Nie do końca klasyczna szarlotka

klasyczna szarlotka

A było to tak…
Były jabłka.
Była chęć na szarlotkę.
I była pulpa orzechowa pozostała z dojenia orzechów laskowych na mleko orzechowe.
No i powstała szarlotka na cieście kruchym z dodatkiem tej właśnie pulpy.

Prawdę powiedziawszy, chciałam zrobić prawdziwą, najpyszniejszą, tradycyjną szarlotkę. Z super-klasycznego przepisu na ciasto kruche w proporcji 3:2:1 (300 g mąki pszennej, 200 g masła, 100 g cukru). No ale ta pulpa. Trochę się bałam, że nie wyjdzie krucho jak trzeba i w ogóle powstanie mi jakieś nie-wiadomo-co, ale zaufałam przeróżnym internetowym kombinatorom-uzdrawiaczom ciastowym, którzy wpychają wszędzie różne mąki migdałowe i kokosowe, i postanowiłam zaryzykować.

I wyszło dobre. Od tej pory nic się nie zmarnuje w mojej kuchni, skoro genialnej szarlotki nie zepsuło wepchnięcie do niej jakichś orzechowych resztek! A tak naprawdę to już od jakiegoś czasu zbieram pulpę pozostałą po wyciskaniu soku z marchewki. Niedługo skończy mi się zamrażalnik. Ale do rzeczy!

Szarlotka z pulpą orzechową 😉

Składniki:

klasyczna szarlotka

Ciasto kruche:

  • 240 g mąki pszennej
  • 60 g pulpy z orzechów laskowych
  • prawie 200 g ZIMNEGO masła Z LODÓWKI
  • 50 g ksylitolu
  • 50 g cukru wymieszanego z cukrem waniliowym – proporcje według uznania
  • 1 jajko (lub 1 żółtko)
  • szczypta soli
  • ok. 1 łyżki bułki tartej

Duszone/ prażone jabłka:

  • 1,2-1,4 kg jabłek
  • 1/3 szklanki cukru (lub innego słodzika, podejrzewam, że z maple syrupem byłoby bosko, ale to trochę drogi interes)
  • 2-3 łyżeczki cynamonu
  • szczypta gałki muszkatołowej (możecie pominąć)

Wykonanie:

Na początek mała wskazówka: przygotujcie się na to, że gotowe surowe ciasto trzeba chłodzić ok. godziny, albo i dłużej przed wstawieniem do piekarnika. Najlepiej więc zacząć w wolnej chwili wcześniej w ciągu dnia albo nawet wieczorem poprzedniego dnia.

klasyczna szarlotka

Przygotowujemy sobie folię spożywczą (lub nawet torebkę foliową) do owinięcia gotowego ciasta. Mąkę przesiewamy do sporej miski i mieszamy z pulpą orzechową. Od kostki masła odkrajamy ok. centymetrowy kawałek i chowamy go sobie do lodówki na potem – odkroiłam ten kawałek, bo pulpa orzechowa jest odrobinę tłusta, a chciałam w miarę możliwości zachować proporcje. Pozostałą część (czyli te prawie 200 g ;)) siekamy porządnie i długo ostrym nożem razem z mąką. Im dłużej siekamy tym lepiej, bo cały sekret idealnego kruchego ciasta tkwi w długim siekaniu i krótkim zagniataniu. 🙂 Wrzucamy ksylitol i cukier, siekamy jeszcze chwilę. Dodajemy jajko lub żółtko, krótko zagniatamy do połączenia się składników, dzielimy na 2 części w proporcji 2/3 i 1/3. Formujemy kule i zawijamy je folią. Większą wkładamy do lodówki, mniejszą do zamrażalnika. Zostawiamy na co najmniej godzinę.

Jabłka obieramy, pozbawiamy gniazd nasiennych, kroimy każde na jakieś 8 części, wrzucamy do gara, dodajemy cukier i przyprawy. Dusimy – mieszając! – na niedużym ogniu około 15 minut – aż się zrobią takie – wiecie, no – uduszone. 😉

Tortownicę o średnicy 23 cm wykładamy papierem do pieczenia. Na dno ręką wciskamy ciasto z lodówki i dopasowujemy je, by pokryło całe dno. Możecie je też rozwałkować, jak jesteście porządni. 😉 Nakłuwamy je widelcem, wstawiamy do lodówki i nastawiamy piekarnik na 180 stopni. Czekamy, aż się rozgrzeje. Do rozgrzanego piekarnika wstawiamy tortownicę na 10 minut. Wyjmujemy, posypujemy bułką tartą (żeby nam jabłka za bardzo nie rozmiękczyły spodu), wykładamy jabłka i ścieramy na tarce ciasto z zamrażarki na wierzch. Wstawiamy z powrotem do piekarnika i pieczemy jeszcze 35-40 minut.

A potem się delektujemy.

klasyczna szarlotka

A co w listopadzie jest w sezonie poza jabłkami*?

Warzywa: brokuły, brukselka, buraki, cebula, chrzan, cykoria, czosnek czarna rzepa, dynia, fasola, fenkuł, jarmuż, kalafior, kalarepa, kapusta, marchewka, natka pietruszki, pasternak, patison, pieczarki, pietruszka, por, roszponka, rukola, seler, szpinak, topinambur, ziemniaki

Owoce: dzika róża, gruszki, jabłka, orzechy laskowe i włoskie, pigwa, żurawina; i nielokalnie: ananas, kiwi, grejpfrut, papaja

* To już ostatni wpis z „sezonem na”, pozostałe znajdziecie pod etykietą „sezon na”; na grudzień tutaj. Oznacza to, że wielkimi krokami zbliżam się do 1. rocznicy pierwszego wpisu! 9 listopada mój blog będzie obchodził swoje pierwsze urodziny! ❤

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 35 pomysłów na to… co ze sobą zrobić jesienią
  2. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo
  3. Przepis na kiszoną kapustę
  4. Obdarowywanie i przepis na jesienne ciasto z musem jabłkowym

Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie

potreningowe smoothie

Jakie cechy powinien mieć Wasz idealny posiłek, który zjadacie po ćwiczeniach? Mój powinien być prosty i szybki w wykonaniu, sycący, ale i lekki. Najlepiej w te kryteria wpasowuje się smoothie.

Ma ono tę wspaniałą właściwość, że jakich owoców nie wrzucicie do blendera i tak będzie dobrze! Mi jeszcze nie zdarzyło się, żeby smoothie nie wyszło. Nie podam Wam więc doskonałego jedynego przepisu, a jedynie pokażę Wam dwa przykładowe (ale też bez dokładnych proporcji), a następnie powiem, jaka jest obecnie moja baza do tego wspaniałego napoju-posiłku. Moją intencją jest to, by smoothie było sycące, więc jeśli szukacie jakiegoś ekstra-spalającego bazującego na zielonych warzywach koktajlu, to musicie poszukać gdzie indziej. 🙂

#1 „Zielone” smoothie ze szpinakiem lub jarmużem

potreningowe smoothie

  • 1-2 banany
  • 1-2 liście jarmużu lub garść świeżego szpinaku (lub łyżeczka młodego jęczmienia)
  • garść truskawek (mrożonych lub świeżych)
  • 1-2 jabłka
  • 1 miarka odżywki białkowej (u mnie sojowa)
  • 0,5-1 szklanka wody lub mleka roślinnego

Jeśli macie blender niedoskonały, jak mój, to wlejcie najpierw wodę lub mleko roślinne wymieszane uprzednio z odżywką białkową, a następnie wrzućcie pozostałe składniki zaczynając od tych najbardziej soczystych i miękkich, kończąc na tych najmniej. Zmiksujcie na gładką masę.

#2 Proteinowe smoothie z jeżynami

potreningowe smoothie

  • 1-2 banany
  • 1-2 brzoskwinie
  • garść jeżyn
  • 0,5-1 szklanki wody lub mleka roślinnego
  • 1 miarka odżywki białkowej

Postępowanie jest tak proste, że nie widzę sensu tłumaczenia go od nowa. Robicie jw., a wychodzi Wam coś tak pięknego. Ze względu na kolor jest to zdecydowanie moje ulubione wrześniowe smoothie.

Moja ulubiona baza do smoothie:

  • Banan i/lub awokado. Bez nich nie ma smoothie. Banan to życie! 🙂 Oba niezwykle zdrowe, banan smaku dodaje, awokado go nie psuje. Co więcej, oba nadają niesamowitej kremowości naszemu smoothie.
  • Coś zielonego – szpinak lub jarmuż, a ostatnio dopadnięty w Biedrze młody jęczmień, który nadaje napojom ciekawego posmaku i zapachu (chyba że mocno przykryją go inne składniki). Gdyby matcha była tańsza, to pewnie też lądowałaby w moich smoothie. Nie jest to składnik konieczny, ale zdecydowanie podnosi wartość zdrowotną koktajlu.
  • Kiedyś jogurt, a teraz mleko roślinne lub po prostu woda. Płynny składnik jest potrzebny, by smoothie nabrało odpowiedniej konsystencji i żeby łatwiej się miksowało. 🙂
  • Truskawki lub inne owoce jagodowe. Samo zdrowie i pyszności. Po prostu.
  • Jakieś białko: sproszkowana lub namoczona chia, zmielone siemię lniane lub po prostu jakaś odżywka białkowa. W końcu to smoothie potreningowe, w deserowym albo śniadaniowym możecie białko olać.

Reszta totalnie dowolna: wszelkie owoce i warzywa, które tylko dają się dość łatwo zmiksować i nie rozwalą mojego robota (niestety nie jestem szczęśliwą posiadaczką blendera doskonałego), możecie też dodać płatki owsiane, żeby było jeszcze bardziej sycące. 🙂

I jeszcze przy okazji – może trochę późno, skoro to już połowa miesiąca, ale lepiej późno, niż wcale – produkty sezonowe na wrzesień:

Warzywa: bakłażan, brokuły, brukselka, buraki, cebula, cukinia, cykoria, czarna rzepa, czosnek, dynia, fasola, fasolka szparagowa, fenkuł, grzyby, jarmuż (przepiękny na bazarkach!), kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, marchewka, natka pietruszki, ogórek, papryka, pasternak, patison, pietruszka, pomidory, por, rukola, sałata, seler, seler naciowy, szczaw, szpinak, ziemniaki
Owoce: aronia, borówka amerykańska, borówka brusznica, brzoskwinie, czarny bez, dereń, dzika róża, głóg, gruszki, jabłka, jeżyny, kiwi (choć niezbyt lokalnie), maliny (późne), morele, nektarynki, orzechy włoskie i laskowe, pigwa, rokitnik, śliwki, winogrona, żurawina

P.S. Wybaczcie mi te hiperkrzywe zdjęcia – gdy już zrobię smoothie, to mam taki silną potrzebę zjeść je od razu, że dążenie do idealnego ujęcia (a zatem poświęcenie dłuższej chwili na fotografowanie) jest ponad moje siły. 😉

A Wy, co jecie, jak już dacie sobie wycisk? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  2. Wyzwania Blogilates – droga ku pięknie zaznaczonym mięśniom
  3. Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy
  4. 2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie

Ogórki kiszone „po dziadkowemu”

ogórki kiszone

Ogórki kiszone to bardzo kontrowersyjny twór. Albo się je kocha, albo się ich nienawidzi. Ja jestem w tej szczęśliwej grupie pierwszej i mogę się nimi zażerać bez granic. 🙂 Z kolei mój ukochany Mąż wyczuwa, że je jadłam… zupełnie jakby był to czosnek. I z równą odrazą się oddala w drugi kąt pokoju. 😉 A nie wie, co traci! Bo ogórki kiszone mają tajemną probiotyczną moc – kiszą je sobie spokojnie bakterie. 😉

Podejrzewam, że przepisów na ogórki kiszone krąży w internecie nieskończona ilość, nie wiem, widziałam jeden i był zdecydowanie inny niż ten dziadkowy. A ogórki z dziadkowego przepisu są najlepsze na świecie i grzechem byłoby nie podzielić się tym przepisem z szerszym gronem odbiorców. 😉

Podam Wam przepis na jeden wek, bo u dziadków nigdy nie było ważenia ogórków i robienia wielu słoików naraz z jednej prostej przyczyny. Ogórki zbiera się, gdy są już gotowe do tego, żeby je zebrać. A ogórkowa grządka jest nieduża, to ogórków naraz też nie będzie dużo. Gdy ostatnio byłam u dziadków, to ogórki zostały trochę podebrane poprzedniego dnia (a i ja nie omieszkałam zabrać kilku świeżych ze sobą ;)) i zostało tyle co na dwa weki.

Kiszone ogórki wg mojego Dziadka

ogórki kiszone

Składniki (na jeden wek):

  • Wek (umyty), gumka (nowa) i sprężynka (może być stara ;))
  • Kilka ogórków gruntowych (u nas były ogródkowe, ale myślę, że takie z bazaru też dadzą radę)
  • Pół ząbka czosnku
  • Koper – z kwiatem (z ogrodu albo z zestawu do kiszenia, widziałam w Biedrze)
  • Pół liścia chrzanu (ma zakryć wierzch słoika)
  • 3-4 liście czarnej porzeczki
  • Słona zalewa: około łyżki soli kamiennej (w sieci krzyczą, że niejodowanej, a Dziadek robi na jodowanej i się nie przejmuje) na litr zimnej wody (używaliśmy z kranu i zawsze tak było, ale w dużym mieście pewnie lepiej ją przefiltrować albo przegotować; w innych przepisach zaskoczyło mnie też zalewanie ogórków gorącą wodą – u Dziadka zawsze była zimna, a robi ogórki od lat).

Banalnie prosty przepis:

ogórki kiszone

Wkładamy ogórki do słoika – tyle, ile się zmieści. Wrzucamy gdzieś tam czosnek. Wpychamy (dosłownie) między ogórki koper – najpierw trzeba go trochę pozginać, żeby wlazł. Przygotowujemy słoną zalewę – znaczy mieszamy sól w zimnej wodzie, aż się rozpuści. Wlewamy zalewę do słoika, aż zakryje ogórki. Dokładamy liście porzeczki i przykrywamy wszystko liściem chrzanu. Odstawiamy do piwnicy lub spiżarni i czekamy kilka tygodni, aż się ukiszą.

Nasze ogórki wytrzymują całą zimę. Co prawda, czasem zdarzy się jakieś zgniłe jajo, 😉 ale większość wytrzymuje bez problemu. Zróbcie sobie swoje własne probiotyki, koniecznie. No, chyba że jesteście z tych, co nienawidzą ogórków kiszonych – nie będę Was przecież zmuszała. 😉

Sezonowe produkty na sierpień:

Warzywa: bakłażan, botwinka, borowiki, brokuły, buraki, cebula dymka, cukinia, czosnek, dynia, fasolka szparagowa, fasola, fenkuł, jarmuż, kabaczek, kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, kurki, marchewka, natka pietruszki, ogórek, papryka, patison, podgrzybki, pomidor, por, rabarbar, rzodkiewka, rukola, rydze, sałata, liście selera, seler, seler naciowy, szczaw, szpinak, ziemniaki

Owoce: agrest, aronia, bez czarny, borówka amerykańska, borówka brusznica, brzoskwinie, dereń, dzika róża, gruszki, jabłka, jagody, jeżyny, maliny, nektarynki, porzeczki, pigwa, śliwki, winogrona, żurawina, poziomki, rokitnik

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Przepis na kiszoną kapustę
  2. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  3. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  4. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

Jagodowe muffinki w „uzdrowionej” wersji

Jagody… One chyba działają podobnie, jak truskawki. Człowiek rzuca się na nie, gdy tylko rozpoczyna się na nie sezon, po kilku dniach odczuwa przesyt, a za kilka miesięcy żałuje, że nie nażarł się nimi bardziej. Można jeszcze zrobić dżem, ale jeśli czytaliście ten tekst, wiecie, że to nie zawsze się udaje. Albo ze swojego doświadczenia wiecie. Tym razem kupiłam kilogram jagód i ostatecznie nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Zrobiłam wegańskie popsicle, ale niespecjalnie pasował mi ich smak. Jakieś takie za mało słodkie. Może dlatego, że w oryginale były borówki, a one są zdecydowanie mniej kwaśne niż jagody? Może tak.

Na szczęście udało mi się zrobić też coś przepysznego. Ostatnio się staram jeść jak najbardziej wegańsko, ale do bezjajecznych ciast się nie przekonałam. I w ogóle do bezjajecznych diet. Miałam ochotę na proste, mięciutkie muffinki. Przepis znalazłam oczywiście u nieocenionej Doroty z Moich Wypieków i postanowiłam go trochę zmodyfikować po swojemu. Ażeby było nieco zdrowiej.

Jagodowe muffinki – zdrowsza wersja

jagodowe muffinki

Składniki:

  • 200 g mąki pszennej
  • 100 g mąki kokosowej
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 80 g orzechów włoskich
  • 1 jajko (w temperaturze pokojowej)
  • 40 g demerara
  • 50 g ksylitolu (cukru brzozowego)
  • 180 ml maślanki (w temperaturze pokojowej)
  • 125 ml oleju (dałam rzepakowy, ale może ciekawie byłoby też z olejem kokosowym; nie chciało mi się go topić ;))
  • 150 g leśnych jagód

Przygotowanie:

Używamy dwóch misek (innych naczyń). W pierwszej roztrzepujemy jajko, dorzucamy cukier i ksylitol, dalej roztrzepujemy rózgą kuchenną, dodajemy maślankę, olej, roztrzepujemy. W drugiej łączymy (dokładnie mieszamy!) obie mąki, sodę, proszek i orzechy.

Rozgrzewamy piekarnik do 200 st., formę na muffinki wykładamy papilotkami.

Następnie wsypujemy suche składniki do mokrych i niedbale łączymy za pomocą widelca. Niedbale, ale składniki mają się połączyć. Jak już się połączą, to nie mieszamy więcej – muffinki to nie ciacha dla pedantów. 😉 Teraz ten trudny moment, gdy trzeba wymieszać orzechy. Niby zmieniłam widelec na łyżkę, ale nie było siły na te jagody – i tak się nieco rozgniotły. Ale to nic. Wykładamy łyżką do formy na muffinki. Mi wyszło około 16 sztuk, więc musiałam piec na dwa razy.

Wkładamy do piekarnika, pieczemy ok. 20-25 minut. W każdym razie do suchego patyczka.

Dla mnie idealne. ❤

I polecają się na weekend. 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Nie do końca klasyczna szarlotka
  2. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo
  3. Przepis na kiszoną kapustę
  4. Obdarowywanie i przepis na jesienne ciasto z musem jabłkowym

5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

dlaczego warto jeść sezonowo

Matko kochana, jaki człowiek jest zagubiony, gdy po dziesięciu dniach „wolności” powinien wrócić do swoich poprzednich działań! Znacie to? Muszę w przyszłości coś Wam napisać na ten temat, bo najlepiej przecież uczyć się na cudzych błędach. 😉 Ja tym razem zamiast dać sobie jeden dzień na rozruch, dałam aż cztery… Miałam w planach napisanie dwóch tekstów, zapomniałam do nich zrobić zdjęcia i zaczęłam panikować, że jak nie mam zdjęć, to nie powinnam nic pisać; pokażę, że jestem niezorganizowana. A teraz myślę sobie – ale dlaczego nie? Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu i zaryzykować. A może swoje zdjęcia dokleję tu później?

To może już na temat (w miarę ;)). Nasz urlop niespecjalnie się udał od strony pogodowej. Niestety, we wsi nad rzeką niewiele da się robić, gdy pada deszcz i jest po prostu zimno. Ileż można oglądać filmy i grać w planszówki. Po ostatecznym (milionowym) sprawdzeniu pogody (nadzieja, nadzieja!) i upewnieniu się, że nic z tego nie będzie, zrezygnowaliśmy z takiej formy spędzenia cennego wolnego czasu i pojechaliśmy do rodzinnego miasteczka. Większość czasu spędziłam na pomaganiu dziadkom – załatwianiu spraw, ogarnianiu domu itp. Dzięki temu, że mają ogródek wróciłam do Warszawy z naręczem botwinki. Nie mogę sobie wybaczyć, że wcześniej nie doceniałam bogactwa przydomowego warzywnego zagonka. Ani tego, że wcześniej nie doceniałam botwiny. Ani innych sezonowych warzyw i owoców. No, poza truskawkami.

dlaczego warto jeść sezonowo

Jak z pewnością zauważyliście, teraz sprawy mają się zupełnie inaczej. Staram się co miesiąc publikować listę sezonowych plonów natury i wykorzystywać je w swojej kuchni. Takie produkty warto docenić zwłaszcza latem, kiedy są one szczególnie wartościowe. No to dlaczego właściwie warto jeść sezonowo?

#1 Sezonowe owoce i warzywa są przepyszne

dlaczego warto jeść sezonowo

Czy trzeba lepszej rekomendacji? Pomyślcie sobie o polskich truskawkach jedzonych w czerwcu i o tych dziwnych, napompowanych nie wiem czym, uprawianych w jakichś dziwnych warunkach i nawet nie czerwonych, pojawiających się w sklepach wczesną wiosną lub nawet zimą. Pomyślcie sobie o świeżutkiej, młodej, słodkiej marchewce. O jagodach. O agreście. Albo o botwince właśnie. Nie bez powodu  hasło „smaki lata” od lat pojawia się na okładkach magazynów i portalach internetowych. A słyszał ktoś o smakach zimy? (Mandarynki? ;)) Zimę trzeba jakoś przetrwać na zapasach, dlatego cieszmy się smakiem soczystych, świeżych, lokalnych warzyw i owoców póki możemy. Następne dopiero za rok.

#2 Mają wspaniałe walory prozdrowotne

Im dłuższy czas mija od zerwania jakiegoś owocu bądź wyjęcia warzywa z ziemi, tym większe straty na ich wartości. Dlatego też zimowa marchew nie jest tak smaczna i wartościowa, jak ta młoda, lipcowa. Mogłabym tu oczywiście wymienić zawartość witamin we wszelkich lipcowych owocach, ale byłoby tego tak dużo, że pisałabym do jutra. O jagodach np. możecie sobie poczytać u Olgi Pietraszewskiej. Uwierzcie mi na słowo albo sprawdzajcie poszczególne owoce i warzywa sami.

#3 Oszczędzamy 🙂

Sezonowe produkty są po prostu tańsze bo nie musimy płacić m. in. za transport z odległych miejsc lub przechowywanie. Owoce dojrzewają i od razu są sprzedawane. Nie ma za co dopłacać.

dlaczego warto jeść sezonowo

Poza tym z sezonowych owoców i warzyw można zrobić wspaniałe i wartościowe przetwory. Można usmażyć konfiturę z malin (na gardziołko). Można ukisić ogórki, które są wspaniałym probiotykiem (a teraz nawet w Biedrze widziałam zestawy do kiszenia ogórków; i nie że jakieś z torebki, świeże!). Jesienią można zrobić przecier pomidorowy, puree z dyni, puree z jabłek… Albo można trochę nagiąć trzymanie się zdrowotności (chociaż wg wielu Polaków jest całkiem odwrotnie ;)) i zrobić nalewkę – z malin, aronii, pigwy, wiśni… A oszczędność na tym wszystkim będzie ogromna. Zwłaszcza jeśli porównamy jakość do ceny.

#4 Wspieramy lokalnych dostawców

Ja jestem zdania, że powinno się wspierać rodzimą gospodarkę i lokalnych dostawców. Tak po prostu.

#5 Troszczymy się o środowisko naturalne

Jak wiecie, jestem eko-wariatką, 😉 więc zawsze gdy mogę zachować się bardziej ekologicznie, staram się to robić. Jeśli chcemy jeść egzotyczne owoce takie jak kokosy, ananasy, czy dragon fruity, to musimy liczyć się z tym, że po pierwsze, w cenie owocu będzie transport, więc sam owoc będzie droższy, a po drugie, transport przyczynia się do zanieczyszczania powietrza. ERGO: im mniejszy popyt na kokosa, tym rzadszy transport, tym mniej zużytego paliwa i niższe zanieczyszczenie powietrza. Zapomnijcie o myśleniu, że Wasze jednostkowe działanie nie przyczyni się do uratowania środowiska. Nie jestem apolityczna, więc powiem tak: 50 procent Polaków nie poszło na wybory parlamentarne. Duża część z nich myślała „mój głos się i tak nie liczy” albo nie chciało im się ruszyć tyłka, przez co większość w parlamencie i całkowitą swobodę decydowania (jakiej jakości są jej decyzje pozostawiam już Wam pod rozwagę) uzyskała partia, na którą głosowało 19 procent Polaków!  Także tyle na temat tego, że jednostkowe działanie się nie liczy.


Pamiętajcie, że nie chodzi o to, by zwariować i nigdy nie kupować niczego, co nie jest lokalne, polskie i sezonowe. Ja jem banany. Codziennie. Zdarza mi się kupować sok pomarańczowy, zwłaszcza zimą.  Wolę ciecierzycę od fasoli. Piję wodę z cytryną. Umiar i docenienie tego, co mamy pod nosem, to chyba główna myśl, którą chciałabym, żebyśmy wszyscy się kierowali. To co? Lecicie po jagody?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. I
  2. 8 prostych i tanich sposobów na to, jak być eko, cz. II
  3. Dlaczego nie obchodzę Dnia Ziemi
  4. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności

Domowe wody smakowe – dla nawodnienia i oczyszczenia

domowa woda smakowa

Kto o nich nie słyszał? Przylazły do nas ze Stanów i teraz wyskakują z lodówki… I bardzo dobrze!

Wody smakowe są świetne nie tylko ze względu na swoje walory smakowe, dzięki którym chętniej się nawadniamy, ale także mają prozdrowotne właściwości. „Tak jakby woda sama w sobie nie miała”, powiecie. Wiadomo, że najważniejsze w oczyszczaniu organizmu jest picie dużej ilości płynów, bo dzięki nim wypłukujemy z organizmu różne zalegające śmieci, ale jeśli możemy mieć z tego coś ekstra, to czemu nie?

Podstawą moich ulubionych wód smakowych jest zawsze mięta. Pasuje do wielu owoców, więc pod tym względem się nie ograniczam. 😉 Mięta przede wszystkim rewelacyjnie chłodzi organizm, daje uczucie odświeżenia (od razu łatwiej się oddycha, nawet gdy wokół nas jest parno) i poprawia trawienie, a także wpływa ogólnie korzystnie na cały układ pokarmowy (pomaga też na wzdęcia, jeśli macie z tym problem). Jeśli jednak do którejś z opcji mięta Wam nie pasuje, to z niej zrezygnujcie. Po co się katować? O to w tym wszystkim chodzi, żebyście CHCIELI tę wodę pić. 🙂

Pierwsza woda, na którą „przepis” znalazłam w internecie to woda cytrynowo-miętowo-ogórkowa. Podobno to najlepsza woda oczyszczająca, bo ogórek np. zapobiega zatrzymaniu wody w organizmie. No ale ja tej wody nie znoszę. No nie znoszę serdecznie. Dlatego tego ogórka wywaliłam i cieszę się zaletami pozostałych składników. Trudno, będę miała cellulit. 90 procent kobiet go ma, bo taki mamy wspaniały układ komórek tłuszczowych. Przy tej okazji chciałabym powiedzieć Wam, drogie dziewczyny – nie przejmujcie się nim, naprawdę. Wiecie, że jak coś ma większość, to to jest normalne? Nie dajcie się tym durnym reklamom kremów antycellulitowych. To nie działa. Już lepiej sobie zróbcie peeling z kawy i natrzyjcie się szorstką szczotką.

 Pozostali bohaterowie i bohaterki moich wód:

  • Cytryna – oczyszcza układ pokarmowy, odkwasza organizm
  • Pomarańcza – obniża cholesterol, wspiera układ odpornościowy, reguluje ciśnienie krwi i rytm serca, reguluje gospodarkę wodną organizmu; olejek pomarańczowy zawarty w skórce poprawia nastrój i działa antybakteryjnie
  • Truskawki – obniżają cholesterol, utrudniają wchłanianie tłuszczu, zapobiegają podnoszeniu się cukru we krwi, przyspieszają przemianę materii i są moczopędne (więc wspomagają pracę nerek), mają właściwości odkwaszające i antybakteryjne
  • Arbuz – bogaty w przeciwutleniacze, polepsza przemianę materii, obniża ciśnienie krwi i podobno jest afrodyzjakiem dla mężczyzn 😉

#1 Woda cytrusowa

domowa woda smakowa

  • Kilka plasterków cytryny
  • Kilka plasterków pomarańczy
  • 2 gałązki lub kilka listków mięty
  • Woda

Cytrynę i pomarańcze kroimy na bardzo cieniutkie plasterki (najlepiej je wcześniej oczyścić – można np. tym sposobem), wrzucamy do dzbanka wraz z miętą i zalewamy wodą. Odstawiamy na kilka godzin lub na noc do lodówki. Można zalewać 2 do 3 razy.

#2 Woda truskawkowa

domowa woda smakowa

  • 5-10 (w zależności od wielkości) pokrojonych na plasterki truskawek
  • Kilka plasterków cytryny (opcjonalnie)
  • 2 gałązki lub kilka listków mięty (opcjonalnie)
  • Woda

Truskawki i cytrynę kroimy na plasterki, wrzucamy do dzbanka z miętą, zalewamy i gotowe. Po około godzinie powinno już być czuć smak truskawek w wodzie. 🙂 Niestety truskawki nadają się do zalania tylko raz, bo za tym pierwszym razem wszystko oddają wodzie.

#3 Woda arbuzowa

domowa woda smakowa

  • Trochę arbuza
  • 2 gałązki lub kilka listków mięty (opcjonalnie)
  • Woda

Kroimy arbuza w kosteczkę lub plasterki i wrzucamy z miętą do dzbanka. Zalewamy wodą. Po kilku godzinach w lodówce woda jest już gotowa do picia.

I jak? Zrobiłam Wam smaka? 😉 Naprawdę polecam, zwłaszcza na upały. 🙂

A na koniec, jeszcze zestaw sezonowych warzyw i owoców na lipiec (chociaż one obecnie już kłują nas w oczy, no ale, na wszelki wypadek…):

Warzywa: bakłażan, botwinka, bób, brokuły, buraki, cebula dymka, cukinia, czosnek, fasolka szparagowa, fenkuł, groszek zielony, groszek cukrowy, kabaczek, kalafior, kalarepa, kapusta, kukurydza, marchewka, natka pietruszki, ogórek, papryka, patison, pomidor, por, rukola, rzodkiewka, sałata, liście selera, szczaw, szpinak, ziemniaki, koper włoski. Poza tym zaczną pojawiać się nowe: papryka, pomidory
Owoce: agrest, arbuz, borówka amerykańska, czereśnie, dereń, jagody, jeżyny, maliny, mirabelki, morele, morwa, porzeczki, poziomki, rabarbar, truskawki, wiśnie, wczesne nektarynki i brzoskwinie

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie
  2. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Kuracja na podwyższenie odporności
  4. Jak oczyścić skórkę z cytryny?

Co jeść na mocne paznokcie?

co jesc na mocne paznokcie (2)

Za oknami wiosna pełną gębą – a przynajmniej w Warszawie. Kwitną kwiaty, drzewa i krzewy zaczynają wypuszczać świeże, zieloniutkie listeczki, trawa powoli się zazielenia. W powietrzu czuć wiosnę. Sprawia to wszystko wrażenie, jakby zimy wcale nie było. Ale my po zimie mamy kilka pamiątek – nagromadzony tłuszczyk, zmniejszoną kondycję, poszarzałą skórę, ogólne osłabienie organizmu – którego skutkiem są m. in. osłabione i łamliwe paznokcie, a czasem i włosy. Jeśli spotyka Was taki problem – jaki spotyka i mnie, mam tu dla Was krótki poradnik – co jeść (a czego nie jeść), by paznokcie znowu się wzmocniły. Starałam się przygotować go tak, by był jak najbardziej przyswajalny i jednocześnie jak najbardziej rzeczowy. Jeśli jesteście mięsożercami, to zapewne – co tu kryć – macie spełnione zapotrzebowanie na większość witamin. Jeśli jednak nie jecie mięsa wcale lub prawie wcale – jak ja – to będzie Wam trochę trudniej, ale wszystko się da zrobić. A więc do rzeczy.

#1 Co jeść?

Witaminy

co jesc na mocne paznokcie

Witamina A (a w zasadzie beta-karoten, który w organizmie przekształca się w witaminę A)

Przede wszystkim żółte i czerwone warzywa i owoce: morele, brzoskwinie, marchew, dynia, grapefruit, pomidory, papryka. Poza tym: kalarepa, jarmuż, szpinak, kabaczek, buraki, sałata, brokuły, brukselka, natka pietruszki, kapusta, śliwki, fasola, groszek zielony, jeżyny, rzeżucha.

Witamina B3 (niacyna)

Drób, ryby, ziarna słonecznika, orzechy, migdały, drożdże, mąka z pełnego przemiału, fasola, groch, koper włoski.

Witamina B5 (kwas pantotenowy)

Ryby (pstrąg, śledź, makrela), borowiki, arbuzy, brokuły, otręby, pestki słonecznika, sery pleśniowe, jajka, otręby pszenne, awokado, banany, pomarańcze, melony, ziemniaki, soja, orzechy

Witamina B6 (pirydoksyna)

Kiełki pszenicy, drożdże, otręby zbóż, ziemniaki, banany, jajka, kapusta, marchew, fasola, orzechy, słonecznik, kasza gryczana, awokado, kalafior, ryby (łosoś, tuńczyk, sardynki), mleko.

Witamina B9 (kwas foliowy)

Zielone warzywa (fasolka, szparagi, sałata, brokuły, brukselka, szpinak), banany, jajka, ziarna, tuńczyk, ser żółty i camembert, sok pomarańczowy, fasola, rzepa, awokado, zarodki pszenne, słonecznik, buraki, maliny

Witamina E

Słonecznik, orzechy włoskie i ziemne, migdały, zarodki pszenne, fasola, otręby pszenne, ryż, szparagi, brokuły, seler, groch, kukurydza, płatki owsiane, chleb ciemny, jajka, sałata, fasola, pietruszka, marchew, oleje roślinne.

Minerały

co jeść na mocne paznokcie

Cynk

Dynia i pestki dyni, słonecznik, otręby pszenne i kiełki pszenicy, grzyby, kakao, orzechy, groch, fasola, soczewica, herbata, cebula czosnek, ryż, jajka, maliny, czarne jagody, buraki, szparagi, marchew, seler pomidory, rzodkiewka.

Miedź

Kakao, nasiona słonecznika, pestki dyni, orzechy laskowe, natka pietruszki, płatki owsiane, kasza gryczana, groszek, chleb żytni razowy, orzechy włoskie, gorzka czekolada.

Krzem

Zioła: skrzyp polny, pokrzywa, podbiał, rdest ptasi, ale także czosnek, szczypiorek i woda źródlana.

Żelazo

Płatki owsiane, pszenica, ryż, śliwki, rodzynki, daktyle, maliny, porzeczki, banany, jabłka, wiśnie, mleko, jajka, szpinak, groch, brukselka, pomidory, cebula, kapusta, sałata, drożdże, grzyby, miód, orzechy, czekolada, seler, soja, bób, koper.

Aminokwasy – metionina i cysteina, źródła nie-mięsne

co jesc na mocne paznokcie (4).jpg

Jajka, otręby i zarodki pszenne, płatki owsiane, nasiona słonecznika, siemię lniane i soja.

Podsumowując – najlepiej mieć po prostu zróżnicowany jadłospis, z dużą ilością warzyw, owoców, orzechów i ogólnie roślin. Poza tym warto pić ziółka i duże ilości wody, by oczyszczać swój organizm z nagromadzonych toksyn.

#2 Czego unikać?

Żywności wysoko przetworzonej (czipsów, fast foodów, słodyczy) – są po prostu bezwartościowe.

Potraw smażonych i wędzonych – według niektórych źródeł zawierają szkodliwe toksyny. Ja lubię takie dania, uważam tylko, że wszystko zależy od tego co smażymy i jak smażymy.

Mocnej kawy i herbaty – znów, jestem winna, ale myślę, że chodzi raczej o ograniczenie niż całkowitą rezygnację. Czymże byłoby życie bez popołudniowej kawki? 😉

Alkoholu. Nie będę się nad tym rozwlekać. Wydaje mi się, że wypicie niewielkich ilości alkoholu od czasu do czasu nie jest szkodliwe, a nawet może pomagać. Jak zwykle, uważam jednak, że nie powinno się go nadużywać.

Oczywiście zachęcam do samodzielnego sprawdzenia zawartych tutaj informacji, ja tylko podsuwam Wam gotowe zestawienie, którego sama długo nie mogłam w internecie znaleźć. 🙂 Nie opisywałam objawów niedoboru poszczególnych witamin i składników mineralnych, bardzo łatwo można to znaleźć w internecie, podobnie jak informacje o tym, na co jeszcze pozytywny wpływ ma dostarczanie sobie tych witamin.


Jako że zaczął się nowy miesiąc, podsuwam Wam też kwietniowe produkty sezonowe:

Warzywa: buraki, cykoria, cebula, dymka, endywia, młoda kapusta, karczochy, marchew, natka pietruszki, pieczarki, pomidory, por, roszponka, rzodkiewka, sałata, seler, szparagi, warzywa strączkowe, ziemniaki

Owoce: gruszki, jabłka, orzechy włoskie i laskowe, nielokalnie: mango

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  2. Kuracja na podwyższenie odporności
  3. Oliwa magnezowa – sposób na niedobór magnezu. Jak ją przygotować? Jak stosować?
  4. DIY Krem do rąk

Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy

curry z porem i ciecierzycą

Lubicie curry? Mam zaszczyt przedstawić Wam najlepszą wersję tego dania, jaką kiedykolwiek jadłam! Ciecierzyca została stworzona do curry. ❤

Miałam nadzieję, że ostatniego dnia lutego będę pisała o czymś bardziej wiosennym, ale zima z uporem się trzyma, więc i ja dostarczę Wam czegoś „zimowego” na pocieszenie. Wiosną i latem jest pełno świeżutkich i soczystych pyszności do jedzenia i zapominamy o sycących, treściwych zimowych daniach. Może warto więc symbolicznie pożegnać się z nimi na parę dobrych miesięcy. 😉 Dzisiaj proponuję Wam przepyszne porowo-ciecierzycowe curry.

Curry z porem i ciecierzycą

Składniki:

  • Ryż basmati (ja daję ok ¼ szklanki lub pół torebki) na osobę
  • Ciecierzyca (3/4 szklanki suszonej lub cała puszka)
  • 1,5 łyżki oleju kokosowego/ masła/ oleju rzepakowego
  • 1 puszka mleka kokosowego
  • 2 pory (tylko białe i jasnozielone części, reszta do wywalenia – lub do zupy, jeśli jesteście bardzo oszczędni ;))
  • 1 czerwona papryka
  • 2 zmiażdżone ząbki czosnku
  • ½ łyżeczki soli morskiej
  • ½ łyżeczki pieprzu
  • ½ łyżeczki imbiru
  • 2 łyżki czerwonej pasty curry (LUB po łyżeczce kurkumy, słodkiej i ostrej papryki, kminu rzymskiego, ewentualnie szczypta cynamonu i kardamonu; LUB dobrej jakości przyprawa curry do smaku)
  • Jeśli macie jakieś resztki warzyw, to dajcie też. Ja ostatnio dodałam kalafior i jarmuż, i było wszystko ok.
  • Natka pietruszki bądź świeża kolendra (lepiej!) do posypania

Przygotowanie:

Jeśli korzystacie z suchej ciecierzycy pamiętajcie, by przygotowanie tego dania zacząć dzień wcześniej. Należy ją zalać na noc zimną wodą – dużą ilością, ciecierzyca pęcznieje. Po co najmniej 12 godzinach trzeba zlać wodę, zalać nową (też dużą ilością) i gotować około godziny lub dłużej, jeśli będzie jeszcze twarda.

Umyjcie i pokrójcie warzywa. Pora, po odcięciu ciemnozielonych liści, najlepiej naciąć u góry na krzyż, by łatwo było wypłukać ewentualny piaseczek. Ja kroję paprykę w kostkę, a pora w plasterki (lub ćwierćplasterki, które wychodzą po przekrojeniu na krzyż ;)). Przygotujcie sobie też pozostałe warzywa, obierzcie czosnek. Jeśli nie macie pasty curry, to przygotujcie sobie też w jakimś naczynku mieszankę przypraw, żeby później wszystko sprawnie szło. 🙂

curry z porem i ciecierzycą

Ryż ugotujcie według instrukcji na opakowaniu, a jak nie macie opakowania, to ok. 15 minut lub do miękkości. Wodę do ryżu możecie osolić albo nie. Ja wolę osolić.

W międzyczasie na patelni rozgrzejcie olej/ masło i wrzućcie na to pora i paprykę. Jeśli macie jeszcze jakieś warzywa, zwłaszcza twardsze, to też jest dobry moment. Dodajcie sól i pieprz. Podsmażcie przez jakieś 5 minut.

Po tym czasie dodajcie pastę curry/ mieszankę przypraw, imbir, czosnek i ciecierzycę. Smażcie przez kolejne 5 minut.

Dodajcie mleko kokosowe i gotujcie (od momentu, gdy zawrze) 5 minut. Jeśli mieliście np. kalafiora, który wymaga dłuższego gotowania to najlepiej mleko kokosowe dodać przy okazji dodawania pasty curry i od tamtego momentu gotować 10 minut. Jeśli będzie nadal twardy, wydłużcie czas gotowania.

Posiekajcie pietruszkę/ kolendrę. Nałóżcie ryż i curry do miseczek lub na talerze, posypcie zielskiem. Smacznego. 🙂

I przy okazji… Produkty sezonowe w marcu:

Warzywa: brukselka, buraki, cebula, cebula dymka, cykoria, czosnek, dynia, endywia, jarmuż, kapusta, marchewka, papryka, pieczarki, pietruszka, por, roszponka, rzodkiewka, seler, sałata, warzywa strączkowe, ziemniaki.
Owoce: gruszki, jabłka, orzechy włoskie i laskowe; i nielokalne: ananas, mandarynki, mango, pomarańcze.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Sycące, wegańskie chili
  2. Marchwianka z soczewicą
  3. Szybki obiad: naleśniki ze szpinakiem
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  5. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu

Szybki obiad: naleśniki ze szpinakiem

naleśniki ze szpinakiem

Potrzebujesz pomysłu na szybki obiad? Jeśli sztuka smażenia naleśników nie jest Ci obca, to bez problemu wyczarujesz pyszne danie. 🙂 Niekoniecznie wyrafinowane, ale nie oszukujmy się, każdy lubi czasem zjeść zwykłego naleśniora.

Wiecie co? Wegetariańsko może być całkiem smacznie. I całkiem zdrowo. No chyba, że ktoś nie może smażyć. Prawdę mówiąc, smażenie nie jest najzdrowszą metodą przygotowywania posiłków, ale od czasu do czasu można sobie zaszaleć. Ja mięsa raczej nie jem, więc potrzebuję jeść smacznie inne rzeczy – m. in. uwielbiam naleśniki. I jestem absolutnie winna jedzenia od czasu do czasu naleśników ze słodkim twarogiem. Muszę w końcu nauczyć się robić samodzielnie naleśniki, a nie tylko farsz, bo to już wstyd, żeby mi wiecznie je robił mój narzeczony…

Dziś pokazuję Wam – może nie najpiękniejsze, ale jednak pyszne i domowe – naleśniki ze szpinakiem. Przepis jest właściwie na oko, więc nie podam Wam dokładnych proporcji, musicie je jakoś ogarnąć. 😉 Zwłaszcza mam problem z dozowaniem szpinaku, zwykle wychodzi mi go więcej. Właściwie i tak go zjadam, więc nic się nie marnuje, no ale jednak nie potrafię Wam powiedzieć, jakie są dokładne proporcje. Gdy robiłam je z całego opakowania szpinaku (450 g), to wychodziło mi całkiem sporo naleśników. No dobra, to może podam Wam po prostu mniej więcej proporcje na te 450 g, choć nie pamiętam na ile naleśników to wystarcza. 😉 W każdym razie, jak zrobicie, tak będzie dobrze, ważne tylko, żeby farsz nie był zbyt mokry, więc nie przesadzajcie ze śmietanką.

Największym plusem tego dania jest moim zdaniem przyzwoity koszt. No i ten pyszny i niesamowicie zdrowy szpinak. O ile oczywiście nie macie jakiejś nadwrażliwości na szczawiany. 😉 Jednak, jeśli ktoś nie je mięsa, to szpinak jest nieocenionym źródłem witamin i minerałów, których może takiemu nie-mięsożercy brakować, np. żelaza. Zawiera też m.in. potas, witaminę C, E oraz witaminy z grupy B.

Składniki:

  • Naleśniki według Waszego sprawdzonego przepisu

Farsz:

  • 450 g mrożonego szpinaku (lepiej w liściach, wiadomo, smaczniejszy)
  • 1 ząbek czosnku
  • Połowa kostki sera feta
  • Kilka pomidorów suszonych (z zalewy lub nie, ale moim zdaniem z zalewy są lepsze)
  • Odrobina soli, pieprzu i gałki muszkatołowej/papryki ostrej/wędzonej (w każdym razie czegoś co zintensyfikuje smak)
  • Ewentualnie ze 2-3 łyżki jakiejś śmietany/śmietanki dla złagodzenia smaku

Przygotowanie:

naleśniki ze szpinakiem

Szpinak dusimy na oliwie aż się rozmrozi i odparuje z niego woda. W tym czasie kroimy suszone pomidory i ser feta na mniejsze cząstki. Do farszu dajemy zgnieciony ząbek czosnku i jeszcze przez chwilę dusimy. Po chwili dorzucamy pomidory i ser feta, solimy, dodajemy pozostałe przyprawy i ewentualnie śmietanę. Zawijamy nasze naleśniki i podsmażamy. Ja to robię na oliwie z suszonych pomidorów, naleśniki wychodzą przepyszne. Możecie to zrobić także na oleju rzepakowym, oliwie lub maśle (82%). Jedyne czego nie polecam, a właściwie bardzo odradzam to smażenie na margarynie lub olejach wielonienasyconych (np. słonecznikowym, lnianym, sojowym). [EDIT: sprawdziłam odsmażanie na rafinowanym oleju kokosowym – wychodzą pycha, jak na masełku.]

Dodatkowo, jeśli macie ochotę, żeby danie było bardziej fancy, to proponuję zrobić sos z mleka (1/4 szklanki) i sera blue (pół opakowania) oraz podprażyć pestki słonecznika (na oko ;)) na suchej patelni.

A jeśli chcecie, żeby było zdrowiej, to dołóżcie sobie na talerz surówkę, jakąkolwiek. Ja uwielbiam surówki, więc nie umiem doradzić, jaka byłaby najlepsza. Może po prostu pomidory z cebulką i śmietaną/jogurtem/oliwą? A może coleslaw? Czarna rzepa? Zdecydujcie sami. 🙂

Na co mamy sezon w lutym? Niespodzianki nie będzie, na to czekamy do wiosny 🙂

Brukselka, buraki, cebula, cykoria, czosnek, dynia, endywia, fasola, fenkuł, jarmuż, kapusty, marchew, pieczarki, pietruszka, por, roszponka, seler, ziemniaki oraz orzechy włoskie i laskowe, gruszki i jabłka.

Źródła podają także topinambur i brukiew, ale ja tych cudów nigdzie jeszcze nie widziałam. Wy widzieliście? Jeśli tak, to koniecznie napiszcie mi gdzie! Swoją drogą, mam już troszeczkę dosyć takiego warzywno-owocowego zimowania, kiedy jedyny dodatek do kanapki stanowią sosy i przetwory, a obiady krążą wokół warzyw korzeniowych i strączkowych. A jak jest u Was? Piszcie koniecznie!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy
  2. Marchwianka z soczewicą na jesienne i zimowe chłody
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka
  5. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu

2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie

zdrowe śniadanie

„Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia”. Z pewnością słyszeliście to całe swoje życie. Jest w tym dużo prawdy. Najważniejsze jest to, żeby je zjeść, choć niektórzy ludzie powiedzą Wam, że wolą nie zjeść nic, niż zjeść na śniadanie coś niezdrowego. Inni powiedzą, że raz na jakiś czas warto nie zjeść śniadania i pójść na popularny ostatnio brunch, bo jeśli przez 12 godzin nie dostarczy się układowi pokarmowemu pożywienia, to nie dostarczy się go też niedobrym bakteriom, które się tam gnieżdżą i w ten sposób się je zabije. Od jednego dietetyka usłyszycie, że śniadanie trzeba zjeść duże, od innego, że lepiej nie, bo wtedy zwiększy się Wasz apetyt na cały dzień. Pamiętajcie, że wszystkie zmiany trzeba wprowadzać z umiarem, więc jeśli do tej pory nie jedliście śniadań, to nie zaczynajcie od wielkiej michy kaszy na śniadanie, a raczej od jogurtu czy banana.

Faktem pozostaje, że na śniadanie warto zjeść pełnowartościowe węglowodany, ponieważ to one są źródłem energii na cały poranek. 😉 Z pewnością Wasze śniadania powinny też różnić się w zależności od tego, jaki mamy obecnie sezon. Wiosną na pewno fajnie jest zjeść jakiś twarożek z nowalijkami, latem miskę owoców albo smoothie, ale jesienią i zimą nie mamy takich sympatycznych opcji, jeśli chcemy dostarczyć organizmowi właściwych wartości. Przede wszystkim warto zjeść ciepłe śniadanie. Nie jest to niezbędne, ale warto, bo po prostu Was rozgrzeje. Możecie zjeść jajecznicę, tofucznicę, omlet z warzywami, kaszę jaglaną na słodko, płatki owsiane, pełnoziarniste pancakes czy jakieś inne placki, np. z jabłkami, które ciągle są w sezonie. Prawda jest taka, że ja bardzo często na śniadanie jem jednak kanapki. Ostatnio odkryłam, że przepyszne jest żytnie pieczywo z twarogiem wędzonym i ogórkiem kiszonym. Myślę, że też się nada, ogórki kiszone przecież są zimą bardzo sezonowe. Zwłaszcza, że ja mam takie bardzo eko, ukiszone przez dziadka. 😉

Ja dziś chciałabym przedstawić Wam dwa niesamowicie proste przepisy na pyszne i wartościowe śniadanie. 🙂

#1 Owsianka

zdrowe śniadanie

  • 3 łyżki płatków owsianych
  • 3 łyżki płatków żytnich
  • Mleko do przykrycia płatków
  • Dowolnie: suszone owoce (np. śliwki, żurawina, rodzynki, goji), świeże owoce (np. banany, jabłka), orzechy (włoskie, laskowe), cynamon, syrop klonowy, miód etc.

Płatki wsypujemy do garnuszka, zalewamy mlekiem tak, by zakryło płatki. Gotujemy na malutkim gazie kilka-kilkanaście minut, aż się zamienią po części w papkę. Przekładamy do miseczki, posypujemy (i polewamy ;)) wybranymi dodatkami. Proste, smaczne i pełnowartościowe.

#2 Pancakes

zdrowe śniadanie

  • 1 szklanka mleka (krowiego lub roślinnego)
  • 1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej, owsianej lub innej
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia lub sody oczyszczonej
  • Dowolne dodatki: cynamon, proszek białkowy, aromaty, ekstrakt waniliowy, mus jabłkowy, mus z dyni i jakie jeszcze macie fantazje 😉
  • Syrop klonowy lub inny

Do miski wlewamy mleko, wbijamy jajko, roztrzepujemy. Dosypujemy mąkę i proszek do pieczenia, mieszamy. Ja używałam do tej pory mąki pełnoziarnistej pszennej i owsianej, ale myślę, że możecie poeksperymentować także z innymi. Dodajemy ewentualne dodatki (uwaga: przy dodawaniu proszku białkowego lepiej dodać mniej mąki, ok. 1 szklanki). Odstawiamy na parę minut – masa trochę zgęstnieje. Nabieramy łyżką i smażymy na nienatłuszczonej patelni. Czasu Wam nie podam, ale pewnie będzie to około 1 minuty. Sami zobaczycie, ile czasu potrzebujecie, bo wszystko zależy też od tego, jak bardzo rozgrzejecie patelnię. Układacie na talerzyku, polewacie syropem klonowym czy np. domowymi konfiturami. Pyszności i z pewnością się najecie. 🙂

Jeszcze mała rada dotycząca napojów

Pewnie pisałam już o tym wcześniej, ale powtórzę. 😉 20-30 minut przed śniadaniem – a zarazem prawie od razu po wstaniu z łóżka – wypijam 500 ml ciepłej wody z cytryną. To pobudza układ trawienny. Z kolei później, aż do godziny po śniadaniu nie piję nic. Nie powinno się pić w trakcie jedzenia i bezpośrednio po nim (ewentualnie parę łyków wody), ponieważ zakłóca to trawienie. Jest to dosyć logiczne, jakby się nad tym zastanowić. 😉 Godzinę po śniadaniu wypijam najczęściej zieloną lub czarną herbatę. Kawę piję tylko jedną, około południa lub nawet po południu. Dlaczego? Po prostu nie potrzebuję jej rano – myślę, że to sprawka wody i tych herbat. Do herbaty też możecie dodać cytrynę, jak najbardziej. Koleżanka higienistka powiedziała mi, że to zapobiega osadowi nazębnemu. Tylko pamiętajcie – zawsze wyjmijcie najpierw fusy! Herbata zawiera w sobie aluminium, które się nie wchłonie, kiedy pijemy czarną. Jednak cytryna je wyciąga i tworzy niebezpieczny cytrynian glinu, który może spowodować w efekcie chorobę Alzheimera. Ja zimą dodaję do herbaty także miodu lub domowej konfitury malinowej, mimo że zwykle niczym jej nie słodzę.

A na co właściwie mamy sezon w styczniu?

Warzywa: brukselka, buraki, cebula, cykoria, czosnek, dynia, endywia, fenkuł, fasola, jarmuż, biała kapusta, czerwona kapusta, marchew, pietruszka, natka, papryka, pieczarki, por, roszponka, seler (korzeń), ziemniaki

Owoce: jabłka, gruszki, orzechy włoskie, orzechy laskowe; i te nielokalne: ananas, mandarynki, grejpfruty

A co Wy jecie na śniadanie? Jecie w ogóle? Uważacie, że raczej się powinno czy nie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  2. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  3. Domowe mleko roślinne (z orzechów)
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka
  5. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo