Nie dajcie się zwieść magicznemu słowu „rytuały”. W znaczeniu, o którym dzisiaj piszę, nie ma to nic wspólnego z szamaństwem ani religiami. 😉 Choć, jeśli potraktujecie to poważnie, jak najbardziej może to wzbogacić Waszą duchowość.
Jakiś rok temu, może nieco wcześniej, YouTube zaczęło bombardować mnie filmikami o tytułach „my morning routine” i „my evening/night routine”. Straszliwie mnie to irytowało. Myślałam sobie „a po co, a na co to komu, przecież jakoś tam te moje poranki i wieczory wyglądają, książki czytam, filmy oglądam, po co z tego robić taką hecę”. Aż w końcu odkryłam, że moja idolka – Mimi Ikonn – również takie nagrała. Pomyślałam, że skoro ona, taka szczęśliwa Mimi, wiodąca swoje idealne życie, bawi się w takie rzeczy, to może czas się tym zainteresować.
Co to w ogóle są te jakieś rytuały?
Rytuały to szamani odprawiali u Trobriandczyków, powiecie. Rytuały to są na nabożeństwach. Gdzie tu miejsce na świeckie rytuały w ogóle, takie bez religijnych powiązań? Sjp.pl bieży mi na ratunek ze swoją definicją:
rytuał
«1. ustalony sposób postępowania, wykonywania czynności podczas obrzędów religijnych czy magicznych, uroczystości itp.
2. zespół czynności, które przez swoją powtarzalność tworzą zwyczaj»
No dobra, czyli można. Powtarzamy codziennie kilka czynności i mamy rytuał. To teraz…
A na co, a po co to komu?
Zwyczaje, rytuały, nawyki, wszelkie powtarzalne zachowania, które jak zwał, tak zwał (ale rytuał to tak jakoś przyjemniej), pomagają człowiekowi nie zwariować. Nie szaleć. Nie zrywać się wariacko po dziesiątej „drzemce” i nie wybiegać w panice z domu. Pomagają kłaść się o właściwej porze i zdrowiej jeść. Nasze mózgi – i organizm w ogóle – lubią to, do czego się przyzwyczają. Znam wiele osób, które nie wyobrażają sobie kawy bez ciastka. Dlaczego? Bo się przyzwyczaiły. Ja na przykład przyzwyczaiłam się do mojej porannej wody z cytryną i bardzo irytuje mnie, gdy zamiast tego muszę zadowolić się herbatą. Przyzwyczajenia można sobie wybrać i je sobie wypracować, serio. Mózg to potężne narzędzie.
Wszystko jest kwestią nawyku. Być może są osoby, które lubią, gdy wszystko jest na spontanie i jakoś tam im ten dzień leci, ale nie dla nich jest ten tekst. Ja lubię, gdy mój dzień ma ręce i nogi, i w miarę panuję nad jego przebiegiem. Wiadomo, że czasami (często? ;)) człowiekowi coś wyskoczy i – mimo robienia sobie pięknych planów w pięknym kalendarzu czy notesie – nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dla mnie ważne jest, że zachowuję jakieś ramy, a to, czego nie udało mi się zrealizować, przekładam na kolejny dzień. I znowu – żeby dzień miał te ramy, warto wypracować sobie jakieś pozytywne poranne i wieczorne nawyki. Jeśli macie problem z nawykami albo chcecie po prostu nad nimi popracować to zachęcam Was do zajrzenia na stronę Laboratorium Zmieniacza. 🙂
Mają one jeszcze jedną – bardzo ważną dla mnie – zaletę. Bardzo mnie uspokajają. Dość długo niespecjalnie radziłam sobie ze swoimi emocjami i potrafiłam godzinami ekscytować się rzeczami, na które totalnie nie mam wpływu. Coś w stylu „jak oni w ogóle mogą tak głupio myśleć?”. Tak, tak, to było bardzo nietolerancyjne, ale niestety ciągle niektóre ludzkie poglądy wzbudzają we mnie takie emocje. Jestem tylko człowiekiem. Co do tego mają rytuały? Jeśli zabronię sobie np. po 21 korzystać z internetu, to małe szanse, że coś mnie zirytuje, no nie? I będę mogła o ludzkiej porze zasnąć, nawet jeśli coś oburzyło mnie wcześniej.
No dobra, to jakie są te moje rytuały?
Moje wieczorne rytuały
Wszystko zaczyna się od odłożenia telefonu lub komputera (chyba, że oglądamy film) najpóźniej o godzinie 21 45. Często odkładam go już o 21, bo po co przed snem się tym niebieskim światłem naświetlać. Fajną opcją jest ustawienie sobie w telefonie automatycznego przełączania na „nie przeszkadzać” – ja mam ustawiony czas od 21 45 do 6. Dobra, skłamałam, nie zaczyna się od tego, ale to jest najważniejsza rzecz. Zaczyna się od tego, że około 21 zaparzam sobie meliskę na dobry sen. 🙂 Nie wiem, o co chodzi z tym uzależnieniem od ziół, bo nie widzę problemu, jeśli jestem u kogoś gościem i na wieczór mogę się napić tylko wody. Do melisy najlepsza jest książka, więc po nią sięgam, ale zdarza się również, że zastępuje ją kolorowanka – zwłaszcza wtedy, gdy jestem jakoś szczególnie podenerwowana. Następnie wywalam górne światło i zapalam świeczki – albo chociaż mniejszą lampkę – otwieram okno, ścielę z mężem łóżko i idę do łazienki na wieczorne ablucje. 🙂 Wracam do pokoju i przez 10 minut medytuję (znaczy się siedzę po turecku i staram się pozwolić swoim myślom płynąć, nie skupiając się szczególnie na żadnej z nich). Czasami jednak wybieram rozmowę z mężem. 🙂 Przy łóżku stawiam szklankę wody i olej kokosowy na rano. Wtedy spokojnie mogę się położyć, wypełnić dziennik wdzięczności i jeszcze sobie przed snem poczytać. Kocham książki i mimo że mogłabym czytać do nocy, staram się skończyć o 23.
Zdarzają się oczywiście dni, gdy gdzieś wychodzimy i wtedy większa część rytuału odpada, ale to nie jest dla mnie codzienność. 🙂
Moje poranne rytuały
Dzień zaczynam od oleju kokosowego (ewentualnie od przytulania z mężem ;)). Stosuję metodę oil pulling, która nie wiem, jak po polsku się nazywa. Ssanie oleju? W tym czasie wypełniam swój dziennik wdzięczności, otwieram okno, gotuję wodę dla siebie do cytryny i dla męża do kawy, przygotowuję jakieś śniadanie. Zawsze wstajemy razem (chyba że jedno z nas z jakiegoś powodu musi wstać o nieludzkiej porze ;)), żeby spędzić ze sobą trochę czasu rano. Jeśli macie taką możliwość, koniecznie z niej korzystajcie, to naprawdę dużo wnosi do związku. 🙂 Myję zęby, piję wodę, jem śniadanie, przez jakiś czasu pracuję nad blogiem (pisanie, promocja itd.), a następnie ćwiczę – ostatnio jogę, chociaż wydaje mi się, że wiosna sprzyja intensywniejszym ćwiczeniom, więc pewnie wprowadzę jakąś bardziej intensywną rozgrzewkę. Ćwiczenia to dla mnie bardzo ważny element poranka, bo pobudzają mnie do dalszego działania. W tym miejscu rytuały się kończą i płynnie przechodzę do codziennych działań. 🙂
Zadanie #4 Stwórz swoje własne, dopasowane do Ciebie poranne i wieczorne rytuały
Może nie jesteś takim zdrowo-świrem, jak ja i nie lubisz w siebie wciskać z rana pół litra wody. Może w dobry nastrój wprowadza Cię kawa. To zrób sobie tę kawę pachnącą, mieloną. Usiądź do niej na tyłku. Nie lataj. Może wieczorem lubisz sobie „podłubać” przy swoim hobby. Super! Zrób z tych rzeczy rytuał. To nie musi być wiele, a może Cię wprawić w świetny nastrój i nadać Twoim zwykłym dniom nieco koloru. 😉
Ja swoje rytuały już mam – jak widzieliście – ale w tym tygodniu postaram się nad nimi popracować tak, żeby naprawdę się ich trzymać, bo zdarza się, że przez kilka dni np. potrafię olać medytację. Ten tydzień będzie więc do niej należał.
Dajcie koniecznie znać o Waszych rytuałach! Macie już jakieś? A może dopiero planujecie je wprowadzić w życie? I jak sądzicie – to tylko moda, która przeminie, czy coś, co ma szansę na stałe wejść do inspiracyjno-motywacyjno-rozwojowego nurtu? 🙂
Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂
Pozostałe teksty z tego cyklu: