Myślisz, że nic Ci się nie udaje i wszyscy ludzie dookoła są szczęśliwsi niż Ty? Po pierwsze – oni też na pewno coś przeszli. Po drugie – nawet jeśli byliby nieskalani porażkami, to wcale nie znaczyłoby to, że mają lepiej i będzie im łatwiej w życiu.
Z rozbawieniem (a czasem i ze zgrozą!) obserwuję współczesnych rodziców. Już mnie nie zaskakują, ale ciągle ich nie rozumiem. Odnoszę wrażenie, że stawiają granice zupełnie nie tu, gdzie trzeba. Żyją w ciągłym strachu, że dziecko się przewróci. Że zedrze sobie naskórek z kolana. Że podniesie lizaka, który upadł mu na chodnik, po czym go zeżre. Że zje kawałeczek tortu lekko nasączonego alkoholem. A nie zwracają dziecku uwagi, gdy kopie panią w tramwaju albo bezczelnie zwraca się do obcych sobie osób (w bezczelny sposób, nie że w ogóle). Co właściwie chcą osiągnąć? Co chcecie osiągnąć – jeśli mnie czytacie, młodzi (lub niemłodzi) rodzice? To, co robicie, to zakazywanie dziecku przekraczania swoich granic i pozwalanie na przekraczanie granic cudzych. A jedynym rezultatem granic postawionych nie tu, gdzie trzeba, będzie zupełnie nieprzygotowany do życia, nieposiniaczony (od przygód, nie od pasa) i nigdy nie skrzyczany mały człowiek.
Upadki, bakterie i inne „zagrożenia”
Nie jestem rodzicem, ale wiem, jak było, gdy byłam dzieckiem. Gdy my byliśmy mali (pokolenie lat 90. i wcześniejsze), chodziliśmy cali w siniakach, żarliśmy lizaki z ziemi i dżdżownice (chociaż ja takiej przystawki akurat w swoim życiu nie pamiętam, może wyparłam ;)), szaleliśmy na rowerach i zwisaliśmy głową w dół na trzepaku. Nikt nie mył podłogi domestosem, bo dzieci brały do buzi rzeczy, które się po niej walały. I przecież żyjemy! I mamy się całkiem dobrze. Jesteśmy też w miarę odporni na choroby, bo daliśmy swojemu organizmowi poznać te bakterie i nauczyć się z nimi walczyć. Ale też nie świrowali, że szczepionki są złe, że gmo jest złe i nie wiem, co jeszcze jest złe.
A te wszystkie skaleczenia i siniaki? Mieliśmy ich wiele. Było trochę płaczu, ale wyszło nam to na dobre. Przykład? Gdy byłam kilkuletnią dziewuszką, mizdrzyłam się do lustra (albo robiłam miny), wziąwszy uprzednio taboret, stanąwszy na nim i oparłszy się na półeczce, która znajdowała się pod lustrem. Pech chciał, że półeczka była tuż nad grzejnikiem, a ja musiałam wywierać na nią zbyt duży nacisk, więc puściła. A ja zaryłam brodą o grzejnik. Brodę oczywiście rozcięłam, do tej pory mam bliznę. Myślisz, że kiedykolwiek później próbowałam takiej sztuki? Ano nie.
Ano właśnie.
Domyślasz się już na pewno, o czym właściwie jest ten tekst (zwłaszcza, jeśli jakoś nie zarejestrowałeś tytułu) – o uczeniu się na swoich błędach. Na cudzych też się da, ale błędy popełnione samodzielnie lepiej zapadają w pamięć. Oczywiście, u różnych osób te procesy przebiegają różnie. Ja jestem przykładem osoby raczej ostrożnej, więc zwykle pierwszy raz mi wystarcza, żeby wyciągnąć wnioski. Innym może to zająć więcej niż raz, może więcej niż pięć – zwłaszcza, jeśli ma się duszę ryzykanta, 😉 ale w końcu człowiek się uczy.
Emocjonalne siniaki
Fizyczne obrażenia albo choroby to jedno, a pomyłki w sferze emocjonalno-uczuciowej to drugie. Jednak, gdyby się nad tym zastanowić, to… co za różnica? Tu siniak na kolanie, tam posiniaczone uczucia, emocjonalne siniaki. Nie brzmi to może zbyt dostojnie, ale myślę, że dosadnie obrazuje to, o czym chciałam napisać. Bardzo mnie irytuje, gdy ktoś mówi, że boi się zakochać. Albo pójść na randkę. Albo, co gorsza, bierze na randkę koleżankę/kolegę. No przepraszam, ale ja zupełnie nie rozumiem, jak to miałoby pomóc. I potem taki ktoś odmawia wszelkich randek z obawy przed możliwym zranieniem. Pewnie ten ktoś kiedyś był bardzo posiniaczony emocjonalnie, bardzo poraniony. To zrozumiałe. Jednak trzeba pamiętać, że nie wszyscy ludzie są tak samo podli i zdradzieccy. Że możesz poznać kogoś, kto będzie o ciebie się troszczyć. Czasem trzeba ryzykować. Jak się człowiek czegoś uczy, to upada. Kiedy nauczyłam się jeździć na rowerze? Gdy przywaliłam w bramę. Czy przestałam próbować? A skąd! Wsiadłam i pojechałam dalej. Ale czegoś się nauczyłam – że trzeba używać hamulca. 🙂 Nie przestawaj chodzić na randki. Czasem pewnie przywalisz w bramę, ale może dzięki temu nauczysz się, kiedy powiedzieć „stop”. 😉
Z kolei inny ktoś zrobi coś głupiego, coś, czego żałuje. Sumienie go gryzie, nie może myśleć, nie może zająć się niczym sensownym, bo przecież oto zrobił coś głupiego i cały świat się zawalił. W związku z tym należy zakopać się pod kocem i nigdy nikomu już nie pokazać się na oczy. Tia. I wiesz co? On właśnie zarobił tego emocjonalnego siniaka. Boli go przy najlżejszym dotknięciu i wygląda wprost paskudnie. I dobrze! Ma boleć! Po to on właśnie jest. Ma dać do myślenia o tym, co się właściwie zrobiło, że się zasłużyło na ten rezultat. Może nic, może tylko wmawiam sobie, że zrobiłam coś głupiego, bo ktoś inny mi tak wmawia (albo jakaś norma danej społeczności mi wmawia). Myślę sobie jednak, że nikomu krzywdy nie zrobiłam, więc chyba wyjdę spod tego koca. A może jednak zrobiłam komuś przykrość? To wypadałoby przeprosić i się poprawić. A może tak właściwie zrobiłam krzywdę sobie. Może to siebie powinnam przeprosić i pomyśleć, jak do tego doszło, żeby więcej do tego nie dopuścić.
Przepracowanie emocji
Emocje zawsze trzeba jakoś przepracować. Może weź kartkę, jeśli to dla Ciebie łatwiejsze i spróbuj przedstawić całą sytuację w ciągu przyczynowo-skutkowym. W ten sposób dostrzeżesz, czego nie warto robić. Zobaczysz też, nad czym musisz popracować, gdzie leży problem. Może dotrzesz do głębszych, bardziej pierwotnych problemów, które można byłoby rozwiązać. Podam przykład, ale będzie on banalny i mało głęboki – celowo. Znowu kupiłam batonika. Teraz czuję się paskudnie, bo to już dwudziesty batonik w tym miesiącu. Skutki: zmarnowane pieniądze, zaniedbane zdrowie. A to tylko w tym jednym miesiącu! Przyczyny: jestem żarłoczna, nie umiem się oprzeć. Ale dlaczego? Bo mam słabą wolę. Ale dlaczego? Bo nad nią nie pracuję. Zadawaj sobie pytanie „dlaczego?” i drąż temat dopóty, dopóki nie znajdziesz tej ukrytej warstwy. Tutaj: nie pracuję nad tym, żeby mieć silną wolę. Co więc mogę zrobić? Pewnie popracować nad nią. 😉 Jak mogę to zrobić? Pomyśl, podziel zadanie na małe kroczki i codziennie działaj. Możesz też poprosić o pomoc kogoś bliskiego albo psychologa, jeśli czujesz, że sobie nie radzisz.
To działa nie tylko w przypadku diety, ale też stricte emocjonalnych kwestii. Dlaczego nie umawiam się na randki? Dlaczego wybieram takich beznadziejnych facetów/kobiety? Dlaczego tak bardzo zależy mi na wyglądzie, że poświęcam mu tyle uwagi, że zaniedbuję inne sprawy? Dlaczego nie umiem powiedzieć sobie „dość” po trzecim drinku? Pomyłki są po to, żebyśmy mogli się rozwijać, a nie po to, żeby nas dołować.
Siniaki mają to do siebie, że znikają. Emocjonalny też zblednie, a w końcu nie będzie po nim śladu. Od Ciebie zależy, czy puścisz go w niepamięć i dalej będziesz się obijać, czy zawsze będziesz go mieć z tyłu głowy i ominiesz przeszkodę.
Pamiętaj jedno: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. A już na pewno nie tak dobrze.
Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂
Co jeszcze może Cię zainteresować: