Zaplanuj przeżycie | 52 Tygodnie Pozytywności

jak żyć pozytywnie

Było już o planowaniu podróży, teraz czas na coś prostszego (lub trudniejszego, zależy jak do tego podejdziecie). Zainspirowana przeżyciowymi planami Edyty Zając, sama postanowiłam sobie takie stworzyć. Od lipca, a co!

Kiedyś już pisałam jak ważne jest robienie nowych rzeczy. [Kliknijcie sobie w link, a będziecie mieć doskonały kontekst dla tego – dość krótkiego – tekstu.] Wszyscy wiedzą, że trzeba podejmować różnorodne aktywności w związku, żeby nie wiało nudą. Dlaczego więc nie wszyscy wiedzą, że z samej/samemu sobie też trzeba trochę życie urozmaicić? Powodów, dla których warto jest mnóstwo:

  • można złapać trochę oddechu po ciężkim dniu,
  • odnowić kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem (obudzić w sobie radość i ekscytację z powodu odkrywania nowości),
  • odnowić kontakt z naturą,
  • poprawić swoją kondycję fizyczną lub intelektualną (albo i duchową),
  • odkryć coś, co okaże się naszą pasją (albo po prostu będzie nam sprawiać przyjemność),
  • „odkurzyć” coś, co robiło się jako dziecko i przestało się to robić, bo teraz trzeba zachowywać się jak dorosły,
  • albo np. odkryć świetne miejsce z jedzeniem/kawą/piwem/doskonałym widokiem/spotkać doskonałą manikiurzystkę etc., do którego/której będzie się chciało wracać.

Zadanie #21 Stwórz listę przeżyć na lipiec – albo chociaż zaplanuj jedno, które na pewno przeżyjesz

jak żyć pozytywnie

No to mamy oczko! Ktoś z moich Czytelników ma tyle lat? Przyznawać się! 🙂 Co oznacza, że jesteśmy już prawie w połowie drogi! Co z kolei oznacza, że zaraz będzie jesień. Ale spokojnie, jesień też jest fajna. Póki co jednak cieszmy się latem! ❤

Wypisałam dla Was mnóstwo przykładowych przeżyć. To naprawdę nie muszą być nie wiadomo, jakie wyzwania. Warunek dla przeżycia jest taki, że ma ono robić dla Ciebie coś dobrego. Jeśli więc czujesz presję, żeby coś zrobić, to… to się nie kwalifikuje. Zrób coś, na co po prostu masz ochotę. Jak dziecko. Jeśli oznacza to zjedzenie niezdrowych, przesłodzonych lodów, które kojarzą Ci się z dzieciństwem, to je zjedz. 🙂 Jak to się pięknie mówi – nie urodziłaś/nie urodziłeś się tylko po to, żeby chodzić do pracy, płacić rachunki i umrzeć. Nope, nope, nope. Nie czuj się też zobowiązana/zobowiązany, by z mojej listy cokolwiek wybrać. Może Ciebie kręcą zupełnie inne rzeczy. 🙂

Pomysły przeżyć:

  • piknik nad rzeką lub w parku,
  • pomoczenie nóg w wodzie (rzece, oceanie, morzu, strumyku, jeziorze),
  • pedicure i manicure z prawdziwego zdarzenia (w domu albo w salonie),
  • kino pod chmurką/maraton z ulubionymi filmami na deszczowy dzień,
  • wypróbuj jakiś ekologiczny sposób na utrzymanie domu (lub siebie) w czystości (proszek do prania, domowe mydło, sprzątanie z wykorzystaniem sody lub octu),
  • metamorfoza balkonu/parapetu/pokoju/itp.,
  • Twoja własna metamorfoza (może oddasz 25 cm włosów na Fundację Rak’n’Roll?),
  • spacer po lesie,
  • wypróbowanie nowego przepisu z użyciem sezonowych warzyw i owoców (może jagodowe muffinki? albo domowe lody?),
  • nowe pomysły na śniadania (choćby i kupno lepszego, zdrowszego pieczywa),
  • nowe pomysły na kolacje (lato sprzyja sałatkom!),
  • wypróbuj jogę (jest mnóstwo zajęć na świeżym powietrzu!),
  • spróbuj ciekawego drinka skomponowanego pod Twój nastrój albo napij się dobrego piwa,
  • zobacz wschód i zachód słońca nad wodą,
  • posłuchaj ciekawego podcastu,
  • przetestuj aplikacje do ćwiczenia umysłu,
  • przesiądź się na rower,
  • wypróbuj nową knajpę (najlepiej taką, która ma ogródek)
  • idź na degustację wina,
  • odkryj nowe miejsce w swoim mieście.

Wybierz sobie maksymalnie 10, żeby nie przeholować na samym początku. Nawet jedno to już coś. I pamiętaj, że to nie są Twoje obowiązki. To są rzeczy, które chcesz zrobić! Trzymam za Ciebie kciuczki! ❤

Praktykowałyście/praktykowaliście już kiedyś listę przeżyć? Ja sama doskonale wiem, że to bardzo dobrze człowiekowi robi – dlatego robię sobie plany na weekendy, choć czasem rezygnuję z nich, żeby pozwolić sobie na nicnierobienie. Podzielcie się swoimi planami – chętnie się nimi zainspiruję (a może też podpowiecie kolejnym Czytelnikom i Czytelniczkom). 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Zadbaj o związek | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

Rzecz o sterylności (i dwa słowa o kubeczku)

czy dezynfekcja jest dobra dla zdrowia

Nie wyobrażasz sobie czyszczenia łazienki bez silnego środka dezynfekującego? W Twojej torebce zawsze musi być żel antybakteryjny? Myjesz ręce milion razy dziennie? Używasz tylko mydła antybakteryjnego? Koniecznie przeczytaj ten tekst.

Kubeczek – najlepszy przyjaciel kobiety

Wiecie co? Zacznę od kubeczka, bo ostatecznie dzięki niemu narodził się pomysł na ten tekst. Jakiś czas temu na jednej z fejsbukowych grup o kosmetykach naturalnych czy też ekologii wywiązała się dyskusja o tym, co nie mam pojęcia jak się grzecznie nazywa (artykuły do higieny intymnej? bez sensu), a mówiąc prosto – o tym, czego my, baby, używamy do łapania naszej krwi miesięcznej (sorry, chłopaki, sama natura), żeby móc normalnie funkcjonować w świecie. Jak wiadomo osobom, które interesują się ekologią – najbardziej korzystne dla środowiska (ale i dla nas samych!) jest używanie tzw. kubeczka menstruacyjnego. To takie coś:

kubeczek menstruacyjny

(Zdjęcie ze strony producenta, no przecież swojego Wam nie pokażę ;))

Niektóre eko-dziewczyny wolą używać innych eko-alternatyw dla tradycyjnych, chlorowanych i ogólnie rzecz biorąc paskudnych jednorazowych podpasek i tamponów, ale nie będziemy się na nich skupiać, bo to nie będzie tekst czysto informacyjny o tychże alternatywach. Wracając do tematu – jedna z dziewczyn zapytała, co zamiast tamponu, skoro są chlorowane i niekorzystne z wielu innych powodów (np. dlatego że chłoną całkiem wszystko, a naturalnie potrzebujemy, żeby co nieco tam dla zdrowia naszych narządów płciowych zostało 😉 – rany, oględne pisanie mi nie wychodzi), więc część z nas zgodnie odpowiedziała, że kubeczek. Więc któraś z dziewczyn powiedziała, że higiena kubeczka jest niewystarczająca i że to się przecież wprowadza do pochwy, a to tylko mydłem jest myte. Sprowokowała więc pytanie, którego i ja się spodziewałam: „partnera też dezynfekujesz?”.

No właśnie.

Kubeczek jako doskonała alternatywa dla tamponu

Żeby Wam jeszcze wszystko rozjaśnić. Kubeczek dobrej jakości wykonany jest silikonu medycznego – zatem jest jak najbardziej bezpieczny dla zdrowia. Nie ma włókienek, które mógłby po sobie zostawić, ani nie jest wybielony chlorem (konia z rzędem temu, kto mi udowodni, że chlor jest bezpieczny dla organizmu), nie zawiera pochłaniaczy wilgoci (tylko ją naturalnie, mechanicznie zbiera), a zarazem trzyma wszystko w środku i daje niesamowitą swobodę działania – czyli jest doskonałą alternatywą dla tamponu. Aplikacja nie jest wcale trudna, o ile nie boicie się swojego ciała. 🙂 Obejrzyjcie sobie filmiki, gdzie dziewczyny pokazują to na kieliszku, to Wam nieco rozjaśni w głowie. Ja będę z Wami szczera i powiem, że momentami wpadam w paranoję, denerwuję się i nie mogę wyczuć odpowiedniego momentu, ale to zawsze można poprawić i tak ogólnie bardzo sobie kubeczek chwalę. Bez zmiany kubeczek można trzymać w sobie DO 12 godzin, ale to raczej nie powinno być normą – producent Mooncupa np. zaleca wymianę po 4-8 h. A ekologiczny jest dlatego, że jeden kubeczek wystarcza Wam na jakieś 5 lat, no i wykonany jest z silikonu, czyli z krzemu. To teraz porównajcie to sobie do całej tony podpasek i tamponów.

kubeczek menstruacyjny

Do wyboru macie zwykle (różnie u różnych producentów, ja kojarzę Mooncup i LadyCup) 2 rozmiary – jeden przeznaczony jest dla kobiet do 30 r. ż., które nie rodziły siłami natury, drugi dla tych po 30. i/lub tych, które już rodziły. Jeśli będziecie miały problem z wyborem, to panie w sklepie Wam doradzą (ja polecam sklep EkoKobieta i nie, to nie jest sponsorowane, z dobrego serca polecam, bo dziewczyny robią dobrą robotę). Kubeczek może być różnie zakończony, ale Mooncup ma taki wystający kikut/ogonek – ja go całego ucięłam, bo mi przeszkadzał. Jeśli będziecie to robić, to uważajcie, żeby nie przedziurawić kubeczka, obcinajcie po kawałeczku. 🙂 Po wylaniu zawartości kubeczka do toalety wystarczy go przepłukać, a raz dziennie warto przemyć zwykłym, najlepiej naturalnym, bezzapachowym mydłem. A jak się Wam okres skończy to go umyjcie i wygotujcie (5 min od zagotowania wody – najlepiej użyć filtrowanej, bo po takiej z kranu zostaje osad). Ja mam do tego specjalny garnuszek, który trzymam oddzielnie od innych garnków, żeby nikogo nie przyprawić o palpitację serca. 😉 Potem chowamy go do załączonego woreczka, gdzie sobie siedzi spokojnie i czeka na swój czas.

No to on jest w końcu higieniczny czy nie? Co z tym odkażaniem?

Tak – to jest wystarczająca dezynfekcja. Wiecie, że w pochwie ogólnie jest bogata flora bakteryjna? Jakiś piwowar nawet uwarzył piwo i zakwasił je bakteriami z pochwy jakiejś modelki, serio. I ludzie to kupowali. I pili. W ustach też jest dość sporo bakterii. I na dłoniach. To ja mam teraz pytanie do dziewczyn, które uważają, że ta higiena kubeczka jest niewystarczająca. Wyobraź sobie romantyczny wieczór, kolacja, winko, ach, piękna bielizna, świetny facet. Spełnienie marzeń. W końcu nadchodzi TEN moment i całujecie się. I tak dalej. A gdy jesteście już golusieńcy, Ty nagle wykrzykujesz: „o nie, poczekaj!”, biegniesz po antybakteryjny sprej i spryskujesz go od stóp do głów. Oraz siebie, żeby było sprawiedliwie. A właściwie to nie, zaraz, zanim go pocałujesz, biegniesz po ten sprej i psikasz mu nim w usta. I sobie. A w zasadzie, to każesz mu natychmiast iść umyć zęby. Serio? Wiadomo, że są prezerwatywy, więc możemy odejść od takiej sytuacji i wyobrazić sobie, że para stara się o dziecko. I co, będą się za każdym razem dezynfekować? Nie no, kurde, dziewczyny, bez jaj.

czy dezynfekcja jest dobra dla zdrowia

Nie chcę tu się przestawić jako przeciwniczka higieny, bo tak nie jest. Myć się trzeba, wiadomo, czyścić łazienkę również, ale wiecie, coś w tym powiedzeniu, że częste mycie skraca życie, jest. Gdzieś czytałam, że dla zdrowia i utrzymania chroniącej nas warstewki czegoś, pewnie łoju, należy myć się raz dziennie. Wiadomo, że możecie zrobić sobie wyjątek, gdy jest bardzo gorąco, a Wy po całym dniu wybieracie się na imprezę. Albo jak macie brudne stopy i nie chcecie brudzić pościeli – ale wtedy myjecie tylko stopy przecież. Nie wierzycie mi – poszukajcie sobie w sieci artykułów na ten temat albo w ogóle książek, nawet zalecam taką nieufność, to zdrowy nawyk. Ja bym zalecała też odejście od codziennego używania SLS-ów na rzecz łagodniejszych substancji pieniących – to wcale nie musi być droga impreza – Alterra z Rossmanna czy Biolove z Kontigo drogie nie są.

Wracając jeszcze na moment do kobiet. Mam dla Was poważne ostrzeżenie – nagminne używanie zapachowych wkładek i podpasek, zapachowego papieru toaletowego, zbyt intensywna higiena narządów intymnych silnie oczyszczającymi mydłami i żelami (nie mówiąc już o antybakteryjnych!) mogą prowadzić do raka sromu. Tak, do raka. Przemyślcie to sobie dobrze.

kubeczek menstruacyjny

A jak zachować czystość w łazience bez używania płynu dezynfekującego?

Do mycia łazienki naprawdę wystarczą soda i ocet. W razie gdyby na muszli toaletowej zrobił się osad, można tam wsypać kwasku cytrynowego albo wlać dużo octu i spokojnie zejdzie. Nie zalewajcie tylko tego gorącą wodą, bo zniszczycie sobie sedes. Jeśli macie potrzebę nieco łazienkę odkazić (sama to robię raz na jakiś czas), to spryskajcie ją takim płynem medycznym do dezynfekcji powierzchni. To jest dostępne na Allegro i składa się z samego alkoholu. Można też sobie wlać wódkę do spryskiwacza, ewentualnie ją rozrzedzić. Albo użyć oxy w wersji bez dodatków (nadwęglan sodu), rozwodnić i wyjdzie Wam bardziej stężona woda utleniona. A nawet dziecko wie, że ranki polewa się wodą utlenioną, żeby je odkazić. 🙂 Tymi sposobami można odkazić absolutnie każdą powierzchnię – natomiast ja bym z tym nie przesadzała, szczególnie przy dzieciach, bo ich młode organizmy muszą się nauczyć przed bakteriami bronić.

I tak, absolutnie, bez zastanawiania się – odkażajcie ranki.

czy dezynfekcja jest dobra dla zdrowia

A na koniec coś Wam powiem. Każdy organizm jest inny, jasne. I na to mogło składać się wiele różnych czynników: zdrowsze powietrze, zdrowsze jedzenie i mniej stresu. Faktem jednak pozostaje, że moi pradziadkowie, którzy przez większość życia nie mieli łazienki, ani odkażających płynów itd. przeżyli oboje ponad 90 lat i to w całkiem dobrym zdrowiu (jakieś tabletki zaczęli brać po 70. albo nawet 80. roku życia, no i mieli problemy z kręgosłupem od ciężkiej pracy fizycznej).

Podobno żyjemy dłużej, społeczeństwo się starzeje, ale wszyscy łykamy piguły i przechodzimy różnej maści operacje. Nie wracajmy do średniowiecza, do brudu i smrodu, nie. Ale zachowajmy umiar, bo skrajność w żadną stronę dobra nie jest.

Strony, z których ja korzystałam decydując się na kubeczek:

Ekologika

Ograniczam Się

MayaTheBee

Czarszka

Nissiax83

Oficjalna strona kubeczka, z którego ja korzystam, gdzie znajdziecie odpowiedzi na najbardziej frapujące Was pytania (ANG)

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Ci się spodobać:

  1. 2 naturalne środki czyszczące + bonusowy „naprawiacz” drewna
  2. Ekologiczny domowy proszek do prania
  3. Eko-sprzątanie: 10+ zastosowań sody oczyszczonej
  4. Eko-sprzątanie: 6 zastosowań octu spirytusowego
  5. Jak oczyścić skórkę z cytryny?
  6. DIY Płyn do mycia szyb i luster
  7. 3 proste sposoby na zneutralizowanie smrodku z kosza na śmieci
  8. DIY: Jak zrobić mydło w domu?

Zadbaj o związek | 52 Tygodnie Pozytywności

jak stworzyć dobry związek

Jestem ostatnią osobą na świecie, która powie Wam, że stan wolny uniemożliwia automatycznie szczęśliwe życie. Zawsze będę twierdzić, że mój najważniejszy i najtrudniejszy związek, to związek ze mną samą. Jednak nigdy nie powiem, że związki z innymi ludźmi są niepotrzebne. Pustelniczego życia nie rozumiem zupełnie i go sobie nie wyobrażam. Dlatego też obowiązkowo umieszczam taki oto wątek w moim rocznym wyzwaniu.

Aha, i zanim stąd uciekniecie, bo jesteście „samotni” i ten tekst nie jest dla Was – poczekajcie chwilę. Czy związki mogą być tylko romantyczne/seksualne? No chyba nie. 🙂

Gruby temat, ja wiem. Jeden tekst nie wystarczy. Od ponad roku na blogu mam dwa teksty poświęcone podstawowym zasadom tworzenia związków romantycznych – cz. I i cz. II. No ale jak to, w ogóle jak to? Romantyczne i planowanie jakieś w ogóle? Jakieś zasady? Ano tak to. To tylko pozornie tworzy sprzeczność. Jeżeli chcecie stworzyć udany, wieloletni związek, to ten związek nie może się opierać na stereotypach płciowych albo oczekiwaniu, że druga strona wszystkiego się domyśli. Dobry związek, to zrównoważony związek. Taki, który przechodzi przez różne fazy. Owszem, zaczyna od fascynacji i ubóstwiania, ale później w naturalny sposób przechodzi do codzienności, przyjaźni i wspólnego planowania przyszłości.

Kończę w tej chwili czytać „Małe życie” i znalazłam tam fragment, w którym wspominana jest scena ze spektaklu: „SETH: Ale czy nie rozumiesz, Amy? Jesteś w błędzie. Związki nigdy nie dostarczają nam wszystkiego. Dostarczają nam niektórych rzeczy. Masz pełną listę rzeczy, których oczekujesz od drugiej osoby – zgrania seksualnego, powiedzmy, albo dobrej rozmowy, albo wsparcia finansowego, albo odpowiedniego poziomu intelektualnego, albo miłego usposobienia, albo lojalności – i wolno Ci wybrać trzy z tych rzeczy. Trzy i koniec. Może cztery, jeśli masz szczęście (…) Jeśli będziesz się upierała znaleźć wszystko, skończysz z niczym”. Powieść podoba mi się jako całość bardzo, ale z tym fragmentem kompletnie się nie zgadzam. Zaczęłam liczyć i jakimś trafem wyszło mi tego całkiem sporo. Ok, nie można oczekiwać, że istnieje na świecie ktoś, kto spełni wszystkie nasze oczekiwania, bo i my raczej nie spełniamy oczekiwań nikogo innego – a czasem nawet i swoich własnych. Jednak naprawdę da się znaleźć kogoś, czyje wady będziemy w stanie zaakceptować, kto będzie na naszym poziomie intelektualnym, będzie lojalny, pomocny i jaki tam jeszcze jest Wasz wzór. Nie jestem zwolenniczką tego księżniczkowego mitu, ale z jednym się zgadzam – naprawdę, nie decydujcie się na związek z kimś, bo myślicie, że nikogo lepszego nie znajdziecie.

jak stworzyć dobry związek

A teraz do sedna. Poważny związek to nie jest spijanie sobie z dzióbków i nieustanny miłosny haj. Związki naprawdę się robi. Związki to ciężka harówka. Związki to czasami płacz i zgrzytanie zębami. Ale i w związkach działa zasada „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. Związki to akceptacja tego, że ludzie się zmieniają, że ani ja, ani mój partner nie zostaniemy na zawsze w tym samym miejscu. I dobrze. Związki to akceptacja integralności drugiej osoby. A przede wszystkim – związki to nieustająca nauka o samej/samym sobie i o swoim partnerze.

Podstawowe zasady w związku romantycznym:

  • dbajcie o siebie same/samych (zachowajcie przestrzeń dla siebie i pozwólcie ją zachować swojemu partnerowi/partnerce),
  • dbajcie o siebie wzajemnie (celebrujcie wspólny czas),
  • (w miarę) na początku związku ustalcie, jakie są Wasze wizje przyszłości i czy mają jakieś części wspólne, czy za bardzo się nie rozłażą (dzieci, miejsce zamieszkania, typ mieszkania, wychowanie dzieci, religia, spędzanie wolnego czasu, stosunek do podróży, stosunek do pieniędzy itp.),
  • zapomnijcie o stereotypach płciowych (że kobieta jest uległa, że facet nie może płakać, że kobiety są bardziej cierpliwe, że mężczyźni są bardziej inteligentni)
  • nauczcie się rozmawiać, argumentować, nie fochać się, dochodzić do kompromisów,
  • ufajcie sobie i szanujcie się, szanujcie prawo drugiej osoby do mówienia „nie” i nie doszukujcie się w tym nie wiadomo czego,
  • nauczcie się doceniać codzienność i zwyczajność,
  • ale pozwalajcie sobie czasem na wspólne szaleństwa,
  • zadawajcie sobie wzajemnie pytania, interesujcie się sobą,
  • mówcie sobie wzajemnie miłe rzeczy i róbcie dla siebie wzajemnie miłe rzeczy
  • i doceniajcie się wzajemnie.

Związana/związany jesteś nie tylko z małżonkiem – a przyjaźń, a rodzina, to co?

Ostatnio pewna osoba zaskoczyła mnie tym, że nie zgadza się, jakoby między przyjaźnią a związkiem romantycznym jedyną różnicą jest seks. No zaraz, a nie jest? Pomijając związki aseksualne, a jednak romantyczne, czy jakiekolwiek zabawy w nazewnictwo, to przecież tak właśnie jest. Przecież mój Mąż jest moim najlepszym przyjacielem. Ale mam też przyjaciółkę, z którą może nie łączy mnie wspólne mieszkanie, wspólne planowanie życia i płacenie rachunków, ale na poziomie relacji – takiej po prostu relacji emocjonalnej – to czym miałby się różnić mój związek z nim od mojego związku z nią? Chyba zostawię Wam to do przemyślenia.

jak stworzyć dobry związek

W każdym razie w życiu potrzebne są nam także inne związki. Niezależnie od tego, czy macie partnera życiowego, czy nie. Jeśli nie macie – potrzebujecie wsparcia, kogoś do pogadania itd. Jeśli macie – potrzebujecie dystansu. Nie można zamykać się tylko na jedną osobę. Albo tylko na kilka osób i tkwić w mikroklimacie swojej mini-rodziny (rodzice-dzieci). Takie zamykanie się tworzy wyniszczające dla wszystkich relacje bluszczowe. Nie róbcie tego. Dobra, teraz trochę się otworzę i powiem Wam coś bardziej osobistego. Zawsze marzyłam o rodzinnych świętach. Takich rodzinnych z ciociami, wujkami, babciami i całą gromadą ludzi. W mojej rodzinie takie święta skończyły się z różnych powodów, gdy byłam kilkulatką. Teraz może nie jestem zwolenniczką świąt samych w sobie, ale na pewno jestem zwolenniczką rodzinnych zjazdów. I zawsze w swoim życiu będę dążyć do tego, żeby tych ludzi gromadzić, bo to tworzy ciepłe relacje.

Tyle że dla mnie rodzina to nie tylko rodzina „z krwi”. Z niejedną osobą spoza niej mam o wiele bliższe relacje. Może jako jedynaczka po prostu bardzo je sobie cenię, bo to dla mnie taka rodzina z wyboru. A wiadomo, że jak coś jest z wyboru, to nieco inaczej się do tego podchodzi. Dlatego celebrujcie wszystkie swoje związki. Nie tylko rodzinę z krwi lub powinowactwa, ale też te ze swoimi przyjaciółmi. W ostatnich linkach miesiąca dawałam Wam link do wywiadu z WO, w którym padło zdanie, że prawdopodobnie w przyszłości będziemy adoptować swoich przyjaciół. Zachwyca mnie to.

Zadanie #20 Zaplanuj, jak zadbasz w tym tygodniu o swoje związki

I teraz tak – opcji macie do wyboru, do koloru. Co innego dla początkujących, co innego dla starych związkowych wyjadaczy. Na początek proponuję coś, co możecie zrobić w związkach z rodziną lub przyjaciółmi (poza małżonkiem):

  • odezwij się do kogoś, do kogo dawno się nie odzywałaś/odzywałeś, a zależy Ci na tej osobie (to łatwo sprawdzić na czatowych aplikacjach ;)),
  • zaproś swojego przyjaciela/ swoją przyjaciółkę do siebie do domu – na kawę, na wino, na piwo, na kolację (rzadko to robimy, szczególnie w dużych miastach)
  • wyjdźcie razem do kina, do teatru, na spacer,
  • każdego dnia odezwij się do bliskiej Ci osoby,
  • zadzwoń do dziadka/babci/cioci/wujka/siostry/brata,
  • napisz list do ważnej dla Ciebie osoby, która mieszka daleko,
  • zaplanuj sobie to wszystko.

jak stworzyć dobry związek

A teraz coś dla relacji romantycznych:

  • przeczytaj związkową książkę; ja polecam „Gdyby Budda się ożenił” Charlotte Kasl i „Ścieżkę miłości” Don Miguela Ruiza i zastosuj się do nowych dla Ciebie zasad,
  • wypisz sobie dobre rzeczy, które robi dla Ciebie Twój partner/ Twoja partnerka, wybierz jedną i podziękuj mu za nią,
  • zrób coś za swojego partnera/ swoją partnerkę (coś małego, np. wynieś śmieci albo pozmywaj),
  • zrób partnerowi/partnerce niespodziankę i kup mu/jej coś, na co było mu szkoda pieniędzy albo zabierz ją/go do restauracji, do której dawno chciał/chciała iść,
  • przeprowadź poważną rozmowę, którą długo odkładaliście,
  • codziennie okazuj jej/mu czułość – przytulaj, całuj, trzymaj za ręce 🙂
  • zaplanuj to wszystko, ale jeśli przyjdzie Ci do głowy zrobić coś spontanicznie – jak najbardziej, zrób to,
  • obejrzyj sobie ten filmik albo nawet namów partnera do wspólnego go obejrzenia (długi jest, więc zarezerwujcie sobie ten czas):

To co? Robimy? 🙂 A jakie Wy macie sposoby na udane związki? Te romantyczne i te przyjacielskie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

Postaw na kontakt z naturą | 52 Tygodnie Pozytywności

korzyści z kontaktu z naturą

Opowiem Wam bajkę, jak natura korzystnie wpływa na człowieka. A nie, zaraz, to nie bajka – to gołe fakty. 🙂 Zachęcam Was do samodzielnego researchu po źródłach naukowych – medycznych i psychologicznych – choć moim zdaniem korzyści z przebywania w otoczeniu natury są oczywiste. 🙂

Był już tekst o tym, jak się ukulturalnić, a więc nadszedł czas na tekst o tym, jak się zanurzyć w naturze. Kiedyś na studiach czytałam tekst o tym, jak to mężczyźni są bardziej związani z kulturą, a kobiety z naturą. Nie dajmy się temu! 😀 Korzystajmy ze wszystkich dobrodziejstw naszego świata, niezależnie od płci.

Co daje kontakt z naturą?

Dodaje energii

Podobno nawet jest lepszy niż kawa! 🙂 Nie namawiam Was wcale do rezygnacji z kawy, bo ona również ma swoje zalety, ale spróbujcie przekonać się czy nie ożywi Was mały spacerek po pobliskim parku. Psycholog Richard Ryan przeprowadził kilka eksperymentów, na podstawie których stwierdził, że nawet 20 minut dziennego obcowania z naturą, wpływa na znaczny przypływ witalności.

Uspokaja i odstresowuje

Wystarczy już kilka minut, żeby poczuć odprężenie. Zieleń działa na człowieka niesamowicie uspokajająco. Nie mówiąc już o śpiewie ptaków czy szumie drzew albo wody. Może wydać się Wam to niesamowite, ale przebywanie w otoczeniu przyrody obniża puls, ciśnienie krwi i poziom kortyzolu. No i co, nie warto być eko? 😀

Uszczęśliwia

korzyści z kontaktu z naturą

Nawet krótki spacer, to idealne lekarstwo na zły humor. Ja jestem bardzo zależna od uwarunkowań zewnętrznych. Zła pogoda bardzo obniża mój nastrój i tylko coś ekscytującego może ten nastrój poprawić. Albo czekolada. No ale jak już pogoda jest dobra – nie mówię, że idealna – to z każdą chwilą spędzoną w parku, w lesie albo nad wodą, jestem coraz bardziej zadowolona z życia. Jak za dotknięciem magicznej różdżki!

Prowokuje do ruchu

Nie wiem, jak Wy, ale ja, gdy już wybieram się w miejsce bardziej naturalne niż blokowisko lub centrum miasta, to nagle dostaję powera i wcale nie chcę siedzieć. Chcę iść, i iść, i odkrywać kolejne piękne zakątki. Ale w sumie na mnie piękne miasta też tak działają. Jednak zdecydowanie korzystniejsze dla zdrowia jest spacerowanie wśród drzew. M. in. dlatego, że to…

Natlenia

Wiadomo, że drzewka produkują tlen i filtrują różne paskudztwa z powietrza, a więc, im więcej drzewek, tym fajniejsze powietrze. A jeszcze jak do tego dodacie nadmorskie nasycenie jodem, to macie przecudowne prozdrowotne kombo. A jak się mózg natleni, to lepiej myśli – to już są całkiem konkretne korzyści!

Uzupełnia zapasy witaminy D

korzyści z kontaktu z naturą

Do tego wystarczy 15-20 minut dziennego przebywania na słońcu (oczywiście w sezonie wiosenno-letnim) z odkrytymi dłońmi i twarzą, ale im więcej tym lepiej. He he, ale nie przesadzajcie z tym odsłanianiem, bo jeszcze Was aresztują i będzie na mnie. 😉

Daje poczucie jedności ze światem

Zanim zaczniecie się śmiać, pomyślcie, że przecież wszyscy jesteśmy częścią świata, a styczność z siłą natury uświadamia, jak mali – a jednocześnie jak wielcy – jesteśmy. Warto sobie nad tym podumać. 🙂

Zadanie #19 Poświęć przynajmniej 20 minut dziennie na wybraną formę kontaktu z naturą

A w weekend nawet dłużej. Najbliższy weekend bardzo temu sprzyja. 🙂 Jeśli jeszcze nie macie na niego planów, to może wybierzecie się gdzieś za miasto? Nie musi być daleko. Polska pod tym względem jest cudownym krajem – nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć zachwycającą dziką przyrodę.

Pomysły na kontakt z naturą:

W mieście:

#1 Spacer po pobliskim parku lub/i przycupnięcie na ławce

#2 Piknik w parku i chodzenie boso po trawie (tylko uwaga na kleszcze; podobno nie lubią mięty, może posmarujcie skórę czymś miętowym)

#3 Spacer lub odpoczynek nad wodą, jeśli jakąś macie w okolicy (tak, Wisła się liczy)

#4 Spacer po lesie (nie zaszkodzi przytulić się do drzewa albo zatrzymać się, żeby poobserwować ptaki)

korzyści z kontaktu z naturą

#5 Rośliny doniczkowe w domu lub balkonowy ogródek

Poza miastem:

#6 Wypad nad jezioro lub rzekę – najlepiej do jakiejś agroturystyki

korzyści z kontaktu z naturą

I korzystanie z wszelkich atrakcji – spacerów, rowerów, pływania, jagodo- i grzybobrania 🙂

#7 Wypad na działkę

Niezawodny sposób Polaków na wyciszenie (ale też imprezowanie). Działka za miastem! Fajnie jest i podłubać się w ziemi, i pogrillować (tylko nie używajcie tej syfnej, śmierdzącej podpałki, bardzo Was proszę, oraz postarajcie się używać wielorazowych naczyń i sztućców) czy poogniskować, i pograć w badmintona. A nawet popluskać się z dziećmi w nadmuchiwanym basenie. 🙂

#8 Przejażdżka rowerowa przez okoliczne wsie i małe miejscowości poza Wasze miasto

#9 Spływ kajakowy

Spływ to duże słowo, ale chodzi mi po prostu o wyprawę przy użyciu kajaka. 🙂 Może być łódka, może być rower wodny. Czasami takie atrakcje oferowane są też w dużych miastach, więc rozglądajcie się!

#10 Wyjazd nad morze

Jod, jod i jeszcze raz jod!

#11 Wyprawa w góry

korzyści z kontaktu z naturą

Tak, Bieszczady też mogą być. 🙂

To jakie macie plany na najbliższy weekend? I jakie są Wasze ulubione sposoby na spędzanie czasu na łonie natury? 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na gorszą pogodę: 10+ filmów, dzięki którym poczujesz się lepiej

10+ filmów, dzięki którym poczujesz się lepiej

filmy na dobry humor

Właściwie to taki tekst powinien pojawić się zimą albo jesienią, bo wtedy czasami jest taka pogoda, że nawet najbardziej pozytywne nastawienie nie pomaga. Teraz jest ładnie i przecież najlepiej byłoby wyjść na spacer albo na rower i humor od razu byłby lepszy. No niby tak, tylko latem też pogoda nie zawsze jest idealna, a czasem nawet idealna nie pomaga. No to co zrobić, gdy nie masz siły wyjść na ten spacer? Ano, obejrzeć film.

W ogóle oglądanie filmów jest wspaniałym zajęciem, a jest ich taka rozmaitość, że naprawdę każdy może wybrać coś dla siebie. Dziś jednak nie będzie o ukulturalnianiu się, bo filmy, które tu przedstawię będą dosyć różnorodne – a tylko o tym, jak za sprawą obejrzenia filmu poczuć się lepiej. 🙂 Jestem niewybredna i mam dwa kryteria, którymi kierowałam się w wyborze filmów do tego tekstu: film musi być albo ciepły albo superzabawny (a nawet absurdalnie zabawny), albo jedno i drugie. No to zapraszam:

#1 Jedz, módl się, kochaj

Mój absolutny hit. Nie tylko pomaga w tym, żeby poprawić sobie nastrój, ale także pozwala się zatrzymać i przypomnieć sobie, co naprawdę jest ważne.

#2 Strażnicy Galaktyki

Znajdą się tu na pewno ludzie, którzy powiedzą, że Marvel to nuda, że superbohaterowie jej/go nie interesują, ale, proszę, dajcie Strażnikom szansę. To nie jest typowy film o superbohaterach. 🙂

#3 Klopsiki kontratakują

Tak, to bajka. Przedurna i absurdalna. Wciąż zastanawiamy się z Mężem, czy scenarzyści napisali ją, będąc pod wpływem jakichś substancji. 😉 Pierwsza część tej historii nie jest taka zabawna, ale druga… To jest cudo. Zaśmiewam się do łez z Zenkiem i jego balangą oraz tatą śpiewającym piosenkę z ogórkami. Nie mówiąc już o tłumaczeniu Poziomka. Naprawdę doceniam pomysłowość.

#4 Pół żartem, pół serio

Klasyk, który jednak nie każdy zna – a warto. Przez wielu ten film uznawany jest za najlepszą komedię wszech czasów.

#5 Czekolada

Uwielbiam książkę, uwielbiam film. Bardzo zmysłowa pani, w zupełnie niezmysłowym miasteczku. Jak możecie się domyślić, jest to mieszanka wybuchowa. Mimo to, jak to z czekoladą bywa – przynosi ukojenie. Ta forma ma jednak taką zaletę, że od niej nie przytyjemy. 😉

#6 Amelia

To jest tak piękny wizualnie film z przepiękną muzyką, że dodatkowe rekomendacje są według mnie zbędne. Jeśli jeszcze nie znacie Amelii, to pora naprawić ten błąd. 😀

#7 To właśnie miłość

All you need is love. Popieram to hasło. Film jest niesamowicie słodki, a jednak nieprzesłodzony. Do tego świetni aktorzy i przyjemna muzyka. Nie tylko na święta. 🙂 Mi również kojarzy się z pierwszą domowo-filmową randką z moim Mężem, więc zawsze wpływa na mnie doskonale. Tym razem zamiast trailera załączam moją ulubioną scenę z tego filmu – może na lekką poprawę humoru wystarczy. 😀

#8 Komedie z Audrey Hepburn

Rzymskie Wakacje, Zabawna Buzia, Sabrina. Bardzo sympatyczne filmy. Samo patrzenie na bezpretensjonalną Audrey jest przyjemnością. 🙂

#9 Bridget Jones

Ja na każdej części Bridget umieram ze śmiechu. Miło mi się patrzy na grających tam aktorów, postacie są wielowymiarowe i ogólnie przyjemnie to się ogląda. Pozostanę wierna częściom I i II (szczególnie II), ale trójka też jest całkiem zabawna.

#10 Filmy Louis de Funesa

Nie będę dopisywać żadnych rekomendacji, bo zakładam, że znacie przynajmniej jeden jego film. 🙂 Moim faworytem jest Kapuśniaczek.

Podrzucam Wam jeszcze kilka filmów, których ja nie widziałam, ale poleciła mi je moja Mama, kinomanka:

  • Uczta Babette (1987)
  • cały Monthy Python
  • Bagdad Cafe (1987)
  • Rosencrantz i Guildenstern nie żyją (1990)
  • Rybka zwana Wandą (1988)

Na dzisiaj wystarczy, ale jeszcze wrócimy do tego tematu, bo filmy to naprawdę jedno z najlepszych lekarstw na gorszy dzień/ złe samopoczucie/ przeziębienie itd. 🙂

Które filmy z zaproponowanych przeze mnie widziałyście/widzieliście? Jakie są Wasze sprawdzone filmy na dobre samopoczucie?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Dzisiaj sobie odpuszczam
  3. 25 lekcji z 25 lat życia
  4. Okaż SOBIE miłość, cz. II
  5. Prosta recepta na szczęśliwe życie? Żyj i daj żyć innym

Olej złote rady innych ludzi | 52 Tygodnie Pozytywności

jak reagować na nieproszone rady

Oj, człowieki lubią decydować o życiu innych człowieków, oj, lubią. „Wspomnisz moje słowa!”, „Zobaczysz, jak będziesz starsza”, „Ani się obejrzysz, a…”, „tak trzeba”, „przecież to nie jest normalne”, „nie wyłamuj się”, „nie wychylaj się”, „miej dzieci wtedy i wtedy”, „tylko studia techniczne i informatyczne mają sens” i takie tam. Znacie to? No ja też. To dziś sobie o tym pogadamy.

Zacznę z grubej rury bardzo ważnym przypomnieniem: nie żyjemy wiecznie. Każdy z nas ma tylko jedno życie o ograniczonej długości, bardzo kruche i ułomne – naprawdę niewiele trzeba, by zostało brutalnie zakończone. Każdy z nas jest odrębnym człowiekiem, mającym swoje własne przekonania, przemyślenia, wartości, charakter, potrzeby, możliwości, marzenia itd. Dlaczego więc mielibyśmy komukolwiek pozwolić maczać w nich palce?

Wczoraj zapytałam swojego Męża, co według niego jest we mnie wyjątkowe – powiedział m. in. to, że nie boję się iść pod prąd albo to, że nie zna nikogo innego, kto podróżowałby w taki sposób jak ja (jak najwięcej chodzenia, cudowny ból stóp, zwiedzanie i wcześniejsze wyszukiwanie najciekawszych knajp). Myślę, że na świecie znalazłyby się takie osoby, ale widocznie po prostu nie jest nas tak dużo. Jeżeli ja nie widzę powodu, żebym musiała jeździć na wspaniałe wakacje all-inclusive, żeby leżeć do góry brzuchem, to znaczy, że znajdzie się jeszcze parę osób, które wolałyby się sobie poszwendać i grubą kasę wydać np. tylko na żarcie. Ważne, żebyście wiedziały/wiedzieli, czego w ogóle chcecie – w kwestii podróży, pracy, rodziny, organizacji wesela, religii, miejsca zamieszkania, sposobu życia itd.

A propos podróży, przypomniała mi się sytuacja, gdy ktoś zapytał mnie, co robiliśmy z Olkiem w Londynie. Jako że pierwszego dnia naszego pobytu padało, postanowiliśmy pozwiedzać londyńskie muzea (cudne zresztą, możecie o nich poczytać tutaj). W związku z tym swoją opowieść zaczęłam właśnie od tego, chronologicznie i nagle usłyszałam „to wy tam pojechaliście do muzeów?” z taką oceną w głosie, przyganą, szokiem, sama nie wiem czym, ale nie było to przyjemne, bo prowokowało do tłumaczenia się. A więc tak. Jeżeli w mieście, do którego jadę są wspaniałe muzea, to owszem, zwiedzam je. Widocznie jestem jakąś kulturową wariatką. 😉 I milionowy raz powiem to na blogu: do Berlina i Londynu wróciłabym dla samych muzeów. Bo JA tak właśnie lubię podróżować.

Pamiętaj: tylko TY wiesz, co dla ciebie dobre. Tylko TY znasz swoje wartości i wiesz, jak chcesz żyć, gdzie chcesz żyć, jak się odżywiać i na kogo głosować w wyborach. Nie daj sobie wciskać kitu, że ktoś wie lepiej od Ciebie, bo jest doświadczony, starszy czy jakim tam jeszcze innym „autorytetem” jest. Nie chodzi o to, że ja nie uznaję autorytetów. Moje autorytety to ludzie, którzy nie mówią mi, jak mam żyć, tylko swoim przykładem pokazują, że można inaczej. Bo np. jak ktoś starszy i podobno mądrzejszy mówi mi, że przez ludzi takich jak ja, którzy głosowali na niszową partię, inna partia przegrała, to mi ręce opadają. Rozumiecie, jakaś partia przegrała, bo ja głosowałam na inną. Nie np. dlatego że połowa Polaków nie pofatygowała się do urn. Żeby było śmieszniej, ta osoba do nich należała. Także tego.

jak reagować na nieproszone rady

Dobra, dosyć tych wstępów i tak już wiecie, o co mi chodzi 🙂

Zadanie #18 Przestań pozwalać innym ludziom decydować o swoim życiu i zacznij w końcu żyć po swojemu

W sytuacji, gdy ktoś nie proszony zaczyna udzielać Ci rad, masz dwie możliwości: albo mówisz „mhm, mhm”, a potem robisz swoje, albo – w wersji odważnej – mówisz, że tak nie zrobisz i tłumaczysz dlaczego. Przy drugiej opcji istnieje niebezpieczeństwo, że ten ktoś Cię nie zrozumie, bo a) nie chce Cię zrozumieć – tak jest zatwardziały w swoim poglądzie na (Twoje) życie lub b) nie potrafi Cię zrozumieć, bo nie ma odpowiednich informacji. Muszę przyznać, że sama akurat zauważyłam, że mimo wszystko część tych zatwardziałych mięknie, gdy widzi, że wychodzi mi mój sposób na życie i że jestem szczęśliwa.

Nie ukrywam, że jestem zwolenniczką drugiej możliwości. Lubię być szczera wobec siebie i innych ludzi. Nie lubię niczego zamiatać pod dywan, bo wtedy gromadzi się tam całkiem spora kupka, którą w końcu i tak będzie trzeba posprzątać. Poza tym chcę zmieniać świat i jeżeli nie będę otwarcie mówiła o tym, że można inaczej, że są różne sposoby na życie, to odcięłabym główną drogę ku tej zmianie. Oczywiście jest ten minus, że konfrontacja staje się nieunikniona. Ja jednak nie boję się dyskusji. Jeśli Ty masz z tym problem i wolisz „mieć spokój”, to spróbuj najpierw pierwszej opcji. Może z czasem przekonasz się do drugiej. Z doświadczenia wiem, że robienie rzeczy dla świętego spokoju, kończy się ogromną frustracją i pozwoleniem innym na wejście Ci na głowę – jednak to moje doświadczenie i nie każdy musi podzielać ten pogląd. 🙂

Końcówkując już – wszyscy mają pomysł na to, jak powinno wyglądać Twoje życie, ale pamiętaj o tym, że masz je jedno i nie daj się wmanewrować w coś, co później uznasz za stratę czasu. A jeśli tylko masz takie przeczucie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie. Działaj w zgodzie ze sobą, a wszystko się ułoży. Naprawdę 🙂

A może macie jakieś swoje pomysły na radzenie sobie z nieproszonymi radami, które świetnie się sprawdzają?

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

Majowe znaleziska z sieci

najlepsze teksty maja

Tym razem wyszło mocno kobieco, mocno feministycznie. Ale wiecie co? W maju jest Dzień Matki, ja mam imieniny, a większość moich Czytelniczek to kobiety. A więc zapraszam na bardzo kobiece znaleziska miesiąca. 🙂

Przemyślenia

Brak pokory – jeden z największych grzechów

Bardzo mnie irytują ludzie, którzy uważają, że znają się na wszystkim najlepiej i nie dają się przekonać, że jest inaczej. Ja się inżynierowi nie wtrącam w jego projekty. Dlaczego więc on wtrąca się w moje? Pozwólmy innym ludziom sobie doradzić – szczególnie, jeśli mają ku temu odpowiednie kompetencje.

O swoich minionych dziewczyńskich wcieleniach

„Dalej nie mogę uwierzyć, że jestem kobietą. Myślę o sobie: dziewczyna. Widzę ciągłość i kontynuację, ale to nieprawda. Dziś zobaczyłam zmarszczki na czole mojej najlepszej przyjaciółki. Zaskoczyły mnie. Przecież nie mamy zmarszczek! I nie chodzi wcale o starzenie się. Po prostu ta dekada jakoś tak niepostrzeżenie przemieniła. Nasze życia są już całkiem inne, związki w których wtedy byłyśmy to już nie nasze związki, a domy, które miałyśmy… czy zbudujemy jeszcze z kimś dom?” Kim byłyście jako dziewczynki? Kim chciałyście być? Jakie były Wasze pragnienia i co było dla Was ważne? Ile z tego się zmieniło? Bardzo skłaniający do refleksji tekst.

Co robią kobiety, gdy jest im smutno?

Warto mieć taką listę na podorędziu, m. in. dlatego ją tu umieszczam ❤

O tym, jak ludzie postrzegają pracę blogerów

Ten tekst dotyczy głównie blogerek-matek, ale myślę, że niejeden bloger mógłby się z tym po części identyfikować: „Słyszałam już, że jestem utrzymanką. Że nie umiem znaleźć sobie normalnej roboty. Że mam klawe życie, skoro mogę sobie całe dnie w domu siedzieć. „To co ty właściwie robisz?”, pytają się ciągle, mimo regularnych tłumaczeń. Nie rozumieją, nie ogarniają, nie czają i nie kumają. No bo skoro nie pocę się na produkcyjnej hali ani nie jestem korposzczurem w garsonce i ołówkowej spódnicy, to znaczy, że nie robię nic, nie przepracowuję się i na relaksie siedzę sobie w domu na dupie, pieniądze to mi z nieba lecą, dom sprząta się sam, a dziecko wychowuje bez mojego współudziału”.

O (nie)zależności finansowej

Osobisty tekst Sylwii o tym, dlaczego porzuciła pracę na infolinii i zaryzykowała pracę na własny rachunek. Podoba mi się taka odwaga ❤

O autoagresji i podejmowaniu złych decyzji

„Nie pozwalam ludziom wpływać na moje życie. Zwłaszcza ludziom, których życia są superdalekie od szczęścia i tego jak ja chciałabym żyć. Nie pozwalam innym udzielać sobie złotych rad kiedy o nie nie proszę (to naprawdę mnie wkurza!). Robię tak jak ja czuję i jestem gotowa ponieść tego wszelkie konsekwencje”.

To, co dobre, bez Ciebie się nie zrobi

„Wiesz, że to, co dobre, bez ciebie się nie zrobi? A tymczasem jesteśmy wciąż ,,za mało”. Wciąż jesteśmy za mało zmęczone, zawsze znajdzie się siła, by coś dokończyć, komuś pomóc, wstać do dziecka, zrobić ukochanemu kanapki o 5:00 rano, przygotować 10-daniowy obiad i wyprasować górę rzeczy. Bo tak trzeba, bo chcemy, żeby było ładnie, domowo, w sam raz. Ciągle nam się wydaje, że robimy za mało. Albo inaczej – że mogłybyśmy zrobić coś więcej. W czasie, gdy o tym myślimy, umykają nam iskry, momenty, których powinnyśmy być świadkami. Przymknięte oczy i zadowolona mina, gdy dziecko czuje zapach ciasta dopiero co wyciągniętego z piekarnika. Uśmiech przyjaciółki, której przynoszę kawę do łóżka”.

Inspiracje

Zawsze zaczynaj od siebie

„Oczekiwania zabiły już niejedną relację. Oczekiwania, to brak akceptacji. Oczekiwania, to presja.  Oczekiwania, to dążenie do swego. Ale to jest twój świat. Twoje wartości. Twoje przekonania. Co nie czyni ich ani lepszymi, ani gorszymi. Są po prostu twoje. I zachowaj je dla siebie. Nikt nie musi żyć tak, jak ty to sobie wyobrażasz. Nikt nie musi żyć tak, jak ty żyjesz. Przestań tego wymagać, czego nie chcesz, żeby wymagano od ciebie. Nikt nie przeżył tego, co ty przeżyłeś i ty nie przeżyłeś tego, co ktoś przeżył”. Święte, przenajświętsze słowa!

Jakim typem prokrastynatora jesteś?

6 typów prokrastynatorów (bo prokrastynacja nie jedno ma imię) i sposoby na poradzenie sobie z każdym z nich. Zdradzę Wam w sekrecie, że znalazłam tam także mój typ i zamierzam coś z tym zrobić! Jeśli nie możecie się dopasować do żadnego z tych 6. – na blogu Edyty Zając znajdziecie też kolejną, świeższą porcję. 🙂

Nie rycz, szukaj rozwiązań

„Nie jestem w stanie zliczyć, ile przeszkód musiałam przeskoczyć, ile razy miałam zdarte kolana i łokcie, ile razy byłam ostatnia na mecie, a ile razu nie dobiegłam do niej wcale. Ale to nic. Bo teraz czuję, że jestem bliżej niż kiedykolwiek byłam. Nabrałam tempa”. Przejmowanie się nikomu jeszcze w niczym nie pomogło – działanie owszem. Piękna inspiracja ❤

Smart to jest phone, a my jesteśmy głupi

Wywiad z Zuzanną Skalską na WO o tym, jak wiele spraw przedefiniujemy w najbliższej przyszłości. To się już dzieje, więc przewidywania wydają się sensowne – będzie bardziej lokalnie, bardziej rzemieślniczo, bardziej społecznie i świadomie. A tu fragment o tym, co podoba mi się – jako jedynaczce – najbardziej: „- Skoro zmieni się postrzeganie rzeczy, to może i samego człowieka? – Owszem. W szczególności odnośnie do relacji międzyludzkich. Jestem przekonana, że w ciągu dziesięciu lat zmieni się prawo i będziemy mogli adoptować swoich przyjaciół”. Zapowiedziałam już moim przyjaciółkom, że je adoptuję. 🙂

Feminizm

Najmocniejszy tekst z całego miesiąca

Tekst o gwałcie. Nie będę dopisywać od siebie nic, podrzucę Wam tylko cytat: „Przez kolejne lata będę płakać za każdym razem, gdy będę musiała jechać samochodem z rodzicami drogą nieopodal. I widzieć TO drzewo. TO miejsce. Rok później przyjdę tam. Ale nie dam rady dojść do drzewa. Będę wić się na trawie w konwulsjach i myśleć o sobie per szmata, per kurwa i per zdzira”.

Dzisiejszy feminizm to brak milczącego przyzwolenia na krzywdę kobiet

Berenika z Lepiej Myśleć o swoim doświadczeniu z przemocą (molestowaniem). Tu też nie będę nic dopisywać od siebie. „Ale wiecie co jest w tym najsmutniejsze? Przecież to MNIE spotkało coś przykrego, a mimo wszystko kiedy teraz o tym mówię głośno, to jednak jakimś cudem JA czuję wstyd. Chociaż wiem, że to idiotyczne, bo przecież powinien się wstydzić każdy facet, który robi krzywdę kobietom, a jednak to właśnie ja się czuję zażenowana tym co mnie spotkało. Więc wcale mnie nie dziwi mnie, że tysiące kobiet wstydzi się, nie ma odwagi lub czuje wręcz bezcelowość mówienia o wyrządzonej im krzywdzie”.

O debilnych komentarzach dotyczących gwałtów

Otóż Magda była głupia, bo zachciało jej się samotnych wycieczek. Była głupia podwójnie, bo z taką urodą do takiego kraju to tylko samobójca się puszcza. Ba, była głupia potrójnie, bo na pewno wypiła tam jakiegoś drinka! Przecież każda mądra kobieta jest: a) zamężna, bo na wakacje można jeździć tylko w parach, b) brzydka, bo uroda to zbytek i prowokacja, c) zawsze trzeźwa, bo jak coś wypije, to daje towarzystwu przyzwolenie na morderstwo lub gwałt”. Joanna Pachla wyjaśnia w prostych słowach, dlaczego to wszystko nieprawda.

Co zrobić, kiedy Twój chłopak nienawidzi feministek

Lady Pasztet dostała mejla z takim właśnie pytaniem od swojej Czytelniczki. Jak to zobaczyłam, to musiałam szczękę zbierać z podłogi. Mi ciśnie się na usta następujące rozumowanie: Jesteś feministką? Twój chłopak nienawidzi feministek? Ergo… Twój chłopak nienawidzi Ciebie? Po co właściwie z nim jesteś? Przeczytajcie sobie, bo tekst wychodzi poza odpowiedź na to pytanie. Warto.

Fajne darmowe wydarzenia w czerwcu w Warszawie

Festiwal Brazylijski Bom Dia Brasil (4-10 czerwca)

Festiwal Chorwacki (10 czerwca)

Letnie Koncerty na Grochowskiej – Sinfonia Varsovia (od 20 maja do 27 sierpnia)

Kuchnia Imigrantów – piknik międzykulturowy (11 czerwca)

Śródmiejskie Koncerty Organowe (25 czerwca)

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Znaleziska z wcześniejszych miesięcy:

  1. Kwietniowe
  2. Marcowe
  3. Lutowe
  4. Styczniowe
  5. Listopadowe

Kochaj swoje ciało | 52 Tygodnie Pozytywności

jak zaakceptować swoje ciało

Tak, swoje, właśnie swoje. Nie Beyonce, nie Shakiry, nie Jessiki Alby. Masz jedno życie, jedno ciało i jedno zdrowie. Szanuj je.

Z całą pewnością ten tekst i ten tydzień dedykuję kobietom. Może to stereotyp, ale wydaje mi się, że Panowie w większości jednak trochę mniej przejmują się swoim wyglądem. Jestem pewna, że są i tacy, dla których jest on bardzo ważny, ale mam wrażenie, że w naszej kulturze to oni są pod tym względem dyskryminowani – no bo co z nich za baby, że chcą dobrze wyglądać. Ja bardzo kibicuję niestereotypowemu myśleniu, więc, Panowie, dbajcie o siebie i nie dajcie sobie wmówić, że to niemęskie. Jeszcze tego brakowało, żeby pokolenie Januszy, których dbałość o jakość swojego życia, decydowało o tym, co jest dla Was dobre! Koniec dygresji. Tekst dedykuję kobietom, bo łatwiej mi z nimi empatyzować, bo wiem, w co w nas próbuje wtłoczyć medialna sieczka i wiem, jak trudno w tym wszystkim się odnaleźć i dać sobie prawo do akceptacji swojego ciała.

Beyonce nie urodziła się Beyonce

Lubimy patrzeć na gwiazdy i im zazdrościć, oj lubimy. Jasne, Beyonce ma talent, ale i nad swoim głosem musi pracować. Nie mówiąc już o układach choreograficznych, które musi opanowywać do perfekcji do swoich teledysków i koncertów. Ale o ciele miało być. Wydaje nam się, że ona ma takie idealne ciało naturalnie. A prawda jest taka, że naturalnie to ona ma pewien typ figury. Nad całą resztą musi ostro pracować. Kiedyś czytałam o tym, jak to przed koncertami ćwiczy po 5 godzin dziennie. Nie wiem, na ile jest to prawdziwe, ale na pewno prawdziwe jest to, że przeciętna zjadaczka chleba nie ma tyle czasu na pracę nad swoim ciałem. Nie wiem też, ile Beyonce je, ale wiem, ile jadła Cassey Ho z Blogilates przed jakimś konkursem fit modelek. 1000 kalorii. Sama po latach przyznała, że było to głupie.

Nie mogłam się oprzeć i zamieszczam tu jej cudny teledysk z utworem, do którego tekst napisała Sia. Bardzo a propos.

Cellulit jest normalny

Kiedy usiadłam do pisania tego tekstu, próbowałam znaleźć jakieś źródło w internecie, do którego mogłabym się odwołać pisząc o cellulicie. I czego się dowiedziałam? Że cellulit to „problem”, „defekt kosmetyczny” i generalnie powinnam się go pozbyć. Co za bzdura. Dwa lata temu, gdy byłam w najlepszej formie w całym swoim życiu, ciągle miałam cellulit! Mniejszy, fakt, bo zdrowe odżywianie, szczotkowanie na sucho i ruch go redukują, ale nadal był. Poszukując dalej na szczęście znalazłam wyjaśnienie: „Cellulit zaś tak naprawdę jest po części (?) naturalnym efektem budowy tkanki łącznej (pytajnik i podkreślenie – moje) i redukuje się go głównie ze względów estetycznych (…)”. Jak pisałam – można go ograniczyć, owszem, ale nie jest to proste. W kobiecym ciele włókna kolagenowe układają się w taki sposób, że po prostu jest to widoczne. Podobno ma go 90 proc. kobiet, co sprawia, że chyba można go uznać za normalny, nie? Ale pomyślcie, jaka to by była strata dla wielkich koncernów kosmetycznych, które oferują kremy mające rzekomo go zmniejszać, gdyby kobiety pogodziły się ze swoim naturalnym wyglądem. Światem rządzi pieniądz, pamiętajcie o tym.

Włosy na kobiecym ciele są NORMALNE

Wiecie, że golenie się przez kobiety jest całkiem nowym wymysłem? Kobiety starsze ode mnie o mniej więcej 50 lat wcale tego nie robiły. No, może niektóre, ale na pewno nie było to powszechne. I mówię tu o nogach. Tzw. „okolic bikini” czy pach nie goliło się jeszcze w latach 80. (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Nie chcę być hipokrytką – sama lubię mieć ogolone nogi i ogólnie uważam, że jest to estetyczne. Nie zmienia to faktu, że jeżeli nie będę miała na to czasu, to będę miała te nogi nieogolone. I nikt mnie nie będzie wyzywał z tego powodu od babochłopów, bo ja się bezwłosa nie urodziłam. Podobnie jak każda inna kobieta, która chodzi po tej planecie. No dobra, Azjatki z pewnością mają mniej włosów, bo takie mają przystosowanie ewolucyjne, ale Panowie Azjaci też. To pewnie Azjaci są kobietami? Same widzicie absurd tego rozumowania 🙂

Masz prawo mieć swoje priorytety

I masz prawo nie mieć czasu na to, żeby ogolić nogi. I dobrze, olej to. Czasem są ważniejsze sprawy niż ogolone nogi i super ekstra wypięty tyłek. Weź załóż kieckę i się nie przejmuj, kobieto. A jak masz problem, że masz kilkumilimetrowe odrosty włosków na nogach, to załóż długą kieckę. Albo miej w nosie. Czas, by mężczyźni zrozumieli, że nieskazitelny wygląd nie jest priorytetem każdej kobiety.

Nie musisz być taka, jak inne

jak zaakceptować swoje ciało

Jesteśmy różne. I różni. I dlatego świat jest piękny. Słyszałaś, że zakochujemy się właśnie w defektach, a nie w perfekcji? Bo perfekcja jest nudna. A jeśli chcesz się doskonalić – niezależnie od tego, w jakim zakresie, to nigdy nie porównuj się do innych. I jeśli chcesz z kimś konkurować, to zawsze ze sobą z wczoraj.

Nie jesteś ozdobą świata, którym rządzą mężczyźni

I nie bądź nią. Jesteś kimś o wiele, wiele cenniejszym. Jesteś niepowtarzalnym człowiekiem. Nie musisz zawsze nosić głębokich dekoltów i obcisłych sukienek. Możesz założyć dres, jeśli czujesz się w nim dobrze. To Ty decydujesz. Maluj się – jeśli czujesz się wtedy lepiej – albo nie – jeśli nie lubisz. Jeśli chciałabyś, ale nie umiesz, to włącz YouTube albo poradź się koleżanki. Ty decydujesz.

A na koniec:

Nie musisz chcieć być idealna

Ale musisz być przygotowana na to, że innym może się to nie podobać. Ja np. przyznaję otwarcie: nie lubię być ściśnięta w pół na małym siedzeniu w metrze, bo siedzi obok mnie ktoś, komu jedno siedzenie nie wystarczy. Ale również nie lubię, jak jakiś chłop rozwala nogi i łokcie, i też jestem ściśnięta. Lepiej więc nie doprowadzać się do takiego stanu – to jest też dla Waszego zdrowia, ja nie mówię tego ze złośliwości, bo ostatecznie jak mi nie pasuje jakieś miejsce to zawsze mogę się przesiąść albo po prostu wstać. Czasami ktoś nie może schudnąć. Lajf. Ale generalnie, jeśli Wam z tym dobrze i jeśli czujecie się zdrowo, to wszystko jest w porządku 🙂

Zadanie #17 Doceń swoje ciało

Na początek małe wyjaśnienie – ten wstęp to nie jest żadne przyzwolenie na żarcie byle czego w nie wiadomo jakich ilościach i totalny brak ruchu. Nie. Pamiętaj, że Twoje ciało, to nie jest śmietnik. Twoje ciało to jest dom, w którym mieszka Twoja wspaniała osobowość, a o dom trzeba dbać. Założę się, że chcesz być sprawna na starość. Ja na przykład chcę. Dlatego zawsze staram się – choć, przyznaję, że nie zawsze się to udaje – jeść zdrowo i zapewniać sobie optymalną dawkę ruchu. Widzę starszych ludzi, którzy podobno żyli w takich wspaniałych, zdrowych czasach, jedli to i tamto i „jakoś żyli”. Widzę to, w jakim są teraz „zdrowiu”. I mnie to „jakoś” nie przekonuje. Bo ja nie chcę żyć „jakoś”. Nie wyobrażam sobie, że nagle będę miała te 60 lat i nie dam rady robić tego, co chcę robić. Wolę do tego „jakoś” dodać końcóweczkę „-ć” i brać przykład z inspirujących starszych osób (już nie raz wspominałam tutaj Antoniego Huczyńskiego i Tao Porchon-Lynch). Proponuję więc następujące kroki do okazania miłości swojemu ciału:

#1 Bezwarunkowo zaakceptuj swoje ciało takim, jakie jest teraz

Wiem, że to trudne. Ale – jak pisałam na początku – to jedyne ciało jakie masz, więc traktuj je z szacunkiem, na jaki zasługuje.

#2 Pomyśl, co możesz dla niego zrobić, żeby jeszcze lepiej dla Ciebie pracowało

Przykłady: pić dziennie 2 szklanki wody więcej, zacząć codziennie ćwiczyć po 30 minut, raz w tygodniu wyjść na basen albo na rower, chodzić na spacery, wchodzić po schodach zamiast wjeżdżać windą czy ruchomymi schodami, medytować 10 minut dziennie albo znaleźć inny sposób na odstresowanie.

#3 Przejrzyj swoją szafę krytycznym okiem

I wcale nie chodzi o to, żebyś zostawiła tam tylko to, co jest modne, eleganckie itd., ale o to, żeby TOBIE podobały się ubrania, które w niej są i żeby TOBIE odpowiadało to, jak w nich wyglądasz. Jeśli będziesz się czuć dobrze w swoich ciuchach – to będzie widać. 🙂 Nieważne czy wybierzesz sukienkę i szpilki, czy dresy i sportowe buty.

#4 Pomyśl o indywidualnych kwestiach, które pomogą Ci czuć się lepiej w swoim ciele

Powtarzam, każda z tych rzeczy dotyczy TYLKO Ciebie, więc jeśli nie odczuwasz potrzeby się nią zajmować, to tego nie rób. Przykłady? Ja np. od razu lepiej się czuję, gdy mam pomalowane paznokcie. Lubię też czuć się wypielęgnowana (balsamami, kremami, olejami). Zastanów się, czego Tobie brakuje.

#5 Zaakceptuj to, co naturalne

jak zaakceptować swoje ciało

Natomiast nigdy nie walcz za wszelką cenę z takimi rzeczami jak zmarszczki, cellulit, blizny, pociążowe rozstępy czy kształt i wielkość Twoich piersi. Te wszystkie „rzeczy” składają się na Ciebie i są naturalne dla kobiety (albo dla człowieka w ogóle – jak zmarszczki czy blizny). Nigdy się ich nie wstydź. Nie wstydź się założyć krótkich spodenek, gdy jest upał, z obawy, że kogoś swoim cellulitem urazisz. Nie wstydź się, że nie masz idealnie okrągłego i tak dużego biustu, jak ma Twoja koleżanka. A może ona zazdrości Ci Twoich długich nóg albo pięknego uśmiechu? Albo łatwości nawiązywania kontaktów? Każda z nas ma w sobie coś pięknego – nie róbmy z siebie chodzących kalk.

Jestem przekonana, że nie wyczerpałam tematu i że na ten temat mogłabym założyć całego bloga. Dlatego jeśli chcecie coś dodać do tego, co napisałam – walcie śmiało. 😉

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?

13 rzeczy, których nauczyła mnie Mama

rzeczy których nauczyła mnie mama

Dziś będzie trochę bardziej osobiście. Sama nie wiem, czy ten tekst powstał z myślą o mnie, czy o mamie, czy o Was i czy publikowanie go ma jakiś głębszy sens, ale mam nadzieję, że tak. Bo Mama to ważny człowiek w życiu każdego z nas, a wdzięczność za to, co się otrzymało, jest niezbędnym składnikiem pozytywnego życia. A więc może jest tu jednak jakiś sens. 😉

Punkty, które poniżej zaprezentuję dotyczą spraw i głębokich, i pozornie płytkich, a jednak ważnych. Od razu bardzo Was proszę, żebyście powstrzymali się od komentarzy w stylu „a moja Mama to tak nie robiła, a jestem przecież taka i taka/taki i taki”. Po pierwsze każdy z nas jest inny, po drugie na nasze życie ma wpływ wiele osób, nie tylko mama. 😉 Gotowe/gotowi? No to zapraszam:

Czego nauczyła mnie moja Mama:

#1 Szacunek należy się wszystkim i nie ma nic wspólnego z wiekiem, płcią, miejscem zamieszkania, dochodami itd.

Dzięki temu jako dziewczynka nie wyśmiewałam biedniejszych dzieci albo dzieci ze wsi (bo z takimi też miałam kontakt). Ba! Nawet broniłam dzieci, którym inne dzieci dokuczały – za co parę razy nieźle mi się oberwało, ale cóż – zawsze jest jakiś koszt odwagi. Jako uczennica nie miałam oporów, żeby powiedzieć nauczycielowi, że należy mi się szacunek tak samo, jak jemu. Jako wchodząca w dorosłe życie kobieta wiem, że wcale nie muszę słuchać rad od osób ode mnie starszych tylko dlatego, że są starsze. Wiem też, że bycie kobietą nie czyni mnie słabszą psychicznie, mniej zdolną, mniej inteligentną czy zaradną życiowo. Moja mama wychowała mnie sama. I za każdym razem, kiedy ktoś mówi, że kobiety nadają się tylko do kuchni, to mam ochotę go zdzielić.

#2 Samodzielność

Jak byłam małą dziewczynką (taką w wieku szkolnym), to gdy się przeziębiałam, mama zostawiała mi talerz kanapek, witaminki i herbatkę w termosie, i szła do pracy, a ja musiałam sobie z resztą swojego dnia jakoś poradzić. Teraz wiem, że to było bardzo, bardzo dobre dla rozwinięcia w sobie samodzielności, ale również zajmowania się sobą. To i parę innych wyzwań, które przede mną stawiała. Nie rozumiem, dlaczego dziś rodzice boją się odstąpić swoje dziecko na krok, pozwolić mu upaść i czegoś się nauczyć. Dziecko kiedyś będzie musiało stawić czoła światu i radzić sobie z problemami dnia codziennego. Na tym polega wychowanie.

#3 Miłość do książek

rzeczy których nauczyła mnie mama

I filmów. I kultury w ogóle. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że u nas w domu zawsze były książki, które nie służyły tylko do ozdoby i pozowania na inteligencką rodzinę. I to, że były utożsamiane z przyjemnością, a nie obowiązkiem. I że przyjemność nie musi być pusta, że może być intelektualna. I że to, że książka może czasem wywołać ból, to dobrze, bo to znaczy, że mam w sobie jakieś emocje i empatię.

#4 Czułość

Pewnie nie mi to oceniać, czy jestem czuła (mogę Męża zapytać i zwrócić Wam odpowiedź ;)), ale gdy patrzę na osoby pełne rezerwy, to zawsze zastanawiam się, jakie było ich dzieciństwo. Bo wiecie, ja do mamy przytulałam się często i ona to odwzajemniała. Ciepły chów = dobry chów ❤

rzeczy których nauczyła mnie mama

#5 Samoakceptacja

Mama nigdy nie czepiała się tego, jak wyglądam, ile mam pryszczy, jaki brzuch, jak się ubieram, ani moich ocen. Ewentualnie zwracała mi uwagę na poprawność wypowiedzi, ale za to jej bardzo dziękuję. Dzięki temu wiem, że mogę być kochana za to, kim jestem, a nie za to, jakie jest moje stanowisko w pracy czy ile ważę. Piszę „kochana”, bo o „szanowaniu” pisałam w punkcie pierwszym.

#6 (Świadome lub nie) zarażenie pasją do pisania

Mama zawsze coś pisała – i nadal to robi. I wiersze, i prozę. Nawet wydała dwa tomiki, a ostatnio też książkę. Podejrzewam, że mój styl pisania nieco czerpie z jej stylu pisania. 😉

#7 Nie ma czegoś takiego, że „dziewczynce nie wolno”

Albo nie wypada (ze względu na to, że jest dziewczynką, bo chłopak to by mógł). Chciałam łazić po drzewach, zdzierać skórę na kolanach i siadać w rozkroku? No problem. Chciałam bawić się lalkami i czytać komiksy o czarodziejkach? Też dobrze. Nie było nigdy czegoś takiego, że dziewczynka ma być cicha i pokornego serca. W skrócie: genderu nie było. 🙂 Dzięki mamie, jak się śmieję, to śmieję się szczerze. A u mnie to znaczy głośno. I wcale nie zawsze „kobieco”.

#8 Jeśli wada u partnera – to tylko taka, którą mogę zaakceptować

Sądzę, że żadna z nas nie wierzy w ideały. Ani w to, że związek polega na spijaniu sobie z dzióbków. Każdy człowiek ma wady. Kiedyś mama powiedziała mi, że powinnam wybrać taką osobę, której wady będę w stanie zaakceptować. W tym miejscu pozdrawiam mojego Męża, który ma pamięć kury. 😉

#9 Przyjaźń ≠ kawki i ploteczki

rzeczy których nauczyła mnie mama

Kawki i ploteczki jak najbardziej mogą być jej składową. Jednak nie są konieczne. To, co jest najważniejsze to wsparcie w trudnych chwilach i to, że zawsze można na przyjaciela liczyć. Na tym, że zawsze się przyjaciela broni, a jednocześnie na stronie można mu powiedzieć szczerze, co myśli się o jego postępowaniu. Na tym, że nie trzeba się krygować, można być szczerym i totalnie otwartym. To większy temat, na inny tekst, ale to jest właśnie to, co ja w mamy przyjaźniach widziałam i widzę nadal.

#10 Wcale nie muszę krakać tak, jak wrony

Jak się żyje w małym mieście czy w jakiejkolwiek innej społeczności, która rządzi się jakimiś skostniałymi prawami, to może być trudno, gdy człowiek odstaje. Tak było i w jej przypadku, i w moim. Nie będę tu odwoływać się do konkretnych spraw, do których nie chciałyśmy się dostosować. Powiem tylko, że niezwykle cenne było dla mnie jej przyzwolenie na moje odstawanie. A jeszcze cenniejsze było przyzwolenie, którego udzieliła sama sobie w tej kwestii.

#11 Matka też człowiek

Matka może być zmęczona czy przepracowana. Może mieć zły dzień. Może być smutna. Ma prawo zająć się sobą. Na resztę tej wyliczanki zapraszam na dobre blogi parentingowe. I spieszę z zapewnieniem, że okazywanie przez matkę, że jest człowiekiem, a nie robotem, nie robi krzywdy psychice dziecka. Wręcz przeciwnie.

#12 Czarny to nie jest uniwersalny kolor

A nade wszystko – czarny nie każdemu pasuje. To jest ten pozornie pusty podpunkt. Mam to szczęście, że mama któregoś razu dotarła do analizy kolorystycznej i dowiedziała się, jaki ma typ urody – jesień. Później zarządziła, jaki mam ja. Wiecie jaki mam? Taki pastelowy, przygaszony – tzw. lato. Długo upierałam się, że wcale tak nie jest i że właśnie, że mogę mieć rude włosy i że właśnie, że mogę nosić czarny, bo to przecież klasyka. Aż w końcu odkryłam, że no… nie do końca. Że w chłodnych kolorach jest mi bardzo dobrze, ale czarny jest po prostu za mocny i wyglądam w nim kompletnie bez wyrazu. Widać moją sukienkę, ale mnie już nie. Dlatego moją klasyką – gdybym już chciała się przy niej upierać – zawsze będzie jasna strona medalu – biel lub inne jasności. Ostatecznie jestem pogodzona z moim typem urody, ale bez Mamy nawet bym o tym nie pomyślała.

rzeczy których nauczyła mnie mama

#13 Kobieta jak chce, to może

Mama zaszła w ciążę młodo (a ja zawsze cieszyłam się, że mam młoda mamę). Nie przeszkodziło jej to w zdobyciu tytułu magistra, w pracy zawodowej, ani w przeniesieniu się do Warszawy, gdzie znalazła pracę w znanym wydawnictwie. Oczywiście – miała wsparcie rodziny. A jednak wychowała mnie sama. Dała radę. Więc nigdy nie mówcie przy mnie, że kobieta to słaba płeć. No po prostu nie.

Oczywiście ta lista nie wyczerpuje tematu, ale po pierwsze, część spraw jest zdecydowanie zbyt osobista, po drugie – jest mnóstwo drobnych rzeczy, które mamie zawdzięczam, a po trzecie – części jeszcze może nawet nie odkryłam. Wszystko przede mną. 🙂

A Wy? Co zawdzięczacie Waszym Mamom? Czego się od nich nauczyłyście/nauczyliście? Piszcie koniecznie. 🙂 A wszystkim Mamom, które mnie dziś czytają życzę cudownego dnia! Jesteście super ❤

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. Czym dla CIEBIE jest pozytywność? | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Dziecko, Ty nic nie wiesz o życiu!
  3. 25 lekcji z 25 lat życia
  4. Jak nie być lubianym?
  5. Prosta recepta na szczęśliwe życie? Żyj i daj żyć innym

Kup coś, co dawno za Tobą chodzi | 52 Tygodnie Pozytywności

robienie zakupow nie jest takie zle

Znacie uczucie chęci posiadania czegoś, któremu jednocześnie towarzyszy moralizatorski głosik z tyłu głowy: nie kupuj tego, to ci wcale nie jest potrzebne albo zastanów się i wróć do tego później? No więc ja je znam i nie wierzę w to, że jestem w tym osamotniona. I temu właśnie poświęcam ten tydzień.

Po ostatnim moim tekście na pewno już zorientowałyście/zorientowaliście się, że czasami mam mętlik w głowie związany z różnymi hasełkami motywacyjnymi i innymi poradami, jak tu lepiej żyć. Sprawa z kupowaniem sobie rzeczy jest u mnie podobna. Bo z jednej strony mamy np. hasło ciesz się z małych rzeczy, a z drugiej rzeczy nie przynoszą szczęścia – szczęście przynoszą chwile. Do materializmu mi daleko, nie uważam, że marka sama w sobie coś znaczy (no chyba że jest sprawdzona, jak w przypadku butów sportowych), nie mam parcia na gromadzenie rzeczy, ani podążanie za modami, ale wydaje mi się, że właśnie czasem przeginam w drugą stronę i trochę się umartwiam. Może nie po całości, ale jednak trochę.

Zapominam o zasadzie złotego środka

Ok, nie wszystko muszę mieć. Są rzeczy, których naprawdę potrzebuję i są takie, które są zbytkiem. Czasami jednak nie jestem pewna do której szufladki w swojej głowie upchnąć daną rzecz i gdzieś tam się z nią bujam dobre parę miesięcy, zanim zdecyduję, że skoro nie wychodzi mi to z głowy, to przydałoby się to mieć. Wydaje mi się, że utknęłam w pułapce odkładania zakupów na później. Lubię podejmować rozsądne decyzje – także zakupowe – i bywa, że to mnie mocno ogranicza. Bo dlaczego niby od czasu do czasu nie pozwolić sobie na małą przyjemność wynikającą z kupienia czegoś? Zwłaszcza, że uświadomiłam sobie, że minimalistką też nie jestem – lubię mieć w domu przytulnie, lubię mieć coś na ścianie, ramki ze zdjęciami na półkach, pierdółkę, którą zrobił mi mój mąż na walentynki, gdy jeszcze moim mężem nie był, a na lodówce przypominające miłe chwile magnesy.

robienie zakupow nie jest takie zle

Magiczny moment, kiedy mogę zdecydować się na zakup

No właśnie – kiedy on następuje? Czasem zdarza mi się natrafić na tekst dotyczący właśnie rozsądnych zakupów i znajduję tam radę w stylu: zanim coś kupisz, odłóż to na jakiś czas i jeśli o tym nie zapomnisz, to znaczy, że tego potrzebujesz/ warto to kupić. Tylko co to znaczy jakiś czas? U mnie jakiś czas potrafi wydłużyć się do nieskończoności. I jeśli też tak masz, zadanie (ło matko, już szesnaste!) na dziś jest dla Ciebie:

Zadanie #16 Kup TO w końcu

Skoro mamy cieszyć się z małych rzeczy, nie możemy non stop się ograniczać i umartwiać, i myśleć, że przecież mogłabym to odłożyć na coś fajniejszego, większego, droższego, czarną godzinę, przyszłość dzieci. Jeśli bardzo chcesz oszczędzać, rób to z głową (do tego zapewne jeszcze wrócę), zaplanuj domowy budżet, przelewaj co miesiąc konkretną kwotę na konto oszczędnościowe albo postanów sobie, że zawsze będziesz przelewać tam też zwrot podatku. Nie odmawiaj sobie każdej przyjemności. Nie odmawiaj sobie zakupu różowej torebki, która chodzi za Tobą od roku albo nowego komputera, bo stary przecież jeszcze zipie – to nic, że ma już 10 lat. Trzeba trochę pożyć.

Czasami to nasze odkładanie zakupów jest całkiem absurdalne. W moim przypadku na przykład. Wiecie czego nie mam w domu? Wazonu. Od roku chodzi za mną wazon do kwiatów, a teraz jego brak boli mnie szczególnie, bo ten bez i konwalie tak cudnie pachną, a ja mogę je wąchać co najwyżej na spacerze. Więc kupię sobie ten głupi wazon, mimo że mogłabym wziąć „kryształowy” po pradziadkach. Nie lubię „kryształów” i nie będę się umartwiać. Kupię sobie prosty wazon, a później włożę do niego kwiaty. I jestem pewna, że po roku zdecydowanie sprawi mi to radość. 🙂

robienie zakupow nie jest takie zle

Oczywiście jest milion powodów, dla których sobie czegoś nie kupujesz – to nie muszą być finanse. Może uważasz, że coś Ci nie przystoi albo że za odważne, albo że to zbytek, albo najpierw musisz schudnąć. Nie namawiam Cię, żebyś spełniał/spełniała każdą swoją zachciankę. Pamiętaj jednak, że życie masz jedno, a jego długość jest ograniczona. Na tyle, żeby uświadomić sobie, że te wszystkie argumenty tracą przy tym jakiekolwiek znaczenie. Dopóki bezpośrednio nie masz negatywnego wpływu na życie innych ludzi – nie przejmuj się tym, co o Tobie powiedzą, jeśli coś sobie kupisz. A nade wszystko pamiętaj, że piękne chwile przynoszą największe szczęście, ale czasem miło jest sobie kupić po prostu jakąś rzecz. To wcale nie musi się wykluczać.

Myślę, że dopiero takie podejście może być nazywane rozsądnym i umiarkowanym – minimalistyczne i materialistyczne podejścia do tematu, to zawsze będą ekstrema. Jeśli któreś z nich Cię uszczęśliwia, nie mam z tym żadnego problemu, bo nikt nie powinien mieć. Jednak nie rób nic na siłę i nie goń za trendami, które nijak nie pasują do Twojego życia, bo może Cię to unieszczęśliwić.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Macie podobny kłopot? A może w jakiś ciekawy sposób sobie z nim poradziłyście/poradziliście? Dajcie znać 🙂

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Ostatnie teksty z tego cyklu:

  1. Jeśli musisz z kimś konkurować – konkuruj ze sobą | 52 Tygodnie Pozytywności
  2. Dlaczego warto czytać książki o rozwoju osobistym | 52 Tygodnie Pozytywności
  3. Schematy i nawyki – czy to zawsze dobra droga? | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Nie rób z siebie męczennika | 52 Tygodnie Pozytywności

Pozostałe znajdziesz w zakładce: 52 Tygodnie Pozytywności

A na dokładkę: Terror pozytywności?