Organizacja wesela po swojemu, cz. IV: dobre samopoczucie gości

organizacja wesela

Po raz czwarty i ostatni podchodzę do tematu ślubno-weselnego. Trochę dlatego, że nie jestem ekspertem, a trochę dlatego, że nie mam już chyba wiele do dodania. Dla mnie ślub nie był najważniejszym dniem życia. Bądźmy rozsądni. Ani to zwieńczenie, ani to początek. Na początek nowej drogi w życiu naprawdę może składać się wiele rzeczy – i niekoniecznie musi to być ślub. My wzięliśmy ślub z potrzeby serca, ale nie po to, żeby rozdmuchiwać to wydarzenie do nie wiadomo jakiej skali. W każdym razie, skoro taka decyzja zapadła, to chciałam go dobrze wspominać. I chciałam, żeby dobrze wspominali go nasi goście. Jasne, miało być „po swojemu”, ślub jest Wasz i przede wszystkim dla Was, a wszystko powinno być takie, jak chcecie, ale naprawdę warto trochę się o tych swoich gości zatroszczyć. A jak to zrobić? Ano trzeba wziąć pod uwagę kilka spraw.

#1 Dostosuj menu

organizacja wesela

To jest moim zdaniem absolutna podstawa. Obecnie nie jest to takie proste, że dajesz wszystkim schabowego z buraczkami i wszyscy są zadowoleni. Ludzie mają teraz przeróżne diety – ze względu na stan zdrowia czy światopogląd. Taki wegetarianin czy weganin na przykład nie je mięsa czy produktów odzwierzęcych najprawdopodobniej dlatego, że – najprościej rzecz ujmując – po prostu mu tych zwierząt szkoda i nie chce przykładać ręki do ich cierpienia. Dlatego nie rób mu przykrości, stawiając przed nim tego nieszczęsnego schaboszczaka. Postaraj się dowiedzieć o ograniczeniach żywieniowych gości i po prostu się dostosuj. Restauracje czy firmy cateringowe nie powinny mieć z tym żadnego problemu. Nie chodzi o to, żeby całe menu weselne dostosowywać do jednej czy kilku osób – nikt nie mówi o rezygnowaniu z tortu truskawkowego, bo jeden z gości ma uczulenie na truskawki, przecież możecie go ostrzec 😉 – ale żeby chociaż mógł zjeść bez problemu danie główne. Przekąski też mogą być przecież różnorodne, nie trzeba stawiać mięsa na mięsie. Chodzi o małe gesty, które nic nie kosztują, a komuś będzie przyjemnie. 🙂 Jeśli wiesz, że ktoś czegoś nie je, a jednak to przed nim stawiasz, to jest po prostu słabe.

#2 Doinformuj gości

Dopilnuj, żeby goście byli dobrze poinformowani. Powinni wiedzieć kiedy, gdzie i o której odbywa się ślub, gdzie będzie wesele lub obiad weselny i jak tam dotrzeć. Jeśli trasa od kościoła/urzędu do sali weselnej jest długa i/lub skomplikowana, postaraj się, żeby każdy z gości miał transport. Dowiedz się mniej więcej, kto przyjedzie samochodem i czy będzie mógł, kogoś ze sobą wziąć. Jeśli nie masz pewności, czy da się wszystkich upakować do samochodów, to zawczasu zamów taksówkę lub nawet busik. Tu trzeba trochę zachodu, ale dzięki temu goście są zaopiekowani i unikamy komplikacji. 😉

#3 Daj świadkom względną swobodę wyboru stylizacji

organizacja wesela

Z facetem jest łatwo – wiadomo, że założy garnitur. Dziewczyna ma trochę więcej możliwości . 😉 Moją świadkową była moja przyjaciółka, która po prostu wiedziała, że nie byłabym szczęśliwa, gdyby ubrała się na czarno (chociaż ubraniowo jest to jej ulubiony kolor) lub biało. Chociaż świat chyba jeszcze nie widział świadkowej ubranej na biało. 😉 Jasne, każdy wie, kto jest panną młodą, ale gładka biała (i kremowa, i ecru) sukienka to naprawdę niespecjalnie mądry wybór, gdy idzie się na wesele w charakterze gościa. OK, ale to nie miał być poradnik dla gościa weselnego, więc wychodzę z tej – jakże emocjonującej dla mnie – dygresji. Ogólnie mówiąc: nie zmuszaj swojej świadkowej, by ubrała się w sukienkę bladoróżową lub brzoskwinkową, a na szyi miała perły. Zwłaszcza, jeśli wiesz, że jej to nie pasuje. Życie to nie amerykańska komedia romantyczna (patrz: 27 sukienek, tam było nawet gorzej).

#4 Rozmawiaj ze swoimi gośćmi

organizacja wesela

Po prostu zagadaj do każdego gościa z tzw. „swojej strony”. Do tych z tej drugiej też możesz zagadać. 😉 Albo nawet podejdź – sami do Ciebie zagadają. Nie musisz wcale rzucać nieśmiertelnego „jak się bawicie” – zwłaszcza, że wiesz, jaką odpowiedź usłyszysz. 😉 Zapytaj po prostu co słychać. Jeśli goście są z innego miasta, możesz zapytać jak im się podoba to, w którym odbywa się wesele. Dołącz do jakiejś dyskusji. Nie bądź sztywną panną młodą czy sztywnym panem młodym, którzy siedzą na swoim tronie jak para królewska na angielskim dworze. Ja tak nie siedziałam, bo po prostu nie dałabym rady. Siedziałam chyba na połowie krzesełek przy naszym stole, a na swoim to tylko podczas jedzenia dania głównego. 😉 Wracając – ważne jest to, żeby nikogo nie pominąć. Przecież zaprosiliście tylko te osoby, które chcieliście zaprosić, więc nie powinno to stanowić żadnego problemu. Prawda? 😉

#5 Tańcz ze swoimi gośćmi

Przyszła panno młoda – bo zapewne to Ty czytasz ten tekst – poucz swojego przyszłego małżonka, że nie musi, a nawet nie powinien, przetańczyć z Tobą całej nocy. Będziecie mieli na to wszystkie pozostałe noce Waszego wspólnego życia. A to dlatego, że skoro już organizujecie wesele z tańcami, to musicie pamiętać, że inni goście będą chcieli z Wami zatańczyć. I ładnie byłoby im to umożliwić.

Jestem pewna, że jeżeli zastosujecie powyższe wskazówki, to wszyscy będą zadowoleni. Albo prawie wszyscy. Tak całkiem wszystkich nie da się zadowolić, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie siedział ze skwaszoną miną zbolałej męczennicy lub męczennika, który przyszedł na Wasz ślub za karę. Oczywiście, zdarzą się jakieś wpadki. Nam też się zdarzyła. Zgubili się nam świadek i jego dziewczyna, którzy pod urzędem zniknęli nam z pola widzenia (bo zanieśli prezenty do samochodu) i byliśmy pewni, że wszyscy się załapali na transport. Jednak tak nie było i musiał do nas dojechać taksówką, bo jednak było to daleko. Jeśli to czytacie, to raz jeszcze przepraszamy! Tak to jest, jak ludzie są w stresie. 😉 Dlatego właśnie nie wyrzucajcie sobie, jeśli coś nie wyjdzie. Trudno. Najważniejsze, że nie wypięliście się na swoich gości.

No dobra, wygadałam się, to zamykam temat. Mam nadzieję, ze komuś pomogę. 🙂 Piszcie, jeśli macie jeszcze jakieś pomysły odnoście zadbania o gości. Jeśli chcecie, żebym jednak jeszcze poruszyła jakiś temat związany ze ślubem, to też piszcie.

Pozostałe wpisy z tej serii:

  1. Organizacja wesela po swojemu, cz. I: jak, gdzie, kiedy?
  2. Organizacja wesela po swojemu, cz. II: zaproszenia, prezenty, fotograf, obrączki i transport
  3. Organizacja wesela po swojemu, cz. III: co z tą suknią?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Organizacja wesela po swojemu, cz. III: co z tą suknią?

organizacja wesela

Moje ślubne wpisy cieszą się niezgorszą popularnością, więc tym chętniej kontynuuję temat. Było już co nieco o ogólnych kwestiach organizacyjnych, a także o konkretach dotyczących otoczki ślubu. Dwa pierwsze teksty przydadzą się dla obojga przyszłych małżonków. Natomiast dziś, jak zapowiadałam wcześniej, tekst będzie skierowany raczej do Panien Młodych, bo pogadam sobie o ubieraniu czy też – będąc trochę złośliwą – przebieraniu i przystrajaniu się. O wyglądzie po prostu. Nadal w duchu „po swojemu”, bo  masz czuć się dobrze w tym dniu, a nie udowadniać coś zebranym gościom.

#1 Z grubej rury: czy suknia ślubna „z prawdziwego zdarzenia” jest Ci absolutnie niezbędna?

Jeśli tak, nie czytaj dalej. Prawdopodobnie dalszy ciąg nie przypadnie Ci do gustu. O ile będąc licealistką jeszcze jarałam się sukniami ślubnymi i nawet miałam swój wymarzony krój, to później jakoś mi przeszło. Nie jestem typem księżniczki i w sukni ślubnej czułabym się jak w przebraniu. A skoro czułabym się tragicznie i nie mogłabym nawet (o zgrozo!) samodzielnie się wysikać (no chyba że jakieś Panny Młode nie mają potrzeb fizjologicznych), to ja dziękuję za taki wydatek. Nasze babcie w ogromnej większości brały ślub w zwykłych sukienkach, a my się dajemy omamić konsumpcjonizmowi i dodatkowo go napędzamy. Bo właśnie, poza tym wszystkim, według mnie kupowanie tak drogiej sukni na raz to czysty konsumpcjonizm.

Moja sukienka jest dobrej jakości… zwykłą, kremową kiecką ze sklepu z kieckami. Wygodną, z przyjemnego materiału, skromną i klasyczną kiecką. Tylu komplementów, ile usłyszałam w dniu ślubu na temat mojego ubioru, nie usłyszałam nigdy wcześniej. Najczęściej powtarzało się sformułowanie „z klasą”, co, nie będę kłamać, mile połechtało moją próżność, bo właśnie tak chciałam wyglądać. Z klasą. I uwierz, że nie ma żadnego znaczenia, czy bierzesz ślub cywilny czy kościelny. Masz pełne prawo do tego, by czuć się dobrze w swojej skórze i swoich ciuchach. Jeśli suknia ślubna to dla Ciebie strzał w dziesiątkę, to załóż ją sobie na ślub cywilny. Nie daj sobie wmówić, że na cywilny nie pasuje. Wszystko pasuje – to Twój dzień.

organizacja wesela

Gdybym miała jednak zdecydować się na jednorazowy ogromny wydatek na rzecz jednorazowego użytku, to kupiłabym garnitur ślubny. Takie białe spodnium. Uważam wręcz, że jest on dużo bardziej kobiecy niż suknia. 🙂 A tak… mam sukienkę, którą jeszcze nie raz założę w zestawieniu z kolorowymi dodatkami.

#2 Kwiatki, wianki, welony…

Obiło mi się o uszy, że ktoś niezwykle zdziwiony pytał „dlaczego Magda nie miała kwiatków?” (a także „dlaczego Magda nie chciała sukni ślubnej” – odpowiedź w punkcie #1 – oraz „dlaczego Magda nie brała ślubu kościelnego” – po odpowiedź na to pytanie, zapraszam pofatygować się osobiście). Nie miałam ani bukiecika, ani wianka, ani welonu. Może gdybym miała jakąś boho-stylówkę, to pomyślałabym o wianku, ale ja najlepiej czuję się w prostej i klasycznej wersji, więc stanęło na torebce, którą i tak nosiła moja mama.

W skrócie:

Kwiatki do ręki? Niewygodne. A jeśli to tylko po to, żeby dobrze wyglądało na zdjęciach, to wręcz głupie.
Wianek? Nie pasował mi.
Welon? Jw.

Kolejny raz jedyna moja rada jest taka: trzymaj się tego, co do Ciebie pasuje i co będzie tworzyło spójną stylizację. Suknia ślubna wiąże się z welonem, a styl boho i romantyczny – z wiankiem. A co z tym nieszczęsnym bukiecikiem? Do mnie to nie trafia, ale jeśli mieści się on w Twojej estetyce, to przecież go sobie zamów!

#3 Co z butami? Druzgocąca klęska 😉

Mnie buty pokonały. Coś musiało. Chciałam kupić sobie beżowe pantofle o wygodnym obcasie, no ale… Zobaczyłam je. Najpiękniejsze beżowe szpilki EVER. A potem zobaczyłam, jak wygląda w nich moja noga. I to był mój koniec. 🙂 Moja logika i rozsądek nie wytrzymały presji przepięknych DZIESIĘCIOcentymentrowych (bez żadnej platformy) szpilek. Prawda jest jednak taka, że ledwo w nich łaziłam i po kilku godzinach zamieniłam je na baleriny. Dodam jednak, że gdybym miała długą suknię, to z całą pewnością kupiłabym niższe buty, bo w długiej i tak nie widać nóg, a byłoby wygodniej. No, ale z gołą łydką… 😉

Z butami jest tak, jak z welonami i innymi dodatkami. Trzymajcie się stylizacji. Moja była klasyczna, więc buty też musiały być klasyczne. Gdyby była bardziej szalona, to może kupiłabym sobie jakieś fantazyjne fioletowe albo czerwone pantofelki. Do boho super pasują płaskie sandałki, a do czegoś luzackiego (tak, tak też można) – nawet trampki. 🙂

#4 Biżuteria

W sprawie biżuterii to ja mam do powiedzenia tylko kilka słów. Sama jej prawie nie noszę – poza kolczykami – więc miałam tylko sztuczne perełki w uszach. I czułam się super. Co prawda, w sprawie biżuterii wyznaję zasadę „im mniej – tym lepiej”, ale znam kilka osób, których nie wyobrażam sobie w skromnej sukience zestawionej ze skromnymi dodatkami. Wtedy dopiero wyglądałyby na przebrane! Więc jeśli na co dzień nosisz dużo biżuterii i jest ona masywna, to nie przejmuj się minimalistycznymi „zasadami”. Powtarzam – to Ty masz czuć się dobrze.

#5 Makijaż, paznokcie i fryzura

Tak, w jednym punkcie, bo ile można o tym gadać! U fryzjera byłam, bo jeśli chodzi o koki i upięcia to jestem w stanie co najwyżej skręcić włosy i związać to coś gumką, a nie taki efekt chciałam osiągnąć. 😉 Ważne to dogadać ze swoim zaufanym fryzjerem czy dana fryzura będzie nam pasować albo i nawet zrobić próbną (tak, wiem, dodatkowy wydatek, ale to wbrew pozorom może oszczędzić dużo nerwów). A teraz prawda o mojej fryzurze: została uzgodniona na miejscu z fryzjerem, u którego byłam pierwszy raz w życiu, w dniu ślubu, a fryzjer dopiero w połowie wykonywania jej zrozumiał, że to jest fryzura na MÓJ ślub (więc dowalił trochę więcej „betonowego” lakieru). Ale całkiem dobrze na tym wyszłam! 🙂 Jeśli umiesz sobie zrobić włosy sama albo masz zaufaną koleżankę (może kuzynkę?), która zawsze układa Ci włosy, to nie wahaj się wykorzystać tych opcji. Tylko kup sobie dobry lakier i dużo wsuwek. 😉

Paznokcie? Hybrydy wykonane przez koleżankę za 50 zł. Kolor: Semilac 138 Perfect Nude. Jest nieco jaśniejszy niż na zdjęciach i miał drobinki, których nie było widać, ale odbijały światło. Myślę, że wystarczy tych szczegółów.

organizacja wesela

Makijaż zrobiłam sobie sama. Teraz trochę żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia w zbliżeniu, ale trudno, czasu nie cofnę. Był bardzo prosty, wykonany przy pomocy kosmetyków i pędzli, które systematycznie gromadziłam od jakiegoś czasu i używałam ich wcześniej (i później). Były to kosmetyki z kategorii tanie (albo chociaż niedrogie), ale dobre. A jeden nawet był domowy! Oto lista:

Narzędzia:

  • Pędzel do podkładu Hakuro H50 (36 zł)
  • Aplikator (puszek) do pudru sypkiego Inglot  (7 zł)
  • Pędzel do różu Hakuro H21 (29 zł)
  • Płaski rossmannowy pędzelek do cieni (pewnie jakieś grosze, mam go od wieków)
  • Pędzelek do blendowania Hakuro H69 (30 zł)
  • Palec – do nakładania baz pod makijaż oraz rozświetlacza na kości jarzmowe 😉

Kosmetyki:

  • Rozświetlająca baza pod makijaż Golden Rose (24 zł)
  • Podkład Bourjois Healthy Mix, nr 51 (35 zł w promocji w Rossmannie)
  • Baza pod cienie Catrice (15 zł)
  • Korektor Catrice Camouflage Cream 010 Ivory (kilka zł?)
  • Puder do twarzy DIY (chcecie “przepis”?)
  • Puder do brwi Golden Rose, nr 107 (11 zł)
  • Żel do brwi Catrice (kilkanaście zł)
  • Paletka cieni Make Up Revolution ICONIC 3 (20 zł)
  • Beżowa kredka na „linię wodną” MySecret (kilka zł)
  • Tusz do rzęs Golden Rose (10 zł)
  • Róż do policzków Catrice Multi Matt 020 La-Lavender (15 zł)
  • Rozświetlacz MySecret (kilka zł)
  • Matowa pomadka do ust w kredce Golden Rose – mój idealny kolor nr 10 (12 zł)
  • Utrwalacz makijażu Inglot (21 zł)

Chciałam też mieć sztuczne rzęsy, ale nie nauczyłam się ich przyklejać. Życie.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o wyglądowe sprawy. Posumowując – zrób tak, żeby czuć się ze sobą dobrze. Chcesz być księżniczką? Bądź! Wolisz trampki? Nie wahaj się! Po prostu bądź sobą, naprawdę, najpiękniej człowiek wygląda, gdy ubierze się (i umaluje itd.) w zgodzie ze swoimi upodobaniami, a nie wtedy, gdy przebierze się za kogoś kim nie jest.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe wpisy z tego cyklu:

  1. Organizacja wesela po swojemu, cz. I: jak gdzie, kiedy?
  2. Organizacja wesela po swojemu, cz. II: zaproszenia, prezenty, fotograf, obrączki i transport
  3. Organizacja wesela po swojemu, cz. IV: dobre samopoczucie gości

Organizacja wesela po swojemu, cz. II: zaproszenia, prezenty, fotograf, obrączki i transport

jak zorganizować wesele

Po dłuższej przerwie uznałam, że to już właściwy moment, żeby opublikować drugą część mojego ślubnego mini-przewodnika. Podstawy mamy już za sobą, więc możemy przejść do detali związanych z oprawą ślubu. Zaraz, zaraz, ale co transport dla gości ma wspólnego z tym tematem? Oczywiście niewiele, na upartego mogłabym powiedzieć, że zorganizowanie transportu dla gości weselnych wiąże się z oprawą ślubu w sensie emocjonalnym – że tak dbacie o gości i to na zawsze pozostawi ciepełko w ich sercu. Dobra, co ona w ogóle gada. 😉 Prawda jest taka, że niespecjalnie wiedziałam, gdzie by tu ten transport wtrynić. I znalazł się tu. Pewnie powinien znaleźć się w poprzednim wpisie, ale już za późno na tak daleko posuniętą edycję. No to jedziemy.

#1 Zaproszenia (i winietki) – własny projekt czy wybór już istniejącego?

organizacja wesela

Wybór pomiędzy tymi dwoma opcjami będzie zależał od kilku czynników. W moim mniemaniu trzech, ale może ktoś ma jeszcze jakieś swoje własne, więc nie piszę, że trzech. 😉 Po pierwsze i najważniejsze – zależy od czasu, który chcecie na przygotowanie zaproszeń poświęcić. Celowo nie piszę: „ile macie czasu”, bo każdy czasu ma tyle samo i od nas zależy jak go wykorzystamy. Jeśli robicie zaproszenia w ostatniej chwili, to jasne jest, że wybierzecie cokolwiek, byle mieć to z głowy. To zrozumiałe. Jeżeli zaproszenia nie są dla Was specjalnie istotne, to po prostu przytulicie gotowca, a sami zajmiecie się czymś, co bardziej Was cieszy. Po drugie, jeśli chcecie robić własne zaproszenia, to musicie mieć specjalny program (albo sprawdzić, czy drukarnia, której chcecie zlecić przełożenie Waszego projektu na papier, akceptuje program, który już w komputerze posiadacie). My – a w zasadzie głównie mój Mąż 😉 – robiliśmy je w Corelu. I po trzecie, czy w ogóle Wam na tym zależy. I tu wracamy do punktu pierwszego – jeśli nie, to po prostu wybierzecie cokolwiek. I też dobrze.

My wybraliśmy własny projekt, głównie ze względu na to, ze zależało nam na oryginalności i prostocie zaproszeń. Trudno byłoby znaleźć idealny projekt, który zgadzałby się w stu procentach z naszą wizją – no przecież sprawdzałam. Wzięliśmy więc sprawy w swoje ręce i skończyliśmy z najpiękniejszymi minimalistycznymi zaproszeniami, jakie mogliśmy (hm, mogłam?) sobie wymarzyć. Idealne czcionki, dostosowany do nas tekst, ekologiczny papier. Jeżeli jesteście zainteresowani projektem zaproszenia i wskazówkami, jak takie zaproszenia zrobić, skąd pobrać czcionki itd., to dajcie znać w komentarzach. 🙂

Nasze winietki były po prostu złożonymi na pół karteczkami z takim samym motywem graficznym jak na zaproszeniach. Tak, takimi zwykłymi, wydrukowanymi na odpowiednio zagospodarowanej kartce A4. Koszt, jak się domyślacie, był śmiesznie niski w porównaniu do zaproszeń, które i tak w końcu trzeba wysłać do drukarni – chyba że macie cały sprzęt potrzebny do ich wycięcia i złożenia – a to nie jest tani interes bez względu na to czy projekt był Wasz czy drukarni. Mało tego! Nam drukarnia zrobiła „przysługę”, że wydrukowała mniej niż 50 sztuk, bo zwykle to jest właśnie minimum. To trochę dyskryminacja, nie uważacie? 😉 Jeśli znacie jakieś drukarnie, które bezproblemowo drukują zaproszenia bez żadnych minimów – też dajcie znać. Dzielmy się wiedzą dla potomnych.

Kiedy w ogóle warto robić winietki? Wtedy, kiedy macie do rozdysponowania miejsca przy jednym, długim stole. Przy większej liczbie – mniejszych czy większych – stołów wystarczy przy wejściu wywiesić „przyporządkowanie” do stołów. O ile w takiej sytuacji dowolnie się sobie przy ustalonym stole usadzą, to w przypadku jednego stołu warto zastanowić się nad usadzeniem gości tak, by było to dla wszystkich jak najbardziej komfortowe.

#2 Kwiaty i prezenty

organizacja wesela

Tutaj warto wykazać się asertywnością. Nie chcecie tuzina garnków, patelni, żelazek, kompletów pościeli, itd.? Dajcie o tym znać gościom. Macie do wyboru dwie opcje – lista prezentów lub dyskretna prośba o „kopertę”. Mówiąc „dyskretna”, mam na myśli przekazanie tego z pomocą zabawnego wierszyka w zaproszeniu. Ludzie raczej nie lubią, jak się im wali między oczy tekstem „chcemy kasę”. Zaleta „kopert” jest taka, że pieniądze możecie wykorzystać dowolnie – odłożyć na lokatę, zainwestować np. w biznes, zrobić z nich „wkład własny” do kredytu, pojechać za nie w podróż (poślubną?), kupić sobie takie AGD, z którego będziecie zadowoleni. I tak dalej.

Druga opcja – lista prezentów – jest trochę bardziej upierdliwa, bo o ile w przypadku młodych gości można to załatwić tworząc listę w jakichś Google Docsach, gdzie każdy może na bieżąco zaznaczać, który prezent wybiera, to starsi musieliby dogadać się między sobą drogą tradycyjną. 😉 No chyba że macie bardzo ogarniętych technologicznie starszych członków rodziny, to też możliwe. Ogólnie rodzi to problemy, ale da się. Jedyną zaletą tej opcji, według mnie, jest to, że oszczędzacie czas na zastanawianiu się, który mikser by tu wybrać.

Jeśli morze kwiatów zalewające Wasze mieszkanie po ślubie nie jest czymś, o czym marzycie, to o tym też gości powiadomcie. Możecie poprosić ich, by w zamian przynieśli wino, książkę, kupon totka (to chyba najpopularniejsza opcja), czy cokolwiek przyjdzie Wam do głowy, choćby planszówki na zimowe wieczory. 😉 Możecie, jak my, zrobić mini lub całkiem sporą (w zależności od rozmiarów wesela) rzeczową zbiórkę dla domu dziecka, schroniska czy innej organizacji dobroczynnej. Zapewne zdarzy się, że ktoś z gości i tak przyniesie kwiaty, ale to będzie wówczas miła niespodzianka, a nie problem. 🙂

#3 Fotograf

Tu też jest kilka możliwości. Możecie po prostu zaangażować do robienia zdjęć kogoś z rodziny. Możecie zatrudnić profesjonalnego fotografa (chwila prywaty: zajrzyjcie do tej sympatycznej pary). Możecie też poprosić utalentowanego znajomego lub znajomą – taki też był nasz wybór.

Ja niespecjalnie lubię sesje ślubne plenerowe czy tam studyjne. Właściwie to one są poślubne – to nie są zdjęcia ze ślubu, a według mnie tylko te ze ślubu wywołują wspomnienia ze ślubu (bądź je przywracają, w takim nieuleczalnym przypadku jak mój, kiedy byłam tak zestresowana, że właściwie nie wiem, co się działo :)). Zdjęcia z sesji zdjęciowej wywołują wspomnienia z sesji zdjęciowej. Kropka. Jeśli ktoś lubi i czuje taką potrzebę to ok, jednak ja po parku, lesie, łące etc. Mogę sobie pohasać bez białej sukienki, a ślubną oszczędzę sobie na inne okazje (o czym następnym razem). Po prostu to do mnie nie trafia, jak i nie trafiają do mnie sesje zaręczynowe (no przecież nikt nie zabiera ze sobą fotografa, żeby się oświadczyć, więc w ogóle nie rozumiem po co komu taka ustawka).

Z kamerzystą nie mam żadnego ślubnego doświadczenia, więc i nie mam do tego szczególnie pozytywnego bądź negatywnego stosunku. Sama pewnie obejrzałabym sobie swój ślub raz i to by było na tyle. Tak, jak nie wracałam, do filmu ze studniówki. No dobra, może raz. A po to, żeby obejrzeć film raz, nie zdecydowałabym się na wydanie dużych pieniędzy. A muszą to być duże pieniądze, bo pamiętajmy, że praca kamerzysty, to nie tylko samo nagrywanie, ale także mozolny montaż – tak jak obróbka zdjęć w przypadku fotografa. A zatem – każdemu według potrzeb. 😉

#4 Obrączki

organizacja wesela

Moją skłonność do minimalizmu (czyżby mojego Męża też?) widać i tutaj – nasze obrączki są standardowe. To takie bardzo zwyczajne złote kółka od jubilera całkiem niesieciowego. Szczerze, nie bardzo rozumiem czym różni się biżuteria jubilerów sieciowych od niesieciowych, a sieciowe sklepy jubilerskie są droższe. Złoto to złoto. Obrączka to tylko symbol. To nie jest jakiś stróż moralności Waszego przyszłego małżonka. A już na pewno nie ustrzeże go bardziej ta ze sklepu na A. 😉 Nie namawiam Was teraz, abyście wszyscy kupili sobie zwykłe kółka. Jestem daleka od takich zakusów. Rozważcie jednak kupno od „zwykłego” jubilera, bo on raczej nie każe sobie słono płacić za „markę”. Od niego też otrzymacie gwarancję i certyfikat. A nawet ściereczkę do czyszczenia biżuterii. 😉

My byliśmy w sprawie obrączek dosyć nieogarnięci – zgłosiliśmy się do jubilera… tydzień przed ślubem. Popatrzył na nas jak na przybyszów z innej planety. 🙂 W istocie, trochę nimi jesteśmy. Jednak niezależnie od tego, czy jesteście nieco pokręceni czy całkiem standardowi, udajcie się do jubilera na jakiś miesiąc przed ślubem. Tak dla spokoju ducha.

#5 Transport dla gości

Ok, ja wiem, że to nie jest niezbędny element ślubnej układanki. Jeśli bierzecie ślub w małej miejscowości i wesele ma się odbywać dwa kroki od kościoła czy urzędu – a więc można tam bez problemu dotrzeć pieszo – lub jesteście pewni, że wystarczy samochodów, by wszyscy Wasi goście z łatwością dotarli na miejsce, to rzeczywiście nie macie się czym martwić. Jednak jeśli zdecydujecie się na restaurację, która znajduje się w znacznym oddaleniu od miejsca, gdzie planujecie się pobrać, ro warto o tym pomyśleć.

Jak się za to zabrać? Po pierwsze, policzcie ilu gości będzie bez samochodu. Po drugie, sprawdźcie, czy ktoś będzie miał w swoim aucie miejsce, by kogoś zabrać (i czy się na to zgadza!). Po trzecie, przejrzyjcie oferty firm przewozowych, podzwońcie, powysyłajcie mejle. Busik to opcja dużo lepsza niż zdanie się na taksówki. Łatwiej wtedy o przybycie wszystkich gości we w miarę zbliżonym czasie. A już absolutnie nie zwalajcie przejazdu na gości. O ile mogą sami przyjechać na ślub, to nie powinni przejmować się dostaniem się ze ślubu na wesele. A na ślub weźcie ze sobą listę pasażerów busika – pozwoli to uniknąć niezręcznej sytuacji, gdy kogoś przeoczycie…

Wydaje mi się, że najlepiej załatwić transport na miesiąc, no, trzy tygodnie, przed ślubem, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku. W Warszawie przewóz 20-osobowym busem kosztuje ok. 300 zł. Nie jest to wygórowana kwota – zwłaszcza biorąc pod uwagę różnicę w cenie „talerzyka” (tym bardziej w porównaniu do jego zawartości) w dzielnicach w pobliżu Śródmieścia, a oddaloną np. Falenicą. Chociaż dla mnie wspomnienia z restauracji są bezcenne. I wcale nie uważam, że zrobiliśmy to wszystko „po taniości”, a jedynie „z głową”. A restauracja, w której odbył się nasz obiad weselny, naprawdę pobiła na głowę pozostałe – nie tylko cenami.

Ok, to byłoby na tyle, kolejny tekst z tego minicyklu będzie skierowany przede wszystkich do przyszłych panien młodych. 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe części:

  1. Organizacja wesela po swojemu, cz. I: jak, gdzie, kiedy?
  2. Organizacja wesela po swojemu, cz. III: co z tą suknią?
  3. Organizacja wesela po swojemu, cz. IV: dobre samopoczucie gości

Organizacja wesela po swojemu, cz. I: jak, gdzie, kiedy?

jak zorganizować wesele

Dziś chciałabym zaprosić Was na pierwszą serię kilku wpisów na moim blogu. Organizacja to jeden z elementów życia, który szczególnie mnie interesuje. Lubię mieć dobrze zorganizowaną przestrzeń wokół siebie, lubię mieć dobrze zorganizowany czas. Organizacja wydarzenia to zupełnie co innego. Organizacja ślubu była najbardziej czaso- i pracochłonną ze wszystkich organizacji ever. 😉 Ale warto było! Zorganizowanie czegokolwiek wymaga poświęcenia czasu i sporych nakładów pracy, ale satysfakcja, że się zrobiło coś samodzielnie – gwarantowana. A ślub to jedno z najważniejszych wydarzeń z życia człowieka. Daleko mi do tego, by twierdzić, że najważniejsze, ale nadal bardzo ważne i przygotowanie go jest warte zachodu.

Ślub po swojemu

Po pierwsze i najważniejsze: muszę sobie trochę pogadać. 🙂 Ślub powinien być zorganizowany po Waszemu. To jest dla mnie najważniejsza kwestia. Nie tylko, gdy chodzi o ślub, ale gdy chodzi o całe Wasze życie. Macie je jedno i to Wy decydujecie o jego kształcie. Pochodzę z małego miasteczka, gdzie jak na dłoni widać, że wielu ludzi nie myśli o tym, co będzie dobre dla nich, ale o tym, co ludzie powiedzą. Oczywiście w dużych miastach też występuje takie zjawisko, ale jakoś słabiej je widać. Podobnie jest z kwestią „pokazania się” (if ju noł łot aj min). To wszystko doskonale widać przy okazji ślubów i wesel. Jeżeli naprawdę w głębi serca chcecie, by Wasz ślub wyglądał tak, jak „radzi” Wam najbliższe otoczenie, to wszystko super. Jeżeli całkowicie gryzie się to z Waszym światopoglądem i wyobrażenie na temat tego dnia albo czujecie, że ktoś Was do czegoś przymusza, zróbcie to po swojemu! Nie ma czegoś takiego jak „wypada”! Nie chcecie brać ślubu w ogóle? Nie bierzcie! Chcecie kameralne wesele zamiast wielkiego? Zróbcie kameralne. Nie chcecie zapraszać znajomych swoich rodziców, „bo oni byli na ślubie ich syna”? Nie zapraszajcie! Mogłabym tu mnożyć przykłady, ale myślę, że wiecie, o co mi chodzi. To jest Wasz dzień. Wasze życie.

CZ. I Jak, gdzie, kiedy? Czyli podstawy organizacyjne

Ok, ustaliliśmy już sobie, że decyzje na temat ślubu podejmujecie sami, ze swojej nieprzymuszonej woli. Czas na kilka podstaw związanych z organizacją wesela. One wszystkie są w dużej mierze powiązane, więc raczej decydując się o jednej z nich, trzeba wziąć pod uwagę pozostałe. Ale, jak zwykle, po kolei.

#1 Ślub kościelny (konkordatowy) czy cywilny?

organizacja wesela

To bardzo osobista sprawa. Naprawdę NIKT nie powinien Wam się w to wtrącać. I tutaj nie ma kompromisów. I nie ma też czegoś takiego, że któryś z tych ślubów jest lepszy – oba są równie ważne w świetle prawa, a jeśli chodzi o kwestie sumienia, to weźcie pod uwagę, że każdy ma swoje i pilnujcie tylko swojego. 😉 Nie ma też czegoś takiego jak „tylko cywilny”. Nie będę tu wnikać w kwestie duchowe, bo to sprawa osobista, ale tak dla niezdecydowanych, czy powinni postawić się rodzicom, 😉 powiem, że ślub cywilny może być równie piękny i uroczysty, co kościelny. Wiem, bo sama taki brałam. Dochodzą do tego też kwestie finansowe – ślub kościelny (usługa kapłana + ozdabianie kościoła) to wydatek rzędu 1500 zł, a cywilny… 84 zł. Nie wiem, jak wygląda to w małych miastach, ale w Warszawie w Urzędzie Stanu Cywilnego (dalej zwanego USC) można zamówić sobie muzykę na żywo, jeśli komuś zależy – oczywiście koszt wtedy wzrasta. Sale ślubów też są niczego sobie, serio. Nie bójcie się podjąć takiej decyzji, jeśli się wahacie.

Kiedy już zdecydujecie, musicie się wybrać i ustalić termin. W przypadku ślubu cywilnego można wybrać datę nie dalszą niż 6 miesięcy do przodu, a w przypadku kościelnego możecie około roku wcześniej (albo i 1,5 – podobno zależy od księdza), ale wystarczy i 10 miesięcy. W przypadku naszego ślubu zaplanowanego na maj, nie było szczególnym problemem znaleźć w styczniu wolny termin w bardzo ładnej restauracji (choć nie wszystkie, do których napisaliśmy miały miejsce). Ale to Warszawa. Wiem, że w małych miejscowościach często czeka się nawet do 2 lat na salę weselną. Dlatego polecam najpierw ustalić datę z restauratorem, a potem dopiero z księdzem bądź urzędnikiem.

Wyżej podlinkowałam cenę, ale podlinkuję jeszcze raz, żeby było bardziej widoczne: kroki, które trzeba wykonać, żeby wziąć ślub w USC. Zakładam, że w innych miastach jest tak samo, jak w Warszawie.

#2 Miasto, w którym ten ślub weźmiecie

Mieszkacie i pracujecie w tej samej miejscowości, co Wasze rodziny? Wszystko jasne. A co zrobić, gdy jest inaczej? Scenariuszy jest nieskończona ilość, więc nie będę tutaj pisać referatu dla każdej z możliwości, ale proponuję tylko, żebyście wzięli pod uwagę kilka rzeczy:

  1. Czy w miejscowości, w której mieszkają Wasze rodziny, jest gdzie wziąć ślub (kościół czy sala ślubów) i czy odpowiada to Waszym wymaganiom?
  2. Czy jest tam odpowiedniej wielkości restauracja bądź sala weselna, która odpowiada Waszym wymaganiom?
  3. Czy Wasza rodzina może ewentualnie dojechać i nocować w innym mieście lub czy możecie zapewnić jej transport i ewentualny nocleg, tam, gdzie chcecie wziąć ślub?
  4. Co najkorzystniej wyjdzie Wam pod względem finansów?

Zobrazuję to naszym przykładem. Pochodzimy z jednej, małej miejscowości, mieszkamy w Warszawie. Część naszej rodziny mieszka w Warszawie i to większa niż w tej miejscowości, z której pochodzimy. Mamy tu też znajomych, których chcieliśmy zaprosić. Członkowie rodziny mojego Męża mieszkają w różnych miastach (też za granicą). Ślub chcieliśmy wziąć cywilny, a sala ślubów w naszej miejscowości nie jest szczególnie piękna. Chcieliśmy też uniknąć gadania „a dlaczego nie w kościele”. To wszystko pomogło nam podjąć decyzję, że weźmiemy ślub w USC w Warszawie. Wszyscy, którzy mieli dojechać, dojechali bez problemu, a rodzina mojego Męża nawet zrobiła sobie później afterparty, korzystając z okazji, że wszyscy są w jednym miejscu. 😉

To jest kwestia do dogadania i jeżeli czegoś zdecydowanie odradzam to ściągania swojej rodziny na ślub, jeżeli mieszkacie za granicą. No, chyba, że macie na to fundusze. Jednak fundusze i tak nie pomogą, jeśli ktoś starszy nie zechce przyjechać/ przylecieć, bo nie ma na to siły, jak i ktoś, kto ma dzieci albo jakieś służbowe zobowiązania. Chociaż, oczywiście, zrobicie, jak chcecie.

#3 Mały czy duży ślub (i wesele?)

Wszystko powinno zależeć od Waszego gustu. Ja nigdy nie chciałam mieć dużego wesela, wielkiego tortu i otrzęsin. I wielu innych rzeczy, które wielu innym ludziom odpowiadają. Na naszym ślubie było 40 osób. A można zorganizować jeszcze mniejszy ślub. Nawet miałam okazję być na dwóch takich bardzo skromnych, rodzinnych uroczystościach. I też było dobrze. Chcecie wielkie weselicho i nie macie oporów przed kredytami/ braniem kasy od rodziców/ po prostu macie na to pieniądze? Super, róbcie! Ale nie róbmy z tego standardu. KAŻDY ślub jest piękny.

#4 Restauracja czy sala weselna/ obiad weselny czy wesele

organizacja wesela

Jak wcześniej pisałam – to wszystko ściśle się ze sobą wiąże. My braliśmy ślub cywilny w Sali na 80 osób, gości było 40, a w ramach wesela był obiad w restauracji. Część znajomych zaprosiliśmy tylko na ślub. Tak, można tak zrobić. Moim zdaniem lepiej tak, niż nie zaprosić wcale. To teraz tak – oczywista oczywistość – w przypadku większego wesela wydatki też wzrastają, i to zupełnie nieproporcjonalnie. Bo jak mieliśmy obiad, to płaciliśmy za obiad. A gdy mamy więcej osób i robimy wesele z tańcami, to potrzebujemy sali bankietowej, a wtedy rodzi się potrzeba zorganizowania miliona innych rzeczy: zespołu, wodzireja, wielkiego tortu (najczęściej marnej jakości, bo wiecie, ile by kosztował świetny tort na 200 osób ;)), drinków i nieskończonej ilości alkoholu, chłopskiego stołu (czy jak to się tam nazywa, podobno ostatnio modne). Wydatki robią się ogromne. Dochodzi do tego jeszcze jedna rzecz – 200 osób może nie zmieścić się w USC. W Warszawie jest jedna taka sala ślubów – na starówce. Nie sądzę jednak, żeby w większości miast były aż tak duże sale – trochę też z przyzwyczajenia, że ludzie najczęściej biorą ślub w kościele i jak ktoś bierze cywilny, to na pewno nie duży. Dlatego jeśli jesteście przekonani, że nie chcecie ślubu kościelnego, to rozważcie uszczuplenie listy gości, którą na tym etapie powinniście mieć mniej-więcej ogarniętą. Mówiłam, jak to się wszystko łączy… 😉

Jak to wyglądało w naszej praktyce? Wyszukiwaliśmy restauracji na zbiorczej stronie GdzieWesele.pl (dla spóźnialskich: są tam też terminy last minute) – ale jestem pewna, że takich stron jest więcej – później ewentualnie wchodziliśmy na stronę restauracji, sprawdzaliśmy menu weselne – jeśli było dostępne – i pisaliśmy maile do restauracji, które nam się spodobały, z zapytaniem o termin (oraz ewentualnie menu, jeśli nie było go na ich stronie). Sprawdzaliśmy też, w jakiej odległości jest restauracja od USC. Ostatecznie obejrzeliśmy cztery sale. Tym sposobem znaleźliśmy wspaniałą restaurację Angelika w Falenicy (niestety musieliśmy załatwić transport części gości, ale o tym następnym razem), którą wszystkim będę polecać, jeśli ktoś mnie zapyta o dobre miejsce na zorganizowanie takiej uroczystości. To też dobra lekcja dla wszystkich, którzy myślą, że jeżeli pierwsza restauracja czy sala, do której wejdą im się spodoba, to trzeba ją brać. Nie róbcie tego, bo możecie przegapić perełkę.

W tym momencie urwę moją opowieść, bo nie chciałabym Was zanudzić, ale też nie chciałabym pisać szczątkowo. Właśnie dlatego postanowiłam tę krótką serię podzielić na 3-4 „odcinki”. Mam nadzieję, że dzięki temu, ktoś będzie miał skarbnicę wiedzy, jakiej ja nie miałam, gdy trwały nasze przygotowania do ślubu. Mam nadzieję, że się przyda. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Pozostałe części:

  1. Organizacja wesela po swojemu, cz. II: zaproszenia, prezenty, fotograf, obrączki i transport
  2. Organizacja wesela po swojemu, cz. III: co z tą suknią?
  3. Organizacja wesela po swojemu, cz. IV: dobre samopoczucie gości