Magia robienia nowych rzeczy – „30 dni do zmian” Edyty Zając

30 dni do zmian

„30 dni do zmian” to książka, którą chciałam dorwać już od dawna. Ogólnie Edyta Zając jest przewspaniała, więc biegnijcie szybko ją odwiedzić, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście. 🙂 Wracając do książki – ja z poradnikami mam ten problem, że chciałabym je połknąć na jeden raz, bo to wszystko jest takie ciekawe i myślę sobie, że może przyspieszę ten swój rozwój jak zrobię 5 ćwiczeń jednego dnia. Staram się jednak powstrzymywać, co tym razem mi się udało i robiłam wszystkie (no, prawie) zadania po kolei. I bardzo dobrze. Bo inaczej miałabym zdecydowanie za dużo do roboty. 😉

Odrobinę streszczając – tytułowe 30 dni oznacza faktyczne 30 dni pracy nad sobą dzień po dniu – zaczynając od porządkowania mieszkania, na planowaniu całego miesiąca kończąc. I nie ma, że sobie człowiek przeczyta naraz i wszystko będzie wiedział (och, bo ja jestem taki inteligentny, taka bystra, że wszystko przyswoję przecież od razu!). Nie. Trzeba każdego dnia skupiać się na wykonywanym zadaniu – lub kilku zadaniach. Dlaczego kilku? Domyślnie zadanie jest jedno, ale są też ogólniejsze zadania dotyczące całego tygodnia, które czasami trzeba wykonywać równolegle.

Czasem do danego tygodnia trzeba się przygotować. O ile ja starałam się nadążać i wykonywałam prawie wszystko w dniu lub tygodniu, który był przeznaczony na wykonanie danego zadania, to teraz uważam, że niepotrzebnie. Lepiej nawet jakieś zadanie rozciągnąć na dwa dni i nawet cały projekt ostatecznie rozciągnąć na dwa miesiące, ale jednak skupiać się na jednej rzeczy naraz. Mam teraz trochę do nadrobienia – a przez to, że projekt przecież „ukończyłam”, mam nieco mniejszą motywację.

To, o czym dzisiaj chciałam napisać to aspekt projektu, który mnie zachwycił, oczarował, złapał za serce, itd. 😉 Chodzi mi o cały tydzień próbowania czegoś nowego. Jakież to było odświeżające! Nie będę tu robić zbyt dużych spojlerów, ale pokrótce wprowadzę Was w samą ideę. Po więcej zapraszam do książki (psst! ja swoją wypożyczyłam z biblioteki. ;)).

30 dni do zmian

Myślę, że wielu ludzi – w tym oczywiście ja sama – przeżywa wszystkie swoje dni bardzo podobnie – bez większych ekscytacji, wypełniając obowiązki względem pracodawcy, rodziny i przyjaciół. W spokojnym życiu nie ma nic złego – ja bardzo lubię swoje uporządkowane dni, gdy mam mnóstwo energii do robienia tych wszystkich rzeczy, które zrobić „muszę”. Czuję się wtedy najlepszą wersją siebie. Gorzej z tą dalszą częścią dnia, gdy nadchodzi upragniony „czas wolny”. A w czasie wolnym co? Przeglądanie facebooka, oglądanie durnych filmików na YouTube, ale też dobrze nam znanych, ogłupiających – nie boję się tego słowa – programów i seriali. To wszystko sprawia, że czujemy, jak czas gdzieś nam ucieka, nagle orientujemy się, że zgubiliśmy w tym wszystkim sens albo czujemy się zaniedbani intelektualnie i emocjonalnie. A co by było, gdybyśmy zrobili coś inaczej?

Po robieniu nowych rzeczy codziennie przez tydzień – a nawet dłużej – mogę z całą mocą potwierdzić to, co sama autorka przedstawia jako rezultaty takiej postawy. Przede wszystkim, do naszego życia wkracza świeżość – zupełnie tak, jakbyśmy odkurzali i wietrzyli swoje emocje, ale i swój intelekt (trochę się przydaje przy niektórych nowościach ;)) To z kolei sprawia, że człowiek czuje się bardziej żywy, bo oto właśnie zrobił coś wyjątkowego. Może coś, czego zawsze bał się spróbować? Może przypadkiem wprowadzi w życie jakiś wspaniały nawyk? Może odkryje swoją pasję? Z naszymi doświadczeniami jest dokładnie tak samo, jak z wykształceniem. Jest to coś, czego nikt nigdy nam nie odbierze. Im więcej tej wiedzy, im dalej w las z doświadczeniami, tym człowiek bardziej interesujący. Czyż nie każdy chciałby być interesujący? Gdy byłam w liceum, moim marzeniem było to, by zostać skomplementowaną właśnie w taki sposób. 😉

Co trzeba zrobić, żeby zacząć robić nowe rzeczy? Może trzeba mieć dużo pieniędzy? Może trzeba mieszkać w dużym mieście? Albo mieć wspaniałych przyjaciół, którzy zechcą te doświadczenia dzielić z nami? Jasne, te wszystkie czynniki na pewno byłyby ułatwieniem, ale to nie jest wcale konieczne. Żeby zacząć cokolwiek, trzeba… po prostu zacząć. I tyle. Można zacząć od pierdoły, np. zjeść potrawę, której nigdy wcześniej się nie jadło albo odwiedzić miejsce w swojej okolicy, w którym nigdy się nie było, albo przećwiczyć jeden filmik jogowy i przekonać się, na ile joga jest dobroczynna. 😉

30 dni do zmian

Co ja zrobiłam w tygodniu próbowania czegoś nowego? Pastę z ciecierzycy i buraka, test inteligencji wielorakich (który upewnił mnie w przekonaniu, że jestem człowiekiem renesansu, co wyjątkowo poprawiło mój humor), zaczęłam nosić „zegarek” liczący kroki i czas snu z wyszczególnieniem jego faz (co jest największą motywacją do spacerów ever, a było za darmo, bo dostałam to od mamy; jeszcze Wam o tym napiszę), zrobiłam wegański majonez, a później wykorzystałam go do surówki z kapusty z dodatkiem żurawiny (pycha!), kapusty było dużo, więc ją ukisiłam w słoiku (a teraz trochę boję się ją jeść :D), kupiłam w końcu pączki z podobno najlepszej pączkowej miejscówki w Warszawie. Zrobiłam też domowy keczap, który jest najpyszniejszy na świecie, a ze sklepowym ma niewiele wspólnego. Poszłam na Zawody Latających Psów i na kręgle. No i kupiliśmy w końcu wyciskarkę wolnoobrotową i wypróbowujemy coraz to nowe mieszanki warzyw i owoców – kolejny dobry nawyk, ale ok, ten wymagał większego nakładu finansowego.

Najlepsze jest to, że wcale nie o to chodzi, żeby się wykańczać z wyszukiwaniem kolejnych nie wiadomo jak ekscytujących rzeczy. Nie trzeba ich też – w moim odczuciu – robić codziennie. Warto od czasu do czasu, np. raz w tygodniu, zaplanować coś takiego. To, co moim zdaniem daje taki tydzień – 7 nowych rzeczy – to siła rozpędu, która sprawia, że chcemy nadal robić coś fajnego. Właściwie niekoniecznie nowe, ale po prostu fajne właśnie. Np. jeśli pójdę na wystawę albo do teatru, to nie będzie to dla mnie pierwszy raz – ale będzie to pierwszy raz na tej konkretnej wystawie czy sztuce. A to nadal odświeżające i wyjątkowe. Zdecydowanie lepsze niż scrollowanie „ściany”.

W tym tekście nie chodzi o przekraczanie strefy komfortu – dla mnie to ciągle trudne – ale w samej idei jest miejsce na takie wyzwanie. Możecie wybrać takie rzeczy, które będą przekroczeniem tej strefy. Ja w najbliższym czasie – za równiutko 9 dni – będę miała okazję pierwszy raz lecieć samolotem, co jest dla mnie totalnym przekroczeniem strefy komfortu. Jednak, jeśli nie pokonam tego strachu, to nie zobaczę Londynu – a bardzo chcę. Tak to właśnie działa. 🙂

Zróbcie w ciągu najbliższego tygodnia chociaż jedną nową rzecz, zobaczcie, jak niesamowicie odmienia to samopoczucie! Kompletnie nie rozumiem, jak dorosły człowiek może powiedzieć, że się nudzi. Nie nudzi się, tylko tkwi po uszy w marazmie i nie umie z niego się wygrzebać. A świetnym sposobem na to jest właśnie wypróbowanie czegoś nowego.

Na koniec kilka przykładów, co możecie zrobić (wszystkie zaczerpnięte z książki lub zainspirowane nią):

  1. Idź/jedź do pracy inną drogą.
  2. Napisz wiersz.
  3. Przeczytaj książkę o nietypowej dla Ciebie tematyce.
  4. Wybierz się na spacer po lesie (park się nie liczy!).
  5. Odwiedź ZOO.
  6. Naucz się strzelać.
  7. Obejrzyj sobie TEDa.
  8. Napisz list do siebie za 5 lat.
  9. Oddaj krew.
  10. Zakończ toksyczną relację.

Powodzenia!

Obserwuj mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. 🙂

Co jeszcze może Cię zainteresować:

  1. „Projekt szczęście” Gretchen Rubin – recenzja
  2. „Lekcje Madame Chic”, czyli naucz się od Francuzów, jak cieszyć się życiem
  3. Potęga wytrwania w decyzji, czyli postanów coś sobie | 52 Tygodnie Pozytywności
  4. Nie marnuj dnia, nie marnuj życia… Ale co to właściwie znaczy?
  5. 35 pomysłów na to… co ze sobą zrobić jesienią
  6. 25 lekcji z 25 lat życia