Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności

potęga wytrwania w decyzji

Poprzednio zapowiedziałam, że planuję pójść w ślady inspirujących mnie blogerów i stworzyć cykl 52 Tygodnie Pozytywności. Niniejszym go otwieram. Tworząc motywy przewodnie kolejnych tygodni będę korzystać ze swojego doświadczenia, wiedzy i niekiedy intuicji (listen to your… gut). Liczę na to, że wszyscy na tym skorzystamy! Zapraszam! 🙂

Słowem (nieco przydługiego) wstępu

Jest mi naprawdę szalenie miło, że tu ze mną jesteście! Jeszcze bardziej mi miło, jeśli zechcecie wziąć ze mną udział w tym szalonym, rocznym wyzwaniu. Pewnie po zajawce myślicie, że będziemy działać na takiej zasadzie, że ja Wam wszystko powiem, a Wy macie się słuchać, robić i nie gadać. Otóż nie. Nie pretenduję do bycia ekspertką od pozytywności. Owszem, dużo na ten temat czytałam. Owszem, od paru lat skutecznie nad sobą pracuję, dzięki czemu udało mi się wypracować wiele wspaniałych nawyków. Owszem, pomaga mi socjologiczna wiedza wyniesiona ze studiów (na zasadzie „jak i dlaczego tak działają ludzie”). Jednak nie wiem wszystkiego. Pod tym względem bardzo podoba mi się myśl Sokratesa, wiecie która. 😉 Tylko głupiec uważa, że zgłębił całą wiedzę z obszernego tematu i niczego więcej nie może się nauczyć. Dlatego bardzo serdecznie Was zapraszam do udziału, bo jestem pewna, że nauczę się też czegoś od Was! 🙂

W związku z tym bardzo chciałabym, żebyście komentowały/ komentowali teksty z tego cyklu – pod postami na blogu lub na Facebooku i dzielili się swoimi przemyśleniami. Jeśli się teraz zaperzacie – wierzcie mi, rozumiem Was, rozumiem lęk przed „wzywaniem do tablicy”, nie cierpiałam tego. Zwłaszcza na statystyce (o ironio, tam nie trzeba było się wypowiadać). Jednak uwierzcie, że napisać jest dużo łatwiej i to żaden wstyd dzielić się swoimi przemyśleniami. Spójrzcie na mnie, mam tego bloga i piszę tu, co chcę. Jestem pewna, że Wasze przemyślenia wiele wniosą do całego przedsięwzięcia. Nawet jeśli napiszecie, że to, co proponuję jest głupie i bez sensu (o ile poprzecie to jakimiś argumentami, hejterstwo  nie jest mile widziane. 😉 ). Wszystkie życiowe doświadczenia są na wagę złota.

Ok, zacznijmy. Zacznijmy prosto.

potęga wytrwania w decyzji

Już kiedyś na blogu wnikałam w postanowienia noworoczne. Jasne, to dobry moment, sama w styczniu siedziałam i wymyślałam, jak mogłabym ulepszyć swoje życie (i siebie). W tym roku, dla równowagi, postanowiłam mieć ich sporo. I mam jakieś 50 – o różnej wadze. Niektóre są raczej postanowieniami długoterminowymi, wymagającymi codziennej (lub prawie codziennej) powtarzalności, inne – celami, do których osiągnięcia aspiruję. Nie przejmę się, jeśli ich wszystkich nie zrealizuję, bo wyznaję zasadę, że lepiej coś zrobić częściowo, niż nie zrobić tego wcale (o ile leży to w kręgu interesujących mnie spraw), dlatego raz kozie śmierć, zaryzykuję postanowić sobie sporo rzeczy. Czyli co? Czyli…

Zadanie #1: Postanawiam, że…

Jak pisałam wyżej, ja tym razem mówię intuicji „prowadź mnie” (o, niech Wam zagra w głowie 😉 ), nie rezygnując przy tym z motywujących mnie postanowień. Wy też nie rezygnujcie. Wybierzcie jedną rzecz – może to być postanowienie, do którego konieczna jest powtarzalność, jak i jednorazowa sprawa (na przykład coś, co od dłuższego czasu odkładacie, a trzeba to zrobić). Może ona dotyczyć dowolnego aspektu Waszego życia. Może to być postanowienie na cały rok lub miesiąc (o ile jest to czynność powtarzalna) albo chociaż na ten pierwszy tydzień naszego wyzwania (zwłaszcza, jeśli dotyczy jednorazowego wyczynu). Warunek jest jeden: realizacja tego postanowienia ma sprawić, że poczujecie się dobrze sami ze sobą.

Oto kilka pomysłów:

  • codziennie po przebudzeniu będę wypijać szklankę ciepłej wody
  • zapiszę się w końcu na przegląd do dentysty
  • będę czytać książki w tramwaju – zamiast gapić się za okno (co też jest czasami spoko, więc jeśli najczęściej czytacie w komunikacji, to dla odmiany pogapcie się za okno)
  • będę wysiadać przystanek przed miejscem docelowym (w komunikacji miejskiej, nie międzymiastowej)
  • posprzątam w szafie i powyrzucam/ oddam ciuchy (buty, akcesoria), których nie noszę i raczej nosić nie będę
  • codziennie będę robić coś miłego dla osoby, którą kocham (nie musi to być życiowy partner, może być mama lub przyjaciel)
  • zainwestuję w szmacianą torbę na zakupy i będę ją mieć zawsze w torebce/ kieszeni
  • raz w tygodniu będę robić świeżo wyciskany sok lub smoothie (w zależności od tego, jaką maszynę posiadacie 😉 )
  • itp.

Moje postanowienie na ten tydzień

Dziś zakończyłam 31-dniowe wyzwanie jogowe (Yoga Revolution) i czuję się z tym cudownie. Oczywiście nie był to jakiś jednorazowy wyczyn, nadal będę codziennie (w miarę możliwości) praktykować jogę, ale to wyzwanie dało mi naprawdę dużo – czuję się lepiej, mam wrażenie, że poprawiła mi się koncentracja (na macie i poza matą), że nieco się wyprostowałam, wzmocniłam mięśnie (niektóre asany są bardzo wymagające) i bardziej panuję nad sobą. Poza tym zawsze warto postanawiać, bo trzymanie się raz podjętej decyzji daje poczucie sprawczości, co prowadzi do większego zadowolenia z siebie i swojego życia. Postanawiam więc znowu – żeby dotrzymać Wam towarzystwa:

Codziennie, niezależnie od tego, czy będzie mi się chciało, czy też nie, przeczytam kilka stron Jane Eyre w oryginale. Po angielsku, znaczy się.

To jak, piszecie się? Dajcie mi znać, jakie są Wasze postanowienia! A ja lecę szlifować swój angielski. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Jak tanio podróżować po Polsce?

jak tanio podróżować

„Ale ci fajnie”, „Jak ty to robisz?”, „Skąd masz na to pieniądze?” – te i wiele im podobnych pytań słyszałam w ciągu ostatnich lat wielokrotnie. A o co właściwie chodzi? A o podróżowanie. Po Polsce. Bo podróżować nie trzeba za granicę. Jakiś czas temu mogliście obejrzeć sobie serię reklam „To Mazury, nie Amazonia/ Hiszpania / …”. Może warto poznać najpierw swój własny kraj, a później zachwycać się innymi?

jak tanio podróżować
źródło: http://www.gravite.pl/mazury-cud-natury/

Wszystko zaczęło się od tego, że byliśmy z moim Mężem – a wówczas jeszcze Nie-Mężem 😉 – znudzeni. Znudzeni wyjazdami w miejsca, które znamy już na pamięć, w których widzieliśmy już wszystko, co można było zobaczyć, a w które wyjeżdżaliśmy głównie dlatego, że część noclegową mieliśmy za darmoszkę. Schemat Trójmiasto-Biebrza-Trójmiasto-Biebrza… mocno nam się przejadł. Nie znaczy to, że całkowicie wykluczamy te miejsca jako cele naszych wyjazdów w przyszłości. Ja Biebrzę kocham, jej charakterystyczny zapach, niesamowite widoki na rozlewiska. Trójmiasto także kojarzy mi się cudownie, z radosnym, beztroskim dzieciństwem i wczesną młodością, z goframi i liścikiem, który zostawiłam kiedyś w Greenway’u („Przepraszam, że nie zjadłam, bo nie mogłam”;)).  No ale to tak jak ze związkami – można kochać swojego partnera nad życie, ale urozmaicenia to niezbędna część szczęśliwego wspólnego życia.

jak tanio podróżować

Toteż pojechaliśmy do Agroturystyki nad jezioro. Serdecznie polecam, jeśli ktoś lubi taką formę wypoczynku, Agroturystykę Magdy Wilk. To bardzo ciepła osoba wprowadzająca niesamowicie swojską atmosferę przy śniadaniu i nie tylko. Okolica też jest bardzo klimatyczna – lasy i spore jezioro Selmęt Wielki. Nie bez powodu tam wróciliśmy – tym razem w sezonie, pod namiot. Później zaczęliśmy zwiedzać duże polskie miasta – Wrocław, Poznań, Toruń… W międzyczasie wpadła nam wycieczka do Hiszpanii, ale to opowieść na inny raz. W tym roku odwiedziliśmy Sandomierz – malownicze miasteczko, idealnie nadające się na weekendowe ładowanie baterii.

jak tanio podróżować

W zeszłym – zafundowaliśmy sobie wycieczkę szlakiem tatarskim (trochę zmodyfikowanym po naszemu). Podlasie ma w sobie wiele uroku, dopóki „patrioci” się nie wychylają (jeżeli nie wiecie, o czym mówię, to polecam książkę „Białystok. Biała siła, czarna pamięć” albo poszukanie sobie co to znaczy „wielokulturowość turystyczna”).

Co tu kryć, w powiedzeniu „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie” jest wiele racji, także w kontekście podróżowania. Oczywiście, jeśli ktoś za jedyny cel podróży, wybiera sobie leżenie plackiem na plaży i popijanie drinka z palemką (w czym też nie ma nic złego!), to najlepiej uczyni udając się na Fuerteventurę. 😉 Boleśnie przekonaliśmy się o tym dwa tygodnie temu próbując wypocząć nad Biebrzą. Jeśli jednak lubicie spędzać czas spacerując/ maszerując i podziwiając piękno natury lub architekturę i inne dzieła człowieka, to spokojnie wystarczą Wam granice naszego pięknego kraju.

Największą zaletą podróżowania po Polsce jest jego niewielki koszt. Spanie? W hostelu lub pod namiotem. Jedzenie? Obiad w fajnej knajpce, ale kolacja i śniadanie ze sklepu. Podróż? Przejazdy są śmiesznie tanie, a czasem można nawet znaleźć niedrogi przelot. Ale po kolei…

#1 Planowanie z wyprzedzeniem

Po pierwsze i najważniejsze – im więcej czasu do Waszego wyjazdu, tym szersze możliwości przed Wami. Możecie dzięki temu zarezerwować taniej lepszy hostel, kupić w jakiejś promocji namiot, macie czas na przygotowania i poszukiwania. Możecie taniej kupić bilet na autobus lub pociąg.

Jednak, nie oszukujmy się, nie każdy tak potrafi. Ale i na last minute się da. Spokojnie. Będziecie mieć po prostu mniej opcji noclegowych i będziecie musieli bardziej spiąć pośladki, żeby wszystko załatwić. Z doświadczenia wiem, że niektórzy tak wolą. Ja nie, ale znam takich. 😉 Dacie radę.

#2 Typ wyjazdu

jak tanio podróżować

Pierwsza kwestia, którą należy rozważyć, to interesujący nas typ wyjazdu. Wolicie otoczenie natury czy „cywilizacji”? Chcecie zwiedzić jedno duże miasto czy kilka małych? Potrzebujecie bardziej czy mniej intensywnej rekreacji? Zadając sobie te pytania, zawęzicie krąg poszukiwań. Gdy już odnajdziecie miejsce lub obszar docelowy, możecie zastanowić się nad formą transportu.

#3 Przejazdy

Sprawa jest prosta – pod tym względem najtańszy będzie wyjazd do dużego (lub mniejszego, ale popularnego) miasta ze względu na dobre skomunikowanie. Wystarczy poszukać ofert Polskiego Busa lub pociągu (zwłaszcza, jeśli jesteś studentem – korzystaj ile możesz!), a na miejscu zastanowić się, czy potrzebujecie biletów na komunikację miejską, a jeśli tak, to ile i jakich. Wszystkie informacje znajdziecie na stronach komunikacji miejskiej danego miasta. Do Warszawy np. najbardziej opłaca się przyjeżdżać na weekend, bo bilet weekendowy kosztuje 24 zł i jest ważny na wszystkie przejazdy od 19:00 w piątek do 8:00 w poniedziałek. Można też kupić weekendowy grupowy, dla maksymalnie pięciu osób za 40 zł! Nietrudno obliczyć, że opłaca się już przy dwóch. 🙂

Trudniej sprawa się ma z wyjazdami do małych, mniej popularnych miasteczek. Do Sandomierza jeszcze dojedziecie Polskim Busem, ale znajdą się i takie, do których dostaniecie się tylko z przesiadką. Warto wcześniej sprawdzić jak tam z połączeniami. Plusem małych miasteczek jest – oprócz ich urody – brak potrzeby kupowania biletów na komunikację miejską.

Trzecia opcja to wyjazd w jakąś trasę. Do tego niestety potrzeba samochodu. Jeśli go macie, to super. Jeśli nie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że mają go Wasi rodzice, skorzystajcie z tego. Nie? Zawsze możecie go wypożyczyć – to nie jest taki drogi interes. A co zrobić, gdy nie ma się prawa jazdy? Nie będę pisać „zrób, trzeba mieć” itd., bo nie trzeba, jest to drogie i sama wcale go nie mam. Zamiast tego powiem: znajdź kierowcę i zaproponuj mu interesującą wycieczkę. Nie znalazłeś? To może trasa rowerowo-namiotowa? Też nie? To może po prostu zostań przy wyjeździe do dużego miasta. Ich też jest całkiem sporo.

#4 Noclegi

jak tanio podróżować

Wybraliście już swoje wymarzone miejsce? Super! To teraz trzeba zastanowić się nad noclegami. Najtańszy będzie oczywiście namiot, ale nie rozstawicie go przecież w miejskim parku, więc trzeba go zostawić na wyjazdy na łono natury. W mieście optujemy za hostelami. Najniższa cena za pokój dwuosobowy w hostelu – a właściwie w Domu Turysty – z jaką się spotkałam to 37 zł. Byliśmy jeszcze oboje studentami, ale to i tak imponująca cena. Jeśli chcecie oszczędzić zdecydujcie się na wspólną łazienkę, jeśli wolicie komfort – weźcie pokój z łazienką. A jeśli jesteście super hipisami i nie przeszkadza Wam spanie z obcymi ludźmi w pokoju – weźcie po prostu łóżko w pokoju wieloosobowym – to już jest naprawdę super tania opcja. Od hoteli raczej trzymajcie się z daleka. Nam zdarzyło się w hotelu w Polsce spać raz, w Campanile’u w Poznaniu, bo akurat był miesiąc targów i najtańszy wolny pokój w hostelu kosztował ok. 200 zł za dobę, a Campanile kosztował 100. Było całkiem spoko, ale to była jakaś wyjątkowa okazja. Jeśli 100 zł, to dla Was dobra cena, to możecie próbować. 🙂 Szukajcie też ofert na portalach typu Groupon, czasem zdarzają się fajne obniżki – dzięki temu innym razem spaliśmy w hostelu w centrum Poznania za 50 zł.

#5 Zwiedzanie

jak tanio podróżować

Ok, zarezerwowaliście hostel (lub pożyczyliście/ kupiliście namiot 😉 ). I co teraz? Teraz to należy udać się do najbliższej biblioteki i wypożyczyć przewodnik. Albo kupić, ale dzięki bibliotece zaoszczędzicie kolejne pieniądze. Nie masz konta w bibliotece? To weź se załóż. Nie stwarzajmy sztucznych problemów. Warto szukać możliwie aktualnego przewodnika. Możecie też poszukać jakichś informacji w internecie – na blogach lub miejskich portalach. Jeżeli wybieracie się do miasta, warto sprawdzić darmowe dni muzeów i galerii, poszukać sezonowych imprez. Każdy znajdzie coś dla siebie. Możecie sobie zrobić plan zwiedzania albo zdecydować się na spontan (z doświadczenia wiem, że on zwykle wychodzi drożej).

#6 Jedzenie

W tym przypadku przewodniki w tradycyjnej formie sobie darujcie. Do tego miejsca prawdopodobnie sporo zaoszczędziliście, więc macie dwie opcje. Możecie sobie robić jedzenie sami – zwłaszcza, że w wielu hostelach dostajecie do dyspozycji lodówkę i kuchenkę. Jednak to też ma swoją cenę – czas. Jeśli więc wolicie poświęcić swój cenny czas na inne aktywności, polecam ograniczyć się do jedzenia na własną rękę śniadań, kolacji i przekąsek, a na obiad udać się do restauracji. Tu też macie dwie opcje. Albo wpisujecie w Google: „tanie i dobre jedzenie w … (tu wstaw nazwę miejscowości)” lub „gdzie tanio zjeść w …” – w większości miast coś takiego się znajdzie, jakieś bary mleczne na przykład – albo przeglądacie blogi kulinarno-turystyczne jak Krytyka Kulinarna lub Taste Away i szukacie fajnych miejscówek. My dzięki Krytyce Kulinarnej znaleźliśmy uroczą restaurację Bistro Podwale w Sandomierzu. Tak dobrą, że poszliśmy tam na obiad kolejnego dnia. Jak widać, opcje finansowe są naprawdę różne – Wy decydujecie w jakim stopniu oszczędzacie, a w jakim dopuszczacie się rozpusty. 😉

#7 Pieniądze

Nie będę Was czarować – jeśli naprawdę nie macie kasy, bo nie pracujecie albo – w przypadku młodszych z Was – Wasi rodzice zarabiają zbyt mało (chociaż w dobie pińcet plus…), a Wy nie macie ochoty sobie dorobić na zbieraniu owoców czy pracy w kebabiarni, no to sorry Winetou, ale wycieczkę musicie sobie odłożyć na lepsze czasy. Ale w pozostałych przypadkach? Odkładajcie sobie do skarbonki/ skarpety/ na konto oszczędnościowe po parę złotych (stąd warto zaplanować to wszystko wcześniej), a zdziwicie się, ile uzbieracie. A może problem leży w tym, że nie widzicie, ile pieniędzy przepuszczacie na codzienne przyjemnostki? Kawę, piwo, kosmetyki? Dodajcie sobie te wydatki z kilku miesięcy, to może to Was oświeci i zmotywuje do oszczędzana na wyjazdy.

#8 Pamiątki

jak tanio podróżować

Nie kupuj ich. To zwykle pierdoły, z którymi później nie wiadomo co zrobić. Lepiej weź aparat – lub po prostu telefon z możliwością robienia zdjęć. Albo zrób sobie detoks od technologii i chłoń piękno świata. 🙂

#9 Alternatywa: zabaw się w turystę w swoim mieście

Nie wiem, jak jest w innych dużych miastach, ale w Warszawie w wakacje naprawdę są wakacje. 🙂 Każdego dnia można znaleźć coś ciekawego do robienia – kino pod chmurką, otwarta pływalnia, jakieś festiwale, targi śniadaniowe… Można pójść w miejsca, w jakich nigdy dotąd się nie było, zrobić sobie piknik na parku lub nad Wisłą. Poza tym są muzea, wystawy, starówka, puby, restauracje. Każdy znajdzie coś dla siebie, za różne pieniądze albo i za darmo. Ja już nie raz z powodzeniem zorganizowałam sobie lub koleżankom spoza Warszawy (prawie) darmową wycieczkę (płaciłyśmy za kawę, piwo i obiad 😉 ) i to nie tylko w sezonie. Mieszkasz w małej mieścinie? Weź rower i pojedź na wyprawę. Albo podjedź na okoliczną polanę z kocem i książką. Warto docenić to, co jest w zasięgu ręki.

Nie wiem, na ile wyczerpałam temat, pewnie na tyle, na ile mogłam. 😉 Może macie jeszcze jakieś rady dla podróżujących po Polsce? Piszcie mi w komentarzach. 🙂 I szerokiej drogi!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

Londyn – miasto możliwości

Pokonać marazm

pokonać marazm

Za mną dość ciężki okres – długie chwile marazmu właśnie, o czym za chwilę, później jedna wielka bieganina i załatwianie wszystkiego naraz. Tak się kończy załatwianie wszystkiego na ostatnią chwilę. I takie są skutki nieopanowania braku chęci do działania. Co więc robić? Jak żyć? 🙂

Nigdy nie byłam zwolenniczką takiego zachowania. Zawsze mam też ambicję, by myśleć o pozytywnych aspektach rzeczywistości, choćby nie wiem co. A żeby tę ambicję zrealizować, trzeba pilnować, by czas był zawsze dobrze wykorzystany, by dni nie przelatywały przez palce. Nie chodzi mi o dokładny, godzinowy grafik każdego dnia – choć wiem, że są osoby, którym to odpowiada – ale o takie poukładanie sobie dnia, by zachować zdrową równowagę pomiędzy obowiązkami a przyjemnościami.

Możecie zapytać, co u licha ma wspólnego pozytywne myślenie z planowaniem dnia. Wyobraźcie sobie, że używacie popularnego narzędzia samorozwojowego i kończycie dzień powiedzeniem sobie w myślach lub zapisaniem trzech rzeczy, które były świetne danego dnia. Co powiecie, gdy będzie w miarę produktywny? Pewnie np. „napisałam 5 stron pracy magisterskiej”, „złożyłam projekt 3 dni przed ostatecznym terminem”, „umyłem okna” albo „odwiedziłem babcię”. A co się stanie, gdy dzień będzie całkowicie bezproduktywny? Co sobie powiecie, z czego będziecie zadowoleni? „Leżałam”? „Oglądałam z błogością telewizję przez pół dnia”? Pomyślcie sami, po czym poczujecie się lepiej, a zrozumiecie dlaczego dbanie o produktywność każdego dnia jest tak ważne. Nie mówię o superhiperproduktywności, ale o takiej produktywności, która pozwala pociągnąć Wasze projekty do przodu. A do tego czasem wystarczy zrobić w ciągu dnia JEDNĄ rzecz.

A teraz, co takiego można zrobić, by pokonać ten podły marazm? Jak wykopać w kosmos tego prokrastynującego diabełka szepczącego do ucha „nic się nie stanie, jeśli dziś nie poćwiczysz/ posprzątasz/ popracujesz nad projektem/ … (wstaw własne słabostki)”? Oto kilka pomysłów:

#1 Zacznij dobrze dzień

Wstań o przyzwoitej porze, dla każdego to będzie inna godzina. Wypij wodę z cytryną. Poćwicz. Zjedz pożywne śniadanie albo chociaż jakieś, jeśli nie jesteś śniadaniowym człowiekiem (owoc?). Włącz energetyzującą muzykę albo choćby radio. Albo może poczytaj, jeśli to na Ciebie lepiej wpływa. Wypij swoją kawę lub herbatę. A w ciągu dnia pamiętaj, by sobie robić przerwy na jakieś małe lub większe przyjemności.

#2 Pracuj w oparciu o listę to-do

pokonac marazm (2)

Nie masz listy? Pewnie przebimbasz cały dzień. Albo zapomnisz o czymś ważnym. Chyba że masz ultradoskonałą pamięć. Ja tam nie jestem komputerem i nawet jeśli nie przychodzi mi nic na początku do głowy, to siadam przed tą kartką i myślę, co muszę zrobić. Niektórym odpowiada planowanie na dzień do przodu, innym na tydzień do przodu, innym z rana tego samego dnia. Dzięki takiej liście nie musisz wszystkiego pamiętać i masz przyjemność z odhaczania i monitorowania swoich postępów. 🙂 Więcej o moim obecnym sposobie planowania tutaj.

#3 Wstań z kanapy

Wiesz, to taka podstawa. Jak będziesz leżeć, to nic nie zrobisz. Jeśli pracujesz w domu, to przesiądź się do biurka albo stołu, to zdecydowanie pozytywnie wpływa na koncentrację. I wyłącz tego fejsa. I głupi serial.

#4 Wyjdź z domu

Czasami samo wyjście z domu pomaga się trochę otrząsnąć z tego bezwładu. Choćby na mały spacer. Choćby po warzywka i pieczywko na kolację. Zawsze to zmiana otoczenia. I można dać oczom trochę odpocząć od monitora.

#5 Zadbaj o to, jak wyglądasz

pokonać marazm

Nie na każdego to działa, ale jeśli pracujesz w domu, to raczej ubierz się jak człowiek. Nie noś porwanych ubrań. Jeśli to Ci pomoże zrób makijaż – może chętniej wyjdziesz na mały spacer. Całkowity relaks ubraniowy zostaw sobie na wieczór. No, chyba że wieczorem wychodzisz, to wtedy daj sobie trochę luzu wcześniej. Każdy człowiek jest inny, ale jeśli Twój wygląd ma ogromny wpływ na Twoje samopoczucie, to zadbaj o niego także wtedy, gdy przebywasz w domu.

#6 Zadbaj o to, jak wygląda Twoje otoczenie

Są ludzie, którzy najlepiej odnajdują się w bałaganie, a są ludzie, którzy kompletnie nie umieją się skupić, gdy mają wokół siebie bałagan. Ja należę do tej drugiej grupy, więc gdy nie zechce mi się posprzątać, to nie zechce mi się zrobić niczego innego.  Najczęściej zmuszam się więc do tego, by posprzątać. Opracowałam już swoją metodę sprzątaniową, która sprawia, że wszystko idzie gładko, a nie latam jak kot z pęcherzem, więc może któregoś razu się nią z Wami podzielę. Warto też kupić sobie jakieś kwiatki albo zadbać o inne, spójne, o ile to możliwe, dekoracje. W posprzątanym, ładnym pokoju od razu lepiej się przebywa. I pracuje.

#7 Na koniec każdego dnia praktykuj wdzięczność

pokonać marazm

Pisałam już o tym wcześniej i pewnie będę pisać jeszcze wiele razy. Jest to bardzo ważny element poukładanego życia. Możesz sobie zapisywać dobre rzeczy z danego dnia w notesiku, możesz zrobić słoik szczęścia, a możesz mówić je sobie w głowie. Mając przed sobą ten rytuał, postarasz się, żeby każdy Twój dzień był – chociaż w miarę – udany. Jak widzicie, ja dodatkowo dopisuję sobie coś, nad czym mogłabym popracować kolejnego dnia. 😉


W ramach podsumowania powiem Wam, że przeczytałam kilka dni temu wpis bardzo znanej blogerki, który wytrącił mnie z równowagi. Pisała o tym, że nie da się wieść poukładanego, zrównoważonego życia, jak się ma dom, dzieci, takie standardowe życie. Wniosek jaki można było z tego tekstu wyciągnąć jest taki, że jedyne prawidłowe i realne życie to życie szalone, gdzie właśnie biega się całymi dniami i nie zdąży się domalować oka. A Wam powiem, że to wszystko jest kwestią priorytetów. Może nie będę codziennie zastanawiać się pół godziny, co na siebie włożę, ale rano poćwiczę. Może nie będę miała czasu spotkać się z koleżanką, ale zaplanuję sobie, co będę jadła na obiad w najbliższych dniach.

Nie mam dzieci, więc nie mam bezpośredniego doświadczenia. Wiem, że gdy dzieci są maleńkie, to człowiek śpi, gdy tylko może. Ale wiem też, że są kobiety, które ze swoimi rocznymi dziećmi ćwiczą. Pamiętajcie, że nie ma wzoru idealnego życia – jeśli jest Wam dobrze w zabałaganionym życiu (a znam takie osoby), to doskonale. Nie możecie jednak mówić, że poukładane życie nie jest możliwe albo że poukładane osoby to pozoranci albo idioci czy pustaki nie znające się na tym, jakie są JEDYNE i WŁAŚCIWE wartości. Bo wszystko jest kwestią priorytetów. A każdy ma swoją własną listę.

A propos listy… sporządziłam taką z 35 pomysłami na to, jak udobruchać jesień. 😉 Łapcie i korzystajcie!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 4 metody organizacji czasu
  2. Organizacja w diecie – moje podstawowe zasady
  3. 25 lekcji z 25 lat życia
  4. Nie marnuj dnia, nie marnuj życia… Ale co to właściwie znaczy?
  5. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności

17 powodów, dla których warto… chodzić pieszo

zalety chodzenia

Wiecie jaki jest najlepszy sposób na to, by zacząć chudnąć/ dbać o siebie/ zdrowiej żyć/ utrzymać linię (itd.)? Ruszyć się! Trzeba ruszyć swój tyłek z łóżka/ kanapy/ sprzed telewizora i komputera.

I wcale nie chodzi mi o to, że macie wstać i zrobić 100 pajacyków, pompek, nie wiadomo czego, wsiąść na rower albo w ogóle biegać (bez obrazy joggerzy, ja po prostu biegać nie znoszę ;)). Idźcie do sklepu dalej niż „pod domem” (możliwe, że to opłaci się Wam też finansowo ;)). Wysiądźcie przystanek wcześniej wracając do domu z pracy/ szkoły/ spotkania itp. Przejdźcie się na kilka minut, aby zaczerpnąć świeżego powietrza – to także świetny sposób na przerwę w pracy lub nauce. Lista zalet chodzenia pieszo jest nieskończona. Można byłoby ją otworzyć tym, że 75 minut spacerowania w tygodniu, może wydłużyć nam życie nawet o 2 lata. Uprzedzając komentarze, że stracimy je podczas chodzenia, zapytam tylko – biorąc pod uwagę pozostałe zalety spacerów – czy na pewno „stracimy”?

Teorie na temat tego, ile powinniśmy chodzić są rozmaite. Dwie najpopularniejsze mówią, że trzeba chodzić przynajmniej przez pół godziny dziennie lub że trzeba zrobić co najmniej 6 tysięcy kroków dziennie, a najlepiej dojść do 10 tysięcy (jak podaje WHO). O tyle łatwiej z tą teorią „czasową”, że można łatwo zmierzyć, ile czasu chodzimy. Wada, którą tutaj dostrzegam od razu to nieprzekładalność na sposób chodzenia – czy nie ma różnicy między wleczeniem się a marszem? A jeśli nawet znamy prawidłowe tempo – powiedzmy 4-5 km/h to jak mieć pewność, że to nasze tempo? Z kolei teoria liczby kroków jest bliższa memu sercu, ale wtedy potrzebujecie krokomierza lub takiej aplikacji na telefon. Niektóre źródła podają, że przejście jednego kilometra odpowiada przejściu 2 tysięcy kroków. Wbrew pozorom przejście 6 tysięcy kroków nie jest takie trudne (gorzej z 10 tysiącami). Tak czy inaczej, nie warto popadać w przesadę – najlepiej zacząć od tego, żeby… w ogóle zacząć. 😉

Poniżej przedstawiam Wam kilka zalet chodzenia, które mogą Was zachęcić do tej – jakże niewymagającej – aktywności fizycznej:

#1 Zdrowe serce

Regularne spacery zdecydowanie zmniejszają ryzyko, że zaszwankuje Wam serduszko. Dzięki nim redukujecie czynniki ryzyka – poziom złego cholesterolu, ciśnienie tętnicze krwi, otyłość (o czym dalej), miażdżycę, stany zapalne i stres psychiczny (o czym także dalej). Warto też wspomnieć o cukrzycy (typu II) – spacerowicze mają o aż 60 procent niższe prawdopodobieństwo jej wystąpienia. I to ci należący do grupy największego ryzyka! Czy to nie wow?

#2 Ostry umysł

zalety chodzenia

Pewnie nie raz słyszeliście o tym, że gdy się uczycie, nie powinniście ślęczeć godzinami nad książkami, ale raczej zrobić sobie przerwę. A najlepiej byłoby, gdybyście tę przerwę poświęcili na krótki spacer. A jest to dla Was korzystne z dwóch powodów. Po pierwsze – wychodzicie na świeże powietrze. Ja, wychodząc na świeże powietrze po nauce, wręcz czułam jak moje szare komórki się odświeżają. 😉 Po drugie – aktywność fizyczna także wspomaga procesy myślowe i kreatywność. Taki zwykły spacer może więc znacząco poprawić koncentrację. Ba! Udowodniono, że czterdziestominutowe spacery trzy razy w tygodniu chronią obszar mózgu odpowiadający za pamięć i planowanie, a już dwie godziny przechadzki tygodniowo zmniejszają ryzyko udaru o 30 procent.

#3 Odstresowanie

Dotychczas przeprowadzone badania na ten temat, mówią nam, że spacery podnoszą poziom endorfin, a więc poprawiają nastrój. Mogą nawet uchronić przed depresją – ponoć pół godziny dziennie zmniejsza symptomy depresji o 36 procent. Ja jej może nie mam, ale zauważyłam u siebie, że jeśli wyjdę na spacer, gdy jestem zła, sfrustrowana lub zmęczona to po krótkim czasie poprawia mi się humor, mięśnie się rozluźniają i już się tak nie spinam. A najlepiej, jeśli skoczę w jakieś miejsce, które jest piękne – w moim przypadku jest to najczęściej pobliski park. Wtedy zachwycam się pięknem natury, oddycham i po prostu czuję tę błogość, która powoli na mnie spływa.

#4 Odchudzanie i utrzymanie stałej wagi (poprawa metabolizmu)

W tej kwestii chodzenie działa dwojako. Po pierwsze – jeśli do tej pory Wasz tryb życia był głównie siedzący, to jeżeli W OGÓLE zaczniecie się ruszać, to zaczniecie chudnąć, bo poprawicie swoją kondycję i metabolizm. O ile nie będziecie żreć więcej niż wcześniej. 😉 Po drugie – gdy już zrzucicie kilogramy, które nie były Wam potrzebne do szczęścia, to chodząc możecie wpłynąć na utrzymanie stałej wagi. Oczywiście cudów nie ma i powinno się po prostu przejść na zdrową dietę (chociaż podobno osoby, które chodzą mają mniejszy apetyt – ja bym była sceptyczna co do tego, bo sama po pobycie na świeżym powietrzu miewam wręcz wilczy apetyt ;)). Są osoby, które twierdzą, że nie trzeba ćwiczyć, wystarczy zdrowo jeść i chodzić. Ja uważam, że jest to niezbędne minimum, a ćwiczenia fizyczne nie służą tylko do tego, by utrzymać wagę, ale też np. do podkreślenia mięśni czy zwiększenia siły fizycznej.

#5 Ogólna poprawa odporności i zmniejszenie objawów przeziębienia

zalety chodzenia (3)

W wielu źródłach czytałam, że spacerowanie może zwiększyć odporność organizmu, a nawet wspomóc w walce z przeziębieniem. Jeśli chodzi o odporność, to jest to w zupełności zrozumiałe. Chorujemy zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym i na przedwiośniu. W takim sezonie chodząc po prostu hartujemy swój organizm. Wiecie, bakterie nie lubią niskich temperatur, więc pewnie większa szansa, że się do Was dobiorą w nagrzanym (i często niewietrzonym!) pomieszczeniu niż na świeżym powietrzu. Nie jestem natomiast pewna zmniejszenia objawów przeziębienia, bo u mnie katar zawsze trwa siedem dni, niezależnie od tego, ile bym spacerowała. Myślę jednak, że nie zaszkodzi, o ile spacer nie będzie trwał zbyt długo – jednak podczas choroby odpoczynek ponad wszystko (i oczywiście domowe sposoby)!

Gdyby tego było mało, to poniżej macie nawet więcej zalet spacerów (bez opisów, bo co tu opisywać :)):

#6 Podwyższenie energii

#7 Wzmocnienie kości i stawów

#8 Rzeźbienie nie tylko mięśni nóg, ale też pośladków, ramion, pleców i brzucha

#9 Redukcja cellulitu

#10 Poprawa postawy i równowagi

#11 Poprawa wydajności płuc

#12 Poprawa krążenia krwi

#13 Zmniejszenie ryzyka zachorowania na Alzheimera

#14 Ulga w bólu pleców (dodałabym też, że głowy – na ten ból spacer zawsze pomaga)

#15 Zmniejszenie prawdopodobieństwa zachorowania na jaskrę

#16 Złagodzenie objawów chronicznych chorób

#17 Ochrona przed nowotworami

zalety chodzenia

Wow, naprawdę sporo tych zalet chodzenia. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zwiększenia swojej aktywności. Na początek najlepiej przesiąść się z samochodu do komunikacji miejskiej (bo nie podjedziecie pod same drzwi, a i środowisko na tym skorzysta) albo rower, z windy na schody (nie na ruchome, bez oszustw ;)) i po prostu ruszyć ten tyłek. Wiecie co, za każdym razem, jak wchodzę w metrze po schodach, to jestem jedyną osobą, która decyduje się na ten wysiłek i przeciska się przez tłum schodzących. Mam nadzieję, że jednak będzie nas więcej i schodowicze nie będą już takimi dziwadłami. 🙂 Dajcie znać, jeśli ktoś taki tu jest! 🙂

PS. Kolejny raz bardzo Was przepraszam, że tak długo nic nie wyprodukowałam. Wiecie, życia nie da się przewidzieć i czasami jest po prostu za dużo wszystkiego, żeby za wszystkim nadążyć. 🙂 Mam nadzieję, że się nie gniewacie. 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  2. Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy
  3. Dlaczego ćwiczę jogę? + video dla początkujących
  4. Idźcie na basen!
  5. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

Pokochaj siebie zanim dasz się pokochać innemu człowiekowi

pokochaj siebie

Wiele osób, które spotkałam na swojej drodze (czy to internetowej, czy w prawdziwym życiu), narzekało na swoją bezwartościowość w odniesieniu do swoich relacji damsko-męskich. Innymi słowy, uważały one, że są nic nie warte (są brzydkie, grube, głupie, mają nudne zainteresowania albo nie mają ich wcale, mają brzydkie włosy oraz prawą powiekę i krzywy mały palec u stopy), bo nie mają partnera czy partnerki. Oczywiście, jest to wierutna bzdura. Drogi czytelniku/czytelniczko, jeżeli też tak uważasz, to zadaj sobie jedno pytanie: po cholerę sobie to robisz.

#1 Nie użalaj się

pokochaj-siebie-2

Przede wszystkim, raz na zawsze skończ z użalaniem się. To doprawdy niczego wartościowego, nie wniesie do Twojego życia. Czy potrzebujemy, by cała nasza działalność była wartościowa? Oczywiście, że nie. Możemy czasem sobie się posmucić w kąciku, gdy jest nam źle albo pograć w otępiającą grę. Ale jeśli większość życia spędzimy na siedzeniu w kąciku, to spójrzmy prawdzie w oczy, na zawsze tam zostaniemy. I absolutnie nie zapraszaj nikogo do swojego kącika. Nie zadręczaj go. Z pewnością ma swoje problemy, którymi musi się zająć, nie potrzebuje także Twoich. Wiesz, nawet od przyjaciela nie możesz wymagać stuprocentowego zainteresowania każdego dnia przez siedem godzin. Jeśli masz prawdziwy problem, zwróć się do niego, wyżal mu się. Ale RAZ. A potem posłuchaj jego rad. I po prostu się ogarnij. Sam.

#2 Weź się do roboty

Czyli znajdź sobie partnera, tak? Nie! Zostaw tych wszystkich biednych ludzi w spokoju. Dlaczego chcesz ich zadręczyć swoimi problemami na wejściu? Ale przecież Ty nie chcesz nikogo zadręczać! Nie? Na pewno? Mój tok myślenia jest taki: nie uważasz się za wartościową osobę, bo nie masz partnera, a więc… uważasz, że będzie on rozwiązaniem wszystkich Twoich problemów. Nie można tego robić ludziom. Pomijam już, że żadnego konstruktywnego związku w ten sposób nie stworzysz. Jeśli zaoferujesz komuś torebkę z papierkami po tanich, nieładnych cukierkach, albo torebkę z przepysznymi cukierkami czekoladowymi w pięknych opakowaniach, to jak myślisz, co wybierze?

#3 Bądź czekoladowym cukierkiem

pokochaj siebie

To właśnie mam na myśli pisząc „weź się do roboty”. A właściwie wiesz co? Bądź „Ferrero Rocher” albo pralinką z „Lindta”. Zasługujesz na to, żeby się tym stać. Stań się najlepszą wersją siebie. Stań się taką wersją siebie, której nie będziesz się bać ofiarować innemu człowiekowi. Stań się kimś, kto nie tylko będzie potrzebował oparcia, ale też w razie potrzeby zaoferuje oparcie. Stań się kimś, kto nie będzie mówił „jestem nieładna”, „jestem gruby”, po to tylko, żeby usłyszeć, że tak nie jest. Stań się kimś, kto stanie przed lustrem i powie sobie „jestem piękna”, „jestem mądra”, „jestem wartościowy”. Tego przecież chcesz – wartościowego związku z drugą osobą. A ta osoba ma pełne prawo Ciebie nie zechcieć, jeśli nie spełniasz jej oczekiwań. Nie mów, że jest nadęta czy wyniosła. Nie, po prostu pewne standardy stosuje wobec samej siebie i chce też, żeby jej przyszły partner też od siebie czegoś wymagał. Ale jeśli wymaga od Ciebie, żebyś miała zachwycające zainteresowania albo piękną figurę, a sam żłopie tanie piwo przed telewizorem – olej go. Czekoladowe cukierki nie tracą czasu z takimi typkami. Mam nadzieję, że to też w końcu zrozumiesz.

#4 Pracuj każdego dnia nad swoim poczuciem własnej wartości

pokochaj siebie

Nie myśl „pewnego dnia, gdy będę już piękna/mądra/zadbana umysłowo i fizycznie…”. Myśl raczej „jestem mądra”. Stawaj przed lustrem i mów „jestem atrakcyjny”, „jestem wartościowym człowiekiem”. Większość tego rodzaju niepokojów nie pokrywa się z rzeczywistością. Prawdopodobnie jesteś i atrakcyjna, i mądra i masz dużo innych rzeczy do zaoferowania, tylko tego jeszcze nie dostrzegasz. Może ktoś Ci kiedyś dokuczał z jakiegoś powodu, może masz za sobą toksyczny związek. Może samodzielnie wmawiasz sobie coś idiotycznego. Spróbuj pomedytować albo po prostu usiąść i zastanowić się, co wartościowego masz w sobie. Możesz nawet to wypisać. A jestem pewna, że jest wiele takich rzeczy – choćby w zalążkach.

#5 Dąż do tego, by osiągnąć swoje cele

pokochaj siebie

To całe pozytywne myślenie, które opisałam w poprzednim punkcie, to jeszcze za mało. Załóżmy, że już przemyślałeś, co masz w sobie fajnego. Masz to, pozostaje tylko w to uwierzyć. A co zrobić, jeśli czegoś nie masz, a chcesz mieć, albo masz to tylko w jakiejś surowej, szczątkowej formie? Dam Ci kilka przykładów. Masz ładną twarz, ale czujesz się niewidoczna, bo się nie malujesz. To dlaczego? Nie ma w tym nic próżnego. Jeśli pomoże Ci to, by czuć się lepiej ze sobą, po prostu obejrzyj kilka tutoriali na YouTube, kup kosmetyki (nie muszą być drogie) i próbuj. Czujesz się źle w swojej skórze, bo masz kilka fałdek? Zacznij o siebie dbać, porzuć czipsy i kolę, zrób sobie coś pysznego i zdrowego, zacznij coś ćwiczyć. Nie masz zainteresowań albo nie masz żadnego, które by Cię pochłaniało bez reszty? Poszukaj czegoś. Wyjdź z tego fejsa i poczytaj o czymś ciekawym. Wyjdź na miasto i zobacz, co robią ludzie. Rozmawiaj z innymi o ich zainteresowaniach. Pomyśl, co lubisz i co mogłoby Cię wciągnąć. Spróbuj czegoś – poczytaj książkę, obejrzyj film, ugotuj coś, upiecz, zapisz się na sztuki walki albo kurs fotografii. Jest milion rzeczy, które można robić w wolnym czasie. Zapewniam Cię, że z miejsca staniesz się bardziej interesującą osobą, gdy będziesz o czymś mówić z pasją. To przyciąga.

Co jednak jest najważniejsze? Nie poddawaj się, nie przerywaj, jeśli za pierwszym, drugim, trzecim i dziesiątym razem Ci nie wyszło. Ciągle próbuj. I wiesz co? Tak naprawdę, to Ty zrobisz to wszystko dla siebie. Nie dla kogoś. To jest sedno mojego wywodu. W końcu zrozumiesz, że musisz najpierw siebie pokochać, żeby móc całym sercem pokochać kogoś, by pozwolić mu wejść do swojego świata i się przed nim otworzyć, by pozwolić mu pokochać siebie. Bo dopiero wtedy przestaniesz ciągle szukać zapewnień, że ta osoba Cię kocha i ma rzeczywiście za co Cię kochać – albo, co gorsza, szukać zapewnień, że na pewno wszyscy inni podobają się jej bardziej. Ktoś, kto kocha siebie, nie będzie wciąż poszukiwał takich zapewnień, bo sam to będzie doskonale wiedział. Będzie też wiedział, że jeżeli ktoś zawiedzie jego zaufanie, to to zawsze będzie wina tego zawodzącego i nie będzie szukał winy w sobie.

Nie traktujcie oczywiście tego wszystkiego, co tu napisałam, jak jakiejś wyroczni. Może się okazać, że spotkacie na swojej drodze kogoś wspaniałego i zechcecie z nim być. Bardzo dobrze. Nie chcę sugerować, że nie można zacząć z kimś być, dopóki jest się niedopracowanym. Wręcz przeciwnie – związek szlifuje charakter, jeśli tylko wkłada się odrobinę wysiłku, żeby o niego zadbać. A dbaniem o związek jest także dbałość o swoje własne zdrowie psychiczne i swoją miłość własną (jak by źle to w języku polskim nie brzmiało). Ale to już temat na inny materiał.

Bądźcie lepszymi wersjami siebie. Przede wszystkim dla siebie. Wierzę w Was.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Jak się robi związek? Fundamenty udanego związku cz. I
  2. Jak się robi związek? Fundamenty udanego związku cz. II
  3. Okaż SOBIE miłość, cz. I
  4. Okaż SOBIE miłość, cz. II
  5. Czym jest dla mnie piękno?

Wyzwania Blogilates – droga ku pięknie zaznaczonym mięśniom

blogilates efekty

Pisałam już kiedyś tutaj o Cassey Ho z Blogilates. I napiszę raz jeszcze. I podejrzewam, że jeszcze jakieś tysiąc razy o niej wspomnę. Nie dlatego, że mi ktoś za to zapłacił, bo po pierwsze to ja na nią jestem za malutka, a po drugie, taka gwiazda nie potrzebuje żadnej reklamy. 12 stycznia tego roku znalazła się na czwartym miejscu listy 100 najbardziej wpływowych jutuberów zajmujących się zdrowiem i fitnessem. Bardzo się cieszę, że zupełnie przypadkowo „wpadłam” na jej kanał na YouTube, bo właściwie zmieniła moje życie i moje postrzeganie siebie. W wielu swoich filmikach instruktażowych opowiadała o tym, że trzeba kochać siebie i swoje ciało na każdym etapie swojej podróży ku lepszemu zdrowiu i lepszej sylwetce, bo jest to jedyne ciało, które mamy w życiu – innego nie dostaniemy. Poza tym zawstydziła wielu ludzi swoją odpowiedzią na body-shaming. Aby dać Wam trochę do myślenia w tej sprawie, wrzucam jej dobitny filmik:

Dlaczego w ogóle dziś o tym piszę? Nie uświadczycie na tym blogu nigdy niczego w stylu „jak schudnąć do urlopu, gdy zostały ci dwa tygodnie”, bo choćbyście nie wiem jak chcieli – tak się nie da. A jeśli się da, to nie na długo. Cassey nauczyła mnie właśnie, że moja droga do boskiej figury na lato, powinna zacząć się już na kilka miesięcy do przodu. Czytaj: w styczniu. Stąd te wyzwania. Oprócz tego, że Cassey jest wspaniałą osoba, jest też wspaniałą trenerką fitnessu. Dlatego też rok temu zamieszczała co miesiąc na swoim blogu nowe wyzwanie. W styczniu – brzuch, w lutym – tyłek, w marcu – uda, a w kwietniu – ramiona. Czuję, że w tym roku może być podobnie, bo tym razem dostarczyła swoim fanom piękne wyzwanie na talię.

O co chodzi z tymi całymi wyzwaniami? Dostajecie grafikę-kalendarz, gdzie macie rozpiskę na każdy dzień i według tej rozpiski ćwiczycie. Jest to krótki dodatek do Waszych codziennych ćwiczeń, a przynosi ogromną zmianę na koniec miesiąca – jeśli będziecie skrupulatnie i regularnie ćwiczyć. Jest pięć podstawowych ćwiczeń. Każdego dnia dochodzi jedno powtórzenie na ćwiczenie tak, że zaczynacie od 5 a kończycie na 22. A oto one:

Brzuch

wyzwania na zaznaczone mięśnie

Tyłek

wyzwania na zaznaczone mięśnie

Uda

30-day-thigh-slimming-challenge1

Ramiona

30-day-arm-challenge-300-ppi-2

Talia

wyzwania na zaznaczone mięśnie

Nic nie szkodzi, jeśli nie zaczniecie od stycznia, luty będzie równie dobry. Mówię Wam to przede wszystkim dlatego, że w ćwiczeniach nie powinno chodzić o próżność. I od ich wyników nie powinna zależeć Wasza samoocena. I jeżeli do lata nie osiągniecie najwspanialszych rezultatów świata, to też nic się nie stanie. A wiecie dlaczego? Bo dzięki ćwiczeniom fizycznym Wasze samopoczucie wzrośnie niesamowicie i nie będziecie już się przejmować każdą fałdką. Zwiększy się także Wasza świadomość własnego ciała. Będziecie chcieli je kochać i traktować dobrze – tak, jak na to zasługuje, ostatecznie tyle dla Was robi każdego dnia. Właściwie nie wiem, czy nie powinnam w tej notce zwracać się przede wszystkim do kobiet i dziewczyn, bo faceci chyba ciągle niespecjalnie poważają pilates, ale niech już zostanie tak. Nie chciałabym dyskryminować żadnego pana, który tutaj zajrzy. 🙂

Powodzenia!

PS. Od dziś możecie śledzić mnie na Bloglovin’ 🙂

Follow my blog with Bloglovin

Poza tym możecie obserwować mnie na Facebooku i Instagramie 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  2. 17 powodów, dla których warto… chodzić pieszo
  3. Idźcie na basen!
  4. Organizacja w diecie – moje podstawowe zasady
  5. Dlaczego nie warto odkładać pielęgnacji na ostatnią chwilę? 7 nawyków, które faktycznie warto wprowadzić na wiosnę

Witajcie po raz pierwszy!

Najtrudniej przecież zacząć, więc w końcu zaczynam. Myślę, że ten wpis będzie doskonałym początkiem dla mojego bloga, ponieważ postanowiłam, że w ogromnej mierze będzie dotyczył pozytywnej motywacji.

A więc, cóż się zadziało?

Przez bardzo długi czas planowałam założyć bloga. Mało tego – jednego już nawet założyłam, ale bardzo szybko z niego zrezygnowałam, bo właściwie sama nie wiedziałam, czego od niego chcę. Pomysł na tamtego bloga powstał, ponieważ podjęłam decyzję, że schudnę i zrobię to w zdrowy sposób. Dokonałam tego i ciągle pozostaję przy zamiłowaniu do zdrowego trybu życia, wagę też utrzymuję mniej więcej stałą. Tajniki tego „cudu” także będę Wam tu zdradzać!

Wracając jednak do tematu – to nie było to. Czułam się za bardzo ograniczona, czułam, że potrzebuję raczej większej możliwości ekspresji – koniecznie na więcej tematów, które mnie interesują. No i co? Założyłam tego bloga i czekałam chyba miesiąc (do dziś, oczywiście) zanim go ruszyłam! Bo nie wiem, czy szata graficzna się spodoba, a może ja powinnam w ogóle zrobić ją sama, pouczyć się html-a, a w ogóle najlepiej zostać specjalistką we wszystkim zanim cokolwiek tu zaprezentuję! I nagle, coś mnie tknęło. Pomyślałam „kurczę, przecież nigdy nie doprowadzę tego pomysłu do końca, dopóki będę zajmować się takimi szczególikami; wszystko z czasem zrobię”. I oto, proszę bardzo, robię.

Chciałam Wam za pomocą tego wpisu pokazać, jak bardzo hamujemy nasz własny rozwój – w jakiej tylko sferze życia chcemy się rozwinąć – próbując wszystko zapiąć na ostatni guzik, zanim cokolwiek zaczniemy. I oczywiście, słowo „próbując” także zostało użyte tutaj celowo. Kiedy próbujemy, to robimy właściwie co? No nic! Siedzimy i myślimy, „no, spróbuję”, „zrobię to jutro” i takie tam. W każdym razie, nie robimy nic. Próbowanie i w ogóle używanie tego słowa to błąd. Przecież nie próbujemy wstać z krzesła, tylko z niego wstajemy, czyż nie? A więc dzisiaj wstańcie z krzesła i zróbcie coś, co od jakiegoś czasu chcieliście zrobić. Niech to będzie coś prostego. Powodzenia i do zobaczenia wkrótce!