Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?

jedzenie na zdrowy układ pokarmowy

Gdyby Szekspir żył współcześnie, zamiast „być czy nie być”, zadałby sobie pytanie „jeść czy nie jeść”.

Diety stały się naszą obsesją. Choć bardzo chciałabym, żeby ta obsesja dotyczyła chociaż wpływu na zdrowie, niestety, dotyczy raczej dietetyczności konkretnych produktów. Niby odchodzi się już od liczenia kalorii, na rzecz zbilansowania tłuszczów, cukrów i białek, ale nadal najważniejszym celem jest utrzymanie szczupłej sylwetki. Też Wam tu kiedyś pisałam o tym, co zrobić, żeby utrzymać wagę, jednak dla mnie to jest kwestia przede wszystkim zdrowia. Wystarczy mi porównanie starszych osób, które według mnie żyły (a więc i jadły) w miarę zdrowo, do tych, które odżywiały się (i nadal to robią) właściwie byle jak i miały inne niezdrowe nawyki (np. palenie), żeby zobaczyć, jak bardzo odżywianie może zdeterminować nasze życie „w dobrym zdrowiu” w przyszłości.

Pisałam też o tym, co jeść, żeby mieć zdrowe paznokcie, napomknęłam o tym, co jeść, gdy się cierpi na łojotokowe zapalenie skóry głowy (ten temat wypadałoby rozwinąć, sądząc po zainteresowaniu) i o tym, jakie jedzenie pomaga przy bolesnym miesiączkowaniu. To już jest podejście w miarę holistyczne, bo nie polega na łykaniu tony tabletek, a na spożywaniu odpowiednich produktów. Jednakże jeszcze bardziej holistyczne podejście to jedzenie tego, co służy naszemu układowi trawiennemu (i niejedzenie tego, co mu nie służy). Dlaczego? Jelita są niesamowicie ważnym organem, niektórzy nazywają je nawet drugim mózgiem – jak chcecie wiedzieć więcej, to poczytajcie sobie książkę Historia wewnętrzna, napisaną świetnym językiem – przez co jest łatwo przyswajalna, polecam. 😉 Jeśli będziecie jeść to, co służy Waszym jelitom i żołądkowi, to będziecie mieć i piękne paznokcie, i włosy, i ogólnie zdrowy organizm.

Jak zdiagnozować czy Twoje jelita są zdrowe w tej chwili?

Czy miewasz:

  • Zgagę
  • Wzdęcia
  • Problemy z wypróżnianiem

Jeśli tak, to prawdopodobnie masz jakieś problemy z jelitami. Gdyby propozycje, które zawarłam w tym tekście, nie pomagały, możliwe, że Twoje problemy są poważniejsze i dobrze byłoby wpaść na pogawędkę do dietetyka. Tutaj odnoszę się głównie do najczęściej spotykanego niskiego poziomu kwasu solnego w żołądku – i tego, co zrobić, żeby go sobie naturalnie zwiększyć.

Problemy z układem trawiennym mogą prowadzić do łamania się paznokci (dermatolog wmawiał mi, że to dlatego, że nie jem czerwonego mięsa; teraz nie jem też drobiu, a paznokcie mam zdrowsze – prawda jest taka, że jeśli macie za mało HCl w żołądku to witamina B12 nie wchłania się prawidłowo, więc choćbyście nie wiem, ile mięsa zjedli, to i tak nic Wam to nie pomoże), wypadania włosów, bólów głowy, pleców, bolesnego miesiączkowania (no mówiłam, że wszystko się wiąże!) nawet do depresji.

Czego nie jeść?

Fast-foodów

Nie, nie będę tu robić wywodu. Wiecie dobrze, że fast-foody działają źle na… wszystko. 😉

Rafinowanego cukru

Jeśli macie skłonności do grzybic, to spróbujcie przestawić się na ksylitol, albo chociaż używać ich pół na pół. Wszelkie drożdże uwielbiają cukier, a ksylitolu nie zeżrą. Wiem od męża – warzy piwo i ksylitolem drożdży nie karmi. 😉 Jeśli macie problemy z ŁZS-em, to również weźcie to pod uwagę, bo na główce macie właśnie drożdże.

(Nie pić) Alkoholu

jedzenie na zdrowy układ pokarmowy

Tak, wiem, przed chwilą napisałam, że mój mąż warzy piwo, więc na pewno sama je piję (a jakże, od czasu do czasu, zwłaszcza, żeby ocenić, czy wyszło smaczne), a tu nagle zabraniam Wam alkoholu. To nie jest tak, że zabraniam. Ja bym radziła po prostu ograniczyć. Jesteśmy ludźmi, fajnie jest od czasu do czasu strzelić sobie piwko albo drinka. Ludzie się dzielą na takich, którzy lubią jego smak (zaliczam się do tej grupy) i takich, którzy nie lubią. A ci, którzy nie lubią dzielą się na tych, którzy go nie piją i tych, którzy piją, żeby mieć fun, żeby być śmielszymi, fajniejszymi, zabawniejszymi, żeby zapomnieć o problemach, żeby się zrelaksować. Ostatnia grupo, nie rozumiem Was. 😉 Naprawdę, można się świetnie bawić bez alkoholu. Przemyślcie tę sprawę, jeśli czujecie, że Waszym organizmom czegoś brakuje, paznokcie się łamią, włosy wypadają, itd. Alkohol to jest toksyna. Czasem polecany jest dla zdrowia – piwo na nerki, wino na serce – nie znaczy to jednak, że jest ogólnie zdrowy. Jego ograniczenie chyba jeszcze nikomu na złe nie wyszło. 🙂

(Nie palić) Papierosów

To nie jest artykuł o szkodliwości palenia. Myślę, że wiecie jakie przykre skutki wiążą się z paleniem papierosów, więc nie będę się produkować.

I ogólnie niczego, co powoduje, że czujesz się po tym źle.

Poza tym warto, by dieta nie opierała się wyłącznie na wysokobłonnikowych produktach.

Białe pieczywo nie jest takie złe – nie bez powodu osobom mającym przewlekłą chorobę układu pokarmowego zaleca się spożywanie białego pieczywa, makaronu itd. Po prostu są one lekkostrawne. Ja staram się jeść głównie pieczywo żytnie, które niby jest mniej oczyszczone niż pszenne, ale mimo wszystko ma w sobie więcej składników odżywczych, przy tym będąc bardziej lekkostrawnym niż pieczywo pełnoziarniste/razowe. Najlepiej po prostu zachować różnorodność w swojej diecie.

Co jeść?

Kapustkę – w szczególności kapustkę kiszoną

przepis na kiszoną kapustę

Już nieco o tym pisałam, więc pokrótce – kapusta ma w sobie mnóstwo witamin i minerałów. Podobno jest przeciwnowotworowa. I, co dla nas najważniejsze, ma w sobie enzym, który jest ultrawspaniały (U! ;)) dla trawienia. 😉 Wiecie, jak to jest z badaniami, z jednych wynika, że kapusta jest dobra, z innych, że niedobra. Najlepiej przekonać się na własnej skórze. Surowa i kiszona kapusta u większości powinna się sprawdzić. Gotowana raczej spowoduje wzdęcia. Ale przekonajcie się sami. 🙂

Kiszonki

ogórki kiszone

O kiszonkach też już pisałam, raz przy okazji kiszonej kapusty i raz przy okazji sposobów na przeziębienia. Jednak kapusta jest dla układu pokarmowego dobra sama w sobie, natomiast ogórki co najwyżej dobrze nawadniają. Jednak kiszone ogórki, jak i kapusta, to naturalne probiotyki, a probiotyki mają to do siebie, że wpływają korzystnie na jelita.

Sól morską

A w zasadzie ogólnie sól. Chlorek to chlorek (HCl = kwas solny = kwas chlorowodorowy). Przy okazji podpowiem Wam jedną rzecz – nie bójcie się tak soli. Nie da się żyć bez sodu. Mnóstwo osób ma problemy z nadmiarem soli, ale i zdarzają się takie, które cierpią na niedobór sodu. Niedobór sodu może doprowadzić do śmierci. Heloł. Nie zachęcam do diety bogatej w czipsy albo śledzie, ale na litość, dosól se tę zupę i pomidora, jeśli Ci nie smakują niesłone. Organizm wie, co robi. A zawartość sodu we krwi warto sobie raz w roku skontrolować, więc jeśli wyjdzie, że jesteś w górnej granicy, to zaczniesz solić mniej.

Ocet jabłkowy

jedzenie na zdrowy układ pokarmowy

Prawdziwy, mętny, „organiczny”. Nie taki z supermarketu za 3 złote. Taki z dobrego sklepu za 14. I tak Ci się to bardziej opłaci niż leki. Pomaga on w prawidłowym wchłanianiu składników odżywczych z pożywienia . Ocet jabłkowy jest w ogóle bardzo zdrowy, więc na pewno nie zaszkodzi. 😉 Warto sobie wypić jedną szklankę wody z łyżeczką octu dziennie. Podobno pomaga też schudnąć, ale to pewnie „uboczny” skutek tego, że poprawia trawienie. Poza tym np. obniża ciśnienie, poziom złego cholesterolu i walczy z podłą candidą.

Herbatki ziołowe i imbirowa

Imbir pobudza wydzielanie śliny i soku żołądkowego, a także leczy wzdęcia. Mięta działa żółciopędnie. Koper włoski – rozkurczowo (nie cierpię jego zapachu, bo kojarzy mi się z najohydniejszym syropem mojego dzieciństwa, ale działa doskonale). No i rumianek… bo, jak wiadomo, jest dobry na wszystko. 😉

Jak jeść?

Usiądź do jedzenia

Uspokój się. Skup się. Zwróć uwagę co jesz i ile jesz.

Wąchaj jedzenie

Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Nasze trawienie zaczyna się wtedy, gdy mózg wyśle sygnał do żołądka: „no, koleś, leci jedzenie, działamy, musisz mnie trochę odżywić”. 😉 Zaczyna się wydzielać ślina i żołądek już wie, że koniec tej laby.

Nie pij podczas jedzenia

Wiem, że to trudne, bo tradycję mamy inną. Jednak picie podczas posiłku utrudnia trawienie. Osoby, które nie mają problemu z trawieniem wcale nie muszą się do tego stosować (już słyszę to „a ja piję podczas jedzenia i nic mi nie jest”), ale te, które zauważyły problemy od strony układu pokarmowego powinny nieco odczekać. Ile? To już kwestia indywidualna. Mi ciężko wytrzymać godzinę bez napoju, więc staram się odczekiwać ok. pół.

Porządnie żuj

Porządnie przeżute jedzenie jest po prostu łatwiejsze do strawienia dla organizmu, bo ma przy nim mniej roboty. 😉

Nie jedz owoców bezpośrednio przed posiłkiem i po nim

jedzenie na zdrowy układ pokarmowy

Lepiej jednak przed – ale na 30 minut, bo owoce są bardzo łatwo trawione. No to jak to? Są bardzo łatwo trawione, a nie mogę ich jeść po głównym posiłku? Ano nie, bo gdy są same w żołądku to trawią się szybciusieńko, ale zalegające w nim jedzenie bardzo im w tym przeszkadza, zaczynają fermentować i robi się niefajnie. Po surowych warzywach należałoby odczekać 2 godziny, a po posiłku z mięsem… 4 godziny.

Ok, to by było na tyle. A może Wy macie jakieś swoje sposoby na lepsze trawienie? Dajcie znać! 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co może Cię zainteresować:

  1. Organizacja w diecie – moje podstawowe zasady
  2. 9 sprawdzonych sposobów, jak nie umrzeć z przejedzenia w święta
  3. Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy
  4. Ćwiczenia na przejedzenie
  5. Co jeść na mocne paznokcie?
  6. Przepis na kiszoną kapustę

Przepis na kiszoną kapustę

przepis na kiszoną kapustę

Wiecie na pewno – bo uświadomiłam Was ja, albo może kto inny – że lepiej nie kupować ogórków ani kapusty KWASZONEJ, bo to coś jest robione z dodatkiem octu, a nie bakterii (pożytecznych). Jeśli znajdziecie KISZONE w sklepie (a i tak lepiej przeczytajcie, powinna tam być kapusta (lub ogórki), woda, sól, ewentualnie przyprawa i koniec), jak najbardziej warto to kupić (np. w Lidlu są spoko ogórki, nie wiem, jak kapusta, bo na nią szał mam dopiero od niedawna). Jeśli jednak macie ochotę na samodzielne wykonanie kiszonki, żeby sobie zaoszczędzić albo oszczędzić środowisku kolejnego opakowania foliowego, to czytajcie dalej. 😉

Ogórki już były, więc teraz nadszedł czas na kapustę. Z nią jest o tyle fajnie, że można ją nabywać od wczesnej jesieni (czy nawet późnego lata) do wiosny. A może i dłużej, oświećcie mnie. 😉 Z ogórkami już nie jest tak wesoło, trzeba się trzymać sezonu. Wykonanie kapusty jest jeszcze prostsze, bo nie musicie się zastanawiać skąd, u licha, wziąć listki czarnej porzeczki i włamywać się na działki w ich poszukiwaniu. 😉 Mój dziadek upiera się, że prawdziwa kapusta kiszona jest z beczki, więc tym razem nie „po dziadkowemu”, tylko po mojemu i bez zbędnych komplikacji. Chyba że macie ochotę sprowadzić sobie do domu beczkę, to proszę bardzo. Proponowałabym jednak do piwnicy, chyba że macie ciepłą, jak moja – wtedy radziłabym jeszcze raz racjonalnie to sobie przemyśleć. 😉

Kapusta kiszona (na ok. pół średniego weka)

przepis na kiszoną kapustę

  • 700 g kapusty
  • 1 marchewka
  • 10-15 g soli (u mnie kamienna jodowana)
  • Opcjonalnie: kminek (ja nie daję, bo nie lubię), jabłko

Po pierwsze: wyparzamy (lub tylko myjemy, jeśli lubimy smak ryzyka) słoik/wek i przygotowujemy sobie drewniany szpikulec (mi najlepiej do tego służy pałeczka do sushi).

przepis na kiszoną kapustę

Kapustę szatkujemy, wkładamy do miski, zasypujemy solą, mieszamy łapką i zostawiamy na co najmniej godzinę pod przykryciem.

przepis na kiszoną kapustę

Po upływie tego czasu odkrywamy i ścieramy do tego marchewkę i jabłko (jeśli używacie) oraz dodajemy kminek (również, jeśli lubicie, dla mnie brak kminku to nawet zaleta – do naszego domu ta przyprawa nie ma wstępu ;)). Całość przekładamy do wcześniej przygotowanego weka i porządnie dociskamy czystą piąchą. Nie boimy się! Ma być mocno. Przykrywamy lekko nakrętką i odstawiamy na kilka dni do szafki (zorientujecie się, kiedy będzie gotowe, po charakterystycznym zapachu). Codziennie przynajmniej raz dociskamy czystą łapką i nakłuwamy szpikulcem. Gdy już będzie gotowe, odstawiamy do lodówki i objadamy się bez skrupułów. 😉 Ja najczęściej jem prosto ze słoika.

przepis na kiszoną kapustę

A co z tego będziecie mieć poza wzmacnianiem odporności i niepodrabialnym, choć dość specyficznym, smakiem?

Jeśli to mało, to proszę uprzejmie: kapusta ma mnóstwo witaminy C, poza tym też: A, B, E, K, a nawet rutynę (co tłumaczy wzmacnianie odporności) – nawet wtedy, gdy nie jest ukiszona. Oprócz tego znajdziemy w niej siarkę (samo dobro dla włosów i pazurków), ale także wapń, magnez i potas (tego składnika często nam brakuje, chyba że jemy mnóstwo bananów). Podobno jest też wspaniała na kaca i zapobiega anemii. To wszystko jeszcze zanim zostanie ukiszona! Kiszenie wzbogaca ją jeszcze bardziej w witaminę C, a obecne w niej bakterie kwasu mlekowego oczyszczają nasze jelita z bakterii gnilnych. Ja jestem zdania, że jeśli się ma zdrowy przewód pokarmowy, to ma się zdrowe wszystko. Może więc warto o niego zadbać?

I jak, zachęciłam? Wypróbowałabym jeszcze czerwoną kapustę, bo podobno zawiera więcej antyoksydantów. A może Wy próbowaliście? Warto?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Ogórki kiszone „po dziadkowemu”
  2. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  3. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  4. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

Nie do końca klasyczna szarlotka

klasyczna szarlotka

A było to tak…
Były jabłka.
Była chęć na szarlotkę.
I była pulpa orzechowa pozostała z dojenia orzechów laskowych na mleko orzechowe.
No i powstała szarlotka na cieście kruchym z dodatkiem tej właśnie pulpy.

Prawdę powiedziawszy, chciałam zrobić prawdziwą, najpyszniejszą, tradycyjną szarlotkę. Z super-klasycznego przepisu na ciasto kruche w proporcji 3:2:1 (300 g mąki pszennej, 200 g masła, 100 g cukru). No ale ta pulpa. Trochę się bałam, że nie wyjdzie krucho jak trzeba i w ogóle powstanie mi jakieś nie-wiadomo-co, ale zaufałam przeróżnym internetowym kombinatorom-uzdrawiaczom ciastowym, którzy wpychają wszędzie różne mąki migdałowe i kokosowe, i postanowiłam zaryzykować.

I wyszło dobre. Od tej pory nic się nie zmarnuje w mojej kuchni, skoro genialnej szarlotki nie zepsuło wepchnięcie do niej jakichś orzechowych resztek! A tak naprawdę to już od jakiegoś czasu zbieram pulpę pozostałą po wyciskaniu soku z marchewki. Niedługo skończy mi się zamrażalnik. Ale do rzeczy!

Szarlotka z pulpą orzechową 😉

Składniki:

klasyczna szarlotka

Ciasto kruche:

  • 240 g mąki pszennej
  • 60 g pulpy z orzechów laskowych
  • prawie 200 g ZIMNEGO masła Z LODÓWKI
  • 50 g ksylitolu
  • 50 g cukru wymieszanego z cukrem waniliowym – proporcje według uznania
  • 1 jajko (lub 1 żółtko)
  • szczypta soli
  • ok. 1 łyżki bułki tartej

Duszone/ prażone jabłka:

  • 1,2-1,4 kg jabłek
  • 1/3 szklanki cukru (lub innego słodzika, podejrzewam, że z maple syrupem byłoby bosko, ale to trochę drogi interes)
  • 2-3 łyżeczki cynamonu
  • szczypta gałki muszkatołowej (możecie pominąć)

Wykonanie:

Na początek mała wskazówka: przygotujcie się na to, że gotowe surowe ciasto trzeba chłodzić ok. godziny, albo i dłużej przed wstawieniem do piekarnika. Najlepiej więc zacząć w wolnej chwili wcześniej w ciągu dnia albo nawet wieczorem poprzedniego dnia.

klasyczna szarlotka

Przygotowujemy sobie folię spożywczą (lub nawet torebkę foliową) do owinięcia gotowego ciasta. Mąkę przesiewamy do sporej miski i mieszamy z pulpą orzechową. Od kostki masła odkrajamy ok. centymetrowy kawałek i chowamy go sobie do lodówki na potem – odkroiłam ten kawałek, bo pulpa orzechowa jest odrobinę tłusta, a chciałam w miarę możliwości zachować proporcje. Pozostałą część (czyli te prawie 200 g ;)) siekamy porządnie i długo ostrym nożem razem z mąką. Im dłużej siekamy tym lepiej, bo cały sekret idealnego kruchego ciasta tkwi w długim siekaniu i krótkim zagniataniu. 🙂 Wrzucamy ksylitol i cukier, siekamy jeszcze chwilę. Dodajemy jajko lub żółtko, krótko zagniatamy do połączenia się składników, dzielimy na 2 części w proporcji 2/3 i 1/3. Formujemy kule i zawijamy je folią. Większą wkładamy do lodówki, mniejszą do zamrażalnika. Zostawiamy na co najmniej godzinę.

Jabłka obieramy, pozbawiamy gniazd nasiennych, kroimy każde na jakieś 8 części, wrzucamy do gara, dodajemy cukier i przyprawy. Dusimy – mieszając! – na niedużym ogniu około 15 minut – aż się zrobią takie – wiecie, no – uduszone. 😉

Tortownicę o średnicy 23 cm wykładamy papierem do pieczenia. Na dno ręką wciskamy ciasto z lodówki i dopasowujemy je, by pokryło całe dno. Możecie je też rozwałkować, jak jesteście porządni. 😉 Nakłuwamy je widelcem, wstawiamy do lodówki i nastawiamy piekarnik na 180 stopni. Czekamy, aż się rozgrzeje. Do rozgrzanego piekarnika wstawiamy tortownicę na 10 minut. Wyjmujemy, posypujemy bułką tartą (żeby nam jabłka za bardzo nie rozmiękczyły spodu), wykładamy jabłka i ścieramy na tarce ciasto z zamrażarki na wierzch. Wstawiamy z powrotem do piekarnika i pieczemy jeszcze 35-40 minut.

A potem się delektujemy.

klasyczna szarlotka

A co w listopadzie jest w sezonie poza jabłkami*?

Warzywa: brokuły, brukselka, buraki, cebula, chrzan, cykoria, czosnek czarna rzepa, dynia, fasola, fenkuł, jarmuż, kalafior, kalarepa, kapusta, marchewka, natka pietruszki, pasternak, patison, pieczarki, pietruszka, por, roszponka, rukola, seler, szpinak, topinambur, ziemniaki

Owoce: dzika róża, gruszki, jabłka, orzechy laskowe i włoskie, pigwa, żurawina; i nielokalnie: ananas, kiwi, grejpfrut, papaja

* To już ostatni wpis z „sezonem na”, pozostałe znajdziecie pod etykietą „sezon na”; na grudzień tutaj. Oznacza to, że wielkimi krokami zbliżam się do 1. rocznicy pierwszego wpisu! 9 listopada mój blog będzie obchodził swoje pierwsze urodziny! ❤

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. 35 pomysłów na to… co ze sobą zrobić jesienią
  2. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo
  3. Przepis na kiszoną kapustę
  4. Obdarowywanie i przepis na jesienne ciasto z musem jabłkowym

Domowe mleko roślinne (z orzechów)

domowe mleko roślinne

Od jakiegoś czasu unikam jak mogę mleka krowiego. Jasne, jest smaczne, ale ma kilka wad, np. taką, że kradniemy je cielętom (i wspieramy niehumanitarną hodowlę krów) lub też fakt, że zawarta w nim kazeina jest białkiem, którego organizm homo sapiens nie trawi (stąd różne nieciekawe żołądkowo-jelitowe objawy). Jednak coś trzeba mieć do kawy (to był całkiem niezamierzony rym ;)). Dlatego długo używałam mleka roślinnego ze sklepu. Niestety – albo są drogie, albo mają bardzo słaby skład. No i co tu zrobić? Najlepiej zrobić mleko samodzielnie!

Z tego, co wiem, są różne szkoły robienia roślinnego mleka w domu – najsłynniejsza wiąże się z użyciem blendera kielichowego. Niby blender mam, ale jakoś nie mogłam się za to zabrać, odwlekałam to i odwlekałam, aż w końcu… znalazłam inny sposób, z którego od razu skorzystałam. 🙂 Otóż do zrobienia mleka roślinnego z orzechów nadaje się doskonale… wyciskarka wolnoobrotowa! Wykonanie jest dziecinnie proste i zajmuje dosłownie chwilę. Trochę więcej czasu trzeba poświęcić na umycie poszczególnych części wyciskarki, ale jak wiadomo… no pain, no gain.

domowe mleko roślinne

Co jest potrzebne do wykonania mleka roślinnego*?

  •  1 wyciskarka wolnoobrotowa
  • 100 g orzechów (ja wypróbowałam do tej pory migdały i orzechy laskowe, mleko z tych drugich bardziej przypadło mi do gustu)
  • 500 ml wody (+- 100 ml, miejcie pod ręką trochę więcej wody)
  • Ewentualnie do doprawienia: cukier (najlepiej w postaci ksylitolu, miodu lub syropu klonowego), sól (najlepiej morska), cukier waniliowy lub ekstrakt waniliowy, kakao – co Wam w duszy gra (mi chyba nie gra nic, bo jeszcze nie próbowałam doprawiać)

*na około 600 ml mleka

Wykonanie:

Włączamy wyciskarkę. Zamykamy „dzióbek”. Wrzucamy około łyżki orzechów i dolewamy wodę – trzeba trochę „na oko” (korzystając z okazji powiem tylko, że powiedzenie: „na oko to chłop w szpitalu umarł”, jest potwornie głupie, bo wyczucie w kuchni pozwala osiągnąć dużo więcej niż sztywne trzymanie się przepisu – do tego przekonania trzeba trochę dorosnąć, ale to wyzwalające, możecie mi wierzyć). Wrzucamy jeszcze jedną łyżkę i dolewamy znów wody. Pozwalamy chwilę się pomiędlić (dłuższą chwilę), otwieramy dzióbek i pozwalamy napojowi spłynąć do pojemnika.

domowe mleko roślinne

domowe mleko roślinne

W tym momencie zwykle wyłączam na moment urządzenie, żeby odpoczęło (zwykle po około 2 minutach pracy). Po chwili włączam je ponownie i kontynuuję, aż wykorzystam wszystkie orzechy i zużyję przynajmniej 500 ml wody (pamiętając o tym, by po 2 minutach robić przerwy). Powstały napój ewentualnie doprawiamy, przelewamy do słoika/butelki i wstawiamy do lodówki i trzymamy tam maksymalnie kilka dni. Można też przecedzić przez sitko lub gazę, by oddzielić drobinki orzechów, które przedostały się do naszego mleka.

domowe mleko roślinne

A jak to wygląda cenowo?

Z mojego punktu widzenia to jest to właściwie koszt orzechów, czyli 4,50 za 600 ml mleka, bo przefiltrowana woda z kranu to groszowa sprawa. Dla porównania – w sklepie 1 litr gotowego mleka z orzechów laskowych kosztuje 15 zł. Przy czym w domowym mleku orzechy stanowią 20 procent, a w sklepowym 2,5. Możecie rozwodnić, jeżeli będzie Wam pasowało, będzie jeszcze taniej.

Jak pisałam, mleka używam głównie do kawy (niestety trochę się warzy, ale sklepowe też ma tę wadę), ale można go użyć do wszystkich innych celów, do których normalnie użyłoby się mleka zwierzęcego: do płatków, owsianki, placków, ciast, kakao itd.

domowe mleko roślinne

Przygotowanie mleka w wyciskarce wolnoobrotowej ma tę zaletę, że dostajemy i mleko, i dość suchą pulpę orzechową, którą można później wykorzystać. Macie może jakieś pomysły na wykorzystanie jej? Ja na razie wymyśliłam tylko, że można wrzucić ją do jakiegoś ciasta. Póki co czeka w pojemniku wyłożonym ręcznikiem papierowym (wchłania wilgoć).

domowe mleko roślinne

Enjoy! 🙂

P.S. Na wszelki wypadek – gdyby nie było czasu na zrobienie kolejnej porcji mleka – lepiej mieć karton jakiegoś mleka w zapasie.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  2. Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy

Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu

wegańskie pasty z silken tofu

Kilka dni temu zapowiedziałam, że wstawię tu przepis na silken tofu, które zdobyłam w Wielkiej Brytanii. Żeby nie być gołosłowną – prezentuję dziś dwa. Oba inspirowane przepisami z popularnych wegańskich blogów, z których przepisów korzystam na co dzień.

wegańskie pasty z silken tofu

Jeśli chodzi o samo silken tofu, to jest problem, żeby dostać je w popularnych sklepach. Przejrzałam polski internet i zauważyłam, że jeśli się postaracie, to uda się Wam zamówić je w wegańskich sklepach internetowych. Ja to mam, kurczę, jednak nadzieję, że w miarę upływu czasu (i wzrostu popularności weganizmu) będzie o nie łatwiej – bo to jest naprawdę coś niesamowitego. Kiedy otworzycie opakowanie, będzie się Wam wydawało, że to po prostu serek feta. Ok, pachnie inaczej, ale na pierwszy rzut oka – feta. Można je po prostu rozbełtać widelcem i będzie jak taki ziarnisty twarożek albo – zblendować na idealnie gładką masę wyglądającą jak typowy serek do smarowania pieczywa. Smak jak smak – tofu jest stworzone do tego, żeby mu ten smak NADAWAĆ. Po połączeniu z odpowiednimi składnikami (najlepiej Waszymi ulubionymi) staje się przepyszne. Pewnie nadałoby się również do jakiegoś deseru, ale ja postawiłam na dwie pasty do smarowania.

Pasta a la jajeczna

wegańskie pasty z silken tofu

  • 170 g silken tofu (u mnie wersja soft)
  • pół łyżeczki soli Kala Namak – to ona nadaje paście jajecznego smaku
  • 1 łyżeczka musztardy chrzanowej (lub innej, którą lubicie)
  • pół łyżeczki przyprawy curry lub kurkumy
  • pół łyżeczki syropu klonowego
  • pół pęczka posiekanego szczypiorku lub np. natki pietruszki czy koperku
  • czarny pieprz (do smaku)

Wszystko razem mieszamy, najlepiej w przeznaczonym do przechowywania pasty pojemniku lub słoiczku – mniej zmywania 😉 – i uzyskujemy ziarnisty „twarożek”. Można też zblendować (więcej zmywania), a później tylko wymieszać ze szczypiorkiem. Odstawiamy do lodówki, żeby się przegryzło. 😉

Inspiracja: Jadłonomia.

Pasta z suszonymi pomidorami

wegańskie pasty z silken tofu

  • 170 g silken tofu
  • kilka suszonych pomidorów z zalewy
  • kilka listków bazylii (lub innego zielska, które Wam odpowiada smakowo 🙂

Tak, to wszystko. Zblendowałam te 3 składniki i wyszło mi niebo w gębie. Uważam, że suszone pomidory nie potrzebują wiele, ale możecie jakoś delikatnie doprawić solą i pieprzem lub – trochę mniej delikatnie – czosnkiem.

Inspiracja: Wegan Nerd.

Smacznego!

P.S. W październiku w sezonie są:

Warzywa: bakłażan, brokuły, brukselka, buraki, cebula, cukinia, cykoria, czarna rzepa, czosnek, dynia, fasola, fenkuł, jarmuż, kabaczek, kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, marchewka, natka pietruszki, papryka, pasternak, patison, pieczarki, pietruszka, por, seler, szczaw, szpinak, topinambur (w końcu widziałam go w kerfie!), ziemniaki.
Owoce: aronia, borówka brusznica, czarny bez, dereń, dzika róża, głóg, gruszki, jabłka, pigwa, rokitnik, śliwki, winogrona, żurawina, orzechy włoskie i laskowe.

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Jagodowe muffinki w “uzdrowionej” wersji
  2. 2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie
  3. Zapiekanka z kaszy jaglanej i jarmużu
  4. Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie
  5. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody

Najlepszy posiłek potrenigowy: smoothie

potreningowe smoothie

Jakie cechy powinien mieć Wasz idealny posiłek, który zjadacie po ćwiczeniach? Mój powinien być prosty i szybki w wykonaniu, sycący, ale i lekki. Najlepiej w te kryteria wpasowuje się smoothie.

Ma ono tę wspaniałą właściwość, że jakich owoców nie wrzucicie do blendera i tak będzie dobrze! Mi jeszcze nie zdarzyło się, żeby smoothie nie wyszło. Nie podam Wam więc doskonałego jedynego przepisu, a jedynie pokażę Wam dwa przykładowe (ale też bez dokładnych proporcji), a następnie powiem, jaka jest obecnie moja baza do tego wspaniałego napoju-posiłku. Moją intencją jest to, by smoothie było sycące, więc jeśli szukacie jakiegoś ekstra-spalającego bazującego na zielonych warzywach koktajlu, to musicie poszukać gdzie indziej. 🙂

#1 „Zielone” smoothie ze szpinakiem lub jarmużem

potreningowe smoothie

  • 1-2 banany
  • 1-2 liście jarmużu lub garść świeżego szpinaku (lub łyżeczka młodego jęczmienia)
  • garść truskawek (mrożonych lub świeżych)
  • 1-2 jabłka
  • 1 miarka odżywki białkowej (u mnie sojowa)
  • 0,5-1 szklanka wody lub mleka roślinnego

Jeśli macie blender niedoskonały, jak mój, to wlejcie najpierw wodę lub mleko roślinne wymieszane uprzednio z odżywką białkową, a następnie wrzućcie pozostałe składniki zaczynając od tych najbardziej soczystych i miękkich, kończąc na tych najmniej. Zmiksujcie na gładką masę.

#2 Proteinowe smoothie z jeżynami

potreningowe smoothie

  • 1-2 banany
  • 1-2 brzoskwinie
  • garść jeżyn
  • 0,5-1 szklanki wody lub mleka roślinnego
  • 1 miarka odżywki białkowej

Postępowanie jest tak proste, że nie widzę sensu tłumaczenia go od nowa. Robicie jw., a wychodzi Wam coś tak pięknego. Ze względu na kolor jest to zdecydowanie moje ulubione wrześniowe smoothie.

Moja ulubiona baza do smoothie:

  • Banan i/lub awokado. Bez nich nie ma smoothie. Banan to życie! 🙂 Oba niezwykle zdrowe, banan smaku dodaje, awokado go nie psuje. Co więcej, oba nadają niesamowitej kremowości naszemu smoothie.
  • Coś zielonego – szpinak lub jarmuż, a ostatnio dopadnięty w Biedrze młody jęczmień, który nadaje napojom ciekawego posmaku i zapachu (chyba że mocno przykryją go inne składniki). Gdyby matcha była tańsza, to pewnie też lądowałaby w moich smoothie. Nie jest to składnik konieczny, ale zdecydowanie podnosi wartość zdrowotną koktajlu.
  • Kiedyś jogurt, a teraz mleko roślinne lub po prostu woda. Płynny składnik jest potrzebny, by smoothie nabrało odpowiedniej konsystencji i żeby łatwiej się miksowało. 🙂
  • Truskawki lub inne owoce jagodowe. Samo zdrowie i pyszności. Po prostu.
  • Jakieś białko: sproszkowana lub namoczona chia, zmielone siemię lniane lub po prostu jakaś odżywka białkowa. W końcu to smoothie potreningowe, w deserowym albo śniadaniowym możecie białko olać.

Reszta totalnie dowolna: wszelkie owoce i warzywa, które tylko dają się dość łatwo zmiksować i nie rozwalą mojego robota (niestety nie jestem szczęśliwą posiadaczką blendera doskonałego), możecie też dodać płatki owsiane, żeby było jeszcze bardziej sycące. 🙂

I jeszcze przy okazji – może trochę późno, skoro to już połowa miesiąca, ale lepiej późno, niż wcale – produkty sezonowe na wrzesień:

Warzywa: bakłażan, brokuły, brukselka, buraki, cebula, cukinia, cykoria, czarna rzepa, czosnek, dynia, fasola, fasolka szparagowa, fenkuł, grzyby, jarmuż (przepiękny na bazarkach!), kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, marchewka, natka pietruszki, ogórek, papryka, pasternak, patison, pietruszka, pomidory, por, rukola, sałata, seler, seler naciowy, szczaw, szpinak, ziemniaki
Owoce: aronia, borówka amerykańska, borówka brusznica, brzoskwinie, czarny bez, dereń, dzika róża, głóg, gruszki, jabłka, jeżyny, kiwi (choć niezbyt lokalnie), maliny (późne), morele, nektarynki, orzechy włoskie i laskowe, pigwa, rokitnik, śliwki, winogrona, żurawina

P.S. Wybaczcie mi te hiperkrzywe zdjęcia – gdy już zrobię smoothie, to mam taki silną potrzebę zjeść je od razu, że dążenie do idealnego ujęcia (a zatem poświęcenie dłuższej chwili na fotografowanie) jest ponad moje siły. 😉

A Wy, co jecie, jak już dacie sobie wycisk? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Blogilates i pływalnia, czyli jak schudłam 10 kg nie zadręczając się
  2. Wyzwania Blogilates – droga ku pięknie zaznaczonym mięśniom
  3. Mój sposób na utrzymanie wagi na wodzy
  4. 2 proste pomysły na pełnowartościowe śniadanie

Jak oczyścić skórkę z cytryny?

jak oczyścić skórkę z cytryny

Dziś spieszę do Was z moim najnowszym odkryciem kulinarno-czystościowym! Będzie krótko i na temat. 😉

Zastanawialiście się kiedyś, co zrobić, żeby cytrynka, której skórkę chcecie zetrzeć do ciasta była super czysta i nie miała na sobie wosku ani żadnych syfów, np. z pryskania? Ja owszem, wielokrotnie, miałam nawet fazę kupowania eko-cytryn w Lidlu, szczególnie w sezonie letnim, bo całe lato robię wodę smakową, a tam się wkraja plastry nieobranej cytryny i myślę sobie, że trochę tego syfu do wody może przechodzić, no ale z Lidla eko-cytryny zniknęły, nie wiedzieć czemu.

jak oczyścić skórkę z cytryny

Z braku eko-cytryn spontanicznie wypróbowałam sodę oczyszczoną (a jakże!). Kiedyś na Pintereście mignęło mi jakieś płukanie warzyw i owoców w wodzie z dodatkiem sody albo wlanie takiej mieszanki do spryskiwacza. Tych rzeczy nie próbowałam i trochę mi się nie chce, ale myślę, że prędzej dałabym szansę takiemu moczeniu w wodzie z sodą niż spryskiwaczowi, bo w wodzie owoce przynajmniej chwilę poleżą i soda ma szansę w ogóle zadziałać. Tym razem chciałam zadziałać szybko, więc  po prostu użyłam sody.

Jak oczyścić skórkę z cytryny?

Co będzie potrzebne?

  • soda oczyszczona – od 1 łyżeczki do 1 łyżki, trochę na oko 😉
  • bieżąca woda
  • cytryna

Opis zabiegu:

jak oczyścić skórkę z cytryny

Wziąć cytrynę, wypłukać w zimnej wodzie, posypać sodą, dokładnie przetrzeć po całości paluchami, wypłukać, dać wyschnąć lub wysuszyć ściereczką.

jak oczyścić skórkę z cytryny

Oczywiście działać tak możecie ze wszystkimi owocami i warzywami, które chętnie schrupalibyście ze skórką (bo, jak wiadomo, tam jest najwięcej witamin) lub chcecie tej skórki do czegoś użyć – np. usmażyć skórkę pomarańczową – ale uważacie, że samo wypłukanie nie wystarczy i ogólnie czujecie, że coś z nią jest nie tak. Magii stojącej za sodą nie umiem Wam wytłumaczyć, ale wiem, że ściera dobrze. 😉

Polecam powąchać owoc przed wypłukaniem i po nim. Różnica jest kolosalna!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  2. Magiczny sposób na przypalony garnek
  3. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci + 3 sposoby na zapobieganie mu
  4. Odświeżające saszetki do szafy i butów
  5. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego

Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka i parę słów o tym, dlaczego czasem warto odpuścić sobie kotleta

pasta z ciecierzycy i buraka

Od jakiegoś czasu moim postanowieniem jest „jeść bardziej roślinnie”. Nie powiem, że dla zdrowia, mimo że chciałabym, żeby tak było, ale niestety nie udowodniono, że niezaprzeczalnie lepiej jest stronić od produktów odzwierzęcych. Ba, rezygnując z nich zaczynamy mieć problemy z uzupełnieniem diety w niektóre witaminy i minerały – dla weganina ani rusz bez witaminy B12, ale także witaminy D. Resztę da się zbilansować, taka jest prawda. Na mnie nie działało też odstawienie nabiału, jeśli chodzi o jakąś poprawę stanu cery, więc nabiału nie odrzucam, a jedynie ograniczam. Dlaczego więc to wszystko? Tylko ze względów etycznych, światopoglądowych, jak zwał, tak zwał. Produkcja nabiału oraz mięsa nie jest humanitarna. No, nie jest. Pooglądajcie sobie coś na YouTube na ten temat, zdaje się jest film o tytule Cowspiracy, ale i wiele innych. Poczytajcie. Poza tym produkcja na taką skalę, na jaką jest prowadzona, jest po prostu szkodliwa dla środowiska – szczególnie hodowla krów, a wiadomo skąd jest mleczko, jogurciki i serki. Odsyłam Was do poczytania mądrzejszych niż ja – np. do Kasi Gandor.

Mój pogląd na to wszystko jest też taki, że lepiej ograniczać niż od razu wpadać w szał i mówić „nie będę jeść w ogóle produktów odzwierzęcych od dziś”. Oczywiście, oddaję weganom sprawiedliwość, uważam, że ich postawa jest chwalebna. Wydaje mi się jednak, że namawianie ludzi do tego, by całkowicie zrezygnowali z mięsa i nabiału mija się z celem. Choćby dlatego, że przekonując człowieka do rezygnacji z czegoś, co lubi, napotyka się prosty opór właśnie z tym związany – że to lubi. I że nie będzie całkowicie rezygnował z tego, co lubi. I to jest dla mnie normalna reakcja. Dlatego propozycja, żeby ograniczyć mięso czy tam nabiał wydaje mi się dużo bardziej delikatna i mogąca uczynić więcej niż walenie młotkiem po głowie i gderanie „nie jedz tego mięsa, nie pij mleka, krowy przez ciebie cierpią”. Mój Mąż, mięsożerca, któremu nigdy nie wierciłam dziury w brzuchu, żeby tego mięsa nie jadł, sam z siebie postanowił zrobić sobie semi-wegetariańskie tygodniowe wyzwanie. Może dlatego, że trochę w życiu na ten temat podyskutowaliśmy? Może dlatego, że kiedyś obejrzeliśmy film o tym, co się robi z „niepotrzebnymi” kurczaczkami płci męskiej? Może wpłynęły na to różne rzeczy.

Wiem tylko, że ludzi nie można naciskać, nie w tak ważnych sprawach. A jedzenie jest ważne, nie oszukujmy się. Ostatnio ludzie bardziej zwracają uwagę na to, co jedzą – ze względu na utrzymanie figury, ale też (w końcu!) – by zatroszczyć się o swoje zdrowie. „Na jedzeniu” spotykamy się z ludźmi, budujemy wokół tego relacje. Nic więc dziwnego, że bardzo przywiązujemy się do swojego sposobu żywienia i później bronimy go zaciekle jako jedyny słuszny. Dlatego to, czego nam potrzeba, to zdecydowanie więcej zrozumienia i otwartości na drugiego człowieka – w tej i w każdej innej sprawie. Fajnie, że są inicjatywy takie jak Meatless Monday w USA. My niby mamy postny piątek, ale przypominam, drodzy katolicy, ryba to także mięso, a kaszanka zawiera krew, która nie została wyciśnięta z marchewki. Czemu nie wykorzystać piątku do tego, żeby rzeczywiście jakoś sobie urozmaicić to menu i zrobić babę ziemniaczaną? Albo makaron z sosem pomidorowym i warzywami? Albo jakieś super-hiper-ekstra zdrowe danie z kaszą i jarmużem. Czy co tam bezmięsnego lubicie jeść. 🙂 Bo przecież jeśli chce się naprawić świat, najlepiej zacząć od siebie.

Ja dziś dania obiadowego nie proponuję, ale za to pastę kanapkową, która jest pyszna – o ile dobrze doprawiona – sycąca (na całą ilość w przepisie to 490 kalorii, 19 gramów białka i 18 gramów błonnika!) i podejrzewam, że całkiem zdrowa. No i jest po prostu śliczna. W pewnym momencie w trakcie miksowania zaczęła mi przypominać lody waniliowe z sosem malinowym. 😉 Przygotowanie jej wymaga trochę zachodu, ale warto.

pasta z ciecierzycy i burakapasta z ciecierzycy i buraka

Pasta z ciecierzycy i pieczonego buraka

Składniki:

  • Pół szklanki ciecierzycy
  • 1 spory burak
  • 1 łyżka oliwy
  • 2 ząbki czosnku
  • Sok z cytryny
  • Sól, pieprz, ewentualnie inne przyprawy (według uznania)

Przygotowanie

Ciecierzycę moczymy przez noc (lub 8-12 godzin). Następnie zmieniamy wodę i gotujemy ją około 2 godzin (ostrzegałam, że to wymaga zachodu – warto też po godzinie jeszcze raz zmienić wodę ;)), wyłączamy i zostawiamy w wodzie. Na żadnym etapie nie solimy ciecierzycy, nie ma takiej potrzeby. Buraka dokładnie płuczemy, zawijamy w folię aluminiową i pieczemy w piekarniku w ok. 200 stopniach przez mniej więcej godzinę. Wszystko zależy od buraka, ja zaufałam intuicji, ale można też wbić przez folię nóż, żeby sprawdzić, czy burak jest już miękki.  Obieramy je ze skórki i miksujemy w blenderze z ciecierzycą, oliwą, czosnkiem, sokiem z cytryny i odrobiną wody z ciecierzycy. Wasz blender może się buntować, ale nie poddawajcie się. Co jakiś czas wyłączajcie go, mieszajcie i włączajcie jeszcze raz. Aż uzyskacie pastę, która będzie się nadawała do smarowania pieczywa. Przekładamy pastę do pojemnika, dodajemy sól, pieprz, mieszamy i wstawiamy do lodówki. Możecie zrobić więcej i część od razu zamrozić – potem wystarczy rozmrozić w lodówce.

Bon appétit. 😉 Jecie takie domowe pasty? Lubicie? A może macie jakiś przepis godny polecenia?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Wegańskie pasty do pieczywa z silken tofu
  2. Domowe mleko roślinne (z orzechów)
  3. Sycące, wegańskie chili na jesienne i zimowe chłody
  4. Curry z porem i ciecierzycą na pożegnanie zimy

Ogórki kiszone „po dziadkowemu”

ogórki kiszone

Ogórki kiszone to bardzo kontrowersyjny twór. Albo się je kocha, albo się ich nienawidzi. Ja jestem w tej szczęśliwej grupie pierwszej i mogę się nimi zażerać bez granic. 🙂 Z kolei mój ukochany Mąż wyczuwa, że je jadłam… zupełnie jakby był to czosnek. I z równą odrazą się oddala w drugi kąt pokoju. 😉 A nie wie, co traci! Bo ogórki kiszone mają tajemną probiotyczną moc – kiszą je sobie spokojnie bakterie. 😉

Podejrzewam, że przepisów na ogórki kiszone krąży w internecie nieskończona ilość, nie wiem, widziałam jeden i był zdecydowanie inny niż ten dziadkowy. A ogórki z dziadkowego przepisu są najlepsze na świecie i grzechem byłoby nie podzielić się tym przepisem z szerszym gronem odbiorców. 😉

Podam Wam przepis na jeden wek, bo u dziadków nigdy nie było ważenia ogórków i robienia wielu słoików naraz z jednej prostej przyczyny. Ogórki zbiera się, gdy są już gotowe do tego, żeby je zebrać. A ogórkowa grządka jest nieduża, to ogórków naraz też nie będzie dużo. Gdy ostatnio byłam u dziadków, to ogórki zostały trochę podebrane poprzedniego dnia (a i ja nie omieszkałam zabrać kilku świeżych ze sobą ;)) i zostało tyle co na dwa weki.

Kiszone ogórki wg mojego Dziadka

ogórki kiszone

Składniki (na jeden wek):

  • Wek (umyty), gumka (nowa) i sprężynka (może być stara ;))
  • Kilka ogórków gruntowych (u nas były ogródkowe, ale myślę, że takie z bazaru też dadzą radę)
  • Pół ząbka czosnku
  • Koper – z kwiatem (z ogrodu albo z zestawu do kiszenia, widziałam w Biedrze)
  • Pół liścia chrzanu (ma zakryć wierzch słoika)
  • 3-4 liście czarnej porzeczki
  • Słona zalewa: około łyżki soli kamiennej (w sieci krzyczą, że niejodowanej, a Dziadek robi na jodowanej i się nie przejmuje) na litr zimnej wody (używaliśmy z kranu i zawsze tak było, ale w dużym mieście pewnie lepiej ją przefiltrować albo przegotować; w innych przepisach zaskoczyło mnie też zalewanie ogórków gorącą wodą – u Dziadka zawsze była zimna, a robi ogórki od lat).

Banalnie prosty przepis:

ogórki kiszone

Wkładamy ogórki do słoika – tyle, ile się zmieści. Wrzucamy gdzieś tam czosnek. Wpychamy (dosłownie) między ogórki koper – najpierw trzeba go trochę pozginać, żeby wlazł. Przygotowujemy słoną zalewę – znaczy mieszamy sól w zimnej wodzie, aż się rozpuści. Wlewamy zalewę do słoika, aż zakryje ogórki. Dokładamy liście porzeczki i przykrywamy wszystko liściem chrzanu. Odstawiamy do piwnicy lub spiżarni i czekamy kilka tygodni, aż się ukiszą.

Nasze ogórki wytrzymują całą zimę. Co prawda, czasem zdarzy się jakieś zgniłe jajo, 😉 ale większość wytrzymuje bez problemu. Zróbcie sobie swoje własne probiotyki, koniecznie. No, chyba że jesteście z tych, co nienawidzą ogórków kiszonych – nie będę Was przecież zmuszała. 😉

Sezonowe produkty na sierpień:

Warzywa: bakłażan, botwinka, borowiki, brokuły, buraki, cebula dymka, cukinia, czosnek, dynia, fasolka szparagowa, fasola, fenkuł, jarmuż, kabaczek, kalafior, kalarepa, kapusta, karczochy, kukurydza, kurki, marchewka, natka pietruszki, ogórek, papryka, patison, podgrzybki, pomidor, por, rabarbar, rzodkiewka, rukola, rydze, sałata, liście selera, seler, seler naciowy, szczaw, szpinak, ziemniaki

Owoce: agrest, aronia, bez czarny, borówka amerykańska, borówka brusznica, brzoskwinie, dereń, dzika róża, gruszki, jabłka, jagody, jeżyny, maliny, nektarynki, porzeczki, pigwa, śliwki, winogrona, żurawina, poziomki, rokitnik

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Przepis na kiszoną kapustę
  2. Co jeść, żeby mieć zdrowy układ pokarmowy?
  3. Najlepsze domowe sposoby na przeziębienie
  4. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo

Jagodowe muffinki w „uzdrowionej” wersji

Jagody… One chyba działają podobnie, jak truskawki. Człowiek rzuca się na nie, gdy tylko rozpoczyna się na nie sezon, po kilku dniach odczuwa przesyt, a za kilka miesięcy żałuje, że nie nażarł się nimi bardziej. Można jeszcze zrobić dżem, ale jeśli czytaliście ten tekst, wiecie, że to nie zawsze się udaje. Albo ze swojego doświadczenia wiecie. Tym razem kupiłam kilogram jagód i ostatecznie nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Zrobiłam wegańskie popsicle, ale niespecjalnie pasował mi ich smak. Jakieś takie za mało słodkie. Może dlatego, że w oryginale były borówki, a one są zdecydowanie mniej kwaśne niż jagody? Może tak.

Na szczęście udało mi się zrobić też coś przepysznego. Ostatnio się staram jeść jak najbardziej wegańsko, ale do bezjajecznych ciast się nie przekonałam. I w ogóle do bezjajecznych diet. Miałam ochotę na proste, mięciutkie muffinki. Przepis znalazłam oczywiście u nieocenionej Doroty z Moich Wypieków i postanowiłam go trochę zmodyfikować po swojemu. Ażeby było nieco zdrowiej.

Jagodowe muffinki – zdrowsza wersja

jagodowe muffinki

Składniki:

  • 200 g mąki pszennej
  • 100 g mąki kokosowej
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 80 g orzechów włoskich
  • 1 jajko (w temperaturze pokojowej)
  • 40 g demerara
  • 50 g ksylitolu (cukru brzozowego)
  • 180 ml maślanki (w temperaturze pokojowej)
  • 125 ml oleju (dałam rzepakowy, ale może ciekawie byłoby też z olejem kokosowym; nie chciało mi się go topić ;))
  • 150 g leśnych jagód

Przygotowanie:

Używamy dwóch misek (innych naczyń). W pierwszej roztrzepujemy jajko, dorzucamy cukier i ksylitol, dalej roztrzepujemy rózgą kuchenną, dodajemy maślankę, olej, roztrzepujemy. W drugiej łączymy (dokładnie mieszamy!) obie mąki, sodę, proszek i orzechy.

Rozgrzewamy piekarnik do 200 st., formę na muffinki wykładamy papilotkami.

Następnie wsypujemy suche składniki do mokrych i niedbale łączymy za pomocą widelca. Niedbale, ale składniki mają się połączyć. Jak już się połączą, to nie mieszamy więcej – muffinki to nie ciacha dla pedantów. 😉 Teraz ten trudny moment, gdy trzeba wymieszać orzechy. Niby zmieniłam widelec na łyżkę, ale nie było siły na te jagody – i tak się nieco rozgniotły. Ale to nic. Wykładamy łyżką do formy na muffinki. Mi wyszło około 16 sztuk, więc musiałam piec na dwa razy.

Wkładamy do piekarnika, pieczemy ok. 20-25 minut. W każdym razie do suchego patyczka.

Dla mnie idealne. ❤

I polecają się na weekend. 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Nie do końca klasyczna szarlotka
  2. 5 doskonałych powodów, by zacząć jeść sezonowo
  3. Przepis na kiszoną kapustę
  4. Obdarowywanie i przepis na jesienne ciasto z musem jabłkowym