Przyjechałam do dziadków cztery dni temu. Wczoraj miałam dużą imprezę, która w zasadzie była celem tej wycieczki. Jednak przyjechałam kilka dni wcześniej. Dlaczego? Bo mogłam, bo miałam okazję. Bo chciałam. W ciągu tych czterech dni wykonałam w ogrodzie i domu milion czynności, które normalnie wykonuje się na trochę większej przestrzeni czasu. Każdego dnia padałam na twarz i spałam jak zabita. Dlaczego? Bo dziadkowie sami sobie nie poradzą.
Zacznijmy może od początku. Chciałabym zaznaczyć, że nie cierpię wymagań. Jestem zwolenniczką buddyjskiego poglądu, że człowiek nie powinien nastawiać się na branie, ale na dawanie. Wszelkie dyskusje ze starszymi osobami o tym, że czyjeś dzieci nie zajmują się swoimi rodzicami i że powinny, bo przecież to rodzice i jest im z urzędu przynależna bezustanna troska ich dzieci, doprowadzają mnie do wścieklizny. A to dlatego, że te starsze osoby zdają się nie przyjmować do wiadomości, że owe dzieci mają swoje życia, że mają prawo poświęcać czas na własny rozwój i na np. zabawę ze swoimi własnymi dziećmi.
Może część z Was pomyśli teraz, że moja postawa jest egoistyczna. Nic bardziej mylnego. Inaczej nie byłoby tej notki. Albo wstęp byłby inny. To jest bardzo trudny temat, dlatego też – jak w każdej innej sprawie – polecam odnalezienie w tym wszystkim równowagi. Jak pisałam, krew mnie zalewa, gdy wymaga się ode mnie pomocy i stałego zainteresowania. Zwłaszcza, gdy wiąże się to z domyślaniem się, że ktoś tej pomocy potrzebuje. Ja takiej współpracy odmawiam. A jednak zawsze chciałabym dążyć do unormalnienia stosunków z bliskimi mi osobami. Dlatego staram się szukać metod, które mi na to pozwolą. Poniżej przedstawiam Wam trzy z nich. Pamiętajcie jednak, że każdy człowiek jest inny i być może w przypadku Waszych starszych członków rodziny będzie trzeba zastosować inną metodę.
#1 Wymagaj zwracania się z prośbą o pomoc
Nie jesteś wszechwiedzący, masz swoje sprawy, swoje życie. Twoi rodzice czy dziadkowie muszą się nauczyć prosić zamiast wymagać. Jedni będą bardziej oporni w takiej edukacji, inni mniej, ale przynajmniej za pomocą takiego postawienia sprawy zrobisz dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, przynajmniej po części uzmysłowisz swym zstępnym, że masz swoje życie i nie jesteś komputerem, żeby o wszystkim pamiętać, ani jasnowidzem, by domyślać się, że ta pomoc jest potrzebna. Po drugie, pokażesz im tym sposobem, że Ci na nich zależy. Przecież chcesz im pomóc, ale musisz wiedzieć, kiedy i czego potrzebują.
#2 Wsadź ten honor do kieszeni i pomóż im
Jeśli punkt pierwszy nie działa, to po prostu do nich przyjedź, zapytaj, co trzeba zrobić i to zrób. Jeśli usłyszysz jakieś pokwękiwanie, że dziadek nie wie albo, że nic nie trzeba, to rozejrzyj się po ich domu, czy podwórku, znajdź, co trzeba zrobić i zrób bez pytania. To, że mówią, że nic nie trzeba, to jeszcze nie znaczy, że tak jest. Dziadkowie i rodzice to czasami takie bardzo skomplikowane stworzenia, które najpierw marudzą, że się im nie pomaga, a potem mówią, że nic nie trzeba. A jak się wnusio sam nie domyśli, to kwękania ciąg dalszy nastąpi. Niekończąca się opowieść. Dlatego trzeba przerwać ten krąg i czasami pomóc bez pytania.
#3 Czasem po prostu się zainteresuj
Odwiedź swoich rodziców, zadzwoń do nich. Jeśli kompletnie nie masz czasu na to, by przyjechać i ogarnąć im pół domu i ogrodu (bo nie masz takiego szczęścia, żeby mieć tyle wolnego), to po prostu się odezwij, okaż jakiekolwiek zainteresowanie. Postaraj się przekuć ich emeryckie narzekanie w jakieś pozytywne myśli, jeśli potrafisz. Pomóż im, zamiast się na nich wściekać.
Ogólnie z pomaganiem dziadkom, rodzicom czy innym ciociom jest tak, jak z ćwiczeniem albo zdrowym odżywianiem. Gdy zmieni się słowo „muszę” na „chcę”, zmienia się całe nastawienie. Dokładnie tak samo jest w przypadku pomagania. Ja pomagać chcę, nigdy nie muszę. Polecam wszystkim takie myślenie, bo wiele ułatwia. Uczy asertywności, ale i sprawia, że chce się pomagać z wewnętrznej potrzeby. Wtedy naszym strażnikiem przestają być normy społeczne, które mogą nas uwierać (one często są naprawdę dziwne, myślę, że wielu z Was ze mną się zgodzi), a zaczyna być własne sumienie.
Cały sens tego, co tu dziś napisałam jest w skrócie taki: nie pozwól nikomu ze swoich najbliższych wejść Ci na głowę. Ale też nie zapominaj o nich. To Twoi bliscy, z pewnością dużo dla Ciebie zrobili. Gwarantuję poczucie dobrze spełnionego obowiązku (postawionego sobie samodzielnie). Nawet jeśli miałaś czas tylko na krótki telefon. Liczy się gest i chęć.
A jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? Zgadzacie się, czy nie do końca?
Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂
Co jeszcze może Cię zainteresować: