Dlaczego? Bo jeśli stracisz przytomność, to nikomu nie pomożesz! Przełóż sobie tę metaforę na codzienne życie i zawsze o niej pamiętaj. To Twoja podstawowa zasada bezpieczeństwa.

#9 Ciesz się (względną) swobodą i czasem, który zyskałaś/zyskałeś na zakończeniu zamartwiania się

A czego nigdy nie musisz znosić?

Czyichś fochów i złego traktowania. Jeśli czujesz, że ktoś traktuje Cię źle, to z całą pewnością tak właśnie jest. Najpierw z tym kimś porozmawiaj, powiedz, jak się z tym czujesz. Zlał to? Kolejny krok to rezygnacja z utrzymywania kontaktów z tą osobą. Niezależnie od tego, kim dla Ciebie jest. Nie daj się wykorzystywać ani szantażować emocjonalnie. Nigdy.

Zapewniam Was, że jesteśmy w tym razem. Sama chcę nad tym popracować i ten tydzień właśnie temu dedykuję. 🙂

Macie ten problem? A może jakiś niezawodny sposób, żeby sobie z nim radzić? Koniecznie się nim podzielcie!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności
  11. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  12. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  13. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Ukulturalnij się | 52 Tygodnie Pozytywności

kultura za darmo

Wciąż chyba panuje przekonanie, że na kulturę stać tylko bogatych (tak, jak np. na wycieczki). Zapewniam Was, że to nieprawda. A nawet to udowodnię! 🙂

Można się ukulturalniać na wiele sposobów. Idąc na całkowitą łatwiznę można obejrzeć stary, dobry film w internecie albo w telewizji (na niektórych kanałach coś tam czasem bywa). Można pójść na coś na żywo – operę, spektakl, koncert w Filharmonii, balet. Wielu ludzi o tym nie pamięta, ale na świecie istnieją też muzea. Część z nich jest naprawdę warta uwagi. Istnieją też galerie sztuki. Można też przeczytać coś wartościowego.

Do napisania tego tekstu natchnęła mnie nasza ostatnia wycieczka Szczecin-Berlin, którą opiszę w najbliższej przyszłości, a także fakt, że ludzi dziwi, że można chcieć gdzieś pojechać głównie dlatego, że są tam niesamowite muzea. Zapewniam, że można. Zapewniam też, że nie ma w tym nic dziwnego. Dla mnie spojrzenie z bliska na coś, co ma ponad 2 tysiące lat (a czasem i więcej) jest absolutnym katharsis i polecam to każdemu. Koniec dygresji. 🙂

Dlaczego warto?

  • choćby dlatego, że urozmaicacie sobie w ten sposób życie;
  • bo to może obudzić uśpioną kreatywność;
  • (film) bo stare filmy są zupełnie inne – przez to, że nie było takiej technologii, jaka jest teraz, twórcy (i aktorzy!) musieli włożyć więcej wysiłku w to, żeby oddać pewne rzeczy – i obserwowanie tej różnicy jest bardzo przyjemne; poza tym, gdy obejrzycie parę starych filmów, to zaczniecie zauważać nawiązania w filmach, a to jest naprawdę świetne uczucie;
  • (spektakl, balet) bo to zupełnie co innego – obserwować aktorów na żywo;
  • (opera, filharmonia) bo to całkowicie inny poziom sztuki; ja za operą akurat nie przepadam, ale koncert muzyki poważnej wywołuje u mnie prawdziwe uczucie uniesienia 🙂
  • (muzeum i galeria) bo można poczuć historię albo poznać nowe formy sztuki;
  • (książka) bo książka jest dobra na wszystko, a przeczytanie prawdziwego dzieła bardzo pozytywnie wpływa na inteligencję, no i samopoczucie 😉

No to teraz pozostaje pytanie tylko, gdzie iść i za ile. Poniżej znajdziecie moje małe zestawienie. 🙂 Z góry zaznaczam, że jeśli będę odwoływać się do konkretnych miejsc, to będą to miejsca w Warszawie, bo tu mieszkam i stąd jest większość moich Czytelniczek i Czytelników. Ale pamiętajcie: to, że mieszkacie w małej miejscowości nie oznacza, że kultura wysoka jest dla Was niedostępna! Nawet jeśli w Waszej bibliotece jest cienko, to możecie spróbować zapisać się do tej w najbliższym dużym mieście. A na pozostałe atrakcje wystarczy po prostu dojechać do tego miasta. Wiem, że z wieczornymi powrotami po kinie czy teatrze może być ciężko, ale może spróbujcie u kogoś przenocować albo wybrać raczej muzeum czy galerię.

Co, gdzie, jak?

#1 Kino

kultura za darmo

Budżetowo: Przejrzyj program TV i poszukaj czegoś dobrego na kanałach filmowych albo znajdź legalne źródło, dzięki któremu możesz oglądać filmy w Internecie. A następnie utoń na Filmwebie albo innym portalu poświęconym filmom. Jakie stare filmy polecam? Na pewno Dwunastu gniewnych ludzi, Bulwar Zachodzącego Słońca, Gildę i Zawrót Głowy (Vertigo). A ambitne (subiektywnie!), ale niestare? Wielkie Piękno, Trzy Kolory: Niebieski albo Carol. Poszukajcie sobie jeszcze same/sami. 🙂 Na lato fajną opcją są też pokazy filmowe pod chmurką. 🙂

Na bogato: Idź do kina (ale nie do multipleksu). W Warszawie ambitne filmy znajdziesz w kinach: Luna, Muranów, Wisła, Praha, Elektronik, Iluzjon, Rejs czy Świt.

#2 Teatr

Budżetowo: Większość teatrów ma w sprzedaży wejściówki. A bardzo często zdarza się tak, że i tak usiądziesz na standardowym miejscu – o ile nie kupisz wejściówki na premierę. Niedrogie warszawskie teatry, które mają w repertuarze dobre sztuki to Powszechny i Dramatyczny. Wbrew pozorom to właśnie pop-spektakle są droższe. Kolejną opcją jest to, co opisałam w znaleziskachteatr za pińcet groszy. Wejdź koniecznie na stronę i obczaj, co będzie na deskach teatrów w Twoim mieście . 🙂

Na bogato: Po prostu idź do teatru na co chcesz. Mając nieograniczony budżet, poszłabym do Narodowego. 🙂

#3 Opera/Filharmonia/Balet

kultura za darmo

Tu będzie ciężko z wersją budżetową, ale zawsze warto śledzić portal Waszego miasta (albo inny portal, który zbiera darmowe wydarzenia) i sprawdzać, czy przypadkiem nie zbliża się coś darmowego albo niedrogiego, np. pod chmurką właśnie.

#4 Muzeum/Galeria

kultura za darmo

Budżetowo: W większości muzeów i galerii w Polsce jest przynajmniej jeden taki dzień w tygodniu, gdy zwiedzanie jest darmowe lub za symboliczną kwotę. Sprawdzaj po prostu na stronach muzeów. W Warszawie szczególnie polecam POLIN, które ma darmowy dzień we czwartek. Na czasie: 20 maja będzie Noc Muzeów. 🙂 Jednak w Noc Muzeów zdecydowanie polecam zwiedzać takie miejsca, które kiedy indziej nie są dostępne z marszu. Na przykład ministerstwa.

Na bogato: Idź do dowolnego muzeum w swoim mieście. Poziom wyżej: Jedź na wycieczkę i zwiedzaj muzea. Za granicą doskonałe muzea są w Londynie i Berlinie.

#5 Literatura

Budżetowo: Idź do biblioteki i coś pożycz. Polecam Nabokova, Tołstoja, Dostojewskiego albo Cabré.

Na bogato: To samo, ale w księgarni i za pieniążki. 🙂

Zadanie #14 Zrób lub zaplanuj w tym tygodniu chociaż jedną kulturalną rzecz

I nie, nie wystarczy, że powiesz komuś „dziękuję”. 🙂 Wybierz przynajmniej jedną rzecz z powyższej listy (albo może coś innego, o czym nie wspomniałam) i – jeśli możesz – pójdź tam już w tym tygodniu (np. do biblioteki, księgarni czy muzeum) albo zaplanuj ją sobie, tzn. w tym tygodniu zarezerwuj/kup bilety albo – jeśli to darmowe wydarzenie – zaznacz je sobie w kalendarzu. Prawda jest taka, że jeżeli możesz poświęcić czas na scrollowanie Facebooka albo oglądanie seriali (guilty as charged – jest stanowczo zbyt dużo dobrych seriali i do tego wszystkie moje ulubione zaczynają się teraz albo w czerwcu!), to możesz też raz na jakiś czas ruszyć tyłek do galerii albo do teatru. Zwłaszcza, że ciągle mamy pogodę do niczego, a to sprzyja kulturalnym odkryciom. 🙂

Jak mówiłam, ukulturalniłam się na maksa w Berlinie i jestem przekonana, że jeszcze tam wrócę. I to tylko po to, żeby zwiedzać muzea – zwłaszcza, że w Muzeum Pergamońskim trwa akurat renowacja i cała architektura hellenistyczna była zamknięta. 😦 Tymczasem już planuję jakiś wypad do teatru (już tak od roku planuję, bo nic mi z tego nie wychodzi) i na koncert Sinfonii Varsovii przy otwarciu Muzeum Warszawy. 🙂

Strony z darmowymi/niedrogimi wydarzeniami, które warto śledzić:

To gdzie się wybieracie? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności
  11. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  12. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  13. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności

schematy myślowe jak je zwalczać

Nawyki, także te pozytywne, mają swoją ciemną stronę. Jako maniaczce planowania i uporządkowanego życia dość często rzuca mi się to w oczy. Ostatnio jednak uderzyło to we mnie ze zdwojoną mocą. Nie wiem dlaczego i co konkretnie sprawiło, że to sobie tak gwałtownie uprzytomniłam, ale w końcu dotarło do mnie, że głoszenie wszem i wobec idei doskonałości „umiaru” i „harmonii” jest nie do pogodzenia z sileniem się na to, żeby zawsze mieć wszystko pod kontrolą – najlepiej zaplanowane na milion dni do przodu – i z wypełnianiem tego planu jak w zegarku.

Po części rezultatem tego spostrzeżenia (być może dla wielu oczywistego) jest też małe opóźnienie w pisaniu tego tekstu, bo przecież założenie było takie, żeby publikować teksty w poniedziałki (było też założenie, żeby publikować linki do tych tekstów także na grupie, którą tak zaniedbałam, że wstyd mi teraz do niej wracać). Dziś jest wtorek, a ja w rozmemłaniu długiego weekendu piszę. Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi tę obsuwę tak, jak ja sobie wybaczam. 😉 Mogłam wcześniej napisać kilka tekstów na zapas i pluję sobie w brodę, że tego nie zrobiłam, ale czasami życie jest tak pokręcone, że plany pozostają gdzieś tam w głowie albo na papierze.

Jasne, mogłabym też ślęczeć po nocach nad tekstami, komentarzami, non-stop poszukiwać nowych inspiracji na bloga i nie przeżywać chwil, tylko myśleć, co by tu wrzucić na instagram. Tylko że to ani trochę nie jest zgodne z tym, co za pomocą bloga chcę Wam przekazać. A chcę Wam przekazać, że trzeba mieć do siebie szacunek, wsłuchiwać się w swój organizm i respektować jego potrzeby. Że nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi, którzy mają prawo do obsuw, błędów, chorowania i złego samopoczucia. Że czasem trzeba dać sobie odpocząć i nie cisnąć jak dziki osioł.

Nawykowy kierat?

Wracając do nawyków – nie macie czasem wrażenia, że utknęłyście/utknęliście w nawykowym kieracie? Żeby było jasne – nawyki i rytuały są dobre. O ile zachowuje się umiar i zdrowy rozsądek w ich stosowaniu. Przykład? Proszę bardzo. 🙂 Powiedzmy, że codziennie uprawiam jakiś sport/ aktywność fizyczną. No ale dziś nie czuję się najlepiej, bo np. mam pierwsze objawy przeziębienia albo – co gorsza – pierwszy dzień okresu. Czy powinnam rzucać się do ćwiczeń na siłę? No jasne, że nie! To oznaczałoby, że totalnie nie słucham mojego organizmu, który ewidentnie potrzebuje odpoczynku. Zupełnie inaczej podeszłabym do tego gdybym „miała lenia”. Grunt to umieć rozróżnić te dwie sytuacje.

schematy myślowe jak je zwalczać

Co to wszystko ma do schematów? Ano bardzo wiele. Nawyki to przecież takie schematy, które staramy się wypracować sobie, żeby żyło nam się lepiej (albo takie schematy, które bez naszego specjalnego udziału ukształtowały się w naszych głowach; niekoniecznie dobre dla nas). Gdy coś powtarzamy, to nasze mózgi robią sobie z tego schemat i nie musimy się wysilać, żeby na przyszłość o tym pamiętać. No i teraz tak – zaprogramowałam swój mózg na wrzucanie tekstów z cyklu w poniedziałki i myślę sobie, że zawiodę Was, bo publikuję dopiero we wtorek. Zaprogramowałam swój mózg na codzienne ćwiczenia, więc jeśli nie poćwiczę, to znaczy że okazuję słabą wolę. W rzeczywistości jednak prawdopodobnie Wy nie przywiązujecie aż takiej wagi do dnia, w którym publikuję i bez problemu mi tę obsuwę wybaczycie, bo wiecie, że jestem tylko człowiekiem. A jeśli nie ćwiczę, bo mnie coś boli, to nie okazuję słabości, ale wręcz siłę, bo potrafię wybrać to, co jest w danej chwili najlepsze dla mojego organizmu.

Prawdopodobnie macie w głowie wiele takich schematów, zwłaszcza jeśli pracujecie nad sobą i swoimi nawykowymi działaniami. Dlatego zaprawdę powiadam Wam:

(Zadanie #13) Porzućcie ograniczające Was schematy

schematy myślowe jak je zwalczać

Albo chociaż się im przyjrzyjcie. Niestety, schematy mają to do siebie, że bardzo trudno nam je wyłapać. Możesz więc poprosić bliską Ci osobę (albo nawet kilka), żeby zwracała Ci uwagę za każdym razem, gdy zauważy, że postępujesz schematycznie. A wierz mi, to dzieje się często, bo ludzki mózg lubi schematy, bo bardzo upraszczają mu pracę.

Jakie schematy możesz u siebie zauważyć?

  • W zachowaniu – to właśnie je pomogą Ci dostrzec Twoi bliscy. Mogą to być Twoje reakcje na różne codzienne sytuacje albo zachowania, które bezwiednie powtarzasz, a które mają mało sensu i Ci nie służą (ani ludziom w Twoim otoczeniu). Wszystkie one wynikają ze schematów…
  • w myśleniu. Te możesz wysupłać właśnie ze swoich schematów w zachowaniu. Będą to przyczyny Twoich zachowań, które są, mówiąc najprościej stereotypami, które wpoiło Ci społeczeństwo lub które wpajasz sobie sam(a). Mogą być takie, jak te, które opisałam wyżej (myślenie, że rozczarowujesz ludzi lub siebie, bo…; że musisz coś zrobić, bo…; że jeśli czegoś nie zrobisz, to ktoś inny…; itd.) albo mogą odnosić się do innych ludzi (np. „feministki to agresywne babochłopy”, „mężczyźni powinni wnosić lodówki na 9. piętro”, „Amerykanie są głupi”, „muzułmanie to terroryści”, itd.).
  • Autostresory. Postanowiłam stworzyć to słowo (jeśli ktoś już je stworzył pierwszy, to otrzeźwijcie mnie, proszę), bo najlepiej oddaje to, co czasem dzieje się w mojej głowie, a założę się, że i wiele/wielu z Was może się z tym identyfikować. Najlepiej byłoby to wyjaśnić za pomocą przykładu sytuacji. Kiedy ćwiczę jogę, powinnam skupić się na „tu i teraz”, na wykonywanych asanach i oddechu. Bywa jednak, że próbuję coś zrobić na 120 procent swoich możliwości, zamiast na 90-100. Spinam się wtedy, wykrzywiam, boli mnie, ale tak, będę bardziej rozciągnięta, na pewno. Niestety tak to w jodze nie działa. To samo możecie odnieść do jakiejkolwiek sytuacji. Autostresor to taki łobuz w głowie, który mówi „ciśnij, ciśnij, będziesz lepszy/lepsza!”. Wtedy człowiek się spina i osiąga dużo gorsze rezultaty. Wiem, że niektórym ludziom służy takie spinanie się i robienie rzeczy pod presją czegoś/kogoś, a przynajmniej tak twierdzą. Czasami też nie ma wyjścia i trzeba się spiąć, ale w miarę możliwości próbujmy w codziennych sytuacjach trochę wyluzować. Ciągły stres nikomu nie służy.

Jest prosta recepta na poskromienie autostresorów – zamień w swoim myśleniu słowo „muszę” na „chcę” i pilnuj, żeby nie robić z nawyków kajdan. Jeśli przyłapiesz się na tym, że zaczynasz się stresować, że koniecznie musisz coś zrobić, bo to jest zdrowe, zatrzymaj się na moment i powiedz sobie: „Ale zaraz, przecież ten nawyk ma mi dobrze służyć. Jeśli będę się stresować wykonaniem go, to próżny trud, bo stres zniweczy wszelkie moje starania”. Ja zwykle wtedy trzeźwieję i się rozluźniam. Powtarzam: nawyki i rytuały są złotem, ale jeśli któregoś dnia poczujesz, że lepiej Ci zrobi poczytanie książki, niż medytacja to, proszę Cię, poczytaj tę książkę. Nawet „muszę” odpocząć brzmi jakoś niefajnie. „Chcę” lub „potrzebuję” odpocząć już brzmi dużo lepiej.

Warto też unikać stwierdzeń zaczynających się na „nie mogę”. Przykłady?

  • nie mogę, bo już kiedyś to robiłam – gdy np. chcesz wrócić do kiedyś już przeczytanej książki
  • nie mogę, bo to jest dziecinne
  • nie mogę, bo co ludzie powiedzą
  • nie mogę, bo to strata czasu/ nie mam na to czasu/ mam ważniejsze sprawy na głowie – te „ważniejsze sprawy na głowie” mogą się okazać tylko pozornie ważniejsze
  • nie mogę, bo kot na mnie leży (no dobra, to jest akurat wspaniała wymówka, polecam 😉 )

Dlatego jeśli przyłapiesz się na takich schematycznych sposobach myślenia i działania, a zwłaszcza tych, które sprawiają, że się stresujesz, spróbuj wyluzować. Zapytać siebie, dlaczego tak uważasz i poszukać tego stereotypu, który za tym wszystkim stoi. Ja przed weekendem majowym postanowiłam wyluzować i robić wszystko w swoim tempie, do czego zainspirował mnie Andrzej Tucholski. Uważam, że jest to genialny sposób na odpoczynek dla ludzi, którzy ciągle za czymś gonią. A najłatwiej jest wyluzować odpuszczając sobie schematy, które nas ograniczają. Teraz jest na to wspaniały moment, bo zakładam, że duża część z Was ma teraz wolne.

Uwierzcie – jeśli się do tego przyłożycie, to naprawdę zmieni jakość Waszego życia. Zawsze warto się uwolnić od jakiegoś „muszę”/„nie mogę”. 😉

Co Wy na to? Znajdujecie u siebie czasem tego typu schematy myślowe?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności
  11. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  12. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności

warto czytać książki o rozwoju osobistym

W zeszłym roku totalnie przegapiłam Dzień Książki i Dzień Pisarzy. Nie wiem, jak mogłam. Ja, która książki uwielbiam, która na książkach się wychowałam! Dziadek opowiadał mi, że gdy byłam mała, to można było przy mnie robić wszystko i wcale nie przeszkadzałam. Z jednym wyjątkiem – czytać przy mnie to była niemożliwość. Wyrywałam gazety i książki. Po prostu denerwowało mnie to, że oni czytają, a ja nie umiem! Taki już pies ogrodnika ze mnie był. Byłam chyba bardzo zdeterminowana w tej kwestii, bo nauczyłam się czytać mając 4 lata, żeby nie być gorszą od tych wszystkich dorosłych! 😉

Przeszłam przez wiele czytelniczych faz – pochłonięcie całej serii o Ani Shirley (do której swoją drogą teraz wróciłam i wciąż ją uwielbiam), książki przygodowe (i ta irytacja, gdy dostrzegłam, że przygód nigdy nie przeżywają dziewczynki), kryminały Chmielewskiej (bo mama czytała), książki o uzależnieniach, Wędrujące Jeansy, romanse Sparksa, powieści wiktoriańskie, Vargas-Llosa, Murakami i oczywiście dorastanie na Harrym Potterze (dosłownie! Pierwszy tom przeczytałam mając 9 lat, ostatni – 18).

Pod koniec liceum zaczęła się kolejna faza, której jestem wciąż wierna (choć właściwie paru innym też, ale tej szczególnie). Czytałam wtedy Zwierciadło i Sens. Tak się składa, że oba te pisma miały rubrykę z poleceniami czytelniczymi. Jakkolwiek głupio to nie brzmi z racji tego, że miałam wtedy 19 lat, pierwszą książką tego typu, która mnie zainteresowała, było Gdyby Budda się ożenił Charlotte Kasl. To było odkrycie i wielka faza na buddyzm. 🙂 Ta książka sprawiła, że chciałam więcej i więcej, choć niekoniecznie ograniczając się do buddyzmu (ale cieszę się, że od tego właśnie zaczęłam). Oczywiście nadal doceniam czytanie powieści dla czystej przyjemności, ale zawsze staram się je przeplatać książkami o rozwoju osobistym.

Pozwolę sobie w tym tekście powiedzieć Wam dlaczego uważam, że warto po takie książki sięgać i które z nich szczególnie Wam polecam. 🙂

Dlaczego warto czytać rozwojowe książki?

#1 Sam akt czytania podnosi na duchu

Mówi się, że z rozwojowych książek nic się nie wyciągnie, jeśli nie będzie się ich czytało powoli, w skupieniu, z przerwami i wykonując zalecane ćwiczenia. Jasne, coś w tym jest – dzięki takiemu czytaniu korzystamy z książki na maksa. Ale jeśli daleko Wam do wiary w ich moc, to mi daleko do wiary, że tak sumiennie przyłożycie się do czytania. 😉 Natomiast wiem, że jeśli przeczytacie jakąś książkę dotyczącą rozwoju osobistego i ona w jakiś sposób Was zainspiruje, to już jest coś! Być może wrócicie jeszcze do niej, żeby wykonać ćwiczenia – i będzie to jeszcze bardziej super, bo zrobicie to bez żadnego wewnętrznego przymusu, ale z czystą radością. 🙂

#2 Dzięki nim zaczynamy robić rzeczy, o które nigdy byśmy siebie nie podejrzewali

Na przykład zaczniemy tak układać sobie dzień, żeby znalazło się w nim miejsce na odpoczynek i robienie czegoś, co się lubi. Kiedyś pisałam o tym, jak było, gdy byłam na studiach I stopnia. Wiecie, socjologia na Uniwersytecie Warszawskim = czytanie, czytanie, czytanie, a do tego przyswajanie niesamowitych ilości materiału (w tym statystyki i ogarniania programów do jej ogarniania w komputerze). To oczywiście było wspaniałe, bo same studia tak bardzo zmieniły mój sposób postrzegania świata, że nawet książki rozwojowe ich nie przebiły. 🙂 Minus był taki, że czasami (przez długie okresy) miałam tak dosyć wszystkiego – a przede wszystkim czytania – że potrafiłam zdobyć się tylko na odmóżdżające rozrywki. W końcu zebrałam się w sobie, przeczytałam jakąś książkę rozwojową (nie pamiętam w tej chwili, która to była), w której napisane było, że nie można zrezygnować z tego, co się lubi, ze względu na … – tu wstaw swoją wymówkę w stylu jestem przemęczona, nie mam czasu, itd. – bo ma się tylko jedno życie. A czym to życie jest bez przyjemności? Uświadomiłam sobie wtedy, że tak to nie będzie, protestantką nie jestem. Znajdę czas na te powieści i koniec. I znalazłam. I byłam przeszczęśliwa.52252852856421

#3 W każdej z nich znajdzie się choćby jedna rzecz, którą da się dla siebie wyciągnąć

Ok, czasami patrzę na książkę i wiem, że niczego nowego się z niej nie dowiem. No chyba że sobie utrwalę. Ale komuś innemu ta sama książka, może otworzyć oczy i wytworzyć u niego prawdziwe katharsis. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie życia (i rozwoju) jesteśmy. Ja jednak, jeśli już jakąś książkę czytam, to staram się wyciągnąć z niej cokolwiek. A to też bardzo rozwijające zajęcie. 😉 Ba! Sama krytyka jakiejś książki jest rozwijająca. Widzicie? Same zalety! 😉

#4 Dla każdego coś dobrego

warto czytać książki o rozwoju osobistym

Na rynku jest w tej chwili mnogość tego rodzaju książek. Chcesz się rozwinąć biznesowo albo intelektualnie? Proszę bardzo! Wolisz skupić się na rozwoju duchowym, chcesz pozbyć się jakichś ograniczających Cię przekonań? I dla Ciebie znajdzie się sporo tytułów. Liczysz na to, że uda Ci się wzmocnić swój związek? Nie ma problemu. Szukajcie, a znajdziecie. 😀

#5 Ułatwiają stawanie się najlepszą wersją siebie

Jeśli tu jesteś, to pewnie lubisz czytać blogi, które poruszają tematykę rozwoju osobistego i ogarniania swojego życiowego popaprania. 🙂 Rzecz w tym, że na blogach dostajesz wersję okrojoną. Choćby dlatego, żeby dobrze Ci się czytało i żeby nie było za długo. Z tego właśnie powodu uznałam za stosowne zrobić cykl, żeby jakoś bardziej to poukładać. Jednak książka ma tę zaletę, że organizuje więcej wiedzy, niż może jeden blogowy artykuł. Książka tę wiedzę pogłębia. Dzięki formie książkowej łatwiej osiągnąć cel, jakim jest stawanie się lepszym.

#6 Czytanie każdej książki czegoś uczy

Pozwólcie, że tu za bardzo nie będę się zagłębiać, bo zalałabym Was swoimi przemyśleniami odnośnie swoich ulubionych powieści. One uczą nas w mniej lub bardziej zawoalowany sposób rozmaitych wartości – lojalności, miłości, szacunku, tolerancji itd., a także rozwijają wyobraźnię. Książki rozwojowe wysupłują tę wiedzę i składają ją w usystematyzowaną formę.

#7 Dosłownie zmieniają życie i sposób patrzenia na świat

Czasami po przeczytaniu jakiejś książki – zwłaszcza takiej, po której odczuwamy katharsis – nagle widzimy wszystko inaczej. Nagle możemy góry przenosić i wierzymy w siebie jak nigdy dotąd. Czy samo to nie jest wystarczającą zachętą, żeby po taką książkę sięgnąć?

Gdybym chciała opisać więcej ich zalet, musiałabym odwoływać się do konkretnych pozycji i byłoby zbyt długo. Dlatego na tym zakończę. A może Wy chciałybyście/chcielibyście coś dodać?

Które pozycje szczególnie polecam?

Podaję Wam tytuły na sucho, bez opisów, bo bez problemu znajdziecie je w internecie. Każda z nich ogromnie wpłynęła na moje życie (niektóre całkiem niedawno!) – myślę, że bez przeczytania ich nie myślałabym tak, jak myślę teraz.

  • Gdyby Budda się ożenił, Charlotte Kasl (wspaniała książka dla osób, które chcą wznieść swój związek na wyżyny :))
  • Jak przestać się martwić i zacząć żyć, Carnegie Dale
  • Możesz, jeśli myślisz, że możesz, Norman Vincent Peale
  • 30 dni do zmian, Edyta Zając
  • Projekt Szczęście, Gretchen Rubin
  • Potęga teraźniejszości, Eckhart Tolle
  • Bliskość. Zaufaj sobie i innym, Osho

Zachęcam Was, żebyście sięgnęły/sięgnęli po którąś z ww. pozycji w ramach 12. (jak to się stało, kiedy to minęło?!) zadania. 😉

Zadanie #12 Kup lub pożycz rozwojową książkę o interesującej Cię tematyce

warto czytać książki o rozwoju osobistym

Nie ma lekko! Wiedziałyście/wiedzieliście, że coś takiego w końcu nastąpi i uderzę w Was bardziej wymagającym wyzwaniem. 🙂 Jako że dla każdego coś innego, to superpraktyczni zadaniowcy powinni poszukać raczej czegoś w stylu „7 sposobów na…” albo po prostu zajrzeć do książki i sprawdzić, czy jest naszpikowana praktycznymi ćwiczeniami, super-hiper-naukowo nastawieni ludzie mogą sięgnąć po pozycje bardziej naukowo-psychologiczne książki, które dokładnie wyjaśniają, jakie mechanizmy nami rządzą, a osoby z natury bardziej uduchowione i kreatywne będą uszczęśliwione pozycjami Osho lub innymi bardziej prowokującymi do przemyślenia niż do wykonywania konkretnych zadań.

Po prostu to zróbcie. Jeśli kupujecie, to może niekoniecznie polećcie do empiku i kupcie to, co będzie akurat na półce, ale pomyślcie najpierw, jaki aspekt swojego życia chciałybyście/chcielibyście poprawić (związek, biznes, a może wszystko po trochu?), poszperajcie w internecie (a nuż w jakiejś księgarni trafi się jakaś sympatyczna promocja. ;)), poczytajcie opinie, sprawdźcie, co do Was trafia i wtedy zdecydujcie się na zakup. Nie kupujcie kota w worku. A gdy już będziecie mieć książkę w ręku, pamiętajcie, by czytać ją w skupieniu. Czasem może wydawać się, że to są jakieś bzdury (to akurat niestety czasami prawda, dlatego trzeba uważać, co się wybiera) i wszystko już wiecie, ale jeśli nie będziecie uważni i nie przyłożycie się do proponowanych ćwiczeń, to wyciągniecie z danej książki zdecydowanie mniej, niż byście mogli.

Ja zdecydowanie muszę dokończyć Pełną MOC możliwości i Magię olewania. Jeszcze nie do końca jestem pewna, co z nich wydobędę, ale coś na pewno! 🙂

Macie jakąś rozwojową książkę na oku? A może obecnie coś czytacie? Podzielcie się tytułami książek, które bardzo wpłynęły na Wasze życie – powieści zdecydowanie też mogą być. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności
  11. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?