4 proste triki organizacyjne

organizacja przedmiotów

Gubisz kolczyki? Ciągle zmagasz się z molami spożywczymi? Nie masz idealnej szafki na buty, więc Twoje buty walają się po całym przedpokoju? Ogólnie Twoje rzeczy walają się w bezładzie po całym domu? Jeśli któryś z tych organizacyjnych problemów Cię dotyczy – tu znajdziesz rozwiązanie. 🙂

Poukładane życie to jeden z moich priorytetów. Nie jestem zbyt spontaniczną osobą, ale ciągle się tego uczę, bo wiem, że wnosi to wiele radości do życia. Jednak robienie planów, porządków, ogólne organizowanie przestrzeni i planowanie każdego dnia i tygodnia, to dla mnie podstawa. Na pierwszy ogień podsuwam Wam cztery proste sposoby na utrzymanie porządku w swoich rzeczach. W niedużym – i do tego, w moim przypadku, wynajmowanym – mieszkaniu, gdzie nie wszystko jest takie, jakie byśmy chcieli, żeby było, takie pomysły są na wagę złota.

#1 Buty w pudła, w których przyszły do domu

organizacja przedmiotów

Jak wygląda Wasz przedpokój? Na wieszaku wisi kilka płaszczy, na szafeczce leży jeden zestaw szalikowo-czapkowo-rękawiczkowy, a pod ścianą stoi w równym rządku zaledwie kilka par butów? Nie? Mój też nie wygląda perfekcyjnie, także nie przejmujcie się – idealny porządek trudno jest utrzymać. Jednak bałagan wśród butów byłby dla mnie nie do pomyślenia – nie znajdziecie u mnie walających się pod ścianą tenisówek czy sandałów w środku zimy, ani botków w środku lata. Kobiety mają najczęściej bardzo dużo par butów i warto nad nimi trochę zapanować – podobnie jest w przypadku większej rodzinki.

Od razu powiem Wam, że najgorszy sposób, to po prostu wepchnąć wszystkie te pary butów do szafki w przedpokoju. Będziecie ich potem szukać godzinami, pobrudzą się i zniszczą. Lepsze już byłoby posegregowanie ich, zapakowanie parami w torebki i dopiero później włożenie do szafki. Pewnie zwróciliście jednak uwagę, że ważna jest też dla mnie sezonowa rotacja obuwia. Zawsze na przełomach sezonów staram się poświęcić chwilę na to, by zdecydować, których butów już na pewno nie będę nosić, a które mogą zostać w miarę na wierzchu. Te, których definitywnie nosić nie będę, wkładam do pudeł, które zachowałam po tych samych – lub innych – butach. Zwróćcie uwagę, że do niektórych pudełek wejdzie spokojnie kilka par butów – np. w pudle po kozakach zimą zmieści się kilka par sandałków czy trampek.

Oczywiście jest to tylko część naszych butów – mamy jeszcze dwie szafki, oraz niewielką skrzynię, w której trzymamy buty dość często noszone, ale nie codziennie. Mam kilka prostych zasad odnośnie miejsca, które zajmą konkretne buty. Przede wszystkim – te najczęściej noszone stoją na wierzchu lub w skrzyni czy szafce, ale w miejscu łatwo dostępnym. Te nienoszone zupełnie w danym sezonie leżą sobie na dnie szafki i czekają na swoją kolej. Poza tym, każda para eleganckich butów stoi w oddzielnym pudełku, najlepiej w tym, w którym zostały przyniesione do domu. Część leży w torebkach foliowych, ponieważ w ten sposób najefektywniej wykorzystałam przestrzeń. Poukładane w ten sposób buty łatwo odnaleźć i nie zajmują zbyt dużo miejsca. A takie uporządkowanie ich zajmuje naprawdę niewiele czasu – około pół godziny co kwartał 🙂

#2 Kuchenne suche produkty do słoików po kawie i puszek po herbacie

organizacja przedmiotów

Ten pomysł wynikł u mnie z potrzeby. Jakieś dwa lata temu miałyśmy z mamą w domu awarię – mole spożywcze zawładnęły kuchnią. Nie życzę nikomu. Wszystko trzeba było powyrzucać, szafkę kilkakrotnie zasmrodzić octem, a i tak przez jakiś czas znajdowałam w kuchni pojedyncze mole. W końcu postanowiłam, że trzeba im po prostu uniemożliwić dostanie się do mąki, kaszy czy makaronu. Można oczywiście kupić plastikowe lub szklane pojemniki – są dostępne właściwie wszędzie. Jednak jeśli ktoś nie chce kupować dodatkowych przedmiotów, a pije kawę i herbatę to może bez problemu wykorzystać słoiki i puszki po nich, jak zrobiłam to ja. Recykling na 100 procent i mole daaawno już mnie nie odwiedziły. 🙂

#3 Korzystanie z pudełek

organizacja przedmiotów
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W ogóle sekretem domowej i oszczędnej organizacji jest małe chomikowanie. Zasadniczo nie jest to najlepsze, bo zagracacie dom i jeżeli trzymacie jakieś przedmioty nieużywane już kilka lat, to naprawdę powinniście/powinnyście się zastanowić nad wyrzuceniem/oddaniem ich. Jednak ja zawsze powtarzam, że najważniejszy jest umiar i kilka pudełeczek oraz pojemniczków po czymś, co zostało wcześniej kupione na pewno nie zaszkodzi. Mi wielokrotnie się już przydały. Zamiast układać w szafkach rzeczy w bezładne kupki, lepiej pochować je w ładne pudełeczka. Możecie je ozdobić wedle fantazji – w poszukiwaniu inspiracji zajrzyjcie może na jakieś blogi z pomysłami DIY, a później wstąpcie do sklepu z artykułami do decoupage’u. A takie ozdobione własnoręcznie pudełeczka nadadzą się też do zapakowania w nie prezentu – nie wydacie fortuny na gotowe pudełko, a ozdobiony własnoręcznie prezent na pewno bardziej ucieszy obdarowywaną osobę. 🙂

#4 Kolczyki w guziki

organizacja przedmiotów

O ile trzy pierwsze triki są dla mnie oczywiste od dawna, o tyle ten kolczykowy jest nowy i ciągle ­– z mojego punktu widzenia ­– genialny. Jeżeli też macie sporo małych kolczyków – perełek czy innych „wtyczek”, to pewnie już wiecie, o czym mówię. Wychodzicie do szkoły czy pracy i chcecie założyć konkretną parę i poszukiwania drugiego kolczyka zajmują tyle czasu, że w końcu rezygnujecie i zakładacie inne – albo wcale? Albo może trzymacie każde w oddzielnym pudełeczku i powoli przestajecie mieć miejsce? Znajdźcie jakieś guziki i powkładajcie do nich kolczyki. Może samo wkładanie ich na miejsce zajmuje chwilę, ale wszyscy wiemy, że bez odkładania rzeczy na miejsce nie ma porządku. U mnie ten pomysł sprawdza się doskonale.

Co sądzicie o tych pomysłach? A może Wy macie jakieś ciekawe pomysły na optymalne wykorzystanie przestrzeni, którymi chcecie się podzielić? Czekam z niecierpliwością.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. I
  3. 4 metody organizacji czasu
  4. Pokonać prokrastynację – tablica motywacyjna i list do siebie z przyszłości

Jak sobie radzić z negatywnymi ludźmi?

jak sobie radzić z negatywnymi ludźmi

Dzisiaj biorę się za niewątpliwie trudny i głęboki temat. Prawdopodobnie nie do ogarnięcia w pełni w jednym wpisie na blogu. Jednak uważam to za temat ważny, na czasie i na miejscu.

Na naszej drodze często – a właściwie zawsze – spotykamy osoby, które ciągną w nas w dół, wyśmiewają sposób, w jaki mówimy, sposób, w jaki się ubieramy, krytykują nasze plany i marzenia i wiele innych spraw. Jesteśmy istotami społecznymi, więc siłą rzeczy ma to na nas ogromny wpływ – dosłownie wysysa z nas energię do działania. Robiąc choćby mały reaserch w internecie, znajdziecie tony artykułów na ten temat i każdy zawiera dużo różnych pomysłów. Czasem ciężko przyswoić sobie tyle informacji, chociaż oczywiście możecie sobie zrobić właśnie taki reaserch na własną rękę, nie musicie brać wszystkiego co mówię za pewnik. Chciałabym Wam tutaj jednak – jak na tacy 😉 – podać kilka sposobów na radzenie sobie z negatywnymi ludźmi. Ogólnie, przedstawiam Wam tu po prostu swoją perspektywę.

Moja historia

jak sobie radzic z negatywnymi ludzmi (2)

Jakiś czas temu – pewnie to będzie kilka lat – zorientowałam się, że coś nie tak dzieje się w moim życiu. Poszłam na studia, przestałam robić rzeczy, które mnie interesowały poza studiami, uważałam, że powinnam poświęcić cały swój czas na naukę, bo i tak nie będę go miała na swoje przyjemności. Przestałam m. in. czytać powieści i zasadniczo w ogóle książki, które mnie interesowały czy oglądać ambitne filmy, poświęcając cały czas na czytanie i opracowywanie lektur itd. Oczywiście narzekałam na to, na korki na mieście, na ludzi. Właściwie zaczęłam narzekać na wszystko. Stałam się wtedy też – co akurat jest pozytywnym aspektem całej sytuacji – świadoma niewłaściwych, czy nawet złych rzeczy, które dzieją się na świecie. Nie będę więc tu bredzić, że złe rzeczy się nie dzieją – w polityce, gospodarce, w kwestiach społecznych. One się dzieją. Trzeba tylko wiedzieć, że wszystkiego nie zmienimy i nie możemy tracić naszego bezcennego czasu na bezsensowne biadolenie. Jeśli coś Was interesuje, zróbcie coś, żeby to zmienić, podpisujcie petycje, walczcie, ale nie biadolcie nie robiąc nic. To jest absurd.

jak sobie radzić z negatywnymi ludźmi

Wkradła mi się tu taka mała dygresja, ale to nic, bo aż tak bardzo nie odbiegłam od tematu. Wracając do sedna – w pewnej chwili, uznałam, że dosyć tego. A właśnie, że znajdę czas na książki, znajdę czas na to, co lubię robić, bo inaczej po prostu oszaleję, zgłupieję i stanę się studio-robotem. Wówczas jeszcze mocno przejmowałam się studiami i ocenami, ale to też po pewnym czasie nauczyłam się częściowo odpuszczać. Jestem szczęśliwą panią magister, więc uwierzcie, że wcale mi to nie przeszkodziło, a nawet mi pomogło i nauczyło bardziej pozytywnego nastawienia. Zaczęłam wtedy też czytać książki psychologiczne czy filozoficzne (buddyjskie), zastanawiać się nad tym, jak poprawić jakość swojego życia – aż w końcu zapałałam miłością do filozofii pozytywności. 🙂

Co jeżeli to ja jestem negatywną osobą?

jak sobie radzić z negatywnymi ludźmi

Dochodzimy powoli do tego, co zrobić, jeżeli sami jesteście negatywni i zaczynacie odczuwać, że irytujecie innych ludzi. Taka jest prawda – negatywni ludzie są nieatrakcyjni – zwłaszcza, jeśli ta negatywność jest bezpośrednio powiązana ze złośliwością, ocenianiem i krytycyzmem. Pewnie dlatego czytacie ten wpis, że sami już to wiecie. Powiem Wam w tym miejscu tylko jedną rzecz – możecie to zmienić. Wystarczy podjąć taką decyzję. Jeżeli już ją podejmiecie, to 1/3 drogi za Wami! To Wy wybieracie swoje nastawienie do rozmaitych sytuacji, odpowiadacie za swoje życie i możecie je zmienić. Wiąże się to z ogromnym wysiłkiem, ale popłaca. W przyszłości będę wracać do tego tematu, także… oczekujcie. 😉

A jeżeli negatywni są ludzie w moim otoczeniu?

Jakie są najprostsze sposoby radzenia sobie z otaczającymi nas ludźmi? Warto ich sobie podzielić na grupy: znajomych i przyjaciół, rodzinę oraz ludzi w internecie. Tak, ta trzecia kategoria ma w obecnych czasach ogromne znaczenie. Jednak zacznijmy może od znajomych i przyjaciół.

Znajomi to tacy ludzie, z którymi się spotykamy dla przyjemności – wychodzimy z nimi na piwo, na kawę, na imprezę. Oczywiste wydaje się więc, że powinni to być ludzie sympatyczni, mili, otwarci, weseli. Przecież chcemy z nimi miło spędzać czas i się rozluźnić. Jeżeli spotykanie się z nimi nie jest ogromną przyjemnością, to… po co? Idźcie raczej w świat i poszukajcie innych znajomych, pośród których będziecie się czuli lepiej. 🙂

jak sobie radzic z negatywnymi ludzmi (4)

Z kolei przyjaciele to ludzie, z którymi łączą nas dużo głębsze więzi, których cenimy za wartościowe dla nas cechy, którzy są wobec nas lojalni, szczerzy i którym my chcemy poświęcać czas. Zakładam, że przyjaciół raczej nie będziecie chcieli porzucić. Co więc zrobić? Trzeba pamiętać, że źródłem wszelkiej negatywności są lęki – przed odrzuceniem, przed porażką, ośmieszeniem itd. Te strachy napędzane są przez ogólne myślenie, że świat jest niebezpieczny, a ludzie są z natury podli, wredni i chcą dla nas niedobrze. Jeżeli zależy Wam na kimś – a nie jest on wobec Was złośliwy – to pomóżcie mu wyjść z tych lęków, rozmawiajcie z nim i wspierajcie go. Jeżeli ta negatywność przyjaciela wyłazi w Waszą stronę i np. kpi on z Waszych pomysłów czy sposobu życia to… nie jest to prawdziwy przyjaciel. W takiej sytuacji najlepiej z nim porozmawiać, a jeśli ta osoba będzie cały czas tylko plotła, że „się zmieni”, a nie będzie nic robić w tym kierunku, to jednak warto zastanowić się nad odpuszczeniem sobie tej relacji. To samo możecie odnieść do Waszego chłopaka/dziewczyny czy nawet małżonka. Ten, kto ciągnie Was w dół, nie chce dla Was dobrze. A jeśli nie chce dla Was dobrze – to nie warto tkwić w takiej relacji, ponieważ jest toksyczna. Takie jest moje zdanie.

Co zrobić z rodziną? Przyjaciół możemy sobie jakoś dobrać, ale rodziny się nie wybiera. Jeśli jednak chce się mieć szczere relacje z członkami swojej rodziny, to trzeba tym negatywnym powiedzieć: „Słuchaj, kocham cię i szanuję, ale ty też powinieneś/powinnaś szanować mnie. To, co mówisz na mój temat, jest dla mnie krzywdzące i niesprawiedliwe. Jeżeli nie przestaniesz, to będziemy się niestety powoli od siebie oddalać”. Dajcie im po prostu do zrozumienia, że nie pozwolicie się traktować w sposób, w jaki Was traktują. Jeśli odpowiada im wizja oddalenia się od Was, to przyjmijcie to i nie walczcie z tym. Ludzi nie da się zmienić na siłę – sami muszą chcieć się zmienić.

Pozostaje jeszcze świat wirtualny, świat social mediów, blogów, youtube’a. Nie trzeba być osobą „publiczną” w pełnym znaczeniu tego słowa, czyli np. znanym jutuberem czy blogerem, żeby spotykać się z nienawistnymi komentarzami. Wystarczy, że przeglądacie facebooka i zauważacie coś, co w Was uderza, bo np. identyfikujecie się z jakąś grupą albo opublikujecie jakiegoś posta i ktoś Was w jakiś sposób obrazi swoim komentarzem. Naturalną reakcją jest oczywiście stres czy gniew. Nie dopuśćcie jednak do tego, by coś takiego na Was bardzo wpływało, by obniżało Waszą samoocenę. Warto wtedy przypomnieć sobie, że to nie ma nic wspólnego z Wami. Ten „hejt” jest w tych ludziach i dotyczy tylko ich. Wynika z ich głęboko zakorzenionych lęków czy ciągłej potrzeby udowadniania światu, że są lepsi od innych. Gdy tylko sobie to uświadomicie, zaczniecie tej osobie raczej współczuć, a to pierwszy krok do uodpornienia się na negatywizm.

Wiem, że nie wyczerpałam tematu, jak najbardziej. Jest to temat dyskusyjny, obszerny i można by było napisać o tym książkę, a ja Wam tu książki nie piszę. Mam nadzieję, że jakoś Wam to pomoże w ta trudnej sytuacji, jaką jest spotykanie się z negatywizmem w codziennym życiu. Może uważacie, że coś ważnego pominęłam? Albo z czymś się nie zgadzacie? Piszcie koniecznie 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Dziecko, Ty nic nie wiesz o życiu!
  2. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Nie masz za grosz dystansu! Różnica między żartem a sarkazmem
  5. „Projekt szczęście” Gretchen Rubin – recenzja

DIY: 2 sprawdzone i proste w wykonaniu kosmetyki

Szukacie prostej w wykonaniu domowej alternatywy dla kosmetyków? Chciałybyście zrobić peeling antycellulitowy za grosze? Dobrze trafiłyście. 🙂

Wiele osób szuka alternatywy dla drogeryjnych kosmetyków naszpikowanych substancjami, które potencjalnie mogą zaszkodzić naszej skórze. Można oczywiście kupić gotowce eko/bio/vegan lub nawet niekoniecznie w taki sposób certyfikowane, ale za to z dobrym składem. Musimy się jednak liczyć z tym, że będą one droższe niż te „tradycyjne”. Dlatego dzisiaj proponuję Wam dwa niedrogie kosmetyki, które bez problemu możecie wykonać w domu.

Peeling

peeling z kawy

Jak to jest z peelingami do ciała? Sama przekonałam się, że albo kupuję coś lepszego i droższego, ale kończy mi się to w zastraszającym tempie, albo kupuję coś tańszego i bardziej wydajnego, co z kolei okazuje się gorsze dla mojej skóry, a nawet niespełniające swojej roli. W typowym drogeryjnym peelingu znajdziecie parafinę (czyli olej mineralny, który powstaje z destylacji ropy naftowej, który nic nam nie daje; co więcej – zapycha nam pory) i parabeny (konserwanty często powodujące alergie, objawiające się np. swędzeniem).

Kilka lat temu przeczytałam gdzieś w internecie o peelingu z kawowych fusów. Świetnie złuszcza naskórek i pobudza krążenie krwi – co widać po lekkim lub mocniejszym zaczerwienieniu skóry (w zależności od intensywności peelingu i stopnia wrażliwości skóry). Kofeinę, naturalny składnik kawy, często można znaleźć w składnikach kremów antycellulitowych. Zamiast kupowania tych kremów (napakowanych dziwnymi, niepotrzebnymi nam składnikami), zróbcie sobie raz w tygodniu taki peeling. Ja już dawno przestałam kupować te kremy i zauważyłam, że regularne wykonywanie takiego peelingu i posmarowanie się jakimś balsamem nawilżającym, daje mi o wiele lepsze efekty. Co więcej? Jest całkowicie naturalny, świeżutki, pachnący i działa pobudzająco (jak to kawa;)), a co najważniejsze – jest super tani! Jeśli pijecie tylko kawę rozpuszczalną, to zróbcie sobie chociaż jeden dzień z kawą parzoną – będzie zdrowiej i zostaną Wam fusy do peelingu.

Czego potrzebujecie?

  • Fusów po kawie
  • Oliwy z oliwek – na oko, do fajnej konsystencji
  • Cynamonu/kakao/olejku eterycznego/olejku do ciasta, np. pomarańczowego lub waniliowego (serio) – też na oko

Wykonanie:

Najprostsze na świecie: mieszacie wszystko w miseczce, bierzecie pod prysznic i robicie peeling, aż zauważycie lekkie zaczerwienienie skóry – wtedy dokładnie spłukujecie i gotowe.

Nawilżająca pomadka ochronna do ust

DIY pomadka ochronna

Sprawa z pomadką jest, moim zdaniem, jeszcze ważniejsza, ponieważ ją – krótko mówiąc – zjadamy. A nie chcemy przecież zjadać jakichś dziwnych substancji chemicznych. Nie będę Was oszukiwać, że ja nigdy nie używam pomadek kupowanych, absolutnie nie. Chciałabym Wam tylko pokazać, że zrobienie własnej pomadki ochronnej jest dziecinnie proste. Co więcej jest ona cudownie nawilżająca i zawiera wyłącznie składniki prosto z natury. 🙂

Czego potrzebujecie?

  • Kilku pojemniczków (sprawdzą się takie małe „słoiczki” z drogerii, puste opakowania po pomadkach czy balsamach do ust, a nawet pojemniczki po soczewkach)
  • Małego garnuszka
  • Wagi kuchennej/jubilerskiej (dokładnej)
  • 37,5 g masła shea lub masła kakaowego (do kupienia w internetowych sklepach z surowcami kosmetycznymi – ja kupuję od Krainy Soli lub z Blisko Natury)
  • 45 g oleju kokosowego (bez problemu do kupienia na Allegro, mój ulubiony sprzedawca ma punkty bezpłatnego odbioru w Warszawie i Białymstoku)
  • 15 g wosku pszczelego (do kupienia w sklepach pszczelarskich, na allegro i w internetowych sklepach z surowcami kosmetycznymi)
  • Dodatkowo: kilka kropel witaminy E, wybrane naturalne olejki eteryczne

Przygotowanie:

W garnuszku na maleńkim ogniu stopcie przygotowane: masło shea lub kakaowe, wosk pszczeli i olej kokosowy. Zdejmijcie z ognia, pozwólcie chwilę się ochłodzić (ale nie długo, bo szybko tężeje!), dodajcie witaminę E i/lub olejki eteryczne i przelejcie do przygotowanych wcześniej pojemniczków. Et voilà! Gotowe 🙂 Jeśli coś Wam zostanie przelejcie po prostu do jakiegoś słoiczka, będzie na później.

No i co Wy na to? Mam nadzieję, że przetestujecie chociaż peeling kawowy – jest naprawdę godny polecenia. Może znacie jakieś inne wersje takich kosmetyków? Dzielcie się ze mną 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. DIY krem do ciała z oliwą magnezową
  2. DIY Krem do rąk
  3. DIY Regeneracyjne masło do ciała na zimę (lub na “po-zimie”)
  4. DIY Odżywczy krem do stóp

Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody

Uwielbiacie meksykańską, pikantną, rozgrzewającą kuchnię, ale nie jecie mięsa? Ten przepis to coś dla Was. Jedno z moich ulubionych jesienno-zimowych dań. ❤

W poprzedniej notce pisałam Wam, jak ważne jest zdrowe odżywianie się. Najłatwiejszą drogą do tego jest gotowanie w domu – a im bardziej surowej i nieprzetworzonej żywności użyjecie, tym zdrowiej. Dzisiaj, w kontekście nieuchronnie zbliżającego się zimna, postanowiłam pokazać Wam przepis, który niedawno znalazłam w sieci, a który (mało dyskretnie) nawiązuje do mojego umiłowania do białka roślinnego. Ma swoje wady (rośliny strączkowe wzdymają (mniej, jeśli używa się suszonych, a nie puszkowanych) i nie mogą ich jeść osoby mające problemy np. z woreczkiem żółciowym) i zalety (mają dużo błonnika, substancji przeciwutleniających i są sycące), ale u mnie się sprawdza. Co prawda, w tym przepisie znajdziecie warzywa z puszki i koncentrat pomidorowy, ale to nadal lepsze niż gotowy „domowy obiadek” ze słoika. Jestem pewna, że takie chili sprawdzi się jako alternatywa zimowego gulaszu.

Sycące, wegańskie chili

wegańskie chili

1 cebula
1 papryka (u mnie nie było, bo… zapomniałam)
4 ząbki czosnku
Puszka czerwonej fasoli
Puszka czarnej fasoli (znajdziecie w jakimś większym/lepszym sklepie)
Puszka pomidorów (u mnie krojone, łatwiej ;))
¾ 200-gramowego słoiczka koncentratu pomidorowego
½ litra bulionu warzywnego
2 łyżki chili (lub mniej, będzie bardzo ostre)
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżeczka wędzonej papryki w proszku (ewentualnie słodkiej)
1 łyżeczka suszonego oregano
Sól do smaku
Olej/oliwa/masło do podsmażenia (u mnie mix oliwy i masła)
Do posypania: natka pietruszki/ świeża kolendra

Możecie polać śmietaną lub jogurtem. Nie będzie już wegańskie, ale złagodzicie nieco smak.

Przygotujcie bulion. Cebulę i paprykę pokrójcie w kostkę. Na sporej patelni zeszklijcie na oleju cebulę i paprykę (o ile paprykę można zeszklić 🙂 ). Zajmie to kilka minut. Następnie dodajcie czosnek i podsmażajcie przez jakieś pół minuty. Teraz wlejcie do tego bulion, pomidory z puszki, koncentrat pomidorowy i przyprawy. Polecam nie przesadzić w tym miejscu z solą, zawsze możecie dosolić później. Doprowadźcie do wrzenia. Odcedźcie i dorzućcie fasole. Nie przykrywajcie. Niech się trochę pogotuje, aż zgęstnieje. Mniej więcej 10 minut, ale możecie i dłużej, i krócej ­– sami wiecie, jakiej konsystencji oczekujecie. 🙂 Spróbujcie, ewentualnie dodajcie soli. Możecie to jeść samo, z chlebem, z tortillą, albo z czym Wam pasuje.

Smacznego! 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy
  2. Marchwianka z soczewicą na jesienne i zimowe chłody
  3. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  5. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu

Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy

jak utrzymać wagę

Ten wpis dedykuję przede wszystkim dziewczynom, bo na męskich sylwetkach się nie znam. 😉 Na początku małe ostrzeżenie – utrzymanie linii (czy schudnięcie) to nie jest prosta sprawa. Jeżeli szukacie prostych rozwiązań, to nie osiągniecie niczego, w żadnej sprawie. Takie jest moje podejście do życia poparte doświadczeniem. 🙂 Ten wpis nie będzie o restrykcyjnych dietach, ćwiczeniu po kilka godzin dziennie i innych podobnych sprawach. Nie będzie też o idealnej recepcie na odchudzanie czy utrzymanie wagi. To wszystko dlatego, że ja do zdrowia, ciała i ducha podchodzę bardzo holistycznie. Uważam, że to taki system naczyń połączonych i nie można zająć się jedną sprawą, zaniedbując inną. Moje ciało, to moja świątynia i polecam Wam wszystkim to myślenie, bo ono naprawdę pomaga.

1. Pozytywny obraz siebie

jak utrzymać wagę

Wiem, że zaczynam z grubej rury, ale po prostu uważam, że trzeba zadbać o swoją samoocenę. Na każdym etapie swojego życia, swojej drogi do mniejszej zawartości tłuszczu w ciele, lepszych wyników badań, czy czegokolwiek chcecie, trzeba akceptować siebie, swoje ciało, wygląd, fałdki, zmarszczki, cellulit. Na litość, wszystkie to mamy. Nie dajcie sobie wmówić, że to jest jakieś nienaturalne, ohydne itepe. Poza tym, nie dajcie też sobie wmówić, że jeżeli uważacie o sobie, że jesteście ładne/piękne, to jesteście próżne i puste. W Polsce niestety ciągle pokutuje przekonanie – masz być przeciętny, bo ja jestem przeciętny i wszyscy musimy być równi w swojej przeciętności. Nie, nie musimy. Każdy wybiera sobie swoją drogę i jeżeli ktoś wybiera sobie negatywną, to ja bardzo dziękuję, nie mamy o czym rozmawiać, nie będzie mnie taka osoba ciągnąć w dół. Mam tylko jedno ciało, innego nie dostanę, więc zamierzam je doceniać. Naprawdę, doceńcie swoje ciała.

2. Zdrowa droga

jak utrzymać wagę

Myślę, że właśnie warto sobie uświadomić to, co napisałam na końcu poprzedniego akapitu. Ciało mamy tylko jedno. Dzięki niemu funkcjonujemy. Nie traktujmy go więc jak śmietnik, bo wrzucając do niego śmieci, niczego dobrego sobie nie robimy. Dawajmy mu raczej zdrowe paliwo, a ono się nam odwdzięczy. Będziecie wtedy zdrowiej i dłużej żyć. Mam wrażenie, że słyszę w duchu jakiegoś krytykanta „Po co mam żyć długo? Wolę żyć krótko, ale pełnią życia!” i wtedy myślę sobie: serio chcesz mi wmówić, że jeżeli zjesz za dużo i potem będziesz się czuć ociężały, albo ostro sobie popijesz w piąteczek i całą sobotunię będziesz zdychać, to żyjesz pełnią życia? Daruj, proszę.

Nie jestem zwolenniczką jakichś przedziwnych restrykcji typu: zawsze jedz żywność bezglutenową, nigdy nie jedz cukru, żywności GMO (o tym chyba jeszcze chyba się wypowiem w przyszłości), nabiału, a najlepiej same warzywa. Szczególnie uczulam Was na modę na gluten-free – niektórzy naukowcy sugerują, że takie produkty mogą być nawet mniej zdrowe niż zwyczajna żywność m.in. dlatego, że zawierają mniej witamin i minerałów.

Jesteśmy żywymi organizmami, które potrzebują „paliwa” w postaci konkretnych (mniej-więcej) dawek składników odżywczych i witamin. Dostarczajcie mu więc białka – ja wybieram najczęściej białko roślinne (strączki, orzechy, pestki) lub rybę. Nie jestem jednak stuprocentową peskatarianką, bo zdarza mi się (rzadko, ale jednak) jeść filet z kurczaka. [EDIT: Już mi się nie zdarza ;))] Wiem jednak, że aby zaspokoić nasze zapotrzebowanie na białko, tego roślinnego zjemy trzy razy mniej. Czy to nie ciekawe? Zawsze mówiono nam, że jest inaczej.

Kolejny istotny składnik spożywczy to tłuszcze. Od razu powiem Wam ciekawostkę – tłuszcz nie tuczy. Tuczy cukier spożywany w nadmiarze, ponieważ ten właśnie nadmiar zamienia się w tłuszczyk, który nam się odkłada. A sam tłuszcz z pożywienia jest nam niezbędny – aby lśniły nam włosy, skóra była elastyczna, w ogóle, żeby organizm dobrze funkcjonował. Wybierajcie zdrowe tłuszcze roślinne – olej rzepakowy, oliwę z oliwek, olej kokosowy – lub masło (i pisząc masło, mam na myśli masło-masło 82%, a nie jakieś oszukane masło light czy inne tego typu wymysły; w ogóle wystrzegajcie się produktów light). Cukier czy też węglowodany także są niezbędne. Warto jednak wybierać ich zdrowsze źródła, jak pełnoziarniste pieczywo czy makaron albo np. kasze. Jeśli już słodzicie napoje to lepiej miodem, syropem klonowym lub ksylitolem. Najlepiej pewnie byłoby stewią, ale prawdziwa stewia jest bardzo droga. O witaminach nie będę Wam tu robić wykładu, bo to dosyć oczywiste, że trzeba jeść warzywka i owocki (listopadowe ich źródła znajdziecie w poprzednim wpisie).

Jeśli miałabym coś zdecydowanie odradzić, to fast-foody, czipsy i inne słone przekąski, a także margaryny. To są najbardziej niezdrowe źródła tłuszczy i węglowodanów, jakie istnieją. Zrezygnujcie też ze słodkich napojów gazowanych (ale i niegazowanych) – to puste kalorie. Jeśli z kolei miałabym coś polecić, to zdecydowanie poleciłabym gotowanie w domu – to jest w czasach blogów i stron kulinarnych takie proste, że już chyba naprawdę czas skończyć z wymówkami. 😉 Domowe jedzenie zawsze będzie zdrowsze – nawet jeśli zrobicie pizzę, kluski albo słodkie ciacho (przykład w tym wpisie). I oczywiście 5 posiłków! Trzy spore, dwa małe (przekąski). I raz na jakiś czas skonsumujcie sobie coś niezdrowego. Podobno wtedy jesteśmy szczęśliwsi. 🙂

Pijcie też dużo, najlepiej wody. Byle nie za dużo, bo to też niedobrze. Chociaż chyba niewiele osób zdoła wypić więcej 8 szklanek. Ja rano, na czczo, piję 2 szklanki ciepłej wody z cytryną na pobudzenie metabolizmu. Starajcie też robić odstępy czasowe między piciem, a jedzeniem, ponieważ picie w trakcie jedzenia zakłóca procesy trawienne.

3. Odstresowanie

jak utrzymać wagę

Kolejna ważna sprawa to stres. Kiedy się stresujemy w naszym organizmie podnosi się poziom hormonu stresu, czyli kortyzolu. Kortyzol to taki złośliwy hormon, który powoduje, że chce się nam jeść i to niekoniecznie zdrowe rzeczy. Pamiętajcie, że restrykcyjne diety są frustrujące, czyli też mogą wywoływać stres. Lepiej jedzcie zdrowo – co pobieżnie opisałam wyżej – i powoli. Bardzo ważna jest też odpowiednia ilość snu. Słyszałam różne opinie na ten temat, także zdecydujcie same, ile snu potrzebujecie – najczęściej jest to jednak co najmniej 7 godzin. Ja uważam, że powinno to być 7,5 lub 9, ponieważ cykle REM trwają 1,5 godziny, a wstanie w połowie trwania fazy REM może spowodować, że będziemy niewyspani i nieproduktywni w ciągu dnia. Wyszukajcie sobie to u wujka Google, nie musicie mi wierzyć na słowo. 🙂

Na pewno odstresowujące będzie robienie czegoś, co sprawia Wam przyjemność – czytanie, oglądanie filmu, robienie na drutach, układanie puzzli, co tylko chcecie. Dzień, w którym nie ma przyjemności, a są jedynie obowiązki, raczej nie będzie udany, sami o tym najlepiej wiecie. 🙂 W moim przypadku działa też medytacja – każdy może znaleźć swój typ. W moim przypadku działa siadanie „po turecku”, nastawienie sobie jakiegoś alarmu, zamknięcie oczu i siedzenie i nieskupianie się na niczym szczególnym, co przyjdzie mi na myśl. Wy możecie robić tak samo, albo położyć się na plecach, albo usiąść na krześle, słuchać relaksującej muzyki, skupiać się na pozytywnych myślach albo liczyć oddechy. Każdy znajdzie coś dla siebie, a korzyści są niezliczone. 🙂 Stres obniżają też ćwiczenia fizyczne, ponieważ uwalniają endorfinki. 😉

4. Jakakolwiek aktywność

jak utrzymać wagę

Myślę, że to dosyć oczywiste. Jednak nie musicie się zabijać na siłowni, żeby utrzymać wagę. Żeby schudnąć też nie, jednak wówczas Wasza aktywność powinna być zwiększona, bo przecież chcecie spalić obecny w Waszym ciele tłuszcz. Przede wszystkim znajdźcie swój ulubiony sport – dla mnie to jest joga, pilates, ewentualnie pływanie. Nie będę Wam tu więcej pisać o tej oczywistości, może tylko dodam, że człowiek w ciągu dnia powinien przejść od wstania z łóżka do położenia się spać 6 km, więc… chodźcie! Wysiadajcie dwa przystanki wcześniej z autobusu, gdy macie blisko, idźcie pieszo, wchodźcie po schodach zamiast jeździć windą. Każdy ruch jest dobry, naprawdę. Jeśli nie macie czasu na codzienne godzinne uprawianie sportu, to znajdźcie sobie jakiś kilkuminutowy program ćwiczeń. Popularny jest 7 minute workout – jest chyba nawet taka aplikacja. Także, ruszajcie się!

No, to chyba na tyle. Sporo tego było, ale tak naprawdę i tak to jest skrócona wersja. O zdrowym trybie życia można pisać wiele, ale będę jeszcze do tego wracać w przyszłości, także bez obaw. 🙂 Może uważacie coś za ważne, albo chciałybyście coś dodać? Czekam z niecierpliwością. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Czym jest dla mnie piękno?
  2. Organizacja w diecie – moje podstawowe zasady
  3. Pokochaj siebie zanim dasz się pokochać innemu człowiekowi
  4. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  5. 17 powodów, dla których warto… chodzić pieszo

8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. II

jak być eko

Dziś podsyłam kolejną dawkę pomysłów na bycie eko 🙂

5. Ograniczenie jedzenia mięsa

Nigdy nie sprawiało mi przyjemności jedzenie mięsa, dlatego pewnie – wg Was, mięsolubów 😉 – łatwo mi mówić. Po raz pierwszy o tym, że codzienne spożywanie mięsa szkodzi planecie, uświadomiła mnie książka „Uważność na targowisku”. W tej książce znajdziecie nawet liczby, które są dowodem tego, jak ogromne są te szkody. Wystarczy pomyśleć logicznie – zwierzęta trzeba czymś karmić, a karmimy je tym, co sami moglibyśmy zjeść, w związku z czym o wiele intensywniej eksploatuje się ziemię uprawną (do wyprodukowania 1kg białka zwierzęcego wykorzystuje się 10kg białka roślinnego). Poza tym, im więcej zwierząt hodowlanych, tym więcej „odpadów” z tej hodowli wypuszczamy do środowiska. Redukcja konsumpcji mięsa jest prawdopodobnie najskuteczniejszym sposobem ochrony środowiska, który może praktykować każdy z nas. Więcej możecie poczytać np. TU albo poszukać czegoś bardziej naukowego.

6. Wykorzystywanie domowych środków czystości do sprzątania mieszkania

jak być eko

Nie chciałabym się wgłębiać w konkretne składniki tzw. „chemii gospodarczej”, ponieważ jej producenci mają, zdaje się, prawo, by nie podawać wszystkich składników produktu zasłaniając się zapisami typu „środki powierzchniowo-czynne” (surfaktanty). Surfaktanty mogą być różne – łatwiej lub trudniej biodegradowalne – dlatego też, jeśli już kupujecie gotowy środek, polecałabym sięgnąć po ten z półeczki typu „ekologiczne”, albo wyszukać te produkty przed zakupami. Bardzo łatwo dostępne są te marki Frosch, nie musicie koniecznie biegać po jakichś eko-sklepach albo zamawiać przez internet, żeby go dostać. Jednak, moim zdaniem, najważniejsze to omijać szerokim łukiem dezynfekujące środki do toalet ze względu na wysoką toksyczność – dla nas, dla środowiska, dla organizmów wodnych. Słyszałam o rodzicach, którzy myli podłogę wodą z dodatkiem pewnego płynu dezynfekującego, by odkazić ją ze względu na swoje, chodzące po niej, małe dziecko. Mam wrażenie, że tacy ludzie zapominają o bardzo istotnej rzeczy – nie da się uodpornić na choroby unikając bakterii. Jest dokładnie na odwrót – takie dziecko będzie na choroby bardziej narażone, bo jego układ odpornościowy nie miał nigdy do czynienia z danymi bakteriami, w związku z czym nie wie, jak się przed nimi bronić. Pozwolę sobie więc na mały apel-pytanie: Drodzy rodzice, czy przypominacie sobie, by Wam ktoś podłogę czyścił takim płynem? A często chorujecie? Jeśli nie, to po co robicie to swoim dzieciom? Trzymanie pod kloszem w żadnym sensie nie pomaga. A jeśli koniecznie chcecie odkazić toaletę przetrzyjcie/ spryskajcie ją alkoholem.

Najfajniejszy sposób na ekologiczne sprzątanie to łączenie zwyczajnych domowych, nieszkodliwych produktów. Albo nawet używanie po prostu jednego. Z mojego doświadczenia wynika, że wystarczą Wam dwa magiczne składniki: SODA i OCET. Mój A. nabija się ze mnie, gdy go informuję o kolejnym zastosowaniu któregoś z tych dwóch, mówiąc najczęściej coś w stylu: „Boli Cię głowa? Weź sodę i ocet! A wiesz, jakie jest lekarstwo na raka? Soda i ocet!”. 😉 Oczywiście ja tak daleko się nie posuwam i wykorzystuję je głównie do sprzątania, chociaż… 😉 Nie chcę, by ten post był zbyt długi, więc nie będę Wam tu robić żadnych wyliczanek, ale mogę uchylić rąbka tajemnicy. Przykładowo, aby umyć wannę/brodzik (na błysk!) wystarczy Wam sama soda oczyszczona. Naprawdę. Płuczecie wannę, zasypujecie mniej więcej garścią sody, zostawiacie na jakieś pół godziny lub dłużej, szorujecie (jak kiedyś takim proszkiem do czyszczenia) i macie czyściusieńką wannę. Lub brodzik. Lub umywalkę. A gdzie kupić dużą ilość sody? Polecam allegro. W Warszawie na pewno można kupić 5kg za ok 18zł, ale pewnie i z dostawą wyszłoby opłacalnie. Będzie i eko, i oszczędnie. Natomiast 5-litrowy ocet jest do nabycia w makro, więc korzystajcie, jeśli macie dostęp.

7. Kupowanie lokalnych, sezonowych produktów

jak być eko

Wyższość kupowania lokalnych i sezonowych produktów jest oczywista. Co najważniejsze – dbamy o swoje zdrowie, bo to właśnie te produkty są dla naszego organizmu najbardziej wartościowe. Dbamy też o swoją kieszeń – to, co sezonowe, jest tańsze. Przykładem jest np. leczo. Kiedy je robimy? Ano wczesną jesienią. A dlaczego wczesną jesienią? Bo papryka i pomidory są najtańsze. 🙂 Logiczne jest też, że kupując lokalne i sezonowe nie płacimy za transport, a więc też jednostkowo go nie wspieramy. Może się wydawać, że to niewiele daje, ale takie myślenie daleko nie prowadzi. Kupując polskie produkty, wspieramy też rozwój rodzimej gospodarki. Same plusy. 🙂 A co warto jeść teraz, w listopadzie? Lista jest dosyć długa: ziemniaki, brokuły, brukselkę, buraki, cykorię, dynię, jarmuż, kalafiora, kalarepę, kapustę, marchewkę, pietruszkę, pora, roszponkę, rukolę, seler, szpinak, chrzan, jabłka, gruszki, pigwę. 😉 Na pewno zmontujecie z tego coś ciekawego.

8. Leczenie się domowymi sposobami, gdy jest to możliwe

jak być eko

Chciałabym, żebyście podeszli z dystansem do tej mojej ostatniej propozycji. Nie chcę Wam tu teraz gadać, że nie powinniście chodzić do lekarza, bo uważam, że nie jestem do tego uprawniona. Wybierajcie jednak lekarzy ostrożnie, i pamiętajcie, że najlepszym lekarstwem jest po prostu zdrowe odżywianie. Znam osobę, która odsunęła w czasie dożywotnie łykanie tabletek antycholesterolowych, przechodząc na zdrową dietę, mimo że pani doktor internistka chciała jej je już przepisać. A to wszystko tylko dlatego, że odwiedziła odpowiedniego dietetyka. Pamiętajcie też jednak, że leki to środki, które bardzo mocno ingerują w nasz organizm. I że niekoniecznie musimy lecieć do lekarza z najprostszymi problemami. Wielkimi krokami nadchodzi zima, więc pewnie już teraz internistów odwiedzają tabuny przeziębionych pacjentów. Zdradzę Wam więc, co robię ja, zanim uznam, że jestem poważnie chora, i powinnam udać się do lekarza (czego często jednak unikam). Po pierwsze, gdy tylko poczuję, że coś mnie łapie, biorę cynk. Czasem z witaminą C, ale nie samą. I często zdarza się, że nie potrzebuję nic więcej, po prostu przechodzi. Może mało to eko, ale na pewno bardziej niż kupowanie sześciu różnych specyfików za 80zł po wizycie u lekarza. Jeśli to nie pomoże to polecam:

  • leżenie w łóżku lub ubieranie się ciepło (ale nie przegrzewajcie się),
  • rezygnację z intensywnych ćwiczeń – ale rozciąganie, joga, spacer będą jak najbardziej w porządku,
  • wietrzenie pokoju (bakterie i wirusy nie lubią niskich temperatur),
  • nacieranie się amolem (jakoś tak ułatwia oddychanie, a to ważne),
  • popijanie ciepłych herbatek z malinami albo cytryną (dobre też na odetkanie nosa 😉 ),
  • surowy czosnek
  • oraz moją ulubioną „szarlotkową” miksturę: do szklanki ciepłej (nie gorącej!) wody dolewacie 1 łyżkę octu jabłkowego i 1 łyżeczkę miodu; do tego dosypujecie szczyptę cynamonu i powoli sączycie; ja piję ten specyfik 3x dziennie, gdy odczuwam objawy przeziębienia.

Z kolei na ból gardła:

  • herbatkę z rumianku (gdy przestygnie możecie dodać miód),
  • z imbiru (z korzenia, nie z jakiegoś proszku),
  • starą, dobrą płukankę z solą (1/2 łyżeczki na 1 szklankę ciepłej wody),
  • płukankę z szałwii,
  • „parówkę” z ziół (zaparzacie np. miętę lub rumianek w miseczce, nachylacie się nad tym, okrywacie ręcznikiem i wdychacie)
  • oraz „mój” octowo-miodowy specyfik.

Oczywiście, jeśli możecie sobie pozwolić na więcej, np. kupno drogich ekologicznych kosmetyków, proszków do prania czy samochodu, zróbcie to, jak najbardziej. Chciałam tym wpisem pokazać tylko, że drobne zmiany w stronę zdrowszego i bardziej ekologicznego tryby życia, nie są wcale trudne, ani drogie. Mam nadzieję, że jakoś Was tym wpisem zainspirowałam. 🙂 Jeżeli chcielibyście coś dodać lub jakoś mnie poprawić, to zapraszam do dyskusji. Po to tu jesteśmy, żeby sobie pomagać.

Trzymajcie się ciepło!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  2. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  3. Ekologiczny domowy proszek do prania
  4. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo
  5. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  6. Kuracja na podwyższenie odporności

8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. I

jak być eko

Uważasz, że bycie bardziej eko oznacza przeniesienie się do lasu, mieszkanie w szałasie i żywienie się korzonkami? Nic bardziej mylnego. Czasami wystarczy nieco zmienić nawyki. Jakie? Sprawdź!

Jeżeli zajrzeliście na tę stronę, to podejrzewam, że interesuje Was jej przewodnia tematyka, czyli ochrona środowiska i pozytywne, optymistyczne podejście do życia. Wobec czego przygotowałam dla Was pierwszy tekst dotyczący tej pierwszej kwestii. Ludzie często zadają sobie pytanie – co zrobić, by swoimi codziennymi działaniami dołożyć cegiełkę do ochrony naszej pięknej, ciągle jeszcze zielonej planety. Sprawa wydaje się niezwykle skomplikowana, bo przecież nie mamy pieniędzy na te wszystkie drogie eko kosmetyki, środki czystości, oszczędne samochody, zmywarki itd. Poza tym to wszystko sprawia wrażenie, że nieustannie trzeba myśleć o wszystkim, co się robi, wszystko musi być takie świadome…

I owszem, chcecie być ekologiczni – musicie być świadomymi konsumentami. Nie będę ściemniać, tak całkiem łatwo i bezmyślnie nie uratujemy planety. Dzięki wolnemu rynkowi mamy coraz więcej „cudownych” produktów, ponieważ firmy wciąż prześcigają się w stworzeniu czegoś, co będzie „lepiej” działało czy będzie smaczniejsze. Pamiętajcie jednak, że to wszystko kosztem np. ludzi żyjących w biednych krajach, gdzie wielkie koncerny oddelegowują swój dział produkcji, zwierząt, na których są testowane cud-kremy przeciwzmarszczkowe, albo tych, które giną z powodu wycinania/wypalania ich domów – lasów (temat na czasie – palma olejowa, na pewno coś już o tym wiecie). Nie musi się to jednak wiązać ze szczególnie wysokimi wydatkami. Oto garść sposobów na to, jak być eko w oszczędny sposób:

#1 Rozsądne korzystanie z prądu (w tym oświetlenia) i wody

jak być eko

To chyba najprostsza rzecz pod słońcem, którą możecie wprowadzić już dziś. Przede wszystkim – kupcie sobie w końcu żarówki energooszczędne (a najlepiej ledowe)! My swoje mamy już parę lat, a oszczędności są oczywiste. Pamiętajcie tylko, że jeżeli wychodzicie z pomieszczenia na MNIEJ niż 6 minut, to nie wyłączajcie światła – więcej prądu zużyjecie włączając i wyłączając światło, niż zostawiając je włączone na ten czas. Wyłączajcie listwy, odłączajcie ładowarki od prądu, hibernujcie komputer, gdy odchodzicie od niego na dłuższą chwilę, a nie chcecie go wyłączać, pytajcie domowników, czy chcą się czegoś napić zanim nastawicie czajnik (nie będzie włączany 2x podczas np. 10 minut) albo pijcie wodę (najlepiej kranówkę) w temperaturze pokojowej i nie zostawiajcie stale urządzeń w trybie czuwania. Najbardziej pożerającym prąd urządzeniem w domu jest lodówka. Zatem otwierajcie ją, jak już będziecie pewni, co chcecie z niej wyjąć i natychmiast ją zamykajcie, nigdy nie wkładajcie do niej ciepłych potraw, z kolei te z zamrażarki rozmrażajcie w lodówce (np. przez noc). Zakupy wkładajcie naraz, tzn. po wyjęciu ich z toreb posegregujcie na te lodówkowe i nie-lodówkowe, te pierwsze połóżcie w pobliżu lodówki i dopiero wtedy otwórzcie drzwiczki i zapakujcie jedzonko. Rozmrażajcie ją raz lub dwa razy w roku, by działała najproduktywniej.

Kolejna sprawa to woda. Oszczędzanie wody jest jeszcze prostsze. Wodę oszczędzicie: zakręcając kran podczas szczotkowania zębów oraz namydlania się pod prysznicem, biorąc prysznic zamiast kąpieli, zmywając w zlewie napełnionym wodą, a nie pod odkręconą, bieżącą wodą, spuszczając czasami mniejszą ilość wody ze spłuczki. I jeszcze jedna ważna rzecz – bierzcie to pod uwagę także poza domem. Nie chodzi nam przecież tylko o oszczędzanie – głównym motywem jest troska o planetę.

#2 Ponowne wykorzystywanie opakowań/ Ograniczanie opakowań, w których kupujecie produkty

jak być eko

Przede wszystkim – jeśli kupujecie np. ser żółty czy wędlinę, to starajcie się robić to w sklepach, gdzie jest możliwość kupowania na wagę – wtedy dostaniecie ten ser w papierze lub foliowej torebce – to nadal będzie mniejsze zło niż kupienie dużego, plastikowego opakowania z małą ilością sera w środku. Ja kupuję ser w sklepie osiedlowym, który jest sklepem firmowym lokalnej firmy, wychodzi więc też taniej. Może też macie taki w okolicy? W Auchanie z kolei jest cały dział „bazarek luz”, gdzie możecie tanio kupić np. bakalie, kasze i ryż bez opakowania. Dobrym pomysłem jest też kupowanie proszków, płynów, płatków śniadaniowych itp. rzeczy w dużych opakowaniach. W ekstremalnej formie bycia eko – bierzcie ze sobą pojemniki. Zwłaszcza, jeśli macie w okolicy sklep zero waste.

Torebki foliowe, w których przynosicie do domu produkty, zachowajcie i wykorzystujcie w miarę potrzeby. Nie kupujcie dodatkowych woreczków na kanapki. Duże, grubsze torby możecie wykorzystać do wynoszenia śmieci recyklingowych, a te cieńsze do pozostałych śmieci – ja jednak polecam tutaj raczej worki biodegradowalne (takie ma na pewno Jan Niezbędny). Zachowujcie też część pudełek, które przyniesiecie do domu, one zawsze się przydają – można je ładnie okleić i będą też ładnie się prezentować. Podobnie ze słoikami i puszkami. Z kolei gazety wchłaniają zapachy i wilgoć, więc wyściełajcie nimi szufladę w lodówce i kładźcie na dno śmietnika. W przyszłości na pewno bardziej się w to wgłębię, prezentując Wam moje własne wykorzystanie różnych opakowań, na razie jednak liczę na Waszą twórczość. 😉

I ostatnia najważniejsza zasada: ZAWSZE miejcie ze sobą w torebce czy plecaku materiałową torbę na zakupy! I zawsze, gdy pytają Was, czy zapakować zakupy, odpowiadajcie, że nie. 😉

#3 Zamiana samochodu na komunikację miejską czy nawet rower. Albo chodzenie pieszo, kiedy tylko się da

jak być eko

Tutaj akurat niewiele jest do obgadania. Wiadomo, samochód ciągle jest na benzynę, benzynę skądś trzeba pobierać, a to nie będzie trwało wiecznie. Poza tym zanieczyszczacie środowisko. No i benzyna jest droga. Na pewno, samochód jest wygodny, gdy trzeba zrobić większe zakupy albo pojechać do rodziny na drugi koniec Polski. Ale czy naprawdę jest on niezbędny? Moim zdaniem nie. Do tej pory udawało mi się jeździć na zakupy autobusami, a do rodziny pociągiem (na zniżce uczniowskiej, a później studenckiej) i (obecnie) autobusami. Taniej jest na pewno, bo koszty utrzymania samochodu są wysokie. W dużych miastach warto jeździć komunikacją miejską – wtedy wykorzystanie paliwa jest na pewno sensowniejsze, niż gdy jedziecie sami swoim dużym samochodem – a jeśli zachodzi taka potrzeba, to po prostu od czasu do czasu wziąć taksówkę. W mniejszych, wystarczą nam nogi i rower – chociaż z tych warto korzystać też w dużych miastach (na krótszych odcinkach i w cieplejszych porach roku, oczywiście, ostatecznie jesteśmy tylko ludźmi). 😉

#4 Unikanie produktów wytworzonych przez firmy testujące na zwierzętachjak być eko

Kwestia niby oczywista, prawda? Któż chciałby być odpowiedzialny za cierpienie małych, białych puchatych króliczków, czy innych zwierząt? A jednak często kupujemy te produkty bezmyślnie – bo zawsze uważaliśmy, że dobrze nam służą i nigdy nie pomyśleliśmy, że nasza cudowna firma X nie stroni od okrucieństwa, no i nie chciało się nam szukać zastępników – po co szukać, skoro to, czego używam jest dobre. Skoro już tu jesteście, to powiem Wam – spróbujcie jednak poszukać. A nawet – ja Wam to ułatwię! Przede wszystkim szukajcie na półkach kosmetyków, na których opakowaniu widnieje mały symbol króliczka. Według moich informacji większość polskich firm kosmetycznych nie testuje swoich produktów na zwierzętach, dlatego możecie po nie sięgać bez obaw (przynajmniej jeśli chodzi o kwestię testowania; temat potencjalnie szkodliwych składników zostawię sobie na później).

Oto kilka przykładów znanych, niedrogich firm, nietestujących na zwierzętach: AA Oceanic (w szczególności AA Eco), Barwa, Bell, Cosnova (Catrice, Essence), Evrée, FlosLek, Joanna, Pollena Ostrzeszów (Biały Jeleń – choć ich szare mydło zawiera składnik pochodzenia zwierzęcego – Sodium Tallowate), Rossmannowe marki (Alterra – poza tym dobre składy; Rival de Loop, Isana, Facelle, Synergen – bardzo dobry żel do higieny intymnej; Babydream, Wellness&Beauty), Tołpa, Ziaja, a także Frosch i Domol (z Rossmanna) w kategorii środków czystości. Firmy „niepewne” to m. in. Bielenda, Farmona, Eveline, HiPP. Z kolei czarna lista to m. in. Avon, Cederroth (Soraya), Eris, Iwostin, L’Oreal czy Unilever. Pełną listę znajdziecie np. TU. Dobrym pomysłem jest też zastępowanie gotowych kosmetyków własnoręcznie przygotowanymi, o czym napiszę w przyszłości.

Ciąg dalszy już wkrótce. 🙂 A na razie do zobaczenia. 🙂 Piszcie koniecznie, jeśli chcielibyście coś dodać!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. II
  2. 17 powodów, dla których warto… chodzić pieszo
  3. DIY krem do ciała z oliwą magnezową
  4. DIY Krem do rąk
  5. DIY Odżywczy krem do stóp

Jesienne ciasto z musem jabłkowym + trochę gadu gadu o obdarowywaniu

Super proste ciasto idealne na jesień. Bez miksowania, ugniatania itd. Potrzebujecie tylko widelca. No i składników. 😉

Za oknem szaro, buro i ponuro. Pomyślałam sobie, że podzielę się z Wami przepisem na ciacho. Ciacha robić uwielbiam, ale tylko, gdy mam okazję z kimś się nimi podzielić. Zanim podam Wam przepis, chciałabym pogadać trochę o dzieleniu się. Ale jeśli chcecie szybko upiec ciasto, to po prostu przewińcie w dół. 😉

W moim przypadku zawsze było to trudne – oczywiście do pewnego momentu (chociaż czasami ciągle się z tym zmagam) – ponieważ, no cóż, niestety pewne cechy jedynaków to czysta prawda. 😉 Zawsze wszystko było dla mnie, ewentualnie mogłam się podzielić z mamą lub dziadkami. Jednak samo dawanie zawsze sprawiało mi przyjemność, o ile nie chodziło o jakąś rzecz, której mam „mało” (np. batonik ;)). Uwielbiałam dawać jakieś własnoręcznie wykonane urocze karteluszki członkom swojej rodziny, później jakieś własnoręcznie wykonane bransoletki czy inne pierdółki, aż wreszcie własnoręcznie kupione w sklepie prezenty – jednak z myślą o danej osobie – do tego tematu wrócę może za trochę, bliżej świąt. Naprawdę miło człowiek się czuje, kiedy komuś coś po prostu da, jakoś tak się robi od razu ciepło na sercu, a zwłaszcza, jeśli prezent obdarowanego cieszy.

Możecie powiedzieć: ale ja nie mam czego dać, nie zarabiam (lub mało zarabiam), nie pracuję, moi rodzice nie maja pieniędzy itd. A ja Wam powiem, że to nie jest tak. Tak naprawdę, jeśli czytacie ten post to pewnie macie dostęp do internetu i jakiegoś urządzenia (mobilnego lub nie). Może to jest komputer, a może smartfon. Czyli nie żyjecie w skrajnym ubóstwie. Żyjemy po prostu w czasach, gdy wydaje się nam, że mamy za mało, bo ciągle porównujemy się do innych, do tych, których widzimy obładowanych torbami ze znanych sieciówek w centrach handlowych, a my biegamy po różnych „ciuszkach” i ubieramy się za parę złotych albo czekamy po prostu na jakieś przeceny.

Zawsze możemy coś dać innym. Zawsze. Może to być drobiazg kupiony z myślą o jakiejś osobie, może to być własnoręcznie wykonana rzecz. I w końcu – możecie komuś podarować swój czas. Mało tego, myślę, że jest to najcenniejsze, co możecie dać. Wybierzcie się razem na pyszne jedzonko, zaproście przyjaciela albo członka rodziny na kawę (i upieczcie mu ciasto, jeśli umiecie! :)), czy nawet po prostu pójdźcie razem na spacer. Ludzie teraz są tak zagonieni, że na pewno sprawicie im przyjemność samym zainteresowaniem się. Każdy przecież potrzebuje od czasu do czasu towarzystwa kogoś bliskiego.

Ok, a teraz obiecane ciacho (którym nakarmiłam ciocię, która nas odwiedziła, a które upiekłam z wielką miłością). Jeśli lubicie wilgotne ciasta czekoladowe to na pewno przypadnie Wam ono do gustu. Poza tym, jest to ciasto bardzo jesienne przez dodatek musu jabłkowego (który to właśnie czyni je cudownie mięciutkim i delikatniusim). Ja zwykle trochę „uzdrawiam” ciasta, więc cukru jest mniej i nie tylko biały, a połowa mąki, której użyłam, to mąka pełnoziarnista.

CZEKOLADOWE CIASTO Z MUSEM JABŁKOWYM*

ciasto czekoladowe z musem jabłkowym

Składniki:

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową!

100g miękkiego masła
½ szklanki oleju roślinnego
1 ¼ szklanki wymieszanych cukrów: białego, demerara i ciemnego muscovado + trochę do posypania formy
2 jajka
¾ szklanki mąki tortowej
¾ szklanki mąki pełnoziarnistej
½ szklanki gorzkiego kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (pewnie możecie zastąpić kilkoma kroplami olejku waniliowego)
1 ½ szklanki musu jabłkowego
½ szklanki mleka
40g posiekanej gorzkiej czekolady (lub więcej, jeśli chcecie, moim zdaniem nie ma potrzeby)

Wykonanie:

Natłuśćcie formę (u mnie taka przeciętna do babek) i posypcie cukrem (u mnie jedna łyżeczka). Nagrzejcie piekarnik do 170 st. (możecie to zrobić też trochę później). Zmiksujcie razem masło, olej i cukry. Najlepiej weźcie do tego jakieś wyższe naczynko, pryska szaleńczo! Dodajcie później po jednym całym jajku. W drugim naczyniu zmieszajcie mąki (tortową przesiejcie), sodę, sól, kakao i cynamon. Dodawajcie naprzemiennie po troszkę suchych składników, musu jabłkowego i mleka, tak żeby łatwo się mieszało – najlepiej widelcem. Przełóżcie do formy, pieczcie ok. 1 godziny – do suchego patyczka, po czym studźcie w formie (ale nie w piekarniku) 30 min.

I koniecznie poczęstujcie kogoś, kogo lubicie/kochacie 😉

*Przepis inspirowany oryginalnym przepisem ze strony Chocolate, chocolate and more

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Nie do końca klasyczna szarlotka
  2. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta

Witajcie po raz pierwszy!

Najtrudniej przecież zacząć, więc w końcu zaczynam. Myślę, że ten wpis będzie doskonałym początkiem dla mojego bloga, ponieważ postanowiłam, że w ogromnej mierze będzie dotyczył pozytywnej motywacji.

A więc, cóż się zadziało?

Przez bardzo długi czas planowałam założyć bloga. Mało tego – jednego już nawet założyłam, ale bardzo szybko z niego zrezygnowałam, bo właściwie sama nie wiedziałam, czego od niego chcę. Pomysł na tamtego bloga powstał, ponieważ podjęłam decyzję, że schudnę i zrobię to w zdrowy sposób. Dokonałam tego i ciągle pozostaję przy zamiłowaniu do zdrowego trybu życia, wagę też utrzymuję mniej więcej stałą. Tajniki tego „cudu” także będę Wam tu zdradzać!

Wracając jednak do tematu – to nie było to. Czułam się za bardzo ograniczona, czułam, że potrzebuję raczej większej możliwości ekspresji – koniecznie na więcej tematów, które mnie interesują. No i co? Założyłam tego bloga i czekałam chyba miesiąc (do dziś, oczywiście) zanim go ruszyłam! Bo nie wiem, czy szata graficzna się spodoba, a może ja powinnam w ogóle zrobić ją sama, pouczyć się html-a, a w ogóle najlepiej zostać specjalistką we wszystkim zanim cokolwiek tu zaprezentuję! I nagle, coś mnie tknęło. Pomyślałam „kurczę, przecież nigdy nie doprowadzę tego pomysłu do końca, dopóki będę zajmować się takimi szczególikami; wszystko z czasem zrobię”. I oto, proszę bardzo, robię.

Chciałam Wam za pomocą tego wpisu pokazać, jak bardzo hamujemy nasz własny rozwój – w jakiej tylko sferze życia chcemy się rozwinąć – próbując wszystko zapiąć na ostatni guzik, zanim cokolwiek zaczniemy. I oczywiście, słowo „próbując” także zostało użyte tutaj celowo. Kiedy próbujemy, to robimy właściwie co? No nic! Siedzimy i myślimy, „no, spróbuję”, „zrobię to jutro” i takie tam. W każdym razie, nie robimy nic. Próbowanie i w ogóle używanie tego słowa to błąd. Przecież nie próbujemy wstać z krzesła, tylko z niego wstajemy, czyż nie? A więc dzisiaj wstańcie z krzesła i zróbcie coś, co od jakiegoś czasu chcieliście zrobić. Niech to będzie coś prostego. Powodzenia i do zobaczenia wkrótce!