Dlaczego nie obchodzę Dnia Ziemi

dzień ziemi jak nie obchodzić

Możliwe, że zastanawiacie się, jak to właściwie jest, że dziewczyna, której blog jest o tematyce głównie proekologiczno-pozytywnej, nie umieściła żadnego tekstu na temat osławionego Dnia Ziemi. Skandal, prawda? Już wszystko wyjaśniam. Pamiętacie może mój tekst o tym, że w ogóle nie lubię świętować? Jeśli tak, to pewnie coś już Wam świta. 🙂 Nie będę podawać Wam tony powodów, podam dwa. Te dwa punkty są dla mnie wystarczające, by Dnia Ziemi jakoś szczególnie nie obchodzić.

#1 Dla mnie Dzień Ziemi jest zawsze

Jak pisałam w wyżej wspomnianym tekście, sądzę, że miłość należy okazywać ukochanej osobie każdego dnia, a nie tylko w jakieś walentynki. Dokładnie takie samo podejście mam do Dnia Ziemi. Jaki jest cel dbania o naszą planetę tylko jeden dzień w roku? To tak, jakby raz posprzątać swoje mieszkanie, 1 stycznia, a przez całą resztę roku pozwalać mu zarosnąć. Pamiętajmy, że Ziemia to także nasz dom. Mam wrażenie, że ta jedna akcja w roku powoduje, że możemy usprawiedliwiać brak dbałości o środowisko przez pozostałe dni w roku.

nie obchodzę dnia ziemi

Usłyszałam kiedyś, nie mam pojęcia gdzie, bardzo ładny cytat: „Nie dziedziczymy Ziemi po swoich rodzicach. My ją pożyczamy od swoich dzieci.” Nie wiem, czy chcecie mieć dzieci, czy nie chcecie, nie ma to najmniejszego znaczenia. Pomyślcie, w jakim świecie chcielibyście by żyły Wasze dzieci bądź dzieci Waszych przyjaciół. A potem zastanówcie się, co zrobić, by właśnie w takim świecie się urodziły. I czy da się to osiągnąć w jeden dzień.

#2 Pomysły na świętowanie Dnia Ziemi często nie mają najmniejszego sensu

Wiecie,  że czasami wyłączanie światła albo komputera jest bez sensu? A wiecie dlaczego? Po prostu więcej prądu zużywa się podczas wyłączania i ponownego włączania lampki czy komputera, aniżeli zużyłoby się podczas pięciu minut, gdy światło czy sprzęt nie są Wam potrzebne, ale pozostałyby włączone. Weźmy pod lupę „Godzinę dla Ziemi”. W tysiącach mieszkań nagle wyłącza się prąd, a później, po godzinie nagle się włącza. Elektrowni nie da się po prostu wyłączyć. Ten prąd gdzieś musi popłynąć. A później w tej samej elektrowni jest problem, by nie doszło do przeciążenia, gdy wszyscy znów włączą światło. To po pierwsze. Po drugie, siedzenie przy świecach wcale nie jest eko. Emitują one dużo więcej dwutlenku węgla niż energooszczędna żarówka. I w ogóle nie rozumiem, co to za zawody. Po prostu nie pozwalajcie, by światło paliło się bez sensu. Nie szalejcie, bo jest jakaś godzina dla ziemi.

Nie twierdzę, że każdy pomysł na obchodzenie tego dnia jest zły. Bardzo fajnie, jeśli chcecie posadzić drzewo. 🙂 Ale znajdźcie w tym wszystkim umiar i sens. Ja po prostu uważam, że pozostałe działania, które podejmujecie w ciągu roku muszą być systematyczne – a nie rach, ciach, wyłączamy światło na godzinę, pozamiatane, czujemy się lepiej, bo jesteśmy tacy dobrzy dla środowiska. Podrzucam Wam tu filmik z kanału Nauka. To lubię z YouTube, który otworzył mi oczy na to, jak bardzo nieprzemyślany jest ten pomysł.

Jak troszczyć się o Ziemię przez cały rok?

Nie będę w tym tekście wyłącznie krytykować. Chciałabym podsunąć Wam kilka pomysłów, jak można dbać o naszą planetę na co dzień (poza tymi, które znajdziecie w tej i tej notce):

  • Zanim otworzycie lodówkę, zastanówcie się, co chcecie z niej wyjąć. Po czym wyjmijcie, zamknijcie i tyle. Nie wypychajcie jej po brzegi. Po zrobieniu zakupów posegregujcie je na lodówkowe i nie lodówkowe, lodówkowe połóżcie bliżej lodówki i poukładajcie z sensem.
  • Uszczelnijcie okna zamiast odkręcać grzejniki na maksa. Nie mówię tu o hipermrozach.
  • Nalewajcie do czajnika najmniejszą potrzebną ilość wody.
  • Nie rozgrzewajcie piekarnika przed wstawieniem tam jedzenia. Chyba że to ciasto. W innych przypadkach to strata prądu/gazu.
  • Wyjmijcie ładowarki z kontaktów. Może jedna ładowarka to nic, ale pomyślcie w ilu domach tak ludzie myślą. To tak jak „nic się nie stanie, jeśli ja jedna nie pójdę na wybory”. Tak. Mhm.
  • Segregujcie śmieci. Niby oczywiste, ale wielu ludzi ciągle ma z tym problem. Podobno chcą wprowadzić kaucję za plastikowe butelki. Może to coś zmieni? Jak sądzicie?
  • Zainwestujcie w akumulatorki. A zwykłe baterie wyrzucajcie do specjalnego pojemnika. Nie trzeba daleko szukać, jest w każdej Biedrze i Lidlu. Pofatygujcie się też do jakiejś Castoramy, by wyrzucić elektrośmieci.
  • Przeterminowane leki też odnoście do apteki.
  • Zapisujcie całe kartki, CAŁE. Kartki mają dwie strony. Lista na zakupy naprawdę nie musi być z drugiej strony czysta.

Mam nadzieję, że dałam Wam do myślenia. 🙂 Co sądzicie? Zgadzacie się czy niekoniecznie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Ekologiczny domowy proszek do prania
  2. Dzień bez opakowań foliowych – dzień święty trzeba święcić
  3. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. I
  4. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego
  5. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego

zastosowania octu.jpg

Jedną z pierwszych notek, jaką umieściłam na tym blogu, była notka o tym, jak być bardziej eko w prosty i nienadwyrężający portfela sposób. Od tego czasu trochę wody upłynęło, więc postanowiłam Wam podać kilka zastosowań octu, jako że całkowicie spełnia on wyżej podane wymagania. 😉 A kto nie cieszy się, gdy może zadbać o czystość w domu niskim kosztem i jednocześnie nie szkodząc specjalnie środowisku? Z pewnością ktoś, kto ma to gdzieś. 😉 Ale ja liczę na to, że skoro już tu jesteście, to nie przez przypadek. Ja zwykle używam octu w połączeniu z innymi środkami, ale… nie wszystko naraz. Chciałabym Was zachęcić do eko-sprzątania pokazując Wam genialne możliwości, jakie może dać tylko jeden tani produkt (który był, nawet gdy niczego innego nie było, if you know what i mean).

#1 Nabłyszczanie zlewu, kranu, itd.

zastosowania octu (4)zastosowania octu

Wieczne problemy z odczyszczeniem zacieków na kranie? Rozwiązanie? Ocet! Wystarczy przetrzeć go ściereczką, zostawić na kilka minut, spłukać i wypolerować ściereczką lub ręcznikiem. W przypadku bardziej wrednych osadów warto namoczyć octem ściereczkę lub ręcznik papierowy i obłożyć nim kran na kilka minut. Mój kran po posprzątaniu błyszczy tak, że można się doszukać na zdjęciu mojego odbicia. 😉

#2 Odkamienianie czajnika

A to już babciny sposób, znany od lat. Zakamieniony czajnik wypełniamy wodą, ale nie do pełna, bo ocet zawsze jakoś tak buzuje, że wypływa z czajnika, zagotowujemy wodę, zostawiamy na pół godziny, płuczemy i powinno być po sprawie. Trzeba go tylko trochę wywietrzyć. 😉 Jak tylko się dorwę do czyjegoś zakamienionego czajnika, to wstawię tu zdjęcie, aby zademonstrować niedowiarkom. Ocet rozpuszcza także osady z dna zlewu. To też Wam pokażę, bo bez przerwy spotykam się z tym zjawiskiem u moich dziadków. 😉

#3 Zmiękczanie i odświeżanie prania

Tego Wam nie zademonstruję, więc możecie uwierzyć mi na słowo, albo po prostu przekonać się na własnej skórze. Do przegródki przeznaczonej do środka zmiękczającego pranie, dodajecie około pół szklanki octu. Ja do tego celu używam podrasowanego zapachowo octu (patrz niżej). Pamiętajcie jednak, że pranie musi wyschnąć na wiór – inaczej zapaszek pozostanie. Ostatnio zamiast octu używałam do płukania zwykłego płynu i muszę powiedzieć, że według mnie zmiękcza słabiej niż ocet. Dodatkowa zaleta jest taka, że ocet śmiga sobie po pralce i rozpuszcza kamień, więc… 2w1. Nie ma za co. 😉

#4 Pozbywanie się moli spożywczych

Jeśli ktoś choć raz miał z tym problem, wie, jak trudno jest te wredoty wykurzyć na dobre. Moim zdaniem najlepszym sposobem jest podstawienie im zapachów, które nie będą im się podobały – lawendy, goździków, kminku i… octu. Czysty ocet zagotowujemy i wstawiamy do szafki, w której mogą jeszcze rezydować nasi wspaniali przyjaciele (oczywiście po wywaleniu wszystkich „przejętych” produktów). UWAGA! Pod garnuszek wstawcie jakąś podkładkę, żeby nie zniszczyć szafki!

#5 Dezynfekcja

Ocet jest też świetnym, ale naturalnym środkiem dezynfekującym. Nie usunie wszystkich bakterii, ale nie o to chodzi (nie będę tym razem wgłębiać się dlaczego) i nie on jest tak szkodliwy jak środki na bazie chloru. Można nim zdezynfekować wszelkie powierzchnie – sedes, podłogę, wannę, blaty kuchenne, deski do krojenia. Wystarczy pozostawić go na danej powierzchni na minimum 5 minut, a maksimum do godziny (żeby niczego nie uszkodzić, lepiej dmuchać na zimne). UWAGA! Nie używamy octu do marmuru!

#6 Usuwanie herbacianego osadu z zaparzaczki

Rozważacie wyrzucenie starej zaparzaczki do herbaty, bo zrobiła się brązowa i paskudna? Nie róbcie tego! Zanurzcie ją w kubku wypełnionym do ¾ ciepłą wodą z octem (pół na pół). Potrzymajcie godzinę lub dwie, porządnie wyszczotkujcie np. szczoteczką do zębów (przeznaczoną do sprzątania!), umyjcie jak zwykle, wysuszcie i gotowe. Powinna wyglądać dużo lepiej. 🙂

P.S. Mój mąż robi to za pomocą OXY.

TIP: Sposób na nieprzyjemny zapach octu

Z octem jest tylko taki psikus, że, no cóż, śmierdzi. Jest jednak na to sposób. Oczywiście nie pozbędziecie się całkowicie tego drażniącego zapachu, jednak musicie wiedzieć, że kwas octowy jest bardzo lotny. Przekładając to na język polski – po prostu dosyć szybko wyparowuje. Jeśli jednak zapach octu absolutnie Was odstrasza i nie jesteście w stanie go używać wypróbujcie dwie możliwości:

Olejki zapachowe

Do około litra octu spirytusowego lub rozrobionego pół na pół z wodą, wystarczy dodać ok. 15-20 kropel wybranych przez Was olejków. Taka mieszanka (ta z wodą) nadaje się świetnie do mycia okien, ale też do mycia np. zlewu czy blatu w kuchni. Nie korzystałabym z niej jednak do odkamieniania czajnika czy zaparzaczki, chyba że macie dostęp do stuprocentowo naturalnych olejków, których ewentualne połknięcie Wam nie zaszkodzi.

Skórki cytrusów

Ta opcja z kolei jest lepsza do czyszczenia rzeczy, których zawartość może dostać się do Waszych żołądków. Bierzecie sobie litrowy słoik, obieracie ze skórki pomarańcze i/lub cytryny, wrzucacie te skórki do słoika (owoce zjadacie ;)), zalewacie czystym octem spirytusowym i zostawiacie na 3-4 dni. Po tym czasie zlewacie ocet bez skórek do innego naczynia.

Oczywiście żadna z tych opcji nie usunie całkowicie zapachu octu, ale całkiem dobrze może go zamaskować. Próbujcie i piszcie, jak te sposoby sprawdzają się u Was, jak znosicie zapach octu i czy maskowanie pomaga. Czekam z niecierpliwością na jakąś informację zwrotną. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  2. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu
  3. Jak oczyścić skórkę z cytryny?
  4. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. II
  5. Odświeżające saszetki do szafy i butów

Idźcie na basen!

zalety pływania

Przeglądałam bloga w poszukiwaniu dziedziny, którą zaniedbałam najbardziej i wyszło mi, że jest to ruch. W zasadzie jest to tylko poboczna dziedzina, którą chciałam się tutaj zająć – bo ile można o tym pisać, jeśli nie jest się specjalistą – jednak chciałabym Was jakoś zachęcać do codziennej aktywności ruchowej, chociażby spacerów. A wiecie co jest kolejną bardzo nieinwazyjną i bardzo rozluźniającą czynnością? Jak pewnie już się domyśliliście po niezwykle subtelnym tytule – tak, chodzi mi o pływanie. Pisałam już o tym wcześniej kilka słów, ale sądzę, że warto byłoby przeanalizować to trochę dogłębniej. Dostępność pływalni jest obecnie niesamowita, nawet w małych miasteczkach znajdziecie takową, a w dużych miastach jest ich naprawdę sporo. Ja jedną mam nawet przy swojej ulicy, a drugą 3 przystanki od domu.

Koszty

Wstęp

Wejście na pływalnię na godzinę lub półtorej pływania kosztuje najczęściej między 10 a 14 zł, chyba że jest to park wodny, gdzie możecie wejść bez czepka, macie pełen komfort i różne cuda na kiju – wtedy w Warszawie godzina kosztuje od 20 do 26 zł. Macie do wyboru też karnety w różnych cenach, najczęściej około 80-100 zł, co przy regularnym chodzeniu jest bardzo opłacalne. Zawsze można też wykupić jakiś karnet ogólnosportowy umożliwiający wstęp do różnych ośrodków sportu i na różne zajęcia. Możecie zapytać, dlaczego akurat basen, a nie np. siłownia albo jakieś zajęcia fitness (jeśli miałabym płacić za jakiś fitness, to tylko za wersję aqua). Z bardzo prostej przyczyny – siłowo i aerobowo możecie ćwiczyć też w domu, możecie wykorzystać własne ciało jako ciężar (jak w pilatesie), możecie sobie kupić taśmy, ciężarki i inne akcesoria i mieć je forever. Co więcej, podczas ćwiczeń, zwykle człowiek mocno się poci, a w wodzie tego nie widać, co też jest komfortowe. A gdzie znajdziecie wodę do pływania zimą? Na egzotycznej wyspie na drugiej półkuli albo właśnie na basenie. Dlaczego więc nie skorzystać? Zwłaszcza, że pływanie ma wiele wspaniałych zalet, o których za chwilę.

Akcesoria

zalety pływania

Aby wejść na basen potrzebujecie 3 rzeczy, w które musicie zainwestować – to, że używam tego akurat słowa nie oznacza, że musicie zainwestować dużo – stroju, czepka i klapek kąpielowych. Można je oczywiście kupić w sklepach sportowych, ale będą niekoniecznie tanie, także jest to już kwestia upodobań i funduszy. Jeśli chcecie zaoszczędzić, szukajcie przecen, kupujcie przez internet albo szukajcie tygodni tematycznych w sklepach typu Biedronka czy Lidl. Ja swoje klapki kupiłam przecenione, strój kąpielowy nabyłam właśnie w Biedronce, a po czepek udałam się już do sklepu sportowego, bo chciałam mieć porządny – poprzedni pękł mi na basenie, co kosztowało mnie sporo stresu. Ogółem moje akcesoria mogły kosztować ok. 60 zł. Dla osób pływających we właściwy sposób – z głową pod wodą, polecam też okularki – tutaj akurat cena ma znaczenie, lepiej dopasowane są mniej podatne na przepuszczanie wody.

Dlaczego warto?

Bo pływanie:

  • rozluźnia mięśnie spięte po całym dniu/ tygodniu pracy,
  • nie obciąża kręgosłupa ani stawów – a wręcz zwiększa ich elastyczność, koryguje wady postawy,
  • zwiększa pojemność płuc (o ile się pływa jak człowiek, z głową pod wodą ;)),
  • sprawia, że pracują WSZYSTKIE mięśnie – ciało ciężko pracuje, by utrzymać się na wodzie,
  • powoduje spalanie ok. 500 kcal na godzinę, gdy pływa się dość powoli – w wodzie jest większy opór niż w powietrzu, więc trzeba pracować intensywniej,
  • odmładza 😉 – regularne pływanie sprawia, że ciało może wyglądać o wiele młodziej – nawet o 20 lat; tym lepiej, że pływanie jest zalecane w KAŻDYM wieku,
  • łagodzi dolegliwości ciążowe (opuchnięcia, bóle stawów) i ćwiczy mięśnie, które grają pierwsze skrzypce podczas porodu ;),
  • uspokaja i uszczęśliwia – podczas wysiłku wydzielają się endorfiny, a spokojny oddech koi zszargane nerwy,
  • zmniejsza cellulit,
  • hartuje organizm – bo temperatura wody jest niższa niż temperatura ciała,
  • nie powoduje „zakwasów” – jedyne, co może Wam grozić, to skurcz (jeśli skurcze zdarzają się Ci często, to musisz dostarczać sobie więcej magnezu i potasu – ogranicz kawę, rób sobie bananowo-kakaowe smoothie, jedz gorzką czekoladę i suszone morele albo po prostu suplementuj te minerały).

Co wziąć ze sobą?

zalety plywania (2)

Gdy idziecie na basen potrzebujecie zestawu akcesoriów i kosmetyków, podrzucam więc Wam moją listę:

  • kostium kąpielowy – dziewczynom polecam kostium jednoczęściowy, bo zdecydowanie lepiej trzyma się ciała niż bikini i jest wygodniejszy, a chłopakom przylegające gatki – stawiają mniejszy opór niż takie majtające się spodenki plażowe,
  • czepek – najlepiej z dość grubego materiału, bo się nie porwie i ustrzeże Was przed tym, co ja przeżyłam ;),
  • klapki – lepiej kupcie sobie gumowe, a nie piankowe – grzybki łatwiej wnikną w piankę ;),
  • ręcznik – duży, jeśli chcecie mieć możliwość komfortowego owinięcia się w niego po prysznicu, mały, jeśli chcecie czegoś, co zajmie mniej miejsca w torbie czy plecaku,
  • gumka do włosów – jak ktoś ma długie włosy, to zdecydowanie ułatwia zakładanie czepka,
  • żel pod prysznic – na pływalni może być dozownik z żelem, ale ja tam wolę mieć swój bezeselesowy – wykorzystuję do tego małe pojemniczki, jak podczas podróżowania,
  • krem do twarzy i balsam do ciała – chlorowana (czy w inny sposób oczyszczana) woda wysusza skórę, więc balsamy zmniejszą nieprzyjemne uczucie ściągnięcia,
  • dezodorant/ antyperspirant – przyda się, jeśli idziecie na basen rano, jeśli wieczorem… no cóż, nie widzę powodu blokowania naturalnych procesów oczyszczania organizmu na noc,
  • szampon, odżywka – to akurat nie jest na mojej liście, wolę myć głowę w domu, ale jeśli macie taką potrzebę, to po prostu weźcie ze sobą (odżywkę najlepiej bez spłukiwania, zawsze to szybciej),
  • grzebień/szczotka – warto, zwłaszcza, gdy myjecie głowę na basenie,
  • płyn do demakijażu i płatki/ ściereczka – jeśli idziecie na basen np. bezpośrednio po pracy i nie macie gdzie zmyć makijażu.

Przeciwwskazania

  • niezagojone rany, infekcje,
  • choroby płuc, oskrzeli i serca (chociaż z pewnością nie wszystkie choroby serca, dlatego też warto skonsultować to z lekarzem),
  • wcześniejsze spożycie alkoholu.

Cóż więcej mogłabym dodać? Pływanie jest doskonałą formą aktywnego wypoczynku, odstresowuje, odmładza i spala kalorie, jest niedrogie i dostępne… Same zalety! Jeśli nie jesteście pewne/ pewni, czy możecie korzystać z pływalni, skonsultujcie się z lekarzem. I do dzieła! 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 17 powodów, dla których warto… chodzić pieszo
  2. 7 zdrowych nawyków, które naprawdę warto wprowadzić na wiosnę
  3. Dlaczego ćwiczę jogę? + video dla początkujących
  4. „Chcę mieć piękne ciało na plażę”, bikini body i walka z cellulitem. Czyli kilka słów o motywacji do prowadzenia zdrowego stylu życia
  5. Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie

Co jeść na mocne paznokcie?

co jesc na mocne paznokcie (2)

Za oknami wiosna pełną gębą – a przynajmniej w Warszawie. Kwitną kwiaty, drzewa i krzewy zaczynają wypuszczać świeże, zieloniutkie listeczki, trawa powoli się zazielenia. W powietrzu czuć wiosnę. Sprawia to wszystko wrażenie, jakby zimy wcale nie było. Ale my po zimie mamy kilka pamiątek – nagromadzony tłuszczyk, zmniejszoną kondycję, poszarzałą skórę, ogólne osłabienie organizmu – którego skutkiem są m. in. osłabione i łamliwe paznokcie, a czasem i włosy. Jeśli spotyka Was taki problem – jaki spotyka i mnie, mam tu dla Was krótki poradnik – co jeść (a czego nie jeść), by paznokcie znowu się wzmocniły. Starałam się przygotować go tak, by był jak najbardziej przyswajalny i jednocześnie jak najbardziej rzeczowy. Jeśli jesteście mięsożercami, to zapewne – co tu kryć – macie spełnione zapotrzebowanie na większość witamin. Jeśli jednak nie jecie mięsa wcale lub prawie wcale – jak ja – to będzie Wam trochę trudniej, ale wszystko się da zrobić. A więc do rzeczy.

#1 Co jeść?

Witaminy

co jesc na mocne paznokcie

Witamina A (a w zasadzie beta-karoten, który w organizmie przekształca się w witaminę A)

Przede wszystkim żółte i czerwone warzywa i owoce: morele, brzoskwinie, marchew, dynia, grapefruit, pomidory, papryka. Poza tym: kalarepa, jarmuż, szpinak, kabaczek, buraki, sałata, brokuły, brukselka, natka pietruszki, kapusta, śliwki, fasola, groszek zielony, jeżyny, rzeżucha.

Witamina B3 (niacyna)

Drób, ryby, ziarna słonecznika, orzechy, migdały, drożdże, mąka z pełnego przemiału, fasola, groch, koper włoski.

Witamina B5 (kwas pantotenowy)

Ryby (pstrąg, śledź, makrela), borowiki, arbuzy, brokuły, otręby, pestki słonecznika, sery pleśniowe, jajka, otręby pszenne, awokado, banany, pomarańcze, melony, ziemniaki, soja, orzechy

Witamina B6 (pirydoksyna)

Kiełki pszenicy, drożdże, otręby zbóż, ziemniaki, banany, jajka, kapusta, marchew, fasola, orzechy, słonecznik, kasza gryczana, awokado, kalafior, ryby (łosoś, tuńczyk, sardynki), mleko.

Witamina B9 (kwas foliowy)

Zielone warzywa (fasolka, szparagi, sałata, brokuły, brukselka, szpinak), banany, jajka, ziarna, tuńczyk, ser żółty i camembert, sok pomarańczowy, fasola, rzepa, awokado, zarodki pszenne, słonecznik, buraki, maliny

Witamina E

Słonecznik, orzechy włoskie i ziemne, migdały, zarodki pszenne, fasola, otręby pszenne, ryż, szparagi, brokuły, seler, groch, kukurydza, płatki owsiane, chleb ciemny, jajka, sałata, fasola, pietruszka, marchew, oleje roślinne.

Minerały

co jeść na mocne paznokcie

Cynk

Dynia i pestki dyni, słonecznik, otręby pszenne i kiełki pszenicy, grzyby, kakao, orzechy, groch, fasola, soczewica, herbata, cebula czosnek, ryż, jajka, maliny, czarne jagody, buraki, szparagi, marchew, seler pomidory, rzodkiewka.

Miedź

Kakao, nasiona słonecznika, pestki dyni, orzechy laskowe, natka pietruszki, płatki owsiane, kasza gryczana, groszek, chleb żytni razowy, orzechy włoskie, gorzka czekolada.

Krzem

Zioła: skrzyp polny, pokrzywa, podbiał, rdest ptasi, ale także czosnek, szczypiorek i woda źródlana.

Żelazo

Płatki owsiane, pszenica, ryż, śliwki, rodzynki, daktyle, maliny, porzeczki, banany, jabłka, wiśnie, mleko, jajka, szpinak, groch, brukselka, pomidory, cebula, kapusta, sałata, drożdże, grzyby, miód, orzechy, czekolada, seler, soja, bób, koper.

Aminokwasy – metionina i cysteina, źródła nie-mięsne

co jesc na mocne paznokcie (4).jpg

Jajka, otręby i zarodki pszenne, płatki owsiane, nasiona słonecznika, siemię lniane i soja.

Podsumowując – najlepiej mieć po prostu zróżnicowany jadłospis, z dużą ilością warzyw, owoców, orzechów i ogólnie roślin. Poza tym warto pić ziółka i duże ilości wody, by oczyszczać swój organizm z nagromadzonych toksyn.

#2 Czego unikać?

Żywności wysoko przetworzonej (czipsów, fast foodów, słodyczy) – są po prostu bezwartościowe.

Potraw smażonych i wędzonych – według niektórych źródeł zawierają szkodliwe toksyny. Ja lubię takie dania, uważam tylko, że wszystko zależy od tego co smażymy i jak smażymy.

Mocnej kawy i herbaty – znów, jestem winna, ale myślę, że chodzi raczej o ograniczenie niż całkowitą rezygnację. Czymże byłoby życie bez popołudniowej kawki? 😉

Alkoholu. Nie będę się nad tym rozwlekać. Wydaje mi się, że wypicie niewielkich ilości alkoholu od czasu do czasu nie jest szkodliwe, a nawet może pomagać. Jak zwykle, uważam jednak, że nie powinno się go nadużywać.

Oczywiście zachęcam do samodzielnego sprawdzenia zawartych tutaj informacji, ja tylko podsuwam Wam gotowe zestawienie, którego sama długo nie mogłam w internecie znaleźć. 🙂 Nie opisywałam objawów niedoboru poszczególnych witamin i składników mineralnych, bardzo łatwo można to znaleźć w internecie, podobnie jak informacje o tym, na co jeszcze pozytywny wpływ ma dostarczanie sobie tych witamin.


Jako że zaczął się nowy miesiąc, podsuwam Wam też kwietniowe produkty sezonowe:

Warzywa: buraki, cykoria, cebula, dymka, endywia, młoda kapusta, karczochy, marchew, natka pietruszki, pieczarki, pomidory, por, roszponka, rzodkiewka, sałata, seler, szparagi, warzywa strączkowe, ziemniaki

Owoce: gruszki, jabłka, orzechy włoskie i laskowe, nielokalnie: mango

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  2. Kuracja na podwyższenie odporności
  3. Oliwa magnezowa – sposób na niedobór magnezu. Jak ją przygotować? Jak stosować?
  4. DIY Krem do rąk

Dlaczego nie lubię świętować „okazji”?

dlaczego nie lubię świętować

Do napisania tego tekstu, natchnęły mnie różne rozmowy przeprowadzone z ludźmi, a szczególnie ostatnia z kolegą, właśnie w święta wielkanocne. Długo tego nie zauważałam, ale od jakichś dwóch lat zaczęło denerwować mnie, że są w ciągu roku jakieś „okazje”, gdy wszyscy rzucają się w wir przygotowań, zakupów, prezentów i nie wiadomo czego jeszcze. Tak naprawdę nie wiem, od którego dokładnie momentu w moim życiu irytuje mnie dostosowywanie się do większości – może to było w liceum, może na początku studiów, może po ukończeniu licencjatu z socjologii. Jednak nigdy nie wiązałam tego z tymi właśnie „okazjami”. Uważałam zawsze, że to przecież fajnie, że np. sylwester to jest taka okazja do zamknięcia jakiegoś etapu w swoim życiu i otworzenia następnego z czystą kartą, a walentynki to dobra okazja do okazania sobie miłości itd. itp.

dlaczego nie lubię świętować

Ale któregoś razu tak jakby coś trzasnęło mnie w łeb. Innymi słowy wszystkie moje przemyślenia poskładały mi się do kupy i zapytałam siebie, czy ja jestem nienormalna. Czy naprawdę potrzebuję walentynek, żeby okazać miłość swojemu ukochanemu? Czy naprawdę potrzebuję sylwestra, by podsumować jakiś etap swojego życia (tutaj skrajnym dla mnie przypadkiem odmiennego myślenia jest mój narzeczony, dla którego rok = rok akademicki :))? Czy naprawdę potrzebuję być obsypywaną kwiatami w dzień kobiet? Bo jak nie dostanę tych kwiatów, czekoladek lub innych niepotrzebnych pierdół, które kapitalizm w nas wciska, to jestem jakąś niepełnowartościową czy też niekochaną kobietą? Ja wiem, zadawanie takich pytań boli, ściska w żołądku, a czasem nawet zbiera na wymioty – tak bardzo nie zgadza się z tym, do czego przyzwyczailiśmy się żyjąc w społeczeństwie i nie zastanawiając się nad rządzącymi nim regułami.

Dlaczego konkretnie nie lubię celebrowania narzuconych okazji?

#1 Przygotowania męczą

Zwłaszcza do świąt, chociaż do wielu innych też. Przed takimi świętami trzeba sterylnie wysprzątać dom, nagotować nie wiadomo ile jedzenia, zrobić milion zakupów, często udekorować wnętrza (albo i zewnętrza). Pieczenia tu nie uwzględniam, bo akurat to bardzo lubię. Jednak ostatnio też trochę przystopowałam z ilością ciast, które robię – one i tak zostają po świętach, kiedy wszyscy mają już dosyć jedzenia. A i tak nigdy nikt się nie uczy, żeby zrobić jedzenia mniej. Takie to chyba wady polskiej gościnności. Poza tym męczące są dyskusje w rodzinie – a to trzeba zrobić tak, a to tak, każdy chce postawić na swoim i wynikają z tego kłótnie. Gdyby tylko dało się trochę z tym wszystkim przystopować, może trochę inaczej podchodziłabym do tematu. No i jeszcze przyjeżdża się do rodzinnego miasta, chce się spotkać ze znajomymi, a część z nich nie ma czasu. Rozumiem w święta, gdy spędza się czas z rodziną, jasne, ale przed świętami? To tylko ze względu na te przygotowania „zastaw się, a postaw się” oraz niechaj Twój dom błyszczy niczym… No, już sami sobie dopowiedzcie. Taki detal, a jednak wpłynął na moją świąteczną niechęć. Zaznaczam tu, że nie mam do tychże znajomych, którzy się w tym opisie odnajdą żadnych pretensji – każdy żyje, jak chce. 😉

#2 Nie lubię się dostosowywać

Co tu dużo mówić, trudno skończyć socjologię i nadal chcieć się dostosowywać. Nie mówię, że ukończenie takich studiów jest konieczne, by to zobaczyć, ale zdecydowanie ułatwia sprawę. Wystarczy dołożyć do tego kilka książek o samorozwoju i człowiek już zawsze będzie miał opór przed dostosowywaniem się, bo inni ludzie tego wymagają. Koniec, kropka.

#3 Wszystko wydaje mi się takie „na siłę” albo żeby się pokazać

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo chcą się pokazać – że mają dużo w spiżarni, że mają pięknie ustrojony dom na Boże Narodzenie, że pani Gienia założyła najlepsze szpilki do kościoła. To po co w końcu te święta? Dla ducha, dla spełnienia tradycji, czy może dla oka sąsiada i współmieszkańca? I dlaczego, jak nie mam ochoty na imprezę albo dużą imprezę w sylwestra, to spotykam się z pełnym politowania spojrzeniem albo wręcz świętym oburzeniem, że się nie dostosowałam go ogółu. Nie, przepraszam, ale nie dołączę do tego wyścigu.

#4 Świętowanie najczęściej wiąże się z wielkim konsumpcjonizmem

dlaczego nie lubie swietowac (4).jpg

Wielkie zakupy jedzeniowe to jedno, ozdoby świąteczno-imprezowe to drugie, a prezenty to trzecie. O ile każdą z tych kategorii zakupowych jestem w stanie zrozumieć, jeśli jest to traktowane w sposób umiarkowany, to zupełnie nie rozumiem szaleństw. Dla mnie sprawa jest prosta – jeśli na jednego sylwestra kupiliśmy zbyt dużo jedzenia, to trzeba skorzystać z doświadczenia i na kolejny kupić mniej. Jeśli mamy już ozdoby z lat poprzednich i nie są zniszczone – nie widzę powodu, żeby kupować nowe. Jeśli robię komuś prezenty, to tylko, jeśli mam na nie pomysł, a nie po prostu kupuję drogą rzecz, żeby pokazać „o, popatrz, jaka jestem hojna”. Dlatego najfajniej byłoby według mnie dawać prezenty bez okazji. 🙂

#5 I z różnego rodzaju rozczarowaniami

Tutaj każdy może sobie wstawić swoje. Nie chciałabym nic publicznie wywlekać. 😉

Słowem wyjaśnienia:

Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że świętowanie pewnych dni jest jakieś złe, niewłaściwe, głupie. Absolutnie nie. Jestem zdania, że każdy z nas jest wolnym człowiekiem i robi, co chce i jeżeli chce się w jakimś dniu jednoczyć z innymi, jeżeli chce się z niego cieszyć i radośnie go obchodzić, to wszystko jest wspaniale. I tak być powinno. Jeśli jednak zauważycie, że obchodzenie świąt czy dnia kobiet, czy walentynek albo szukanie prezentów Was męczy, nie radzicie sobie z tym – w czym też nie ma nic złego – umówcie się po prostu z najbliższymi osobami, że nie będziecie sobie tych prezentów dawać. Że pójdziecie razem na dobrą kawę, piwo czy kolację. Doświadczycie na pewno więcej radości niż irytując się podczas poszukiwań prezentów. A jeśli wcale nie chcecie obchodzić jakiejś okazji, to też – porozmawiajcie, to nie boli. Jeżeli ktoś Was kocha, powinien to zrozumieć. Oczywiście związki tworzy się przez kompromisy, więc nie stawiajcie też sprawy na ostrzu noża – jeżeli np. Wasza rodzina kocha święta, to nie możecie powiedzieć „a teraz nie będzie świąt, bo ja tak chcę”. Możecie za to wyjaśnić, że wolelibyście je jednak obchodzić w spokoju, nie szaleć z przygotowaniami i ilością potraw. Po prostu odpocząć – przecież od tego święta są.

Jest jedna rzecz, której nie powinniście robić, a która jest związana z tym tematem. Nie powinniście oceniać innych i ich krytykować ze względu na to, że robią coś inaczej niż Wy. Pamiętajcie, że każdy ma prawo podejmować swoje decyzje i nie powinniście się ich czepiać, zwłaszcza, jeżeli te decyzje nie mają na Was bezpośredniego wpływu. Ja doprawdy nie rozumiem dziewczyn, które robią wielkie oczy, gdy słyszą moją odpowiedź na pytanie, jak spędzam walentynki. Nie spędzam. Od tego roku. Nie wiem, co będzie dalej, co postanowimy, ale na razie uznaliśmy, że dla nas to święto nie ma sensu. Zawsze możemy iść na randkę, do kina, na kolację. Zawsze możemy okazać sobie miłość. A kwiaty mogę sobie kupić sama. Nie bądźcie sobie wilkiem. 😉

dlaczego nie lubie swietowac (2)

Na koniec powiem jeszcze, że to nie jest tak, że ja nie obchodzę żadnych okazji. Oczywiście, że obchodzę. Na przykład urodziny innych osób. Swoje chcę obchodzić tylko, jeśli wymyślę coś ciekawego, co mogłabym wtedy robić. A może po prostu zechcę obejrzeć film i kupić w cukierni napoleonkę. I to też jest dla mnie obchodzenie urodzin. Dzień kobiet mogę spędzić z koleżanką – w końcu to „dzień kobiet”, a nie „dzień kobiet, które dostają kwiaty od swoich mężczyzn”. A o sylwestrze uważam, że jest dobrą okazją do podsumowywań. Ale nie jedyną. I jeśli ktoś nie ma postanowień noworocznych spisanych w styczniu, to też nie jest nic złego. Dodam, że nie pisałam tu o okazjach ważnych i rzadkich, np. ślubach, komuniach, zjazdach absolwentów, wieczorach panieńskich, czy innych tego typu, a tylko o dniach ściśle wyznaczonych przez kalendarz, obchodzonych każdego roku.

Podsumowując już ostatecznie: to, co chciałam wyrazić tym tekstem, mogłabym zamknąć w zdaniu „żyj i daj żyć innym”. Tylko tyle. Choć dla niektórych aż tyle. Pozostawiam Wam to do przemyśleń i życzę udanego weekendu (a niech to, okazja! ;)).

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Nie masz za grosz dystansu! Różnica między żartem a sarkazmem
  3. Czy wszystko można wybaczyć?
  4. Rzut (krytycznym) okiem na „hygge”
  5. Dziecko, Ty nic nie wiesz o życiu!