Ukulturalnij się | 52 Tygodnie Pozytywności

kultura za darmo

Wciąż chyba panuje przekonanie, że na kulturę stać tylko bogatych (tak, jak np. na wycieczki). Zapewniam Was, że to nieprawda. A nawet to udowodnię! 🙂

Można się ukulturalniać na wiele sposobów. Idąc na całkowitą łatwiznę można obejrzeć stary, dobry film w internecie albo w telewizji (na niektórych kanałach coś tam czasem bywa). Można pójść na coś na żywo – operę, spektakl, koncert w Filharmonii, balet. Wielu ludzi o tym nie pamięta, ale na świecie istnieją też muzea. Część z nich jest naprawdę warta uwagi. Istnieją też galerie sztuki. Można też przeczytać coś wartościowego.

Do napisania tego tekstu natchnęła mnie nasza ostatnia wycieczka Szczecin-Berlin, którą opiszę w najbliższej przyszłości, a także fakt, że ludzi dziwi, że można chcieć gdzieś pojechać głównie dlatego, że są tam niesamowite muzea. Zapewniam, że można. Zapewniam też, że nie ma w tym nic dziwnego. Dla mnie spojrzenie z bliska na coś, co ma ponad 2 tysiące lat (a czasem i więcej) jest absolutnym katharsis i polecam to każdemu. Koniec dygresji. 🙂

Dlaczego warto?

  • choćby dlatego, że urozmaicacie sobie w ten sposób życie;
  • bo to może obudzić uśpioną kreatywność;
  • (film) bo stare filmy są zupełnie inne – przez to, że nie było takiej technologii, jaka jest teraz, twórcy (i aktorzy!) musieli włożyć więcej wysiłku w to, żeby oddać pewne rzeczy – i obserwowanie tej różnicy jest bardzo przyjemne; poza tym, gdy obejrzycie parę starych filmów, to zaczniecie zauważać nawiązania w filmach, a to jest naprawdę świetne uczucie;
  • (spektakl, balet) bo to zupełnie co innego – obserwować aktorów na żywo;
  • (opera, filharmonia) bo to całkowicie inny poziom sztuki; ja za operą akurat nie przepadam, ale koncert muzyki poważnej wywołuje u mnie prawdziwe uczucie uniesienia 🙂
  • (muzeum i galeria) bo można poczuć historię albo poznać nowe formy sztuki;
  • (książka) bo książka jest dobra na wszystko, a przeczytanie prawdziwego dzieła bardzo pozytywnie wpływa na inteligencję, no i samopoczucie 😉

No to teraz pozostaje pytanie tylko, gdzie iść i za ile. Poniżej znajdziecie moje małe zestawienie. 🙂 Z góry zaznaczam, że jeśli będę odwoływać się do konkretnych miejsc, to będą to miejsca w Warszawie, bo tu mieszkam i stąd jest większość moich Czytelniczek i Czytelników. Ale pamiętajcie: to, że mieszkacie w małej miejscowości nie oznacza, że kultura wysoka jest dla Was niedostępna! Nawet jeśli w Waszej bibliotece jest cienko, to możecie spróbować zapisać się do tej w najbliższym dużym mieście. A na pozostałe atrakcje wystarczy po prostu dojechać do tego miasta. Wiem, że z wieczornymi powrotami po kinie czy teatrze może być ciężko, ale może spróbujcie u kogoś przenocować albo wybrać raczej muzeum czy galerię.

Co, gdzie, jak?

#1 Kino

kultura za darmo

Budżetowo: Przejrzyj program TV i poszukaj czegoś dobrego na kanałach filmowych albo znajdź legalne źródło, dzięki któremu możesz oglądać filmy w Internecie. A następnie utoń na Filmwebie albo innym portalu poświęconym filmom. Jakie stare filmy polecam? Na pewno Dwunastu gniewnych ludzi, Bulwar Zachodzącego Słońca, Gildę i Zawrót Głowy (Vertigo). A ambitne (subiektywnie!), ale niestare? Wielkie Piękno, Trzy Kolory: Niebieski albo Carol. Poszukajcie sobie jeszcze same/sami. 🙂 Na lato fajną opcją są też pokazy filmowe pod chmurką. 🙂

Na bogato: Idź do kina (ale nie do multipleksu). W Warszawie ambitne filmy znajdziesz w kinach: Luna, Muranów, Wisła, Praha, Elektronik, Iluzjon, Rejs czy Świt.

#2 Teatr

Budżetowo: Większość teatrów ma w sprzedaży wejściówki. A bardzo często zdarza się tak, że i tak usiądziesz na standardowym miejscu – o ile nie kupisz wejściówki na premierę. Niedrogie warszawskie teatry, które mają w repertuarze dobre sztuki to Powszechny i Dramatyczny. Wbrew pozorom to właśnie pop-spektakle są droższe. Kolejną opcją jest to, co opisałam w znaleziskachteatr za pińcet groszy. Wejdź koniecznie na stronę i obczaj, co będzie na deskach teatrów w Twoim mieście . 🙂

Na bogato: Po prostu idź do teatru na co chcesz. Mając nieograniczony budżet, poszłabym do Narodowego. 🙂

#3 Opera/Filharmonia/Balet

kultura za darmo

Tu będzie ciężko z wersją budżetową, ale zawsze warto śledzić portal Waszego miasta (albo inny portal, który zbiera darmowe wydarzenia) i sprawdzać, czy przypadkiem nie zbliża się coś darmowego albo niedrogiego, np. pod chmurką właśnie.

#4 Muzeum/Galeria

kultura za darmo

Budżetowo: W większości muzeów i galerii w Polsce jest przynajmniej jeden taki dzień w tygodniu, gdy zwiedzanie jest darmowe lub za symboliczną kwotę. Sprawdzaj po prostu na stronach muzeów. W Warszawie szczególnie polecam POLIN, które ma darmowy dzień we czwartek. Na czasie: 20 maja będzie Noc Muzeów. 🙂 Jednak w Noc Muzeów zdecydowanie polecam zwiedzać takie miejsca, które kiedy indziej nie są dostępne z marszu. Na przykład ministerstwa.

Na bogato: Idź do dowolnego muzeum w swoim mieście. Poziom wyżej: Jedź na wycieczkę i zwiedzaj muzea. Za granicą doskonałe muzea są w Londynie i Berlinie.

#5 Literatura

Budżetowo: Idź do biblioteki i coś pożycz. Polecam Nabokova, Tołstoja, Dostojewskiego albo Cabré.

Na bogato: To samo, ale w księgarni i za pieniążki. 🙂

Zadanie #14 Zrób lub zaplanuj w tym tygodniu chociaż jedną kulturalną rzecz

I nie, nie wystarczy, że powiesz komuś „dziękuję”. 🙂 Wybierz przynajmniej jedną rzecz z powyższej listy (albo może coś innego, o czym nie wspomniałam) i – jeśli możesz – pójdź tam już w tym tygodniu (np. do biblioteki, księgarni czy muzeum) albo zaplanuj ją sobie, tzn. w tym tygodniu zarezerwuj/kup bilety albo – jeśli to darmowe wydarzenie – zaznacz je sobie w kalendarzu. Prawda jest taka, że jeżeli możesz poświęcić czas na scrollowanie Facebooka albo oglądanie seriali (guilty as charged – jest stanowczo zbyt dużo dobrych seriali i do tego wszystkie moje ulubione zaczynają się teraz albo w czerwcu!), to możesz też raz na jakiś czas ruszyć tyłek do galerii albo do teatru. Zwłaszcza, że ciągle mamy pogodę do niczego, a to sprzyja kulturalnym odkryciom. 🙂

Jak mówiłam, ukulturalniłam się na maksa w Berlinie i jestem przekonana, że jeszcze tam wrócę. I to tylko po to, żeby zwiedzać muzea – zwłaszcza, że w Muzeum Pergamońskim trwa akurat renowacja i cała architektura hellenistyczna była zamknięta. 😦 Tymczasem już planuję jakiś wypad do teatru (już tak od roku planuję, bo nic mi z tego nie wychodzi) i na koncert Sinfonii Varsovii przy otwarciu Muzeum Warszawy. 🙂

Strony z darmowymi/niedrogimi wydarzeniami, które warto śledzić:

To gdzie się wybieracie? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności
  11. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  12. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  13. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności

nie porównuj się

Niezależnie od tego, czy mówimy o osiągnięciu życiowego sukcesu czy osiągnięciu życiowego zen, najważniejszą umiejętnością do spełnienia ich jest umiejętność nieporównywania się z innymi. A nade wszystko, jest to fundament pozytywnego życia. 

Ok, porównywanie jest dla ludzi naturalne – ale nie na zasadzie „a Zośka jest lepsza w … niż ja”. Naturalne to jest wybieranie tego, co jest dla nas najlepsze. A więc porównywanie tego, co moglibyśmy zjeść, w jakim hotelu spać, co moglibyśmy zrobić, czym zająć się w życiu, gdzie mieszkać i – w końcu – porównywanie ludzi, z którymi chcemy spędzać czas i tych, z którymi chcielibyśmy spędzić życie i mieć z nimi dzieci. W tym rozumieniu porównujemy non stop – świadomie lub podświadomie. Dokonujemy możliwie najlepszych wyborów w oparciu o narzędzia (wiedzę, życiowe doświadczenie itp.), którymi w danym momencie dysponujemy. Takie już z nas homo oeconomicusy. Jednak bezustanne porównywanie się z innymi – to już zmora naszych czasów. Dotyczy to szczególnie kobiet, bo to my najbardziej narażone jesteśmy na zabiegi marketingowe, mające na celu skuszenie nas na nabywanie coraz to nowych dóbr, które miałyby nas upiększyć, wyszczuplić, odmłodzić…

Wymarzona sylwetka

Moje ostatnie podejście do odchudzania było pod tym względem sukcesem. Porównywałam się tylko do siebie – do tego, jak silna/słaba byłam podczas ćwiczeń wczoraj, jaką kondycję miałam wczoraj, jak wyglądałam wczoraj, co zjadłam wczoraj. Ja. Nie co zjadła i ile brzuszków zrobiła Zośka. Teraz, gdy trochę przytyłam – przyznaję – biorę się za siebie nie dlatego, że Zośka ma talię osy, a ja nie. Tylko dlatego, że lubię mieć niewiele ciuchów i wkurza mnie, jak nie wchodzę w zeszłoroczne. Kiedyś jednak nie było tak kolorowo. W szkole bardzo porównywałam się do szczuplejszych i zgrabniejszych koleżanek. Teraz jednak wiem, że to po prostu idiotyczne. Mamy takie ciało, jakie mamy i tylko na takim możemy pracować. Ja nigdy nie będę miała tej całej talii osy, ani figury modelki, choćbym nie wiem, jak się katowała. Za to zawsze będę miała najszersze biodra na świecie i nic na to nie poradzę. Akceptuję je. Teoretycznie czynią mnie biologicznie bardziej atrakcyjną. 😉

nie porównuj się

Wymarzony styl życia

Ostatnio rozmawiałam z kimś, kto pieniędzy nie ma zbyt wiele, o ludziach, którzy mają ich w bród. Bardzo zirytowało mnie jego podejście. Opowiadał mi o kobiecie, która ma 200 par butów (zdziwiłby się, ile butów mają różne divy; co to jest 200… ;)) i że według niego, to oznacza, że ona jest głupia, bo na co komu tyle butów i w ogóle to trzeba wydawać pieniądze rozsądnie. Jasne, jak się ma mało to trzeba wydawać pieniądze rozsądnie. Jak się ma dużo, to ta kwestia już troszeczkę inaczej wygląda. Usłyszałam też – w odpowiedzi na mój argument, że bogaci ludzie często oddają sporą część swoich dochodów na cele charytatywne – że to biedni dają najwięcej na fundacje. No tak, wiecie, te 100 milionów, które zebrał WOŚP, to biedni dali (w naszym kraju żyje 38 milionów ludzi, rachunek jest prosty). A przede wszystkim – co komu do tego, kto ile wydaje? No pytam się, co? I co to jest? Zazdrość? Pewnie ukradł. Wiadomka. Ludzie, jeśli chcecie mieć dużo pieniędzy, to zarabiajcie, kombinujcie, myślcie. Albo przestańcie narzekać i czepiać się ludzi, którzy mają ich dużo. Jak będziecie mieć dużo swoich własnych, to wtedy sobie je wydacie ,,rozsądnie” i po swojemu.

Idealny dom

Temat na czasie, bo po świętach. Jak wiadomo, trzeba mieć dom idealny. Zawsze czysty i uporządkowany. W każdym pomieszczeniu. Naczynia zawsze pozmywane na świeżo. Pranie zrobione i rozwieszone. A później poprasowane. Okna myte co miesiąc najlepiej. Masz ogród? Najgorzej. Musi być w nim więcej kwiatków niż sąsiada. Spróbuj przegapić idealny moment koszenia trawnika. Koniec świata. Jak oni tak mogli zapuścić ten ogród. No jak mogliśmy, jak?! W przypadku rodziców – dzieci najszczęśliwsze na świecie i nigdy nie płaczące. A jak się jest kobietą – to oprócz tego, że się już uczyni ten dom idealnym, to jeszcze trzeba uczynić siebie idealną – szczupłą, z idealnym manicurem, pedicurem, wydepilowaną, umalowaną, z idealną fryzurą i błyskiem w oku. No jak ona tak może, to czemu ja nie mogę? Ja nie mogę być lepsza niż ona?!

Oraz każda inna idealna sfera życia

No ludzie, no. Tak się nie da. Nie gloryfikujcie kogoś, kto wydaje się Wam idealny, kto wydaje się nie wkładać wysiłku w utrzymanie tego idealnego domu, idealnej sylwetki i idealnych dzieci. Zapewniam, że jeśli ma to wszystko, to wkłada w to ogromny wysiłek, na pewno kosztem czegoś. Chociażby snu albo relacji z partnerem. Starajcie się być najlepszymi wersjami siebie samych, a nie być lepszymi niż Kaśka, Maryśka czy Antek. Każdy z nas dysponuje tym, czym dysponuje – ktoś będzie sprytniejszy, ktoś ładniejszy, ktoś bardziej wygadany i towarzyski. Ktoś inny będzie piękny. Albo uroczy. Albo niesamowicie inteligentny. Albo będzie Idealną Panią Domu. Albo będzie mieć smykałkę do biznesu. Każdy z nas jest inny. Nie sztuką jest oceniać innych i próbować im dorównywać pod każdym względem. Sztuką jest odnaleźć w sobie najlepsze cechy, nauczyć się je podkreślać i szlifować swoje talenty i umiejętności.

Zadanie #11 Nie porównuj się z innymi

W ciągu kilku najbliższych dni spróbuj wyłapywać momenty, gdy porównujesz się do innych. Przekierowuj wtedy swoje myśli na inne tory. 🙂 Skup się na sobie. Jaka/ jaki Ty jesteś. W czym jesteś dobra/ dobry. Co jest w Tobie ładnego. Każdą i każdego z nas życie ukształtowało w inny sposób, bo mieliśmy inne doświadczenia, spotykaliśmy innych ludzi, pracowaliśmy w innych miejscach, mamy różne poziomy i kierunki wykształcenia i – przede wszystkim – różne wartości. Wyglądamy też inaczej, bo mamy różne geny, różne sylwetki. Może w tym właśnie tkwi piękno? Jaka byłaby nasza wyjątkowość, gdyby każdy był taki sam, umiał to samo i wyglądał tak samo? Albo byśmy się pozabijali, albo doprowadzilibyśmy świat do ruiny. Gdyby każdy był niesamowicie inteligentny, to nie miałby kto budować dróg i domów. Nie miałby kto uprawiać ziemniaków. Nie miałby kto nam ich sprzedawać. Gdyby każdy był piękny i idealny, to co tak naprawdę podobałoby się nam w naszych partnerach? Co im podobałoby się w nas?

nie porównuj się

Mi też czasem włącza się takie ,,doskonałościowe” myślenie. Czasami chciałabym być idealną żoną, córką, wnuczką, przyjaciółką, gospodynią, idealną blogerką/pisarką, idealnie wyglądać, nigdy się nie mylić i na wszystkim się znać. Często wynika to właśnie z porównywania się i myślenia, że kogoś tam na pewno bardziej lubią (bycie lubianą i popularną, to nie jest cel mojego życia, ale oczywiście są osoby, które wiele dla mnie znaczą i chciałabym dla nich znaczyć równie wiele, a nigdy nie wejdę w ich głowy i się tego nie dowiem ;)) albo że pod jakimiś tam względami ktoś jest ode mnie lepszy. Dlatego w tym tygodniu zrobię sobie porządny rachunek sumienia.

Jesteśmy tylko ludźmi, ale każdy człowiek może stać się lepszy. Lepszy niż był wczoraj. To właśnie jest rozwój. Bo rozwój każdego z nas przebiega innym torem.

Małe postscriptum: pamiętajcie, że porównywanie się to nie to samo, co inspirowanie się. Warto mieć kogoś, kto Was inspiruje, kto ma podobne wartości do Waszych. Ważne, żeby Wasze wartości i cele zawsze były Wasze. Wiecie, o czym mówię. 🙂

Co powiecie na taki rachunek sumienia? Pod jakimi względami porównujecie się do innych ludzi i do kogo się porównujecie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności
  8. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  9. Zaplanuj podróż | 52 Tygodnie Pozytywności
  10. Wyślij kartkę, nie SMS-a | 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności

co to jest pozytywność

Na moim koncie – a mam nadzieję, że i Waszym – już SIEDEM zadań. Uwierzycie? To już 2 miesiące! Może tym razem zastanówmy się nad tym, czym właściwie dla Was jest ta cała pozytywność?

Każda i każdy z Was zapewne ma jakieś swoje wartości – może jeszcze nie uporządkowane, może jeszcze nie do końca uformowane – ale jednak jakieś. Wszyscy mamy jakieś poglądy i pomysły na życie. Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że Wasze są co najmniej nieco inne niż moje. Idąc tym tropem – każdy ma swoją wizję szczęśliwego i pozytywnego życia. Ostatnie 7 tygodni cyklu 52 Tygodnie Pozytywności było wstępem do MOJEJ wersji pozytywności, która może się z Waszą pokrywać w całości, w części albo wcale. Dziś zrobimy sobie od tego małą przerwę i Wy sami zastanowicie się nad tym, jaka jest Wasza wizja pozytywności i czy to, co ja do tej pory napisałam jest z nią spójne.

Zadanie jest ambitne, ale spróbujcie. Jeśli Wam się Wam nie uda albo się tego nie podejmiecie, to przejdziemy przez te pozostałe tygodnie razem, ale wtedy postawicie mnie w roli mentorki. Jeśli Wam to odpowiada, to wszystko super. Jednak wiele osób nie lubi stawiać blogera w takiej roli – raczej czuje potrzebę, żeby z nim podyskutować i skonfrontować jego opinię ze swoją. I ja to jak najbardziej rozumiem, bo sama wolę dyskutować (no chyba, że się na czymś zupełnie nie znam). Jeśli więc będziecie mieli choćby szkielet swojej wizji, to będziecie mogły/mogli właśnie sobie swoje opinie z moją konfrontować. Polecam Wam tę opcję, bo choć wymaga więcej zaangażowania, to i Wy bardziej skorzystacie z tego cyklu, i ja się czegoś od Was nauczę (jeśli zechcecie się swoją opinią podzielić). Przejdźmy więc do sedna:

Zadanie #8 Stwórz swoją Wizję Pozytywnego Życia

co to jest pozytywność

To, co mam tu na myśli, różni się zdecydowanie od vision board albo listy małych przyjemności. Vision board ma nam pomóc osiągać życiowe cele i plany, realizować marzenia. Z kolei listę małych przyjemności tworzymy po to, żeby poczuć się lepiej, gdy mamy gorszy dzień albo coś nas wcześniej wyzuło z energii lub/i radości. Wizja Pozytywnego Życia to coś pomiędzy. W moim zamyśle ma ona służyć osiągnięciu życiowej równowagi. Żeby ją stworzyć, odpowiedz sobie na kilka pytań:

  • Jakie aspekty mojego życia są dla mnie najważniejsze, a jakie mniej ważne? [Np. najważniejsze jest dla mnie tworzenie ciepłego i pełnego zrozumienia związku z ukochaną osobą oraz przyjaźni opartych na zaufaniu i lojalności, a mało ważne jest dla mnie dążenie do posiadania rzeczy albo częste spotkania z mało znaczącymi znajomymi; albo zupełnie odwrotnie. 😉 Włóż trochę serca w opis poszczególnych sfer, niech to będzie trochę więcej niż łyse słowa związek, zdrowie, rodzina, wykształcenie.]
  • Co warto by było zrobić, żeby zadbać o te sfery mojego życia? [Np. zamknąć czasami dziób i schować dumę do kieszeni albo zaplanować więcej czasu na rozmowy albo znaleźć dodatkowe źródło dochodu – jak? gdzie? co potrafię, a nad czym dobrze by było popracować?]
  • Jak często potrzebuję robić te rzeczy, żeby odczuwać, że wpływają pozytywnie na moje życie, a jednocześnie nie irytować się, że mam za mało czasu na robienie czegoś innego?
  • Jakimi zasadami chcę kierować się w życiu? [Np. umiarem, miłością, niekrzywdzeniem nikogo i niczego, stanowczością, zdrowym egoizmem]
  • Czy jest w moim życiu jakaś filozofia, której zasadami chcę się kierować? [Np. ogół zasad chrześcijaństwa albo buddyzmu zen; jestem sceptycznym człowiekiem Zachodu i wierzę tylko w naukę i to ścisłą (!); jestem otwarta/otwarty i czerpię z różnych tradycji]
  • Jak ma wyglądać moje wymarzone CODZIENNE życie? [Nie mówimy tu o wielkich życiowych celach, tylko o codzienności!]
  • Jakie osoby są najważniejsze w moim życiu i czego oczekuję od relacji z nimi? [Jak chcę, żeby te relacje wyglądały i co JA mogę dać od siebie, żeby właśnie takie były?]
  • Czego chciałabym/chciałbym unikać w swoim życiu i mam na to WPŁYW? [Korek i wścibskich sąsiadów zostawcie w spokoju, na to receptą jest tylko przeprowadzka. 😉 Chodzi raczej o np. unikanie spędzania całego życia przed komputerem.]

Powinno Ci się to ułożyć we w miarę spójny obraz tego, czego oczekujesz od życia, czego potrzebujesz, żeby czuć się dobrze i być zadowoloną/zadowolonym ze swojego codziennego życia, co pomoże Ci osiągnąć życiowy balans. W kolejnych tekstach rozpracujemy kolejne aspekty pozytywności, a Ty porównasz moją Wizję Pozytywnego Życia ze swoją. 🙂

Na razie moja idea Wizji Pozytywnego Życia jest na razie w wersji mocno roboczej, ale obiecuję, że doczekacie się jeszcze szerszego opisu. Czym dla mnie jest Pozytywne Życie, możecie wywnioskować z tego, co do tej pory tutaj stworzyłam. Do końca cyklu jeszcze wiele tygodni, które – mam nadzieję – upłyną nam efektywnie i rozwiniemy w sobie chęć pozytywnego przeżywania każdego dnia. Wiem, że po tym świecie chodzi mnóstwo sceptycznych osób (przez większość czasu, bo pamiętajmy, że każdy może być od czasu do czasu wobec czegoś sceptyczny – i dobrze!), bo mocno dostali w tyłek od życia (i ludzi). Życie jest trudne. Ja też trochę w tyłek dostałam, moje życie nie było i nie jest idealne. Jednak bardzo ważne jest dla mnie to, żeby być silną i pozytywną, żeby sprawiać, że innym będzie łatwiej w ich trudnych chwilach. Do tego samego Was zachęcam. Zróbcie sobie z tego wyzwanie. Bo bycie pozytywnym na co dzień nie jest łatwe. I może dlatego jesteście wobec tego sceptyczni.

Będzie coś z tego? Spróbujecie zrobić sobie taką listę i zastanowić się nad swoimi nadrzędnymi wartościami i potrzebami? A może już wiecie, jakie są Wasze pomysły na pozytywne życie? I pamiętajcie – pozytywne ≠ idealne. Idealnego życia nie ma. Właśnie dlatego klikam opublikuj i nie czekam na idealną wersję tego tekstu.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności
  5. Wiosenne zmiany | 52 Tygodnie Pozytywności
  6. A może by tak… nieco profilaktyki | 52 Tygodnie Pozytywności
  7. Rezygnacja – jak to ugryźć? | 52 Tygodnie Pozytywności

Stwórz swoje własne rytuały | 52 Tygodnie Pozytywności

stwórz swoje rytuały

Nie dajcie się zwieść magicznemu słowu „rytuały”. W znaczeniu, o którym dzisiaj piszę, nie ma to nic wspólnego z szamaństwem ani religiami. 😉 Choć, jeśli potraktujecie to poważnie, jak najbardziej może to wzbogacić Waszą duchowość.

Jakiś rok temu, może nieco wcześniej, YouTube zaczęło bombardować mnie filmikami o tytułach „my morning routine” i „my evening/night routine”. Straszliwie mnie to irytowało. Myślałam sobie „a po co, a na co to komu, przecież jakoś tam te moje poranki i wieczory wyglądają, książki czytam, filmy oglądam, po co z tego robić taką hecę”. Aż w końcu odkryłam, że moja idolka – Mimi Ikonn – również takie nagrała. Pomyślałam, że skoro ona, taka szczęśliwa Mimi, wiodąca swoje idealne życie, bawi się w takie rzeczy, to może czas się tym zainteresować.

Co to w ogóle są te jakieś rytuały?

Rytuały to szamani odprawiali u Trobriandczyków, powiecie. Rytuały to są na nabożeństwach. Gdzie tu miejsce na świeckie rytuały w ogóle, takie bez religijnych powiązań? Sjp.pl bieży mi na ratunek ze swoją definicją:

rytuał

«1. ustalony sposób postępowania, wykonywania czynności podczas obrzędów religijnych czy magicznych, uroczystości itp.
2. zespół czynności, które przez swoją powtarzalność tworzą zwyczaj»

No dobra, czyli można. Powtarzamy codziennie kilka czynności i mamy rytuał. To teraz…

A na co, a po co to komu?

stwórz swoje rytuały

Zwyczaje, rytuały, nawyki, wszelkie powtarzalne zachowania, które jak zwał, tak zwał (ale rytuał to tak jakoś przyjemniej), pomagają człowiekowi nie zwariować. Nie szaleć. Nie zrywać się wariacko po dziesiątej „drzemce” i nie wybiegać w panice z domu. Pomagają kłaść się o właściwej porze i zdrowiej jeść. Nasze mózgi – i organizm w ogóle – lubią to, do czego się przyzwyczają. Znam wiele osób, które nie wyobrażają sobie kawy bez ciastka. Dlaczego? Bo się przyzwyczaiły. Ja na przykład przyzwyczaiłam się do mojej porannej wody z cytryną i bardzo irytuje mnie, gdy zamiast tego muszę zadowolić się herbatą. Przyzwyczajenia można sobie wybrać i je sobie wypracować, serio. Mózg to potężne narzędzie.

Wszystko jest kwestią nawyku. Być może są osoby, które lubią, gdy wszystko jest na spontanie i jakoś tam im ten dzień leci, ale nie dla nich jest ten tekst. Ja lubię, gdy mój dzień ma ręce i nogi, i w miarę panuję nad jego przebiegiem. Wiadomo, że czasami (często? ;)) człowiekowi coś wyskoczy i – mimo robienia sobie pięknych planów w pięknym kalendarzu czy notesie – nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dla mnie ważne jest, że zachowuję jakieś ramy, a to, czego nie udało mi się zrealizować, przekładam na kolejny dzień. I znowu – żeby dzień miał te ramy, warto wypracować sobie jakieś pozytywne poranne i wieczorne nawyki. Jeśli macie problem z nawykami albo chcecie po prostu nad nimi popracować to zachęcam Was do zajrzenia na stronę Laboratorium Zmieniacza. 🙂

Mają one jeszcze jedną – bardzo ważną dla mnie – zaletę. Bardzo mnie uspokajają. Dość długo niespecjalnie radziłam sobie ze swoimi emocjami i potrafiłam godzinami ekscytować się rzeczami, na które totalnie nie mam wpływu. Coś w stylu „jak oni w ogóle mogą tak głupio myśleć?”. Tak, tak, to było bardzo nietolerancyjne, ale niestety ciągle niektóre ludzkie poglądy wzbudzają we mnie takie emocje. Jestem tylko człowiekiem. Co do tego mają rytuały? Jeśli zabronię sobie np. po 21 korzystać z internetu, to małe szanse, że coś mnie zirytuje, no nie? I będę mogła o ludzkiej porze zasnąć, nawet jeśli coś oburzyło mnie wcześniej.

No dobra, to jakie są te moje rytuały?

Moje wieczorne rytuały

Wszystko zaczyna się od odłożenia telefonu lub komputera (chyba, że oglądamy film) najpóźniej o godzinie 21 45. Często odkładam go już o 21, bo po co przed snem się tym niebieskim światłem naświetlać. Fajną opcją jest ustawienie sobie w telefonie automatycznego przełączania na „nie przeszkadzać” – ja mam ustawiony czas od 21 45 do 6. Dobra, skłamałam, nie zaczyna się od tego, ale to jest najważniejsza rzecz. Zaczyna się od tego, że około 21 zaparzam sobie meliskę na dobry sen. 🙂 Nie wiem, o co chodzi z tym uzależnieniem od ziół, bo nie widzę problemu, jeśli jestem u kogoś gościem i na wieczór mogę się napić tylko wody. Do melisy najlepsza jest książka, więc po nią sięgam, ale zdarza się również, że zastępuje ją kolorowanka – zwłaszcza wtedy, gdy jestem jakoś szczególnie podenerwowana. Następnie wywalam górne światło i zapalam świeczki – albo chociaż mniejszą lampkę – otwieram okno, ścielę z mężem łóżko i idę do łazienki na wieczorne ablucje. 🙂 Wracam do pokoju i przez 10 minut medytuję (znaczy się siedzę po turecku i staram się pozwolić swoim myślom płynąć, nie skupiając się szczególnie na żadnej z nich). Czasami jednak wybieram rozmowę z mężem. 🙂 Przy łóżku stawiam szklankę wody i olej kokosowy na rano. Wtedy spokojnie mogę się położyć, wypełnić dziennik wdzięczności i jeszcze sobie przed snem poczytać. Kocham książki i mimo że mogłabym czytać do nocy, staram się skończyć o 23.

Zdarzają się oczywiście dni, gdy gdzieś wychodzimy i wtedy większa część rytuału odpada, ale to nie jest dla mnie codzienność. 🙂

Moje poranne rytuały

stwórz swoje rytuały

Dzień zaczynam od oleju kokosowego (ewentualnie od przytulania z mężem ;)). Stosuję metodę oil pulling, która nie wiem, jak po polsku się nazywa. Ssanie oleju? W tym czasie wypełniam swój dziennik wdzięczności, otwieram okno, gotuję wodę dla siebie do cytryny i dla męża do kawy, przygotowuję jakieś śniadanie. Zawsze wstajemy razem (chyba że jedno z nas z jakiegoś powodu musi wstać o nieludzkiej porze ;)), żeby spędzić ze sobą trochę czasu rano. Jeśli macie taką możliwość, koniecznie z niej korzystajcie, to naprawdę dużo wnosi do związku. 🙂 Myję zęby, piję wodę, jem śniadanie, przez jakiś czasu pracuję nad blogiem (pisanie, promocja itd.), a następnie ćwiczę – ostatnio jogę, chociaż wydaje mi się, że wiosna sprzyja intensywniejszym ćwiczeniom, więc pewnie wprowadzę jakąś bardziej intensywną rozgrzewkę. Ćwiczenia to dla mnie bardzo ważny element poranka, bo pobudzają mnie do dalszego działania. W tym miejscu rytuały się kończą i płynnie przechodzę do codziennych działań. 🙂

Zadanie #4 Stwórz swoje własne, dopasowane do Ciebie poranne i wieczorne rytuały

stwórz swoje rytuały

Może nie jesteś takim zdrowo-świrem, jak ja i nie lubisz w siebie wciskać z rana pół litra wody. Może w dobry nastrój wprowadza Cię kawa. To zrób sobie tę kawę pachnącą, mieloną. Usiądź do niej na tyłku. Nie lataj. Może wieczorem lubisz sobie „podłubać” przy swoim hobby. Super! Zrób z tych rzeczy rytuał. To nie musi być wiele, a może Cię wprawić w świetny nastrój i nadać Twoim zwykłym dniom nieco koloru. 😉

Ja swoje rytuały już mam – jak widzieliście – ale w tym tygodniu postaram się nad nimi popracować tak, żeby naprawdę się ich trzymać, bo zdarza się, że przez kilka dni np. potrafię olać medytację. Ten tydzień będzie więc do niej należał.

Dajcie koniecznie znać o Waszych rytuałach! Macie już jakieś? A może dopiero planujecie je wprowadzić w życie? I jak sądzicie – to tylko moda, która przeminie, czy coś, co ma szansę na stałe wejść do inspiracyjno-motywacyjno-rozwojowego nurtu? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe teksty z tego cyklu:

  1. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Szacunek i tolerancja, czyli podstawa wszelkich relacji | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Odgruzuj swoją przestrzeń i poczuj przypływ energii | 52 Tygodnie Pozytywności

Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności

potęga wytrwania w decyzji

Poprzednio zapowiedziałam, że planuję pójść w ślady inspirujących mnie blogerów i stworzyć cykl 52 Tygodnie Pozytywności. Niniejszym go otwieram. Tworząc motywy przewodnie kolejnych tygodni będę korzystać ze swojego doświadczenia, wiedzy i niekiedy intuicji (listen to your… gut). Liczę na to, że wszyscy na tym skorzystamy! Zapraszam! 🙂

Słowem (nieco przydługiego) wstępu

Jest mi naprawdę szalenie miło, że tu ze mną jesteście! Jeszcze bardziej mi miło, jeśli zechcecie wziąć ze mną udział w tym szalonym, rocznym wyzwaniu. Pewnie po zajawce myślicie, że będziemy działać na takiej zasadzie, że ja Wam wszystko powiem, a Wy macie się słuchać, robić i nie gadać. Otóż nie. Nie pretenduję do bycia ekspertką od pozytywności. Owszem, dużo na ten temat czytałam. Owszem, od paru lat skutecznie nad sobą pracuję, dzięki czemu udało mi się wypracować wiele wspaniałych nawyków. Owszem, pomaga mi socjologiczna wiedza wyniesiona ze studiów (na zasadzie „jak i dlaczego tak działają ludzie”). Jednak nie wiem wszystkiego. Pod tym względem bardzo podoba mi się myśl Sokratesa, wiecie która. 😉 Tylko głupiec uważa, że zgłębił całą wiedzę z obszernego tematu i niczego więcej nie może się nauczyć. Dlatego bardzo serdecznie Was zapraszam do udziału, bo jestem pewna, że nauczę się też czegoś od Was! 🙂

W związku z tym bardzo chciałabym, żebyście komentowały/ komentowali teksty z tego cyklu – pod postami na blogu lub na Facebooku i dzielili się swoimi przemyśleniami. Jeśli się teraz zaperzacie – wierzcie mi, rozumiem Was, rozumiem lęk przed „wzywaniem do tablicy”, nie cierpiałam tego. Zwłaszcza na statystyce (o ironio, tam nie trzeba było się wypowiadać). Jednak uwierzcie, że napisać jest dużo łatwiej i to żaden wstyd dzielić się swoimi przemyśleniami. Spójrzcie na mnie, mam tego bloga i piszę tu, co chcę. Jestem pewna, że Wasze przemyślenia wiele wniosą do całego przedsięwzięcia. Nawet jeśli napiszecie, że to, co proponuję jest głupie i bez sensu (o ile poprzecie to jakimiś argumentami, hejterstwo  nie jest mile widziane. 😉 ). Wszystkie życiowe doświadczenia są na wagę złota.

Ok, zacznijmy. Zacznijmy prosto.

potęga wytrwania w decyzji

Już kiedyś na blogu wnikałam w postanowienia noworoczne. Jasne, to dobry moment, sama w styczniu siedziałam i wymyślałam, jak mogłabym ulepszyć swoje życie (i siebie). W tym roku, dla równowagi, postanowiłam mieć ich sporo. I mam jakieś 50 – o różnej wadze. Niektóre są raczej postanowieniami długoterminowymi, wymagającymi codziennej (lub prawie codziennej) powtarzalności, inne – celami, do których osiągnięcia aspiruję. Nie przejmę się, jeśli ich wszystkich nie zrealizuję, bo wyznaję zasadę, że lepiej coś zrobić częściowo, niż nie zrobić tego wcale (o ile leży to w kręgu interesujących mnie spraw), dlatego raz kozie śmierć, zaryzykuję postanowić sobie sporo rzeczy. Czyli co? Czyli…

Zadanie #1: Postanawiam, że…

Jak pisałam wyżej, ja tym razem mówię intuicji „prowadź mnie” (o, niech Wam zagra w głowie 😉 ), nie rezygnując przy tym z motywujących mnie postanowień. Wy też nie rezygnujcie. Wybierzcie jedną rzecz – może to być postanowienie, do którego konieczna jest powtarzalność, jak i jednorazowa sprawa (na przykład coś, co od dłuższego czasu odkładacie, a trzeba to zrobić). Może ona dotyczyć dowolnego aspektu Waszego życia. Może to być postanowienie na cały rok lub miesiąc (o ile jest to czynność powtarzalna) albo chociaż na ten pierwszy tydzień naszego wyzwania (zwłaszcza, jeśli dotyczy jednorazowego wyczynu). Warunek jest jeden: realizacja tego postanowienia ma sprawić, że poczujecie się dobrze sami ze sobą.

Oto kilka pomysłów:

  • codziennie po przebudzeniu będę wypijać szklankę ciepłej wody
  • zapiszę się w końcu na przegląd do dentysty
  • będę czytać książki w tramwaju – zamiast gapić się za okno (co też jest czasami spoko, więc jeśli najczęściej czytacie w komunikacji, to dla odmiany pogapcie się za okno)
  • będę wysiadać przystanek przed miejscem docelowym (w komunikacji miejskiej, nie międzymiastowej)
  • posprzątam w szafie i powyrzucam/ oddam ciuchy (buty, akcesoria), których nie noszę i raczej nosić nie będę
  • codziennie będę robić coś miłego dla osoby, którą kocham (nie musi to być życiowy partner, może być mama lub przyjaciel)
  • zainwestuję w szmacianą torbę na zakupy i będę ją mieć zawsze w torebce/ kieszeni
  • raz w tygodniu będę robić świeżo wyciskany sok lub smoothie (w zależności od tego, jaką maszynę posiadacie 😉 )
  • itp.

Moje postanowienie na ten tydzień

Dziś zakończyłam 31-dniowe wyzwanie jogowe (Yoga Revolution) i czuję się z tym cudownie. Oczywiście nie był to jakiś jednorazowy wyczyn, nadal będę codziennie (w miarę możliwości) praktykować jogę, ale to wyzwanie dało mi naprawdę dużo – czuję się lepiej, mam wrażenie, że poprawiła mi się koncentracja (na macie i poza matą), że nieco się wyprostowałam, wzmocniłam mięśnie (niektóre asany są bardzo wymagające) i bardziej panuję nad sobą. Poza tym zawsze warto postanawiać, bo trzymanie się raz podjętej decyzji daje poczucie sprawczości, co prowadzi do większego zadowolenia z siebie i swojego życia. Postanawiam więc znowu – żeby dotrzymać Wam towarzystwa:

Codziennie, niezależnie od tego, czy będzie mi się chciało, czy też nie, przeczytam kilka stron Jane Eyre w oryginale. Po angielsku, znaczy się.

To jak, piszecie się? Dajcie mi znać, jakie są Wasze postanowienia! A ja lecę szlifować swój angielski. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂