35 pomysłów na to… co ze sobą zrobić jesienią

co robić jesienią

Pozytywność pozytywnością, ale… Niniejszym się poddaję. Przestałam się oszukiwać. Ładniej w tym roku już nie będzie (no chyba, że wreszcie spadnie porządny puchaty śnieg!). Pogodziłam się z tym, że od miesiąca mam 25 lat i jesień za oknem. W tym roku nie jest niestety złota polska, więc nadzieje na szuranie butami w suchych, kolorowych liściach można spokojnie przełożyć na przyszły rok i zacząć grzebać w szafie w poszukiwaniu ciepłych swetrów i szalików. Niby trudno, ale z drugiej strony… Czy słowa „ciepłe swetry i szaliki” nie wywołują w Tobie jakichś pozytywnych emocji? 🙂

I tu Cię mam! Bo pozytywne nastawienie to nie jest jakaś głupia nadzieja, że zewnętrzne okoliczności – w tym wypadku pogoda – zawsze będą grzecznie sprzyjać naszym planom. To raczej dostosowanie się do nich i w pewien sposób wzniesienie ponad nie (w języku angielskim jest jedno słowo, które może bardziej przybliży Ci to, o co mi chodzi – embrace). Jeśli nie kręcą Cię afirmacje, to ich nie używaj. Nie każdy potrafi wyjść na podwórko – gdy leje jak z cebra i wiatr za chwilę zwieje go na drugi koniec miasta – i powiedzieć „jaki dziś piękny dzień, czuję się wspaniale!” – chociaż spróbować warto. Z afirmacjami czy bez – zawsze można jakoś sobie ten czas umilić zamiast ciągle narzekać.

35 rzeczy, które możesz zrobić jesienią, by ją sobie umilić:

  1. Załóż kaloszki. Z kaloszkami jesień jest po prostu lepsza – nieważne, czy ma się lat 7 czy 47. Kaloszki są niepoważne, ale akurat jesienią mamy przesyt powagi i zadumy. Skąd to się bierze właściwie?
  2. Weź ze sobą kolorowy parasol i/lub pelerynę przeciwdeszczową. Naprawdę, jest więcej kolorów niż czarny, czarny i czarny.
  3. Załóż puchate kolorowe skarpetki. Ciepełko gwarantowane. I w stopach, i w sercu.
  4. Zrób ciasto. Najlepiej z dynią, marchewką, cukinią, jabłkami. Szarlotkę? Drożdżowe? Czekoladowe? A może wszystko w jednym? Tylko jak będziesz robić drożdżowe, to pamiętaj, że to zajmuje pół dnia, więc nie porywaj się na nie po powrocie z pracy – frustracja gwarantowana.
  5. Ugotuj sobie wielki gar sycącej zupy. Żeby móc się nią rozgrzać, gdy wrócisz do domu wyziębiona/wyziębiony.
  6. Wypij herbatę z malinami. Albo wino. Albo nalewkę. Albo kakałko…
  7. Owiń się w ciepły koc i obejrzyj film albo poczytaj książkę. Albo zacznij nowy serial.
  8. Pisz coś – dziennik, bloga, wiersze, książkę…
  9. Zrób porządek ze swoimi ciuchami. Nie wierzę, że będziesz zimą nosić te wszystkie kuse koszulki i sukienki. Wyjmij lepiej swetry, o których mówiłam na początku. Też wyglądają dobrze, a grzeją lepiej. No dobra, zostaw sobie kilka tych fatałaszków na imprezy, skoro już musisz. 😉
  10. Zrób porządek z tym pudłem (szufladą?), do którego wwalasz wszystkie rzeczy, z którymi nie wiesz, co zrobić. Zacznij od zastanowienia się nad tym, ile czasu już tam zalegają. Masz czas. Możesz najpierw owinąć się w koc, pozwalam.
  11. Przytul się do kogoś, kogo kochasz – do mamy, partnera, siostry albo przyjaciela. Zawsze pomaga.
  12. Umów się ze znajomymi na planszówki. Kiedy grać w planszówki, jak nie wtedy, kiedy jest zimno? Może tej jesieni w końcu przestanę być planszówkowym luzerem. Wiesz, jakie to uczucie, gdy coś lubisz, ale nie do końca sobie z tym radzisz? Ja tak mam z planszówkami.
  13. Idź na spacer – gdy już przestanie padać. Możesz iść do sklepu albo z psem, albo do kolejnego przystanku autobusowego, ale trochę przewietrzyć łeb trzeba.
  14. Zrób sobie krem, np. do ciała albo do stóp.
  15. Zapal pachnącą świeczkę i pomedytuj. Albo posłuchaj muzyki. Albo pokoloruj kolorowankę.
  16. Zrób domowe odświeżacze.
  17. Kup laskę wanilii i ćwiartkę wódki. Powstrzymaj chęć wypicia wódki, znajdź czysty słoiczek (taki po musztardzie), rozetnij wanilię (nie do końca i nie wyskrobuj ziarenek), włóż ją do słoiczka i zalej wódką. Co kilka dni potrząsaj. Za jakiś miesiąc będziesz mieć domowy ekstrakt z prawdziwej wanilii i nie będzie Cię już wkurzać, że on jest we wszystkich przepisach, a Ty musisz go omijać.
  18. Zrób zapas puree z dyni i z jabłek. Do ciast na przykład, albo pankejków, albo owsianek.
  19. Zrób sobie listę 100 celów. Jesień to dobry czas na myślenie.
  20. Kup ciasteczka (lub weź upieczone własnoręcznie ciasto lub kupione w sklepie owoce – jeśli wiesz, że ten ktoś nie je słodyczy) i odwiedź swoich dziadków, rodziców, ciocię. Możesz też w czymś im pomóc.
  21. Wywołaj zdjęcia, które nagromadziły Ci się przez cały rok i poukładaj je w albumie. Fajnie później sobie obejrzeć zdjęcia na papierze. Czy kwalifikuję się już na osobę starej daty? Zmień też zawartość ramek, jeśli masz ochotę. 🙂
  22. Odwiedź restaurację, która zawsze Ci się marzyła. Latem zjesz frytki.
  23. Wystrój się i idź do teatru – może być na wejściówkę, one są tanie. Jesień mega kojarzy mi się z chodzeniem do teatru.
  24. Idź do muzeum, galerii albo innego interesującego obiektu w Twoim mieście. W Warszawie na przykład po raz kolejny można skorzystać z akcji Darmowy Listopad i zwiedzić Zamek Królewski, obiekty w Łazienkach Królewskich i Pałac w Wilanowie. Niech deszcz Cię nie powstrzyma przed poznawaniem świata! 🙂 Nas w Londynie nie powstrzymał. Tak właściwie to gdy pada, to nawet chętniej korzysta się z dobrodziejstw kultury.
  25. Przeczytaj jakiś poradnik, a potem zastosuj się do zawartych w nim wskazówek. Trzeba kupić? Nie, nie trzeba. Biblioteki są na tym świecie. Żeby zapisać się do warszawskiej, trzeba być tu zameldowanym, zatrudnionym bądź mieć status studenta.
  26. Zrób listy: filmów, które chcesz obejrzeć; książek, które chcesz przeczytać; miejsc, które chcesz odwiedzić. Listy pomagają nie tylko w zorganizowaniu sobie dnia pod kątem obowiązków, ale też mogą ułatwić wybór rozrywki. Wtedy, gdy człowiek myśli, że nie ma pojęcia, co obejrzeć, może sięgnąć po film z listy. 🙂 Myślisz, że obejrzałeś już wszystkie dobre filmy? Poszukaj w latach 50.
  27. Zgłębiaj wiedzę. Możesz zrobić kurs – w internetach zdarzają się nawet darmowe. Możesz też robić research na własną rękę – w internecie i w bibliotece. Możesz też pouczyć się nowego języka na duolingo albo odświeżyć taki, który już znasz.
  28. Posprzątaj „dziwne” miejsca w domu: pod łóżkiem i/lub szafą, kratki wentylacyjne, abażury, kontakty i włączniki, „upierz” pralkę (że co? – przy następnej okazji wytłumaczę ;)).
  29. Napisz do kogoś list albo chociaż wyślij kartkę – byle na papierze i za pośrednictwem stacjonarnej poczty i poślinionego znaczka. 😉
  30. Jeśli obchodzisz Boże Narodzenie – zacznij tworzyć listę prezentów i sukcesywnie je kupuj w miarę wypatrywania – albo wykonuj, jeśli to DIY. 🙂
  31. Szarpnij się na dobre perfumy, a jeśli takie masz, to ich nie oszczędzaj. Ogólnie, bo przy każdym użyciu zachowaj umiarkowanie. Szanujmy się i swoje powonienie. 😉
  32. Wyjedź gdzieś na weekend – jeśli możesz. Jeśli nie – rób plany wyjazdowe.
  33. Wprowadź jakąś zdrową zmianę – zacznij jeść siemię lniane albo kiszonki, ssać olej kokosowy przed umyciem zębów albo ćwiczyć jogę.
  34. Zapisz się do lekarza na kontrolne badania. Może sam fakt życia nie uprzyjemni, ale dowiedzenie się, że jest się zdrowym na pewno. A jeśli jednak coś jest nie tak? Przynajmniej w porę się to opanuje. 🙂
  35. Zrealizuj jakiś kreatywny projekt, który od dawna chodzi Ci po głowie, ale szkoda Ci było słońca. Odnów komodę, wykorzystaj inaczej stary świecznik w szklance/słoiku, oklej zwykłe pudełeczko i zamień je w szkatułkę, czy co tam chodzi Ci po głowie. 🙂

To co? Lepiej? Napisanie tego nawet dla mnie było takim małym katharsis. Sama czuję się lepiej! A skoro da się od samego pisania, to co dopiero zdziała działanie. 🙂

Macie jakieś jeszcze sprawdzone pomysły? Piszcie na dole lub na fejsie. 🙂

Podobało się? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie. 🙂

 

Jak oczyścić skórkę z cytryny?

jak oczyścić skórkę z cytryny

Dziś spieszę do Was z moim najnowszym odkryciem kulinarno-czystościowym! Będzie krótko i na temat. 😉

Zastanawialiście się kiedyś, co zrobić, żeby cytrynka, której skórkę chcecie zetrzeć do ciasta była super czysta i nie miała na sobie wosku ani żadnych syfów, np. z pryskania? Ja owszem, wielokrotnie, miałam nawet fazę kupowania eko-cytryn w Lidlu, szczególnie w sezonie letnim, bo całe lato robię wodę smakową, a tam się wkraja plastry nieobranej cytryny i myślę sobie, że trochę tego syfu do wody może przechodzić, no ale z Lidla eko-cytryny zniknęły, nie wiedzieć czemu.

jak oczyścić skórkę z cytryny

Z braku eko-cytryn spontanicznie wypróbowałam sodę oczyszczoną (a jakże!). Kiedyś na Pintereście mignęło mi jakieś płukanie warzyw i owoców w wodzie z dodatkiem sody albo wlanie takiej mieszanki do spryskiwacza. Tych rzeczy nie próbowałam i trochę mi się nie chce, ale myślę, że prędzej dałabym szansę takiemu moczeniu w wodzie z sodą niż spryskiwaczowi, bo w wodzie owoce przynajmniej chwilę poleżą i soda ma szansę w ogóle zadziałać. Tym razem chciałam zadziałać szybko, więc  po prostu użyłam sody.

Jak oczyścić skórkę z cytryny?

Co będzie potrzebne?

  • soda oczyszczona – od 1 łyżeczki do 1 łyżki, trochę na oko 😉
  • bieżąca woda
  • cytryna

Opis zabiegu:

jak oczyścić skórkę z cytryny

Wziąć cytrynę, wypłukać w zimnej wodzie, posypać sodą, dokładnie przetrzeć po całości paluchami, wypłukać, dać wyschnąć lub wysuszyć ściereczką.

jak oczyścić skórkę z cytryny

Oczywiście działać tak możecie ze wszystkimi owocami i warzywami, które chętnie schrupalibyście ze skórką (bo, jak wiadomo, tam jest najwięcej witamin) lub chcecie tej skórki do czegoś użyć – np. usmażyć skórkę pomarańczową – ale uważacie, że samo wypłukanie nie wystarczy i ogólnie czujecie, że coś z nią jest nie tak. Magii stojącej za sodą nie umiem Wam wytłumaczyć, ale wiem, że ściera dobrze. 😉

Polecam powąchać owoc przed wypłukaniem i po nim. Różnica jest kolosalna!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  2. Magiczny sposób na przypalony garnek
  3. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu
  4. Odświeżające saszetki do szafy i butów
  5. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego

3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu

sposoby na śmierdzący kosz

Trafiliście tutaj, bo… śmierdzi Wam z kosza? A właściwie śmierdzi Wam sam pojemnik na śmieci? To trafiliście doskonale. Zapraszam!

Czasem zdarza się tak – jak zdarzyło się i nam – że jakoś tak się zapomni o wyrzuceniu śmieci przed wyjazdem na kilka dni. Albo jakoś tak się na to nie wpadnie – by już być całkiem szczerym. Potem, po powrocie, otwiera się kosz i… No cóż, nie jest zbyt wesoło. Jak wtedy zrobić z tym porządek? Co zrobić, by odświeżyć kosz, by po „zapachu” nie pozostał nawet ślad? Już mówię, jaki ja mam na to sposób.

#1 Wyrzuć śmieci i umyj kosz

Umyj kosz, nawet jeśli z worka nic nie wyciekło. Wystarczy gąbka lub szmatka, woda i płyn do naczyń. Warto zostawić go na powierzchni kosza na kilka minut, żeby lepiej podziałał. Można też do płynu dodać trochę octu albo sody, żeby wzmocnić jego działanie. Potem wystarczy spłukać i zostawić do wysuszenia – najlepiej na podwórku lub przy otwartym oknie.

#2 Przetrzyj kosz octem i/lub alkoholem

Najlepiej do tego celu użyć ręcznika papierowego. Kosz na śmieci to mało sympatyczny do sprzątania przedmiot, a ręcznik papierowy można od razu wyrzucić. Powiesz mi, że mało to eko, a ja odpowiem, że mam ręczniki z recyklingu, więc mogę z tym żyć. Ja zwilżyłam kawałek ręcznika octem i dodałam kilka kropel mojego ulubionego olejku eterycznego – żeby kosz nie tylko nie śmierdział, ale nawet zaczął przyzwoicie pachnieć – i przetarłam wnętrze kosza. Później, dla lepszego efektu dezynfekcji, przetarłam je też czystym alkoholem (wódką).

#3 Wyłóż kosz workiem, a worek gazetą

sposoby na śmierdzący kosz

Kiedy skończysz już z ratowaniem sytuacji, pomyśl o zapobieganiu. Na dobry początek wyłóż worek gazetą – pochłonie nadmiar wilgoci, ale i „zapachu” z kosza. My od czasu do czasu zbieramy gazetki rozdawane na mieście, bo gazet nie kupujemy – wejście w posiadanie gazety za darmo nie stanowi żadnego problemu. 🙂 Można też użyć do tego celu innego papieru. PS. Worki też mam podobno eko, więc korzystam. Wydaje mi się, że warto ich poszukać.

Kilka dodatkowych sposobów na zapobieganie tej mało przyjemnej sytuacji:

#1 Użyj sody oczyszczonej

sposoby na śmierdzący kosz

Pamiętasz, jak pisałam o prostych w wykonaniu saszetkach zapachowych? Soda oczyszczona odgrywa tam niebagatelną rolę. Z jakiegoś magicznego powodu (może ktoś mi go wyjaśni?) doskonale pochłania wilgoć i zapachy. Jak ją zastosować? Wystarczy wsypać garsteczkę do zapełnionego już w części kosza – lub na samym początku – lub jedno i drugie.

#2 Użyj kawy

sposoby na śmierdzący kosz

O tym, dlaczego czasem warto zachować fusy po kawie, pisałam już tutaj. Do odpędzania smrodków też się przydaje. Nie wiem, jak pozbywasz się fusów po kawie – niektórzy wylewają je prosto do zlewu, inni do sedesu… ale ja polecam porządnie je odsączyć i po prostu wywalić do kosza – tam gdzie ich miejsce. Przez to, że i tak powinny tam wylądować, to żaden odkrywczy sposób – ale dobrze wiedzieć. 🙂 Poza tym, jeśli ktoś potrzebuje dodatkowej wymówki do picia kawy… Nie ma za co. 😉

#3 Regularnie wyrzucaj śmieci

Dosyć oczywiste, wiem, ale czasem się zapomina. Jak i „się” zapomniało u nas. Trudno, czasem worek nie zapełni się nawet do połowy (a wtedy moja eko-dusza płacze, nawet mimo świadomości używania eko-worków), ale przynajmniej nie powali nas ten – nazwijmy rzecz po imieniu – przeraźliwy smród.

To tyle, jeśli chodzi o moje pomysły. Może Wy macie jakieś swoje sprawdzone sposoby, żeby poradzić sobie ze śmierdzącym koszem na śmieci? Pomagajmy sobie – podzielcie się nimi. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego
  2. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  3. Jak oczyścić skórkę z cytryny?
  4. Magiczny sposób na przypalony garnek
  5. 2 naturalne środki czyszczące + bonusowy “naprawiacz” drewna

Jak tanio podróżować po Polsce?

jak tanio podróżować

„Ale ci fajnie”, „Jak ty to robisz?”, „Skąd masz na to pieniądze?” – te i wiele im podobnych pytań słyszałam w ciągu ostatnich lat wielokrotnie. A o co właściwie chodzi? A o podróżowanie. Po Polsce. Bo podróżować nie trzeba za granicę. Jakiś czas temu mogliście obejrzeć sobie serię reklam „To Mazury, nie Amazonia/ Hiszpania / …”. Może warto poznać najpierw swój własny kraj, a później zachwycać się innymi?

jak tanio podróżować
źródło: http://www.gravite.pl/mazury-cud-natury/

Wszystko zaczęło się od tego, że byliśmy z moim Mężem – a wówczas jeszcze Nie-Mężem 😉 – znudzeni. Znudzeni wyjazdami w miejsca, które znamy już na pamięć, w których widzieliśmy już wszystko, co można było zobaczyć, a w które wyjeżdżaliśmy głównie dlatego, że część noclegową mieliśmy za darmoszkę. Schemat Trójmiasto-Biebrza-Trójmiasto-Biebrza… mocno nam się przejadł. Nie znaczy to, że całkowicie wykluczamy te miejsca jako cele naszych wyjazdów w przyszłości. Ja Biebrzę kocham, jej charakterystyczny zapach, niesamowite widoki na rozlewiska. Trójmiasto także kojarzy mi się cudownie, z radosnym, beztroskim dzieciństwem i wczesną młodością, z goframi i liścikiem, który zostawiłam kiedyś w Greenway’u („Przepraszam, że nie zjadłam, bo nie mogłam”;)).  No ale to tak jak ze związkami – można kochać swojego partnera nad życie, ale urozmaicenia to niezbędna część szczęśliwego wspólnego życia.

jak tanio podróżować

Toteż pojechaliśmy do Agroturystyki nad jezioro. Serdecznie polecam, jeśli ktoś lubi taką formę wypoczynku, Agroturystykę Magdy Wilk. To bardzo ciepła osoba wprowadzająca niesamowicie swojską atmosferę przy śniadaniu i nie tylko. Okolica też jest bardzo klimatyczna – lasy i spore jezioro Selmęt Wielki. Nie bez powodu tam wróciliśmy – tym razem w sezonie, pod namiot. Później zaczęliśmy zwiedzać duże polskie miasta – Wrocław, Poznań, Toruń… W międzyczasie wpadła nam wycieczka do Hiszpanii, ale to opowieść na inny raz. W tym roku odwiedziliśmy Sandomierz – malownicze miasteczko, idealnie nadające się na weekendowe ładowanie baterii.

jak tanio podróżować

W zeszłym – zafundowaliśmy sobie wycieczkę szlakiem tatarskim (trochę zmodyfikowanym po naszemu). Podlasie ma w sobie wiele uroku, dopóki „patrioci” się nie wychylają (jeżeli nie wiecie, o czym mówię, to polecam książkę „Białystok. Biała siła, czarna pamięć” albo poszukanie sobie co to znaczy „wielokulturowość turystyczna”).

Co tu kryć, w powiedzeniu „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie” jest wiele racji, także w kontekście podróżowania. Oczywiście, jeśli ktoś za jedyny cel podróży, wybiera sobie leżenie plackiem na plaży i popijanie drinka z palemką (w czym też nie ma nic złego!), to najlepiej uczyni udając się na Fuerteventurę. 😉 Boleśnie przekonaliśmy się o tym dwa tygodnie temu próbując wypocząć nad Biebrzą. Jeśli jednak lubicie spędzać czas spacerując/ maszerując i podziwiając piękno natury lub architekturę i inne dzieła człowieka, to spokojnie wystarczą Wam granice naszego pięknego kraju.

Największą zaletą podróżowania po Polsce jest jego niewielki koszt. Spanie? W hostelu lub pod namiotem. Jedzenie? Obiad w fajnej knajpce, ale kolacja i śniadanie ze sklepu. Podróż? Przejazdy są śmiesznie tanie, a czasem można nawet znaleźć niedrogi przelot. Ale po kolei…

#1 Planowanie z wyprzedzeniem

Po pierwsze i najważniejsze – im więcej czasu do Waszego wyjazdu, tym szersze możliwości przed Wami. Możecie dzięki temu zarezerwować taniej lepszy hostel, kupić w jakiejś promocji namiot, macie czas na przygotowania i poszukiwania. Możecie taniej kupić bilet na autobus lub pociąg.

Jednak, nie oszukujmy się, nie każdy tak potrafi. Ale i na last minute się da. Spokojnie. Będziecie mieć po prostu mniej opcji noclegowych i będziecie musieli bardziej spiąć pośladki, żeby wszystko załatwić. Z doświadczenia wiem, że niektórzy tak wolą. Ja nie, ale znam takich. 😉 Dacie radę.

#2 Typ wyjazdu

jak tanio podróżować

Pierwsza kwestia, którą należy rozważyć, to interesujący nas typ wyjazdu. Wolicie otoczenie natury czy „cywilizacji”? Chcecie zwiedzić jedno duże miasto czy kilka małych? Potrzebujecie bardziej czy mniej intensywnej rekreacji? Zadając sobie te pytania, zawęzicie krąg poszukiwań. Gdy już odnajdziecie miejsce lub obszar docelowy, możecie zastanowić się nad formą transportu.

#3 Przejazdy

Sprawa jest prosta – pod tym względem najtańszy będzie wyjazd do dużego (lub mniejszego, ale popularnego) miasta ze względu na dobre skomunikowanie. Wystarczy poszukać ofert Polskiego Busa lub pociągu (zwłaszcza, jeśli jesteś studentem – korzystaj ile możesz!), a na miejscu zastanowić się, czy potrzebujecie biletów na komunikację miejską, a jeśli tak, to ile i jakich. Wszystkie informacje znajdziecie na stronach komunikacji miejskiej danego miasta. Do Warszawy np. najbardziej opłaca się przyjeżdżać na weekend, bo bilet weekendowy kosztuje 24 zł i jest ważny na wszystkie przejazdy od 19:00 w piątek do 8:00 w poniedziałek. Można też kupić weekendowy grupowy, dla maksymalnie pięciu osób za 40 zł! Nietrudno obliczyć, że opłaca się już przy dwóch. 🙂

Trudniej sprawa się ma z wyjazdami do małych, mniej popularnych miasteczek. Do Sandomierza jeszcze dojedziecie Polskim Busem, ale znajdą się i takie, do których dostaniecie się tylko z przesiadką. Warto wcześniej sprawdzić jak tam z połączeniami. Plusem małych miasteczek jest – oprócz ich urody – brak potrzeby kupowania biletów na komunikację miejską.

Trzecia opcja to wyjazd w jakąś trasę. Do tego niestety potrzeba samochodu. Jeśli go macie, to super. Jeśli nie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że mają go Wasi rodzice, skorzystajcie z tego. Nie? Zawsze możecie go wypożyczyć – to nie jest taki drogi interes. A co zrobić, gdy nie ma się prawa jazdy? Nie będę pisać „zrób, trzeba mieć” itd., bo nie trzeba, jest to drogie i sama wcale go nie mam. Zamiast tego powiem: znajdź kierowcę i zaproponuj mu interesującą wycieczkę. Nie znalazłeś? To może trasa rowerowo-namiotowa? Też nie? To może po prostu zostań przy wyjeździe do dużego miasta. Ich też jest całkiem sporo.

#4 Noclegi

jak tanio podróżować

Wybraliście już swoje wymarzone miejsce? Super! To teraz trzeba zastanowić się nad noclegami. Najtańszy będzie oczywiście namiot, ale nie rozstawicie go przecież w miejskim parku, więc trzeba go zostawić na wyjazdy na łono natury. W mieście optujemy za hostelami. Najniższa cena za pokój dwuosobowy w hostelu – a właściwie w Domu Turysty – z jaką się spotkałam to 37 zł. Byliśmy jeszcze oboje studentami, ale to i tak imponująca cena. Jeśli chcecie oszczędzić zdecydujcie się na wspólną łazienkę, jeśli wolicie komfort – weźcie pokój z łazienką. A jeśli jesteście super hipisami i nie przeszkadza Wam spanie z obcymi ludźmi w pokoju – weźcie po prostu łóżko w pokoju wieloosobowym – to już jest naprawdę super tania opcja. Od hoteli raczej trzymajcie się z daleka. Nam zdarzyło się w hotelu w Polsce spać raz, w Campanile’u w Poznaniu, bo akurat był miesiąc targów i najtańszy wolny pokój w hostelu kosztował ok. 200 zł za dobę, a Campanile kosztował 100. Było całkiem spoko, ale to była jakaś wyjątkowa okazja. Jeśli 100 zł, to dla Was dobra cena, to możecie próbować. 🙂 Szukajcie też ofert na portalach typu Groupon, czasem zdarzają się fajne obniżki – dzięki temu innym razem spaliśmy w hostelu w centrum Poznania za 50 zł.

#5 Zwiedzanie

jak tanio podróżować

Ok, zarezerwowaliście hostel (lub pożyczyliście/ kupiliście namiot 😉 ). I co teraz? Teraz to należy udać się do najbliższej biblioteki i wypożyczyć przewodnik. Albo kupić, ale dzięki bibliotece zaoszczędzicie kolejne pieniądze. Nie masz konta w bibliotece? To weź se załóż. Nie stwarzajmy sztucznych problemów. Warto szukać możliwie aktualnego przewodnika. Możecie też poszukać jakichś informacji w internecie – na blogach lub miejskich portalach. Jeżeli wybieracie się do miasta, warto sprawdzić darmowe dni muzeów i galerii, poszukać sezonowych imprez. Każdy znajdzie coś dla siebie. Możecie sobie zrobić plan zwiedzania albo zdecydować się na spontan (z doświadczenia wiem, że on zwykle wychodzi drożej).

#6 Jedzenie

W tym przypadku przewodniki w tradycyjnej formie sobie darujcie. Do tego miejsca prawdopodobnie sporo zaoszczędziliście, więc macie dwie opcje. Możecie sobie robić jedzenie sami – zwłaszcza, że w wielu hostelach dostajecie do dyspozycji lodówkę i kuchenkę. Jednak to też ma swoją cenę – czas. Jeśli więc wolicie poświęcić swój cenny czas na inne aktywności, polecam ograniczyć się do jedzenia na własną rękę śniadań, kolacji i przekąsek, a na obiad udać się do restauracji. Tu też macie dwie opcje. Albo wpisujecie w Google: „tanie i dobre jedzenie w … (tu wstaw nazwę miejscowości)” lub „gdzie tanio zjeść w …” – w większości miast coś takiego się znajdzie, jakieś bary mleczne na przykład – albo przeglądacie blogi kulinarno-turystyczne jak Krytyka Kulinarna lub Taste Away i szukacie fajnych miejscówek. My dzięki Krytyce Kulinarnej znaleźliśmy uroczą restaurację Bistro Podwale w Sandomierzu. Tak dobrą, że poszliśmy tam na obiad kolejnego dnia. Jak widać, opcje finansowe są naprawdę różne – Wy decydujecie w jakim stopniu oszczędzacie, a w jakim dopuszczacie się rozpusty. 😉

#7 Pieniądze

Nie będę Was czarować – jeśli naprawdę nie macie kasy, bo nie pracujecie albo – w przypadku młodszych z Was – Wasi rodzice zarabiają zbyt mało (chociaż w dobie pińcet plus…), a Wy nie macie ochoty sobie dorobić na zbieraniu owoców czy pracy w kebabiarni, no to sorry Winetou, ale wycieczkę musicie sobie odłożyć na lepsze czasy. Ale w pozostałych przypadkach? Odkładajcie sobie do skarbonki/ skarpety/ na konto oszczędnościowe po parę złotych (stąd warto zaplanować to wszystko wcześniej), a zdziwicie się, ile uzbieracie. A może problem leży w tym, że nie widzicie, ile pieniędzy przepuszczacie na codzienne przyjemnostki? Kawę, piwo, kosmetyki? Dodajcie sobie te wydatki z kilku miesięcy, to może to Was oświeci i zmotywuje do oszczędzana na wyjazdy.

#8 Pamiątki

jak tanio podróżować

Nie kupuj ich. To zwykle pierdoły, z którymi później nie wiadomo co zrobić. Lepiej weź aparat – lub po prostu telefon z możliwością robienia zdjęć. Albo zrób sobie detoks od technologii i chłoń piękno świata. 🙂

#9 Alternatywa: zabaw się w turystę w swoim mieście

Nie wiem, jak jest w innych dużych miastach, ale w Warszawie w wakacje naprawdę są wakacje. 🙂 Każdego dnia można znaleźć coś ciekawego do robienia – kino pod chmurką, otwarta pływalnia, jakieś festiwale, targi śniadaniowe… Można pójść w miejsca, w jakich nigdy dotąd się nie było, zrobić sobie piknik na parku lub nad Wisłą. Poza tym są muzea, wystawy, starówka, puby, restauracje. Każdy znajdzie coś dla siebie, za różne pieniądze albo i za darmo. Ja już nie raz z powodzeniem zorganizowałam sobie lub koleżankom spoza Warszawy (prawie) darmową wycieczkę (płaciłyśmy za kawę, piwo i obiad 😉 ) i to nie tylko w sezonie. Mieszkasz w małej mieścinie? Weź rower i pojedź na wyprawę. Albo podjedź na okoliczną polanę z kocem i książką. Warto docenić to, co jest w zasięgu ręki.

Nie wiem, na ile wyczerpałam temat, pewnie na tyle, na ile mogłam. 😉 Może macie jeszcze jakieś rady dla podróżujących po Polsce? Piszcie mi w komentarzach. 🙂 I szerokiej drogi!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

Londyn – miasto możliwości

Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej

zastosowania sody oczyszczonej

Jak pisałam kilka miesięcy temu, moje ulubione środki czyszczące to soda i ocet. 🙂 Nie jestem zwolenniczką silnych, drażniących i potwornie śmierdzących płynów „do zadań specjalnych”, np. do czyszczenia toalet, usuwania osadu z mydła albo tłustych, kuchennych zabrudzeń – zwłaszcza, odkąd przekonałam się, że większość zabrudzeń spokojnie można usunąć domowymi sposobami. O occie już było, czas więc na odkrycie kilku niezwykłych zastosowań zwykłej sody oczyszczonej, którą możecie sobie kupić w każdym sklepie. Jednak polecam nabyć większą ilość sody – nawet 5kg – zamówić na allegro za kilkanaście złotych i mieć zapas na długo. Soda się nie psuje, a oszczędność jest spora. Dziś kilka pomysłów na wykorzystanie sody do sprzątania, które pojawią się na blogu po raz pierwszy, ale pozwolę sobie też podlinkować Wam tutaj swoje poprzednie wpisy, gdzie przewinęło się kilka zastosowań sody, żeby się nie powtarzać.

Do czyszczenia i odświeżania:

#1 Bez dodatków: czyszczenie wanny, umywalki, zlewu itd.

To chyba najprostsze i najpiękniejsze zastosowanie sody. Płuczecie sobie np. wannę wodą, zasypujecie to 1-3 garstkami sody (dlatego mówiłam o zrobieniu sobie zapasu ;)), zostawiacie na pół godziny do godziny, trochę przecieracie szmatką lub gąbką (ja skłaniam się ku szmatce), dokładnie spłukujecie (może być zimną wodą) i gotowe. Ja najczęściej po jakichś 15 minutach lekko przecieram wannę i zostawiam na następne 15, wtedy przecieram jeszcze raz i wanna jest czysta jak po najlepszym środku do usuwania osadów mydlanych i kamienia. 😉

Tutaj kilka zdjęć, jak to wszystko wygląda:

#2 Z octem: do czyszczenia toalety

Znowu bardzo prosta sprawa, jednak w tym przypadku przyda się spryskiwacz. Już tłumaczę dlaczego. Zasypujecie muszlę sodą, jw., a następnie trzeba to lekko pokryć octem, bo chcemy te tereny zdezynfekować, co nie? I tu właśnie przydaje się spryskiwacz, żeby tej sody od razu spłukać. Spryskujemy całość lekko octem, odczekujemy godzinę (no chyba że nie wytrzymacie, 😉 to wtedy krócej), szorujemy szczotą jak zwykle i spłukujemy. Albo spłukujemy, gdy zajdzie taka potrzeba – coby być bardziej eko i żeby „środek” dłużej, a więc lepiej, podziałał. 😉

#3 Z płynem do naczyń i octem: płyn uniwersalny

O płynie uniwersalnym możecie poczytać tutaj. Można go używać w formie skondensowanej, w psikaczu lub nie, na np. blaty w kuchni albo urządzenia sanitarne. Ja zawsze wnętrze wanny, umywalki czy zlewu zasypuję sodą, a brzegi spryskuję psikaczem bo: a) są to powierzchnie zwykle mniej zabrudzone, a więc nie wymagające bardzo silnego środka ani szorowania, b) taki płyn łatwiej z brzegów zmyć i mniej syfu robi się dookoła. Druga opcja to porządne rozcieńczenie tej mieszanki i użycie jej do mycia podłóg. Sprawdza się doskonale. Nie polecam go jednak do podłóg drewnianych, które wymagają specjalnej troski. 😉

#4 Pasta z dodatkiem wody: szorowanie zaschniętych brudków

Tutaj idea jest podobna jak przy zwykłym zasypaniu sodą – przecież dodajemy zwykłą wodę. Tylko że do trudniejszych zabrudzeń ta metoda może być za słaba. Dlatego zaschnięte brudki zawsze traktuję pastą. Nie powiem Wam, jakie dokładnie są proporcje wody do sody, bo nie wiem, pamiętajcie tylko, że chcecie zrobić pastę, a nie roztwór. Taką pastą po prostu obkładacie zaschnięty brud, zostawiacie na jakąś godzinę i szorujecie – ja najbardziej lubię do tego używać starej szczoteczki do zębów. A co w przypadku pionowych powierzchni? Przecież to spadnie! Może tak być, więc wtedy lepiej szorujcie od razu. 🙂

#5 Z dużą ilością ciepłej wody i olejkiem eterycznym: namaczanie śmierdzących skarpetek albo ciuchów do ćwiczeń 😉

Jeśli nie wydzielacie potu albo Wasz pot pachnie jak kwietna łąka, to ten punkt nie jest dla Was. Jeśli jednak pocicie się jak większość ludzi, to niestety musicie wiedzieć, że pot świetnie się dogaduje z bakteriami i wytwarzają razem trochę smrodku, który po wyjątkowo długim noszeniu ciuchów w upale lub wyjątkowo ciężkim treningu, zostaje na ciuchach. Czasem zdarza się, że czuć go też po praniu albo zasmradza Wam inne ciuchy w pralce. Albo to ja mam taki wyczulony nos. W każdym razie, jeśli wolicie, żeby ciuchy pachniały doskonale, to polecam wymoczyć te szczególnie smrodliwe w misce z garstką sody i kilkoma kroplami olejku eterycznego, a dopiero potem uprać normalnie w pralce z pozostałymi rzeczami.

#6 Z odrobiną płynu do naczyń: wybielacz firanek

Pranie firanek – a właściwie ich wieszanie – jest dla mnie najgorszym możliwym zajęciem świata. To znaczy, jeśli chodzi o sprzątanie domu. I dlatego tych firanek u siebie nie mam. A jak ktoś mi będzie zaglądał w okna? Jak mówi mój dziadek, to on powinien się wstydzić, nie ja. Jednak jako że uważam, że powinno się rodzinie pomagać, to jeżdżę na „wielkie pranie firanek” do mojej mamy i cioci, no i piorę firanki dziadkom, więc co nieco na ten temat wiem. Namaczanie firanek z użyciem sody sprawdzi się do firanek pożółkłych od papierosów i tych kuchennych. Poszarzałe potraktujcie solą kuchenną, ale o tym może innym razem. Do firanek „papierosowych” wystarczy ciepła woda z garstką sody, a do kuchennych trzeba dodać trochę płynu do naczyń ze względu na kuchenny wszędobylski tłuszcz. Gdy zobaczycie, że woda stanie się żółtobrązowa, zmieńcie ją i dosypcie nowej sody. Takie namaczanie powinno trwać kilka godzin. Potem wrzucamy firanki do pralki na firankowy program z firankowymi środkami do prania (najczęściej są całkiem eko), czekamy te sto lat, po czym oddajemy się rozkosznemu wieszaniu firanek… Na szczęście na koniec można chociaż pozachwycać się ich bielą. 😉

#7 Pasta z dodatkiem oleju roślinnego: usuwanie resztek kleju albo tłustych zabrudzeń

Lepkie od tłuszczu szafki sąsiadujące z kuchenką, lepkie wierzchy szafek, problem z usunięciem naklejek… Znacie to? Ja niestety znam i dlatego zmuszona byłam w końcu znaleźć coś, co lepiej poradzi sobie z tym problemem niż płyn uniwersalny, który przydaje się raczej do codziennego, niewymagającego sprzątania. I znalazłam. Połączenie sody i oleju (u mnie najtańszy, rzepakowy) radzi sobie z nimi doskonale. Wystarczy połączyć do uzyskania pasty i usuniecie wszystkie tłusto-lepkie brudy, jakie znajdziecie w domu. Jaka chemiczna magia za tym się kryje? Nie wiem, ale jeśli ktoś byłby zainteresowany, zapytam Męża i on z pewnością będzie wiedział. 🙂 Pastę nakładacie na brud/klej, odczekujecie kilka minut, może 10, po czym ścieracie szczoteczką do zębów lub inną szczoteczką. Można nawet palcem, przy okazji zrobicie sobie peeling dłoni. 😉 Potem wystarczy powierzchnię umyć płynem uniwersalnym lub płynem do naczyń – jak zrobiłam to w przypadku słoików – i gotowe.

A to mała demonstracja na przykładzie słoików po kawie, które chętnie zamieniam na słoiki do przechowywania suchych produktów do żarcia (żeby je chronić przed molami):

#8 Rozpuszczona w gorącej wodzie: usuwanie przypalonego jedzenia

Nie będę się nad tym rozwodzić, sprawdźcie sami tutaj. 🙂

#9 Z herbatą i olejkami eterycznymi: odświeżanie butów, szafek, całych pomieszczeń

Jw. 😉 Zapraszam tutaj.

Dla zdrowia:

#10 Pasta sody z wodą: na łojotokowe zapalenie skóry głowy

I znowu, żeby Was nie zanudzić, przepis – a także inne pomysły na radzenie sobie z ŁZS – znajdziecie tutaj.

Oczywiście, obecnie na rynku jest mnóstwo gotowych środków czyszczących przyjaznych środowisku i fajnie, jeśli chcecie ich używać, bo niektóre można dostać w naprawdę przystępnej cenie. Ja np. używam płynu do naczyń ze znaczkiem Ecocert, a kosztował mnie jakieś 4 zł. Ale może skorzystacie z moich porad choćby wtedy, gdy któryś akurat się Wam skończy, to też ucieszy moje serce. 😉 Bez skrępowania przekazujcie te pomysły dalej, nie mam na nie monopolu! I niech Wam służą. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego
  2. Jak oczyścić skórkę z cytryny?
  3. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu
  4. Magiczny sposób na przypalony garnek

 

Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego

zastosowania octu.jpg

Jedną z pierwszych notek, jaką umieściłam na tym blogu, była notka o tym, jak być bardziej eko w prosty i nienadwyrężający portfela sposób. Od tego czasu trochę wody upłynęło, więc postanowiłam Wam podać kilka zastosowań octu, jako że całkowicie spełnia on wyżej podane wymagania. 😉 A kto nie cieszy się, gdy może zadbać o czystość w domu niskim kosztem i jednocześnie nie szkodząc specjalnie środowisku? Z pewnością ktoś, kto ma to gdzieś. 😉 Ale ja liczę na to, że skoro już tu jesteście, to nie przez przypadek. Ja zwykle używam octu w połączeniu z innymi środkami, ale… nie wszystko naraz. Chciałabym Was zachęcić do eko-sprzątania pokazując Wam genialne możliwości, jakie może dać tylko jeden tani produkt (który był, nawet gdy niczego innego nie było, if you know what i mean).

#1 Nabłyszczanie zlewu, kranu, itd.

zastosowania octu (4)zastosowania octu

Wieczne problemy z odczyszczeniem zacieków na kranie? Rozwiązanie? Ocet! Wystarczy przetrzeć go ściereczką, zostawić na kilka minut, spłukać i wypolerować ściereczką lub ręcznikiem. W przypadku bardziej wrednych osadów warto namoczyć octem ściereczkę lub ręcznik papierowy i obłożyć nim kran na kilka minut. Mój kran po posprzątaniu błyszczy tak, że można się doszukać na zdjęciu mojego odbicia. 😉

#2 Odkamienianie czajnika

A to już babciny sposób, znany od lat. Zakamieniony czajnik wypełniamy wodą, ale nie do pełna, bo ocet zawsze jakoś tak buzuje, że wypływa z czajnika, zagotowujemy wodę, zostawiamy na pół godziny, płuczemy i powinno być po sprawie. Trzeba go tylko trochę wywietrzyć. 😉 Jak tylko się dorwę do czyjegoś zakamienionego czajnika, to wstawię tu zdjęcie, aby zademonstrować niedowiarkom. Ocet rozpuszcza także osady z dna zlewu. To też Wam pokażę, bo bez przerwy spotykam się z tym zjawiskiem u moich dziadków. 😉

#3 Zmiękczanie i odświeżanie prania

Tego Wam nie zademonstruję, więc możecie uwierzyć mi na słowo, albo po prostu przekonać się na własnej skórze. Do przegródki przeznaczonej do środka zmiękczającego pranie, dodajecie około pół szklanki octu. Ja do tego celu używam podrasowanego zapachowo octu (patrz niżej). Pamiętajcie jednak, że pranie musi wyschnąć na wiór – inaczej zapaszek pozostanie. Ostatnio zamiast octu używałam do płukania zwykłego płynu i muszę powiedzieć, że według mnie zmiękcza słabiej niż ocet. Dodatkowa zaleta jest taka, że ocet śmiga sobie po pralce i rozpuszcza kamień, więc… 2w1. Nie ma za co. 😉

#4 Pozbywanie się moli spożywczych

Jeśli ktoś choć raz miał z tym problem, wie, jak trudno jest te wredoty wykurzyć na dobre. Moim zdaniem najlepszym sposobem jest podstawienie im zapachów, które nie będą im się podobały – lawendy, goździków, kminku i… octu. Czysty ocet zagotowujemy i wstawiamy do szafki, w której mogą jeszcze rezydować nasi wspaniali przyjaciele (oczywiście po wywaleniu wszystkich „przejętych” produktów). UWAGA! Pod garnuszek wstawcie jakąś podkładkę, żeby nie zniszczyć szafki!

#5 Dezynfekcja

Ocet jest też świetnym, ale naturalnym środkiem dezynfekującym. Nie usunie wszystkich bakterii, ale nie o to chodzi (nie będę tym razem wgłębiać się dlaczego) i nie on jest tak szkodliwy jak środki na bazie chloru. Można nim zdezynfekować wszelkie powierzchnie – sedes, podłogę, wannę, blaty kuchenne, deski do krojenia. Wystarczy pozostawić go na danej powierzchni na minimum 5 minut, a maksimum do godziny (żeby niczego nie uszkodzić, lepiej dmuchać na zimne). UWAGA! Nie używamy octu do marmuru!

#6 Usuwanie herbacianego osadu z zaparzaczki

Rozważacie wyrzucenie starej zaparzaczki do herbaty, bo zrobiła się brązowa i paskudna? Nie róbcie tego! Zanurzcie ją w kubku wypełnionym do ¾ ciepłą wodą z octem (pół na pół). Potrzymajcie godzinę lub dwie, porządnie wyszczotkujcie np. szczoteczką do zębów (przeznaczoną do sprzątania!), umyjcie jak zwykle, wysuszcie i gotowe. Powinna wyglądać dużo lepiej. 🙂

P.S. Mój mąż robi to za pomocą OXY.

TIP: Sposób na nieprzyjemny zapach octu

Z octem jest tylko taki psikus, że, no cóż, śmierdzi. Jest jednak na to sposób. Oczywiście nie pozbędziecie się całkowicie tego drażniącego zapachu, jednak musicie wiedzieć, że kwas octowy jest bardzo lotny. Przekładając to na język polski – po prostu dosyć szybko wyparowuje. Jeśli jednak zapach octu absolutnie Was odstrasza i nie jesteście w stanie go używać wypróbujcie dwie możliwości:

Olejki zapachowe

Do około litra octu spirytusowego lub rozrobionego pół na pół z wodą, wystarczy dodać ok. 15-20 kropel wybranych przez Was olejków. Taka mieszanka (ta z wodą) nadaje się świetnie do mycia okien, ale też do mycia np. zlewu czy blatu w kuchni. Nie korzystałabym z niej jednak do odkamieniania czajnika czy zaparzaczki, chyba że macie dostęp do stuprocentowo naturalnych olejków, których ewentualne połknięcie Wam nie zaszkodzi.

Skórki cytrusów

Ta opcja z kolei jest lepsza do czyszczenia rzeczy, których zawartość może dostać się do Waszych żołądków. Bierzecie sobie litrowy słoik, obieracie ze skórki pomarańcze i/lub cytryny, wrzucacie te skórki do słoika (owoce zjadacie ;)), zalewacie czystym octem spirytusowym i zostawiacie na 3-4 dni. Po tym czasie zlewacie ocet bez skórek do innego naczynia.

Oczywiście żadna z tych opcji nie usunie całkowicie zapachu octu, ale całkiem dobrze może go zamaskować. Próbujcie i piszcie, jak te sposoby sprawdzają się u Was, jak znosicie zapach octu i czy maskowanie pomaga. Czekam z niecierpliwością na jakąś informację zwrotną. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  2. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu
  3. Jak oczyścić skórkę z cytryny?
  4. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. II
  5. Odświeżające saszetki do szafy i butów

10 najlepszych domowych sposobów na ból gardła

domowe sposoby na ból gardła

Ból gardła może doprowadzić człowieka do szaleństwa. 😉 Coś z nim trzeba zrobić – można kupić tabletki, a można wypróbować czegoś zupełnie naturalnego z korzyścią dla naszego zdrowia i naszej kieszeni. 🙂

Napisałam Wam we wpisie o sposobach na przeziębienie, że najczęściej rozkładają mnie one na przełomie lutego i marca, i co? I przeziębiłam się! Spadło to na mnie zupełnie jak grom z jasnego nieba i nawet nie miałam kiedy wstępnie poratować się cynkiem, bo już było na to za późno! Następnym razem będę pisać, że nigdy się nie przeziębiam. 😉 Prawdopodobnie po prostu zaraził mnie narzeczony, który trochę posmarkiwał i czuł się niewyraźnie. 😉 Do tego trochę stresu, zabieganie, może przemęczenie. I trach. Przeziębienie, a za nim ból gardła, jak to często (a przynajmniej u mnie) bywa. Postanowiłam zatem, że przekażę Wam swoje najlepsze metody, bo słyszałam, że ostatnio sporo osób choruje. Mam nadzieję, że się przydadzą!

#1 Płukanie gardła

a) Ciepłą wodą z solą

domowe sposoby na ból gardła

Składniki:

  • Szklanka ciepłej wody
  • Łyżeczka soli (u mnie morska)

Przygotowanie i stosowanie:

Rozpuszczamy sól w szklance wody i płuczemy. Wiecie, tak z „gulganiem”. 😉 Nie wiem, jak to inaczej nazwać. Najlepiej tak długo, jak długo dacie radę i tyle razy, ile dacie radę. Słona woda jest podła w smaku, więc zwykle po tym zabiegu płuczę usta (nie gardło!) zwykłą wodą z kranu.

b) Szałwią

Robimy herbatkę szałwiową i płuczemy nią gardło jw. (tyle że po szałwii ja nie płuczę już ust).

c) Wodą utlenioną

Kiedy byliście dziećmi, Wasze mamy (i tatkowie, i babcie…) zawsze polewały Wam ranki i otarcia wodą utlenioną, no nie? Miały rację, bo woda utleniona zabija zarazki, które mogłyby zainfekować tę rankę. Dlaczego by nie spróbować wybić tym sposobem tych z gardła? 🙂 Wystarczy dodać łyżkę wody utlenionej do pół szklanki ciepłej wody i płukać gardło jw.

Mała adnotacja: Ja płuczę gardło trzy razy dziennie, więc staram się mieszać te metody (np. rano sól, po południu woda utleniona, wieczorem szałwia) lub każdego dnia stosować inną trzy razy. Nie płukałabym raczej gardła dziewięć razy, bo mogłoby to bardziej je podrażnić, niż pomóc. Jeżeli po płukaniu gardło jest suche, zwykle staram się chwilę wytrzymać, a później robię sobie jakąś herbatkę lub inną magiczną miksturę lub rozgryzam witaminę E (patrz dalej). 🙂

#2 Parówka

Tu odsyłam Was do wpisu o przeziębieniach. Parówkę warto zrobić zawsze, gdy odczuwa się podrażnienie i wysuszenie dróg oddechowych – pomaga nie tylko odetkać nos, ale też nawilża górne drogi oddechowe.

#3 Napój miodowo-cynamonowo-octowy (opcjonalnie z pieprzem cayenne)

Ten napój opisywałam przy sposobach na przeziębienie, więc znowu odsyłam Was tam. 🙂 W przypadku bólu gardła można na początku spróbować dodawać szczyptę pieprzu cayenne, który zawiera kapsaicynę, która to – wbrew pozorom – łagodzi ból. Nie stosowałabym tego jednak w wypadku, gdy czułabym silne podrażnienie gardła. Wtedy lepiej skupić się na łagodniejszych metodach.

#4 Czosnek lub goździki do ssania/ żucia

Czosnek nie tylko jest naturalnym antybiotykiem, który warto po prostu spożywać, ale też świetnie nadaje się do leczenia bezpośrednio bólu gardła. Wszystko dzięki zawartej w nim substancji – allicynie, która działa bakteriobójczo. Wystarczy przekroić ząbek czosnku, te połówki umieścić w policzkach i ssać jak tabletkę na gardło, od czasu do czasu odrobinę go nadgryzając, by stopniowo uwalniała się allicyna. Przyznam, że mnie po tej czynności nieco boli brzuch, ale jeśli chodzi o gardło, to działa naprawdę świetnie. Warto to robić na noc lub gdy nie wychodzicie z domu, sami wiecie dlaczego. 😉

Z kolei goździki zawierają eugenol, czyli substancję, której dentyści używają do odkażania kanałów zębowych (jeśli mieliście kiedykolwiek robione kanałowe, to wiecie o czym mówię). Ma ona właściwości właśnie odkażające, ale także znieczulające, więc naprawdę warto spróbować. Wystarczy wziąć kilka goździków i ssać, a potem żuć w jamie ustnej.

#5 Herbatki ziołowe (najlepiej z malinami lub miodem)

a) Rumiankowa – niesamowicie łagodzi ból gardła i po prostu relaksuje, co pomaga nam przejść w tryb odpoczynku. Z miodem jest naprawdę smaczny!

b) Zestaw ziół z lukrecją – lukrecja łagodzi ból, jest antywirusowa i przeciwzapalna. Łagodzi też kaszel i chrypkę. Na Waszym miejscu nie piłabym tego jednak, gdybym miała zbyt wysokie ciśnienie, bo lukrecja, a właściwie zawarta w niej glicyryzyna, jeszcze je podnosi.

c) Cynamonowa

domowe sposoby na ból gardła

Składniki:

  • 1 pałeczka cynamonu
  • 1 szklanka wody
  • Herbata zielona lub ziołowa (najlepiej rumiankowa)

Przygotowanie:

Do garnuszka wlewamy wodę i doprowadzamy ją do wrzenia. Wrzucamy cynamon i gotujemy tak 2-3 minuty. Przelewamy do szklanki (bez cynamonu) i zaparzamy ziołową lub zieloną herbatę. Jeśli Wasz wybór padł na zieloną, to pamiętajcie, by odczekać chwilę przed włożeniem jej do gorącej wody – pisałam o tym tutaj. I cynamon, i zieloną herbatę można jeszcze wykorzystać do dwóch razy.

d) Imbirowa – jak we wpisie o przeziębieniach

#6 Mleko z miodem, czosnkiem i masłem – jw.

#7 Miód z cytryną

Składniki:

  • Sok z połówki cytryny
  • Łyżeczka miodu

Przygotowanie:

Podane składniki łączymy i płuczemy nimi gardło lub wypijamy małymi łyczkami. Tę metodę podpatrzyłam u mojej cioci, która swego czasu zaczytywała się w książkach o medycynie naturalnej, rosyjskiej itd. Łagodzi ból niemal natychmiast, więc także Wam polecam, zwłaszcza na noc.

#8 Nowość dla mnie – złote mleko

domowe sposoby na ból gardła

Składniki:

  • 1/3 szklanki kurkumy
  • 2/3 szklanki wody
  • 1 szklanka mleka roślinnego (moim zdaniem super pasuje mleko migdałowe, ale jeśli jesteście zwolennikami zwykłego, krowiego mleka, to też może być); może być też woda, ale mi smak tego napoju z wodą kompletnie nie odpowiada
  • Dodatki: łyżeczka miodu, pieprz, chili (zwiększają przyswajalność kurkumy)

Przygotowanie:

Wodę wlewamy do garnuszka, do tego wsypujemy kurkumę i na średnim ogniu podgrzewamy około 10 minut. Powstałą pastę/ maź przekładamy do słoiczka (najlepiej, bo dłużej się przechowa).

Łyżeczkę takiej pasty trzeba wmieszać do szklanki ciepłego mleka, dosłodzić miodem, dodać przyprawy i wypić. Nie częściej  niż 4 razy dziennie w przypadku przeziębienia. Kurkuma ma właściwości wysuszające organizm, więc gdybyście zauważyli suchość, która Wam przeszkadza, to pijcie więcej wody, albo wypijcie herbatkę lipową, prawoślazową czy siemię lniane.

#9 Witamina E

Jeśli macie suche i bardzo podrażnione gardło, to polecam rozgryzanie witaminy E. Ja zawsze miałam problemy z gardłem i zawsze było bardzo suche. Za którymś razem internistka, do której poszłam przepisała mi witaminę E w dużej dawce do przegryzania i naprawdę pomogło. Wydaje mi się jednak, że taka ilość witaminy E, którą można dostać bez recepty też może coś zdziałać. Wystarczy rozgryźć kapsułkę i wypluć otoczkę, gdy wyssiecie całą jej zawartość (albo zakroplić sobie do ust, jeśli macie taką w płynie; można byłoby pewnie zrobić też taki spray, ale jeszcze tego nie próbowałam, jak spróbuję, to dam znać). Niby naukowo ciągle jest problem z „rozgryzieniem” witaminy E, ale z doświadczenia wiem, że doskonale łagodzi podrażnienia – stosuję ją przecież także na skórę głowy.

#10 Kilka ogólnych uwag

Wszystko, co wypijacie, powinno być ciepłe, a nie gorące, bo zbyt wysoka temperatura może podrażnić gardło. Poza tym pijcie dużo – jeżeli nie macie wysokiej gorączki, to prawdopodobnie dopadł Was tylko mały złośliwiec wirus, którego trzeba wypłukiwać. I odpoczywajcie, by organizm wszystkie swoje siły wykorzystywał na walkę z chorobą. Najlepiej też siedzieć w domu (ja wiem, że to nie zawsze jest możliwe, ale gdy tylko możecie – odpoczywajcie), by unikać smogu, dymu papierosowego, stresujących sytuacji. Starajcie się też nie jeść zbyt dużo cukru (a więc czekolada nie jest zbyt dobrym prezentem dla chorego – chyba że dobrej jakości gorzka), nie pić kawy, ani alkoholu. Poza tymi napojami, pijcie wszystko inne w dużych ilościach i jedzcie delikatne, miękkie jedzenie, by nie podrażniać gardła.

Powodzenia! 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  2. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Marchwianka z soczewicą na jesienne i zimowe chłody

Naturalne sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

domowe sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

W tym miejscu znajdziecie garść praktycznych porad na temat tego, jak w ogóle żyć z ŁZS. Jeśli interesuje Was bardziej intensywne potraktowanie Waszej skóry głowy, żeby ją na początku bardziej podleczyć, zapraszam Was TUTAJ.

Zastanawiałam się, jak by tu zacząć ten tekst. Z jednej strony jestem proekologiczna, ufam naturalnym kosmetykom i sprzeciwiam się stosowaniu zbyt dużej ilości składników syntetycznych lub takich nie do końca bezpiecznych – dlatego stosuję przy każdej możliwej okazji sposoby naturalne. Z drugiej jednak wiem, że czasami po prostu nie ma innej możliwości i nie da się wyleczyć pewnych rzeczy naturalnie. Naturalnie to można im zapobiegać. Dlatego też na samym początku chciałabym zaznaczyć, że pierwszą rzeczą, którą powinniście zrobić, gdy zacznie Was swędzieć skóra głowy i wyczujecie strupy na głowie, a po podrapaniu będzie Wam lecieć z głowy coś jak łupież, powinno być udanie się do lekarza. Dermatolog to jednak jest specjalista i może Wam pomóc zlikwidować największe zaognienie choroby. Powiem też Wam, że ja mimo stosowania głównie mojego ulubionego naturalnego sposobu, który poniżej opiszę, staram się co drugie mycie włosów stosować specjalny szampon z piroktonem olaminy – tego na rynku akurat jest sporo, więc coś na pewno wybierzecie. Poniżej wymienione sposoby traktujcie raczej jako wspomagające.

Czym właściwie jest ŁZS (Łojotokowe Zapalenie Skóry)?

Łojotokowe zapalenie skóry to takie przewlekłe (niestety) choróbsko, które objawia się tym, co napisałam wyżej – swędzącymi/piekącymi plamami i łuszczącą się skórą. Wynika ono najczęściej z nadmiernego wydzielania łoju oraz namnażania się na głowie drożdżaków. Nasila się jesienią i zimą przez przebywanie w nagrzewanych pomieszczeniach. Czynniki zwiększające ryzyko zachorowania to: nadmierny stres (najczęściej; to akurat powiedziała mi dermatolog, która zdiagnozowała ŁZS u mnie), otyłość, przemęczenie, urazy głowy.

A oto kilka domowych sposobów łagodzących objawy łojotokowego zapalenia skóry głowy:

#1 Smarowanie skóry głowy PRZED myciem

Smarowanie olejami:

sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

Kokosowym (antybakteryjny, przeciwgrzybiczy) bądź rycynowym (wnika w pory skóry, usuwa nadmiar sebum i oczyszcza z zanieczyszczeń). Najlepiej zrobić to na noc lub na długo przed umyciem włosów. Bierzecie odrobinę oleju na palce – wcale nie trzeba dużo – i masujecie delikatnie okrężnymi ruchami. Taki masaż pobudza krążenie krwi i pomaga pozbyć się martwego naskórka.

Moja ulubiona octowa mieszanka:

sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

W proporcji ok 1:1 rozcieńczam ocet jabłkowy (łagodzi świąd i przywraca odpowiedni poziom pH na skórze) wodą – aby nie był zbyt drażniący. Do tego dolewam kilka kropel witaminy E (pomaga w gojeniu się skóry i łagodzi świąd) oraz kilka kropel olejku z drzewa herbacianego (antyseptyk). Nasączam tym płatek kosmetyczny lub watkę, dokładnie smaruję skórę głowy wszędzie tam, gdzie znajduję „strupki” i zostawiam na około 30 minut. Włosy, żeby mi się nie plątały – ale także, by ich nie wyrywać – zawijam w taki śmieszny bezgumkowy kucyko-koczek. Instrukcję, jak go zrobić znajdziecie w tym filmiku w pierwszej minucie. 🙂

Miód:

sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

Tego sposobu używam rzadko. Miód także jest antyseptyczny i w ogóle wspaniały (co wie każdy, kto kiedykolwiek chorował na gardło ;)). Jedyny problem z nim jest taki, że się lepi, więc raczej nie byłoby fajnie spać z posmarowaną nim głową. Najlepiej zrobić to jakiś czas przed myciem (minimum pół godziny), a jeszcze lepiej wymieszać z olejem kokosowym lub rycynowym – łatwiej się rozprowadzi i będzie trochę kombo. 🙂

Kurkuma:

Także znana z niesamowicie prozdrowotnych właściwości, od dawna używana we wschodniej medycynie. Zdecydowanie warto ją spożywać jako dodatek do potraw, bo świetnie podnosi odporność organizmu. Działa też przeciwzapalnie i wysuszająco, co może bardzo dobrze wpłynąć na łojotokową głowę. 😉 Pamiętajcie jednak, by nie stosować jej za często, żeby z kolei zbyt mocno nie podrażnić skóry głowy. Poza tym ja jakoś nigdy nie mogę domyć tej żółtości z głowy i zawsze mi jakoś tak prześwituje, z czym czuję się dosyć dziwnie. Najlepiej zmieszać kurkumę z wodą do uzyskania pasty i nałożyć na skórę głowy na kilka minut.

Soda oczyszczona:

Tej metody także nie polecałabym wykorzystywać zbyt często. Raczej traktowałabym ją jako sposób na gruntowne oczyszczenie skóry głowy raz na jakiś czas. Należy zrobić pastę z wody i sody oczyszczonej, wmasować ją w skórę głowy i zostawić na kilka minut. Następnie spłukać.

#2 Płukanie PO myciu

Aby uzyskać najlepszy efekt warto po umyciu głowy wypłukać włosy ziołową płukanką (i już nie spłukiwać jej wodą!). Płukankę robimy bardzo prosto – zalewamy zioła gorącą wodą, zaparzamy, odcedzamy (lub wyciągamy torebki) i studzimy. Jeżeli myjecie włosy rano, warto pamiętać, by zrobić to wieczorem – aby płukanka ostygła nam do rana. Ja tej metody nie stosuję raczej zimą, bo jest mi po prostu zbyt zimno, ale już czuję, że czas do niej powrócić, ponieważ zawsze czułam się po niej bardziej świeżo. A jakie zioła warto wykorzystać do takiej płukanki? Mi najlepiej sprawdzają się dowolne mieszanki rumianku (łagodzi), mięty (odświeża), pokrzywy i skrzypu (wzmacniają i chronią przed wypadaniem włosów, co często się zdarza przy ŁZS-ie), ale podobno warto też stosować rozmaryn.

#3 Kombo

Dla uzyskania najlepszych efektów możecie stosować kilka metod – np. wieczorem posmarować włosy olejem rycynowym, rano mieszanką octową, umyć głowę i wypłukać płukanką ziołową. Dla mnie jest to mój ulubiony sposób. Jeśli chodzi o to, czym myć głowę, to – jak pisałam na początku – najlepiej mieć specjalistyczny szampon i używać go zamiennie z jakimś naturalnym lub innym delikatnym szamponem. W ten sposób ani nie podrażnimy skóry głowy zbyt mocnym oczyszczaniem (co spowodowałoby pogłębienie łojotoku), ani nie zostawiamy jej niedoczyszczonej.

#4 Jedzenie

sposoby na łojotokowe zapalenie skóry głowy

Oczywiście, jak na wszystko, na stan skóry głowy ma też dieta. Najlepiej byłoby każdego dnia jeść coś zawierającego witaminy z grupy B (tych produktów jest bardzo dużo, więc może o tym innym razem; jeśli nie jecie w ogóle produktów odzwierzęcych, to polecam suplementację witaminy B12), cynk (m. in. sezam, pestki dyni, gorzka czekolada i orzeszki ziemne) i kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6 (ryby, len, jaja, orzechy włoskie, nasiona chia, olej rzepakowy, lniany, kokosowy, oliwa z oliwek i zielone warzywa liściaste).

Z kolei lepiej nie…

… korzystać z suszarki. Nie mówię, że nigdy. Czasami trzeba, a nawet warto. Ja jednak staram się nie suszyć włosów naraz. Raczej trochę suszę, robię przerwę, znowu suszę, robię przerwę… I tak do całkowitego (lub prawie całkowitego) wysuszenia. Staram się też chociaż przez jakiś czas suszenia włączać chłodny nawiew. Susząc włosy za jednym zamachem, używając zbyt gorącego nawiewu i trzymając suszarkę zbyt blisko głowy, nie dość, że możemy podrażnić skórę głowy, to jeszcze łatwo o uszkodzenie włosów.

… używać gorącej wody do mycia głowy. Tutaj sprawa wygląda podobnie. Być może różnie to wygląda u różnych ludzi, ale ja zdecydowanie unikam gorącej wody, bo nie dość, że jest to dla mnie nieprzyjemne, to mam wrażenie, że przyspiesza ten moment, gdy włosy zaczynają wyglądać (i pachnieć) nieświeżo. Wolę do umycia głowy skorzystać z ciepłej wody, a wypłukać je nawet bardzo zimną. To dodatkowo korzystnie wpływa na wygląd włosów, bo ładnie zamyka łuskę włosa.

… drapać skóry głowy. Ok. Jestem winna. Czasami nie sposób się oprzeć. Ale to nigdy nie jest dobre. Najlepiej byłoby tej skóry wcale nie dotykać, dać jej spokój, nie podrażniać i nie przenosić drożdżaków w inne miejsce. Także pilnujcie się, gdy tylko możecie.

To by było na tyle. Jest tu ktoś, kto też zmaga się z tym paskudztwem? Jakie macie sprawdzone sposoby?

Obserwuj mnie na Bloglovin, na fejsie i na instagramie.

Posty, które mogą Cię zainteresować:

  1. Intensywna kuracja na ŁZS – domowe mazidło dziegciowe
  2. 17 naturalnych sposobów na bolesne miesiączkowanie
  3. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  4. 10 najlepszych domowych sposobów na ból gardła
  5. Kuracja na podwyższenie odporności

DIY Regeneracyjne masło do ciała na zimę (lub na „po-zimie”)

DIY regeneracyjne masło do ciała

Niby zima już powoli odchodzi, ale pomyślałam, że nawet jeśli nie zrobicie sobie tego teraz, to taki przepis może się Wam przydać na przyszły rok (albo do pozimowej regeneracji, jeśli jesteście pielęgnacyjnymi gapciami i zaniedbałyście/zaniedbaliście nieco skórę zimą, no worries). Chociaż, z tą naszą polską pogodą nigdy nic nie wiadomo. Chodzi o odżywcze masło do ciała o niezwykle bogatej konsystencji, bardzo dobrze nawilżające i chroniące skórę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi – jak chłód, wiatr czy wolne rodniki. Zanim podam Wam przepis to tu sobie trochę pogadam i go Wam zareklamuję. Jeśli jednak jesteście niecierpliwi, wystarczy tylko przesunąć stronę. 😉

Powiem Wam, że takie tworzenie sobie maseł do ciała, to nie jest dla mnie żadna nowość i trochę już ich wypróbowałam. I trochę eksperymentowałam z proporcjami, bo z tym nie jest tak prosto jak z kremem do stóp. Okazało się, że masło składające się wyłącznie z oleju kokosowego i masła shea jest dla mnie za tłuste i powoduje zatykanie porów i tworzenie się krostek na ciele. Próbowałam też z olejem z krokosza, który podobno jest antybakteryjny, ale też nic z tego nie wyszło. Może dostałam jakiś lewy olej, a może po prostu u mnie się nie sprawdza, różnie to bywa. Nie pasowała mi też zbyt duża ilość wosku pszczelego, ponieważ wtedy ta konsystencja była z kolei zbyt gęsta i trudna do rozprowadzania na większej powierzchni ciała (bo na stopach sprawdza się akurat super). Obecna konsystencja, włączenie do składu olejku makadamia i oliwy magnezowej dużo bardziej mi odpowiada.

Olejek makadamia

  • Ujędrnia i uelastycznia
  • Hamuje procesy starzenia
  • Niezwykle biozgodny ze skórą
  • Nawilża, odżywia i regeneruje skórę
  • Stymuluje mikrokrążenie i pracę układu limfatycznego
  • Zmniejsza cellulit i zapobiega powstawaniu rozstępów
  • Leczy drobne uszkodzenia naskórka oraz wypryski
  • Zawiera witaminy: A, E, B

Oliwa magnezowa

Magnez jest niezbędnym dla ludzkiego organizmu minerałem. Odpowiada za wiele różnych czynności życiowych, np. sprawne działanie układu naczyniowo-sercowego. Poza tym pomaga w przypadku prostych niedomagań, np. napiętych po treningu mięśni czy bólów związanych z napięciem przedmiesiączkowym. Warto pamiętać, że trzeba go dostarczać organizmowi w małej ilości, ale systematycznie. Świetną drogą do uzupełniania magnezu w organizmie jest właśnie oliwa magnezowa. Nie będę specjalnie się w to wgłębiać, bo ta kwestia zasługuje na odrębny artykuł. Oliwę magnezową można także bez problemu kupić przez internet.

Taki domowy balsam na zimę wychodzi dosyć drogo, bo myślę, że ok. 35 zł za pełen słoiczek 340-gramowy (+ trochę więcej, ja nie wiem jak to się dzieje). Po zastanowieniu, uważam jednak, że jest on warty swojej ceny ze względu na swój niezwykle bogaty skład. Gdzie dostaniecie taką zawartość procentową masła shea lub oleju kokosowego w takiej cenie? Najtańsze ekologiczne masło do ciała, jakie znalazłam kosztuje 17,50 za 300g, ale nie zawierało żadnego z tych składników. Z kolei masło w najniższej cenie, które zawiera masło kakaowe i olej makadamia (ale też nie wiemy, ile, prawda?) kosztuje 19,50zł za 150g. Znalazłam też krem z masłem shea za 19,50zł za 250ml.

Wniosek mam taki, że jeżeli chcecie oszczędzić na „odżywczości” kremu (która jest nam potrzebna zimą/po zimie), to kupcie sobie po prostu niebieski, nawilżający balsam Evree. Jego składniki są bardzo przyzwoite, sporo pochodzi z upraw ekologicznych (a przynajmniej tak było jeszcze niedawno), a jego cena to ok. 20 zł (w promocji można dorwać za 12).

Świeżo wyprodukowanego balsamu używam już od 20 stycznia i zużyłam go naprawdę niewiele, bo może 1/5 słoiczka. Także ja tam uważam, ze to się opłaca. 😉


Masło do ciała z olejkiem makadamia

Skład:

  • Masło shea 100g
  • Olej kokosowy 128g
  • Olejek makadamia 50g/50ml (polecam kupić w sklepie stacjonarnym, np. w Hebe lub Ecospa, bo w necie różnie bywa z cenami, chyba że dobrze poszukacie)
  • Wosk pszczeli 15g
  • Oliwa magnezowa 20g
  • Opcjonalnie: witamina E, olejek zapachowy

Przygotowanie:

Do wyprodukowania tego kosmetyku przyda się Wam waga kuchenna lub jubilerska, abyście mogły/mogli precyzyjnie odmierzyć potrzebne składniki.

Masło shea, olej kokosowy i wosk pszczeli dokładnie odmierzamy i wrzucamy do garnuszka.

DIY regeneracyjne masło do ciała

Nastawiamy na mały gaz i czekamy aż się roztopią – warto pomieszać drewnianą łyżką lub po prostu garnkiem (if you know what I mean ;)). Gdy tylko wszystkie powyższe składniki przejdą w płynną formę, zdejmujemy garnuszek z gazu.

Odczekujemy chwilę, by się schłodziło, ale jednak nie zestaliło i dodajemy odmierzony olejek makadamia, oliwę magnezową, witaminę E oraz olejek zapachowy (ja zapachu nie dodawałam, ponieważ uważam, że same składniki dają masłu bardzo ładny delikatny zapach, ale wszystko jest kwestią gustu).

DIY regeneracyjne masło do ciała

Teraz trudniejsza część wymagająca pilnowania powstałej mazi. 🙂 Trzeba poczekać aż zestali się na tyle, by można ją było ładnie zmiksować (czyli nie za mocno i nie za słabo). Najlepiej byłoby ją postawić przy oknie (zimą), ale jeśli w mieszkaniu jest za ciepło, to można sobie pomóc lodówką. 😉 Gdy osiągnie pożądany stan skupienia miksujemy zwykłym mikserem aż się ładnie „napuszy” i przekładamy do słoiczka.

DIY regeneracyjne masło do ciała

Pamiętajcie, aby takiego domowego masła do ciała nie nakładać zbyt wiele na skórę, ponieważ ono i tak dosyć trudno się wchłania – do tego trzeba się przyzwyczaić, gdy smarujemy skórę naturalnymi masłami i olejami – a jeśli nałożycie go za dużo, to chyba będziecie zdejmować go z siebie ręcznikami papierowymi, a tego przecież nie chcemy, bo to podwójne marnotrawstwo. Mała ilość masła po prostu nawilża i odżywia bardzo dobrze i nie ma potrzeby nakładać go dużo.

Mam nadzieję, że Wam się przyda 🙂 A może macie do zarekomendowania jakiś eko-kosmetyk w formie balsamu? Chciałabym sobie kupić coś lżejszego na wiosnę-lato, ale nie jestem pewna, co ma sens, a nie chciałabym wyrzucać pieniędzy w błoto. Pomożecie? 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Inne posty, które mogą Cię zainteresować:

  1. DIY Odżywczy krem do stóp
  2. DIY Krem do rąk
  3. DIY: 2 sprawdzone i proste w wykonaniu kosmetyki
  4. Oliwa magnezowa – sposób na niedobór magnezu. Jak ją przygotować? Jak stosować?
  5. DIY krem do ciała z oliwą magnezową, czyli wariacja na temat powyższego przepisu

Organizacja w diecie – moje podstawowe zasady

organizacja w diecie

Tę notkę zacznę przede wszystkim małymi przeprosinami, że nie doczekaliście się poprzedniej, którą zasadniczo planowałam na środek tygodnia, ale wiadomo, że w życiu nie wszystko da się zaplanować. Mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone i postaram się napisać dodatkową w przyszłym tygodniu. 🙂 Dzisiaj przychodzę do Was z organizacyjno-dietowym wpisem. Słowo dieta jest zwykle źle rozumiane – a właściwie zawęża się jego znaczenie – toteż chciałabym przytoczyć tu przy okazji definicję słowa dieta ze słownika języka polskiego:

dieta I «system odżywiania się polegający na dostosowaniu ilości i rodzaju pokarmu do potrzeb organizmu; też: w ogóle sposób odżywiania się»

Zatem – dieta to nie jest tylko coś, co stosujemy w przypadku zachorowania lub gdy chcemy szybko schudnąć. Z greckiego i łaciny díaita oznacza sposób życia. I dla mnie właśnie tym jest dieta – sposobem odżywiania, który wpleciony jest na stałe w moje życie. Są to pewne nawyki, które sobie wypracowałam, produkty, które najczęściej jem i tym podobne sprawy. A nie jakieś jedzenie jednego jajka i picie czarnej kawy po to, żeby szybko schudnąć.

Nie ukrywam, że na początku o to właśnie mi chodziło – żeby schudnąć. Żeby być piękną, szczupłą i atrakcyjną. W tym momencie doszłam do takiego punktu, że uważam, że takie podejście do diety jest związane z próżnością lub niską samooceną, lub jednym i drugim. Była to dla mnie dosyć powolna droga, jednak stopniowo dowiadywałam się, że nie mogę diety traktować jako czegoś, do czego będę stosować się przez kilka miesięcy, a gdy tylko osiągnę pożądany rezultat, natychmiast porzucę. Z takiego podejścia wynikają te wszystkie efekty jojo i wieczne odchudzanie się.

Jedyną drogą jest podjęcie świadomej decyzji, że zmieniacie swój sposób życia. Raz na zawsze. Dlatego, moim zdaniem, dieta, która opiera się zbyt wielu wyrzeczeniach, nie ma sensu. Wyobraźcie sobie, że już nigdy nie weźmiecie do ust Waszej ulubionej czekoladki, spaghetti, żółtego sera, alkoholu, pączka czy czegokolwiek, czego jedzenie sprawia Wam prawdziwą przyjemność, a jest to uznawane za niezdrowe lub też kaloryczne. Wiem, że są ludzie, którzy są w stanie wytrwać wiele lat na diecie bezglutenowej, beznabiałowej, paleo czy surowej, ale oni nie stanowią większości. I na pewno nie do nich kieruję dziś moje słowa, bo one nie są już im potrzebne. Dziś piszę do takich „zwyklaków” jak ja, którzy czasem po prostu potrzebują zjeść czekoladę z orzechami albo mięciutkiego pączka z pyszną konfiturą.

Oto kilka moich sposobów na organizację diety na początku Waszej drogi ku zdrowszemu życiu:

#1 Cheat-day

organizacja w diecie

Na samym początku ustalcie sobie jeden dzień w tygodniu, gdy możecie zjeść to, na co macie ochotę. Później pewnie przyzwyczaicie się do takiego jedzenia i raczej nie powinno się Wam chcieć bez przerwy np. słodyczy, więc nie będziecie musieli trzymać się rygorystycznie tego jednego dnia tygodnia. Jednak na początek dobrze jest sobie zrobić taki cheat-day, żeby nie zwariować 🙂 Gdzieś słyszałam, że psychologowie dowiedli, że całkowita rezygnacja z jedzenia, które sprawia nam przyjemność, powoduje pogorszenie nastroju. A przecież lepiej się na samym początku nie zniechęcać. Znam osoby, które przyzwyczaiwszy się do np. pieczywa czystoziarnistego, patrzą krzywo na pszenne bułeczki, ale ja do nich nie należę. Na pewno odrobinę zmienił się mój gust kulinarny, stałam się bardziej wybredna i zachwycają mnie piękne sałatki z rozlewającym się jajkiem w koszulce i dressingiem z syropu klonowego, oliwy i soli morskiej, ale i fajnym vege-burgerem nie wzgardzę, ani tłuściutką babką ziemniaczaną. Wszystko to dlatego, że zmieniło się moje podejście – najbardziej liczy się dla mnie jakość produktów użytych do przygotowania posiłku.

#2 Pilnowanie godzin posiłków

organizacja w diecie

Weźcie pod uwagę posiłki organizując swój dzień i ściśle pilnujcie tego przez pierwszy miesiąc – nawet z zegarkiem i dziennikiem, w którym sobie zapiszecie, co zjecie. Ja dziennika nie praktykowałam, bo i tak zapisuję sobie mnóstwo rzeczy, więc chyba bym z dodatkowym notesem oszalała, ale podobno u niektórych osób to działa. Starałam się jednak, żeby moje posiłki odbywały się we w miarę równych odstępach czasowych, co u mnie oznacza co trzy godziny. Staram się jeść pięć posiłków w ciągu dnia (no chyba że którymś za mocno się najem, zdarza się i tak, to wtedy cztery). Przy czym tak naprawdę tylko jeden jest spory – obiad. Śniadania i kolacje staram się jeść nieduże, a jednak sycące i zdrowe. Pomiędzy tymi „głównymi” posiłkami jem owoce, warzywa, jogurty, twarożki, orzechy – takie małe „zapychacze”. Wydaje mi się, że mogłam już o tym pisać, ale zawsze warto przypomnieć – śniadanie powinno raczej zawierać wartościowe węglowodany, a kolacja białko. Wynika to z faktu, iż rano potrzebujemy więcej energii niż wieczorem, więc węglowodany nie są już nam tak bardzo potrzebne. Z tego względu lepiej unikać wieczorem przede wszystkim owoców i słodyczy. Mała ilość pieczywa na kolację mi nie szkodzi. Pamiętajcie też, że ostatni posiłek powinno się jeść najpóźniej trzy godziny przed snem.

#3 Planowanie posiłków na kilka dni do przodu

organizacja w diecie

Warto planować przede wszystkim obiady, bo na śniadanie zawsze możecie zjeść sobie owsiankę (płatki owsiane, suszone owoce i orzechy zawsze warto mieć w kuchennej szafce). Dzięki zaplanowaniu posiłków, możecie sobie bez problemu robić listy zakupów i kupować wszystko wcześniej, zamiast w panice biegać do sklepu albo przygotowywać sobie mrożonkę (co od czasu do czasu nie jest takie złe, bo u mnie zmniejsza frustrację związaną z tym, że MUSZĘ zrobić zdrowy obiad). Fajnie też znaleźć taki moment w ciągu dnia, kiedy bez problemu możecie zrobić zakupy – np. wracając z pracy albo rano, przed śniadaniem (jeśli jesteście z tych, którzy nie wyobrażają sobie śniadania bez ciepłego pieczywka ;)). Warto pamiętać, by przy okazji przygotowywania listy, sprawdzić czy macie jakieś produkty, które możecie wykorzystać jako przekąski i w razie czego coś z tej kategorii dopisać.

PS. Po przeczytaniu książki Edyty Zając planuję obiady na miesiąc do przodu. Tak, na miesiąc. Wystarczy usiąść z kartką, komputerem i/lub książką z przepisami na pół godzinki. 🙂

#4 Woda z cytryną zamiast kawy

organizacja w diecie

Mój dzień zaczyna się od wypicia ciepłej wody z cytryną. No dobra, tak naprawdę od umycia zębów, ale gdy tylko to zrobię, to idę przygotować sobie ten właśnie napój. Zagotowuję wodę, wlewam zimną wodę do ok. 2/3 wysokości dużego kubka (takiego półlitrowego) i dolewam wrzątek – w ten sposób otrzymuję optymalną dla mnie temperaturę wody, ale zakładam, że każdemu może odpowiadać coś innego. Do tego wciskam sok z grubego plasterka cytryny i szybko wypijam. Orzeźwia niesamowicie i pobudza metabolizm. Właściwie nie wyobrażam sobie już teraz zaczynania dnia jakoś inaczej, mimo że wiele lat piłam na czczo czarną herbatę. Woda ma jeszcze tę przewagę, że można ją wypić od razu, więc oszczędza się czas. Jakie poza tym są zalety picia wody z cytryną? Poprawia trawienie, odstresowuje, wspomaga układ odpornościowy, poprawia wygląd skóry (antyoksydanty) i pomaga wypłukać toksyny z organizmu. Możecie do tego napoju dodać też łyżeczkę miodu – wtedy nawet wzrośnie jego prozdrowotne działanie.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że te metody działają na mnie, a nie na wszystkich. Nie uważam się za wyrocznię, nie jestem lekarzem i nie przeprowadzałam sondażu, więc nie uważam ich za jedyne słuszne. Niektórym może z powodów zdrowotnych nie służyć woda z cytryną, inni mogą uważać, że jeść się powinno dopiero, gdy się jest głodnym – ja głodna zjadam 2-3 razy więcej, więc jest to dla mnie absurd, ale ktoś inny może zjeść odpowiednią ilość pokarmu. Organizmy mamy różne, warto o tym pamiętać i sprawdzać różne metody, by dowiedzieć się, co u konkretnej osoby zadziała.

Mam nadzieję, że te pomysły się Wam przydadzą, albo chociaż będą inspiracją. A może macie jakieś swoje sposoby na organizację w diecie? Dajcie znać. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy
  2. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  3. 2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie
  4. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  5. „Chcę mieć piękne ciało na plażę”, bikini body i walka z cellulitem. Czyli kilka słów o motywacji do prowadzenia zdrowego stylu życia