Domowe mleko roślinne (z orzechów)

domowe mleko roślinne

Od jakiegoś czasu unikam jak mogę mleka krowiego. Jasne, jest smaczne, ale ma kilka wad, np. taką, że kradniemy je cielętom (i wspieramy niehumanitarną hodowlę krów) lub też fakt, że zawarta w nim kazeina jest białkiem, którego organizm homo sapiens nie trawi (stąd różne nieciekawe żołądkowo-jelitowe objawy). Jednak coś trzeba mieć do kawy (to był całkiem niezamierzony rym ;)). Dlatego długo używałam mleka roślinnego ze sklepu. Niestety – albo są drogie, albo mają bardzo słaby skład. No i co tu zrobić? Najlepiej zrobić mleko samodzielnie!

Z tego, co wiem, są różne szkoły robienia roślinnego mleka w domu – najsłynniejsza wiąże się z użyciem blendera kielichowego. Niby blender mam, ale jakoś nie mogłam się za to zabrać, odwlekałam to i odwlekałam, aż w końcu… znalazłam inny sposób, z którego od razu skorzystałam. 🙂 Otóż do zrobienia mleka roślinnego z orzechów nadaje się doskonale… wyciskarka wolnoobrotowa! Wykonanie jest dziecinnie proste i zajmuje dosłownie chwilę. Trochę więcej czasu trzeba poświęcić na umycie poszczególnych części wyciskarki, ale jak wiadomo… no pain, no gain.

domowe mleko roślinne

Co jest potrzebne do wykonania mleka roślinnego*?

  •  1 wyciskarka wolnoobrotowa
  • 100 g orzechów (ja wypróbowałam do tej pory migdały i orzechy laskowe, mleko z tych drugich bardziej przypadło mi do gustu)
  • 500 ml wody (+- 100 ml, miejcie pod ręką trochę więcej wody)
  • Ewentualnie do doprawienia: cukier (najlepiej w postaci ksylitolu, miodu lub syropu klonowego), sól (najlepiej morska), cukier waniliowy lub ekstrakt waniliowy, kakao – co Wam w duszy gra (mi chyba nie gra nic, bo jeszcze nie próbowałam doprawiać)

*na około 600 ml mleka

Wykonanie:

Włączamy wyciskarkę. Zamykamy „dzióbek”. Wrzucamy około łyżki orzechów i dolewamy wodę – trzeba trochę „na oko” (korzystając z okazji powiem tylko, że powiedzenie: „na oko to chłop w szpitalu umarł”, jest potwornie głupie, bo wyczucie w kuchni pozwala osiągnąć dużo więcej niż sztywne trzymanie się przepisu – do tego przekonania trzeba trochę dorosnąć, ale to wyzwalające, możecie mi wierzyć). Wrzucamy jeszcze jedną łyżkę i dolewamy znów wody. Pozwalamy chwilę się pomiędlić (dłuższą chwilę), otwieramy dzióbek i pozwalamy napojowi spłynąć do pojemnika.

domowe mleko roślinne

domowe mleko roślinne

W tym momencie zwykle wyłączam na moment urządzenie, żeby odpoczęło (zwykle po około 2 minutach pracy). Po chwili włączam je ponownie i kontynuuję, aż wykorzystam wszystkie orzechy i zużyję przynajmniej 500 ml wody (pamiętając o tym, by po 2 minutach robić przerwy). Powstały napój ewentualnie doprawiamy, przelewamy do słoika/butelki i wstawiamy do lodówki i trzymamy tam maksymalnie kilka dni. Można też przecedzić przez sitko lub gazę, by oddzielić drobinki orzechów, które przedostały się do naszego mleka.

domowe mleko roślinne

A jak to wygląda cenowo?

Z mojego punktu widzenia to jest to właściwie koszt orzechów, czyli 4,50 za 600 ml mleka, bo przefiltrowana woda z kranu to groszowa sprawa. Dla porównania – w sklepie 1 litr gotowego mleka z orzechów laskowych kosztuje 15 zł. Przy czym w domowym mleku orzechy stanowią 20 procent, a w sklepowym 2,5. Możecie rozwodnić, jeżeli będzie Wam pasowało, będzie jeszcze taniej.

Jak pisałam, mleka używam głównie do kawy (niestety trochę się warzy, ale sklepowe też ma tę wadę), ale można go użyć do wszystkich innych celów, do których normalnie użyłoby się mleka zwierzęcego: do płatków, owsianki, placków, ciast, kakao itd.

domowe mleko roślinne

Przygotowanie mleka w wyciskarce wolnoobrotowej ma tę zaletę, że dostajemy i mleko, i dość suchą pulpę orzechową, którą można później wykorzystać. Macie może jakieś pomysły na wykorzystanie jej? Ja na razie wymyśliłam tylko, że można wrzucić ją do jakiegoś ciasta. Póki co czeka w pojemniku wyłożonym ręcznikiem papierowym (wchłania wilgoć).

domowe mleko roślinne

Enjoy! 🙂

P.S. Na wszelki wypadek – gdyby nie było czasu na zrobienie kolejnej porcji mleka – lepiej mieć karton jakiegoś mleka w zapasie.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  2. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy

Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu

wegańskie pasty z silken tofu

Kilka dni temu zapowiedziałam, że wstawię tu przepis na silken tofu, które zdobyłam w Wielkiej Brytanii. Żeby nie być gołosłowną – prezentuję dziś dwa. Oba inspirowane przepisami z popularnych wegańskich blogów, z których przepisów korzystam na co dzień.

wegańskie pasty z silken tofu

Jeśli chodzi o samo silken tofu, to jest problem, żeby dostać je w popularnych sklepach. Przejrzałam polski internet i zauważyłam, że jeśli się postaracie, to uda się Wam zamówić je w wegańskich sklepach internetowych. Ja to mam, kurczę, jednak nadzieję, że w miarę upływu czasu (i wzrostu popularności weganizmu) będzie o nie łatwiej – bo to jest naprawdę coś niesamowitego. Kiedy otworzycie opakowanie, będzie się Wam wydawało, że to po prostu serek feta. Ok, pachnie inaczej, ale na pierwszy rzut oka – feta. Można je po prostu rozbełtać widelcem i będzie jak taki ziarnisty twarożek albo – zblendować na idealnie gładką masę wyglądającą jak typowy serek do smarowania pieczywa. Smak jak smak – tofu jest stworzone do tego, żeby mu ten smak NADAWAĆ. Po połączeniu z odpowiednimi składnikami (najlepiej Waszymi ulubionymi) staje się przepyszne. Pewnie nadałoby się również do jakiegoś deseru, ale ja postawiłam na dwie pasty do smarowania.

Pasta a la jajeczna

wegańskie pasty z silken tofu

  • 170 g silken tofu (u mnie wersja soft)
  • pół łyżeczki soli Kala Namak – to ona nadaje paście jajecznego smaku
  • 1 łyżeczka musztardy chrzanowej (lub innej, którą lubicie)
  • pół łyżeczki przyprawy curry lub kurkumy
  • pół łyżeczki syropu klonowego
  • pół pęczka posiekanego szczypiorku lub np. natki pietruszki czy koperku
  • czarny pieprz (do smaku)

Wszystko razem mieszamy, najlepiej w przeznaczonym do przechowywania pasty pojemniku lub słoiczku – mniej zmywania 😉 – i uzyskujemy ziarnisty „twarożek”. Można też zblendować (więcej zmywania), a później tylko wymieszać ze szczypiorkiem. Odstawiamy do lodówki, żeby się przegryzło. 😉

Inspiracja: Jadłonomia.

Pasta z suszonymi pomidorami

wegańskie pasty z silken tofu

  • 170 g silken tofu
  • kilka suszonych pomidorów z zalewy
  • kilka listków bazylii (lub innego zielska, które Wam odpowiada smakowo 🙂

Tak, to wszystko. Zblendowałam te 3 składniki i wyszło mi niebo w gębie. Uważam, że suszone pomidory nie potrzebują wiele, ale możecie jakoś delikatnie doprawić solą i pieprzem lub – trochę mniej delikatnie – czosnkiem.

Inspiracja: Wegan Nerd.

Smacznego!

P.S. W październiku w sezonie są:

Warzywa: bakłażan, brokuły, brukselka, buraki, cebula, cukinia, cykoria, czarna rzepa, czosnek, dynia, fasola, fenkuł, jarmuż, kabaczek, kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, marchewka, natka pietruszki, papryka, pasternak, patison, pieczarki, pietruszka, por, seler, szczaw, szpinak, topinambur (w końcu widziałam go w kerfie!), ziemniaki.
Owoce: aronia, borówka brusznica, czarny bez, dereń, dzika róża, głóg, gruszki, jabłka, pigwa, rokitnik, śliwki, winogrona, żurawina, orzechy włoskie i laskowe.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Jagodowe muffinki w “uzdrowionej” wersji
  2. 2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie
  3. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu
  4. Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie
  5. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody

Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta

pasta z ciecierzycy i buraka

Od jakiegoś czasu moim postanowieniem jest „jeść bardziej roślinnie”. Nie powiem, że dla zdrowia, mimo że chciałabym, żeby tak było, ale niestety nie udowodniono, że niezaprzeczalnie lepiej jest stronić od produktów odzwierzęcych. Ba, rezygnując z nich zaczynamy mieć problemy z uzupełnieniem diety w niektóre witaminy i minerały – dla weganina ani rusz bez witaminy B12, ale także witaminy D. Resztę da się zbilansować, taka jest prawda. Na mnie nie działało też odstawienie nabiału, jeśli chodzi o jakąś poprawę stanu cery, więc nabiału nie odrzucam, a jedynie ograniczam. Dlaczego więc to wszystko? Tylko ze względów etycznych, światopoglądowych, jak zwał, tak zwał. Produkcja nabiału oraz mięsa nie jest humanitarna. No, nie jest. Pooglądajcie sobie coś na YouTube na ten temat, zdaje się jest film o tytule Cowspiracy, ale i wiele innych. Poczytajcie. Poza tym produkcja na taką skalę, na jaką jest prowadzona, jest po prostu szkodliwa dla środowiska – szczególnie hodowla krów, a wiadomo skąd jest mleczko, jogurciki i serki. Odsyłam Was do poczytania mądrzejszych niż ja – np. do Kasi Gandor.

Mój pogląd na to wszystko jest też taki, że lepiej ograniczać niż od razu wpadać w szał i mówić „nie będę jeść w ogóle produktów odzwierzęcych od dziś”. Oczywiście, oddaję weganom sprawiedliwość, uważam, że ich postawa jest chwalebna. Wydaje mi się jednak, że namawianie ludzi do tego, by całkowicie zrezygnowali z mięsa i nabiału mija się z celem. Choćby dlatego, że przekonując człowieka do rezygnacji z czegoś, co lubi, napotyka się prosty opór właśnie z tym związany – że to lubi. I że nie będzie całkowicie rezygnował z tego, co lubi. I to jest dla mnie normalna reakcja. Dlatego propozycja, żeby ograniczyć mięso czy tam nabiał wydaje mi się dużo bardziej delikatna i mogąca uczynić więcej niż walenie młotkiem po głowie i gderanie „nie jedz tego mięsa, nie pij mleka, krowy przez ciebie cierpią”. Mój Mąż, mięsożerca, któremu nigdy nie wierciłam dziury w brzuchu, żeby tego mięsa nie jadł, sam z siebie postanowił zrobić sobie semi-wegetariańskie tygodniowe wyzwanie. Może dlatego, że trochę w życiu na ten temat podyskutowaliśmy? Może dlatego, że kiedyś obejrzeliśmy film o tym, co się robi z „niepotrzebnymi” kurczaczkami płci męskiej? Może wpłynęły na to różne rzeczy.

Wiem tylko, że ludzi nie można naciskać, nie w tak ważnych sprawach. A jedzenie jest ważne, nie oszukujmy się. Ostatnio ludzie bardziej zwracają uwagę na to, co jedzą – ze względu na utrzymanie figury, ale też (w końcu!) – by zatroszczyć się o swoje zdrowie. „Na jedzeniu” spotykamy się z ludźmi, budujemy wokół tego relacje. Nic więc dziwnego, że bardzo przywiązujemy się do swojego sposobu żywienia i później bronimy go zaciekle jako jedyny słuszny. Dlatego to, czego nam potrzeba, to zdecydowanie więcej zrozumienia i otwartości na drugiego człowieka – w tej i w każdej innej sprawie. Fajnie, że są inicjatywy takie jak Meatless Monday w USA. My niby mamy postny piątek, ale przypominam, drodzy katolicy, ryba to także mięso, a kaszanka zawiera krew, która nie została wyciśnięta z marchewki. Czemu nie wykorzystać piątku do tego, żeby rzeczywiście jakoś sobie urozmaicić to menu i zrobić babę ziemniaczaną? Albo makaron z sosem pomidorowym i warzywami? Albo jakieś super-hiper-ekstra zdrowe danie z kaszą i jarmużem. Czy co tam bezmięsnego lubicie jeść. 🙂 Bo przecież jeśli chce się naprawić świat, najlepiej zacząć od siebie.

Ja dziś dania obiadowego nie proponuję, ale za to pastę kanapkową, która jest pyszna – o ile dobrze doprawiona – sycąca (na całą ilość w przepisie to 490 kalorii, 19 gramów białka i 18 gramów błonnika!) i podejrzewam, że całkiem zdrowa. No i jest po prostu śliczna. W pewnym momencie w trakcie miksowania zaczęła mi przypominać lody waniliowe z sosem malinowym. 😉 Przygotowanie jej wymaga trochę zachodu, ale warto.

pasta z ciecierzycy i burakapasta z ciecierzycy i buraka

Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka

Składniki:

  • Pół szklanki ciecierzycy
  • 1 spory burak
  • 1 łyżka oliwy
  • 2 ząbki czosnku
  • Sok z cytryny
  • Sól, pieprz, ewentualnie inne przyprawy (według uznania)

Przygotowanie

Ciecierzycę moczymy przez noc (lub 8-12 godzin). Następnie zmieniamy wodę i gotujemy ją około 2 godzin (ostrzegałam, że to wymaga zachodu – warto też po godzinie jeszcze raz zmienić wodę ;)), wyłączamy i zostawiamy w wodzie. Na żadnym etapie nie solimy ciecierzycy, nie ma takiej potrzeby. Buraka dokładnie płuczemy, zawijamy w folię aluminiową i pieczemy w piekarniku w ok. 200 stopniach przez mniej więcej godzinę. Wszystko zależy od buraka, ja zaufałam intuicji, ale można też wbić przez folię nóż, żeby sprawdzić, czy burak jest już miękki.  Obieramy je ze skórki i miksujemy w blenderze z ciecierzycą, oliwą, czosnkiem, sokiem z cytryny i odrobiną wody z ciecierzycy. Wasz blender może się buntować, ale nie poddawajcie się. Co jakiś czas wyłączajcie go, mieszajcie i włączajcie jeszcze raz. Aż uzyskacie pastę, która będzie się nadawała do smarowania pieczywa. Przekładamy pastę do pojemnika, dodajemy sól, pieprz, mieszamy i wstawiamy do lodówki. Możecie zrobić więcej i część od razu zamrozić – potem wystarczy rozmrozić w lodówce.

Bon appétit. 😉 Jecie takie domowe pasty? Lubicie? A może macie jakiś przepis godny polecenia?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  2. Domowe mleko roślinne (z orzechów)
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy

Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody

Uwielbiacie meksykańską, pikantną, rozgrzewającą kuchnię, ale nie jecie mięsa? Ten przepis to coś dla Was. Jedno z moich ulubionych jesienno-zimowych dań. ❤

W poprzedniej notce pisałam Wam, jak ważne jest zdrowe odżywianie się. Najłatwiejszą drogą do tego jest gotowanie w domu – a im bardziej surowej i nieprzetworzonej żywności użyjecie, tym zdrowiej. Dzisiaj, w kontekście nieuchronnie zbliżającego się zimna, postanowiłam pokazać Wam przepis, który niedawno znalazłam w sieci, a który (mało dyskretnie) nawiązuje do mojego umiłowania do białka roślinnego. Ma swoje wady (rośliny strączkowe wzdymają (mniej, jeśli używa się suszonych, a nie puszkowanych) i nie mogą ich jeść osoby mające problemy np. z woreczkiem żółciowym) i zalety (mają dużo błonnika, substancji przeciwutleniających i są sycące), ale u mnie się sprawdza. Co prawda, w tym przepisie znajdziecie warzywa z puszki i koncentrat pomidorowy, ale to nadal lepsze niż gotowy „domowy obiadek” ze słoika. Jestem pewna, że takie chili sprawdzi się jako alternatywa zimowego gulaszu.

Sycące, wegańskie chili

wegańskie chili

1 cebula
1 papryka (u mnie nie było, bo… zapomniałam)
4 ząbki czosnku
Puszka czerwonej fasoli
Puszka czarnej fasoli (znajdziecie w jakimś większym/lepszym sklepie)
Puszka pomidorów (u mnie krojone, łatwiej ;))
¾ 200-gramowego słoiczka koncentratu pomidorowego
½ litra bulionu warzywnego
2 łyżki chili (lub mniej, będzie bardzo ostre)
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżeczka wędzonej papryki w proszku (ewentualnie słodkiej)
1 łyżeczka suszonego oregano
Sól do smaku
Olej/oliwa/masło do podsmażenia (u mnie mix oliwy i masła)
Do posypania: natka pietruszki/ świeża kolendra

Możecie polać śmietaną lub jogurtem. Nie będzie już wegańskie, ale złagodzicie nieco smak.

Przygotujcie bulion. Cebulę i paprykę pokrójcie w kostkę. Na sporej patelni zeszklijcie na oleju cebulę i paprykę (o ile paprykę można zeszklić 🙂 ). Zajmie to kilka minut. Następnie dodajcie czosnek i podsmażajcie przez jakieś pół minuty. Teraz wlejcie do tego bulion, pomidory z puszki, koncentrat pomidorowy i przyprawy. Polecam nie przesadzić w tym miejscu z solą, zawsze możecie dosolić później. Doprowadźcie do wrzenia. Odcedźcie i dorzućcie fasole. Nie przykrywajcie. Niech się trochę pogotuje, aż zgęstnieje. Mniej więcej 10 minut, ale możecie i dłużej, i krócej ­– sami wiecie, jakiej konsystencji oczekujecie. 🙂 Spróbujcie, ewentualnie dodajcie soli. Możecie to jeść samo, z chlebem, z tortillą, albo z czym Wam pasuje.

Smacznego! 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy
  2. Marchwianka z soczewicą na jesienne i zimowe chłody
  3. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  4. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  5. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu